Od wraku “Błotniaka” do startupu
Historia Mariusza Szymańskiego mogłaby posłużyć za kanwę filmu dla młodzieży z mottem “Marzenia się spełniają, jeżeli naprawdę chcesz je zrealizować”. Główny bohater od dziecka obraca się w specyficznym środowisku. Jego ojciec prowadzi salon fryzjerski w wojskowym porcie, a odwiedzający go syn ma nietypową dla innych dzieci okazję obserwacji z bliska potężnych okrętów i pracujących wokół nich żołnierzy. To z pewnością napędza wyobraźnię kilkuletniego dziecka, a koniec końców buduje marzenie o poznawaniu podwodnego świata. Pewnie nie raz przysłuchuje się również rozmowom ojca z wojskowymi. Może wtedy właśnie, przysłuchując się ich wypowiedziom, pierwszy raz usłyszał o “Błotniaku”?
“Błotniak” był tajnym projektem realizowanym w ramach Układu Warszawskiego w latach 70. ubiegłego wieku. Z ambitnych planów niewiele wyszło, a rdzewiejące szczątki zalegały na terenie gdyńskiej Marynarki Wojennej – właśnie tam, gdzie dzieciństwo spędzał Mariusz Szymański. Dwadzieścia lat później przypomniał sobie o skorodowanych pozostałościach “Błotniaka” i wpadł na szalony – wydawać by się mogło niemożliwy do zrealizowania przez niego plan – odbudowy pojazdu, który tym razem miał zadziałać.
Odbudowany “Błotniak”, źródło: Wikipedia.Wyszukuje części na Allegro, kupuje w Agencji Mienia Wojskowego. Na pracy spędza wiele miesięcy. Jednak gdyby nie pomoc twórców pierwowzoru “Błotniaka” zapewne pomimo ogromnej determinacji Mariusza, cały projekt by upadł. Inżynierowie wojskowi dzielą się z nim planami budowy pojazdu, co koniec końców prowadzi do realizacji szalonego celu: “Błotniak” zostaje zwodowany, pływa i osiąga dobre prędkości!
Po tym sukcesie Mariusz Szymański idzie za ciosem, i wykorzystując zdobyte kontakty postanawia zrealizować nowy projekt – dużo efektywniejsze, lekkie i składane płetwy, których odbiorcą będą wojskowi. Dzisiaj jego firma ExoTech wśród swoich klientów ma jednostkę GROM i zagraniczne wojskowe jednostki specjalne, a płetwy chce sprzedawać również cywilom.
Płetwy jak nożyczki
Na początek pytam założyciela ExoTech o to, dlaczego postanowił stworzyć właśnie płetwy, a nie produkt bardziej związany z jego wyuczonym zawodem – fryzjerstwem. Jego odpowiedź pokazuje, że inspirację do innowacyjnego produktu można znaleźć dosłownie wszędzie: – Z zawodu jestem fryzjerem, z pasji płetwonurkiem, a płetwy Folding Fins wynalazłem, inspirując się nożyczkami fryzjerskimi. Pierwsza wersja płetw składanych została stworzona z myślą o płetwonurkach bojowych, gdyż specyfika pracy wymagała minimalizacji, mobilności i trwałości ekwipunku płetwonurka bojowego. Przewaga naszych płetw wyraża się w lekkości, prędkości pływania i nowoczesnym designie, a inspiracją do stworzenia jedynych na świecie płetw biomimetycznych był naturalny ruch płetwy ryby.
Skąd wziąłeś pieniądze na swój projekt, kto w Ciebie uwierzył? Fryzjerowi chyba nie było tak łatwo o pozyskanie środków jak np. naukowcowi?
– W trakcie moich poszukiwań partnerów biznesowych, których potrzebowałem do realizacji planów, poznałem Tomasza Krause oraz Krzysztofa Paula, którzy mają wieloletnie doświadczenie biznesowe. Otrzymaliśmy wsparcie z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, bez niego nasze plany byłyby niemożliwe do realizacji – mówi Mariusz Szymański i dodaje: – Bez dofinansowania zewnętrznego ciężko byłoby nam cokolwiek zrobić. Początkowo prowadziliśmy działalność za własne pieniądze, ale były to naprawdę trudne czasy. Wsparcie, udzielone przez NCBR było kamieniem milowym w kontekście rozwoju naszej firmy i nie zawaham się użyć stwierdzenia, że spełniło nasze marzenia.
Dzięki wsparciu NCBR budżet ExoTech wyniósł 5 milionów złotych, co umożliwiło im prace nad opracowaniem nowej technologii płetw – za pieniądze ze środków publicznych stworzyli największy w Europie tunel hydrodynamiczny oraz symulator nogi płetwonurka. Projekt zakończył się sukcesem i doszli do momentu komercjalizacji.
Tunel hydrodynamiczny i symulator płetwy nurka zbudowane przy użyciu środków NCBR do testowania płetw Folding Fins.Jak doszło do tego, że jesteś właścicielem startupu, a nie zakładu fryzjerskiego? To dość nietypowy zwrot akcji, nawet jak na startupowca.
W związku z tym, że mój ojciec prowadził salon fryzjerski w porcie wojennym ponad dwadzieścia lat, w środowisku wojskowym obracałem się notorycznie. Kiedy zacząłem nurkować, nie chciałem być więc zwykłym płetwonurkiem, tylko kimś, kto zrobi coś innego od wszystkich. Udało mi się zdobyć szczątki pojazdu podwodnego “Błotniak” i wykorzystując kontakty z Akademii Marynarki Wojennej z ówczesnymi konstruktorami po licznych modernizacjach i moich rozwiązaniach technicznych, pojazd zaczął pływać. Zacząłem być zapraszany na imprezy wojsk specjalnych w Polsce i za granicą, i tak pozyskałem kontakty z tym środowiskiem.
Dlatego, to co wydaje Ci się zaskakujące, że dołączyli do mnie uznani partnerzy biznesowi, wcale takie nie jest: kiedy wymyśliłem płetwy, moja wiarygodność była już niepodważalna, bo odbudowany przeze mnie bojowy pojazd podwodny Błotniak brał udział w kilku projektach naukowo badawczych m.in dla Akademii Marynarki Wojennej (Wieloczujnikowy System Monitoringu Portu Morskiego). To otworzyło mi możliwości do testowania prototypu płetw z najlepszymi płetwonurkami – wojskowymi i cywilnymi.
Jak startup wszedł we współpracę z GROM-em, jak tego dokonaliście?
Kontakty, o których wcześniej mówiłem, plus też dużo dał udział w kilku projektach naukowo badawczych, związanych z moim pojazdem podwodnym Błotniak, gdzie miałem również okazję konsultować projekt z żołnierzami i płetwonurkami. Rozwijaliśmy produkt według ich wskazówek, gdzie m.in. idea składania doskonale wpisała się w ich potrzeby.
Żeby sprzedać sprzęt takiej jednostce jak GROM, trzeba wykazać, że płetwy wpisują się w potrzeby i ułatwiają działanie na polu walki. Składanie jest tutaj kluczowe, gdyż można je schować i przemieszczać się skrycie w trakcie działań bojowych. Udało nam się sprzedać płetwy składane do jednostki GROM oraz innych jednostek specjalnych świata. Po tym sukcesie postanowiliśmy stworzyć płetwy składane na rynek cywilny.
Kto kupi składane płetwy, kim jest wasza grupa docelowa?
Naszą grupą docelową są płetwonurkowie turyści, pływacy i jednostki pływające: szeroko pojęta turystyka wodna, ale również ratownicze.
Dlaczego wybraliście właśnie Kickstarter, w czym jest lepszy dla zbiórki pod Wasz projekt od innych tego typu platform?
Kickstarter operuje głównie w USA, a tam jest nasz rynek docelowy, stąd nasz wybór padł na amerykański portal crowdfundingowy.
Platforma otwiera nam możliwości na cały świat, natomiast nie możemy ocenić wyniku, gdyż kampania jeszcze trwa. Uważamy, że nasz produkt jest na tyle rewolucyjny i innowacyjny, że sam się napędza. Oczywiście, kluczowe jest przeprowadzenie kampanii, filmy i rendery, które namacalnie identyfikują i określają zalety produktu. Jeżeli zainteresował Was nasz pomysł na produkt, to zachęcamy do dołączenia do zbiórki na Kickstarterze.
–
Jakie projekty mają największe, a jakie najmniejsze szanse na Kickstarterze?
Uzupełniając rozmowę z założycielem Folding Fins powiedzmy na koniec kilka słów o samym Kickstarterze. To amerykańska platforma crowdfundingowa założona w 2009 z myślą o gromadzeniu środków na projekty praktycznie z każdej dziedziny, od wydania płyty i produkcji filmu, po drony i drukarki 3D. Zasada, która odróżnia Kickstarter od innych tego typu inicjatyw, to ryzykowna dla zbierającego środki zasada “wszystko albo nic”. Jeżeli przeszacujesz swoje szanse i ustawisz cel zbiórki zbyt wysoko, to musisz liczyć się ze stratą każdej zarezerwowanej na Twoje konto przez wpłacającego złotówki. No właśnie, tu dochodzimy do sedna – “bakers” nie wpłacają pieniędzy na interesujący ich projekt, a tylko zobowiązują się do takiego działania. Środki przelewane są dopiero po zakończonej sukcesem zbiórce.
Dlaczego Folding Fins udało się osiągnąć zakładany cel? Nie znamy odpowiedzi na to pytanie, ale pewną wskazówką mogą być dla Was publikowane regularnie statystyki Kickstartera. Na trzydzieści polskich projektów cieszących się największym wsparciem … trzydzieści to gry, komputerowe lub planszowe, co mogłoby świadczyć o tym, że Kickstarter to dobry kierunek dla ich twórców. Jednak z drugiej strony gdy popatrzymy na wszystkie dziewięćset projektów z naszego kraju, to przynajmniej 80% z nich to właśnie gry. Jeden wniosek który można wyciągnąć z tych danych jest taki, że Kickstarter jest popularny i mocno zdominowany przez branżę gamingową. Łącznie, od początku działania platformy, Polacy starali się o środki w 941 projektach.
Biorąc pod uwagę statystyki dotyczące całego Kickstartera, najwięcej projektów które nie pozyskały finansowania, a które mogły teoretycznie ze względu na branżę być rozwijane przez startupy, wpada do kategorii “Technology”:
źródło: KickstarterZ kolei najlepiej radzące sobie projekty globalnie, mogące być produktem startupów, to te z kategorii “Games”: źródło: Kickstarter