Vestigit to polski startup wywodzący się ze środowiska Politechniki Wrocławskiej, który opracował autorską technologię wykrywania nieautoryzowanej dystrybucji. Spółka powstała w 2018 r. i specjalizuje się w cyberbezpieczeństwie. Projekt uzyskał dofinansowanie NCBiR w Programie Inteligentny Rozwój zajmując drugie miejsce w konkursie na 332 startujących.
Dlaczego zaczęliście pracować nad cyberbezpieczeństwem dla mediów?
Rafał Radawiec: Pewnego razu na targach w Amsterdamie, jeden z operatorów, z którym rozmawialiśmy, poszukiwał takiego rozwiązania. Powiedział, że jeśli stworzymy technologię, to chętnie nawiążą z nami współpracę. Z tym pomysłem poszedłem do Krzyśka i zaczęliśmy robić pierwsze przymiarki, czy jesteśmy w stanie zrobić tego typu rozwiązanie. Krzysiek zrobił pierwsze algorytmy i stwierdziliśmy, że podejmiemy się tego wyzwania.
Współpracowałem z kilkoma naukowcami z Politechniki i zaproponowałem im podjęcie tego tematu w obszarze wizji komputerowej, algorytmów kryptograficznych i tym podobnych. Wspólnie stworzyliśmy wniosek do NCBiR, w efekcie którego otrzymaliśmy 28 punktów. W okresie 19 miesięcy stworzyliśmy pierwszą wersję naszego rozwiązania, która spotkała się z pozytywnym odzewem rynku. Sztuczna inteligencja w tym projekcie, to był innowacyjny pomysł, ale zdecydowaliśmy się kontynuować ten kierunek działań.
Jak działa Wasz produkt, Vestigium?
Za pomocą sztucznej inteligencji nakładamy znak wodny tworząc dwie kopie materiału – tzw. kopię A i kopię B. Jeśli przeszukamy Internet za pomocą naszego crawlera i znajdziemy odpowiedni materiał, w pierwszej kolejności sprawdzamy, czy jest tam nasz znacznik. Jeśli zostanie wykryty, to informujemy twórcę treści, że materiał został przejęty i nielegalnie udostępniony w innych serwisach.
W jaki sposób są powszechnie chronione zasoby multimedialne?
Zasoby multimedialne są chronione DRM-ami. W momencie, w którym użytkownik autoryzuje się u danego operatora w systemie, DRM zdejmuje zabezpieczenie. Kiedy nagramy ekran lub też przechwycimy ekran za pomocą graberów HDMI lub różnych programów i retransmitujemy, DRM jest już zdjęty i trudno później ten materiał znaleźć.
W Vestigium wygląda to tak, że watermark jest na całym obrazie i jest niewykrywalny. Nawet tego typu modyfikacje jak lustrzane obrócenie obrazu, obcięcia z każdej strony lub też rozjaśnianie nie są w stanie uwidocznić ochrony.
Jak bardzo pandemia zintensyfikowała problem piractwa?
Raporty pokazują, że piractwo na świecie podczas pandemii wzrosło o 33%, więc ten problem jest i coraz bardziej postępuje. Najbardziej atrakcyjny content do oglądania to transmisje na żywo. Jeden z klubów piłkarskich w Premier League zrobił badania, które pokazały, że przez piratów, w ciągu 90 minut meczu, tylko jeden klub traci ok. miliona funtów.
Co się dzieje potem, kiedy oprogramowanie zidentyfikuje pirata?
To już jest decyzja operatora. Może zablokować takiego użytkownika w systemie lub ze względu na straty, wyciągnąć konsekwencje prawne. Głośna w Polsce była sprawa dwunastolatka, który retransmitował galę mieszanych sztuk walki na Facebooku. Dyskutowano wtedy, czy rodzice powinni odpowiadać za takie przypadki. Straty z tego tytułu mogły wynieść ponad 10 mln zł.
Czy platformy OTT są obecnie głównym generatorem piractwa?
Pojawia się coraz więcej platform OTT i to powoduje wojny streamingowe np. w jednej platformie mamy abonament miesięczny w wysokości 40 zł. W momencie, kiedy użytkownik korzysta z 5 takich platform, musi zapłacić średnio ok. 200 zł. Dlatego bardzo często użytkownicy wykupują abonament na jednej-dwóch platformach, a dodatkowo korzystają z pirackich treści.
Może być też tak, że jeśli te materiały znajdują się już na pewnych stronach nielegalnie, to użytkownicy, którzy to oglądają nie mają świadomości, że robią to wbrew prawu. Trzecim elementem jest podpinanie mikropłatności. Na pirackich stronach można stworzyć siatkę płatności bankowej, dzięki którym jesteśmy w stanie zapłacić np. kartą lub przelewem. W pewnych aspektach sami przyczyniamy się do tego procederu. W Niemczech powstało prawo, które mówi, że w momencie, w którym osoba, pomimo że nie retransmituje nielegalnych treści, ale je ogląda, również jest piratem i także jest pociągana do odpowiedzialności.
Na użytkowników nie powinno się wpływać samym karaniem, ale również budowaniem świadomości.
Jak powinna wyglądać edukacja w tym temacie Twoim zdaniem?
Tę świadomość powinno się już budować od najmłodszych lat. Podobnie jest z grami na smartfonach i tłumaczeniem dzieciom, że wykupienie dodatkowych giftów wiąże się z pieniędzmi, na które trzeba pracować. Tak samo trzeba uczulać najmłodszych, że osoby, które tworzą treści audiowizualne, mają taką pracę. Należy wyraźnie zaznaczać, że udostępnianie czyjejkolwiek twórczości, kiedy nie ma na to jasnego przyzwolenia, jest kradzieżą.
To niełatwe. Znaczna część internautów uważa, że to, co jest w internecie, jest po prostu do wzięcia.
Zdecydowanie tak. Taką samą skalę piractwa obserwujemy w zakresie e-commerce i kradzieży treści pomiędzy różnymi sklepami. Jeden sklep wydaje na kampanie duże pieniądze, również po to, żeby się wypozycjonować, a drugi kradnie mu te materiały, udostępnia u siebie i żaden sąd nie jest stanie wycenić strat.
Jaki jest Wasz model biznesowy?
Mamy kilka modeli. W zależności od tego, czego oczekuje od nas klient. Możemy wykorzystywać model subskrypcyjny, czyli opłatę od jednego użytkownika w systemie, gdzie te materiały są zabezpieczone naszym watermarkiem. Druga możliwość to tzw. sesje, czyli ilości sesji odtworzonych przez danego użytkownika w miesiącu. Inną opcją, jest opłata za sumę zabezpieczonych danych wykorzystanych przez użytkownika. Jeśli materiał video przechodzi przez różne systemy operatora z naszym znakiem, to my zliczamy ilość tych danych, które zostały przesłane.
W jaki sposób spółka była i jest finansowana?
Założenie od początku było takie, że jeśli dostaniemy grant, to zrealizujemy projekt. Reszta była finansowana ze środków prywatnych. W momencie, kiedy stworzyliśmy pierwszą technologię, rozpoczęliśmy poszukiwania inwestorów. Udało nam się zainteresować naszym produktem fundusz RKKVC oraz Redge Technologies – połączenie dla nas idealne, ponieważ są to fundusze prywatne, a poza tym mamy w Redge mocnego partnera strategicznego, co wzmacnia naszą wiarygodność na rynku.
Będziecie w niedalekiej przyszłości starać się o kolejne finansowanie?
Tak, już w tym momencie się staramy. To jest projekt badawczy, na pewno dość innowacyjny, który może zmienić obraz rynku. Projekt jest teraz na etapie oceny wniosku.
Czy było coś, co sprawiło Wam wyjątkową trudność?
Oczywiście. Nasze założenia były optymistyczne. Pierwsze badania B+R opierały się na algorytmach klasycznych. Okazało się jednak, że nie były do końca efektywne. Watermark był skuteczny, ale niestety widoczny i po pół roku pracy musieliśmy dokonać mocnego, szybkiego zwrotu. Udało się to zrobić i stworzyć innowacyjny produkt.
Jakie plany macie na przyszłość?
Chcemy stale się rozwijać. Mamy zamiar zrobić kilka wdrożeń w Polsce, ale już teraz wychodzimy na rynek globalny. Rozmawiamy z klientami ze Stanów Zjednoczonych i Emiratów Arabskich. Mamy road mapę technologiczną z ciekawymi wyzwaniami. W zależności od potrzeb będziemy ją stale aktualizować. Jesteśmy dumny, że skala zainteresowania naszym produktem jest tak duża. Wiedzieliśmy, że jest konkurencja, ale wydaje się, że kierunek, w którym poszliśmy pozwolił nam być o kilka kroków przed nimi.
Czy jest coś, czego mogę Wam życzyć?
Szybkich wzrostów!
Powodzenia!
Dziękuję!