Arek Hajduk – Założyciel i prezes w StartupCEO.pl, współgospodarz w ZapytajVC.pl, współzałożyciel w Wstanzkanapy.pl.
Ostatnich 10 lat pełnił rolę prezesa i współzałożyciela data software house Transparent Data, czołowego dostawcy danych gospodarczych w Polsce. Odkąd w 2005 roku ukończył Politechnikę Duńską w Kopenhadze i wrócił do Polski po doświadczeniach przedsiębiorcy w Danii i Kanadzie, realizuje się jako osoba promująca globalne trendy i innowacje.
Przez ponad 15 lat intensywnie działa w środowisku startupowym i inwestycyjnym. Zajmował stanowisko Dyrektora ds. Innowacji w Grupie Energa, był managerem inwestycyjnym w SpeedUp Venture Capital Group, współtworzył i prowadził akcelerator Huge Thing, współorganizował takie eventy jak Poznań Startup Weekend. W 2014 roku Magazyn Brief umieścił go na liście 50-u najbardziej kreatywnych ludzi w biznesie.
Posłuchaj na Spotify
Posłuchaj na You Tube
🤖 Transkrypcję rozmowy wykonał Transkryptomat.pl
Powiedzmy na początek dla osób, które Cię nie znają i nie kojarzą, że jesteś współzałożycielem startupów w Polsce, Danii i Kanadzie, współzałożycielem akceleratora Huge Thing i pracowałeś również dla SpeedUp Venture Capital. Co się zmieniło na rynku inwestycyjnym przez ostatnie 10 lat?
Arek Hajduk: Zmieniło się całe mnóstwo. Te rzeczy, o których mówisz, czyli Huge Thing, SpeedUp, czy zakładanie startupów, to jest moja historia z lat 2006-2013. W 2006 r. założyłem swój pierwszy prawdziwy technologiczny startup, a tak naprawdę kiedyś to nie nazywało się FinTech, ale finansowy startup. Od 2006 do 2008 udało mi się zaliczyć Danię i Kanadę, a później w latach 2008-2010 prowadziłem ten sam fintech, tylko że w Polsce z Niemcami, z niemieckim właścicielem.
A później los mnie rzucił do Poznania. Już w funduszu współzałożyłem akcelerator Huge Thing. Wtedy z mojej perspektywy ten rynek był dopiero w powijakach, to znaczy strasznie czuliśmy takie podekscytowanie, że bardzo dużo się dzieje, ale tak naprawdę to były nieśmiałe próby nadrobienia iluś tam lat do naszych sąsiadów za granicą. Nie mieliśmy żadnych tradycji venture capitalowych, nie wiedzieliśmy jak inwestować, uczyliśmy się startupowania z internetu – dużo rzeczy i dużo wiedzy wtedy nie było.
Zresztą niedawno z Michałem Olszewskim reaktywowaliśmy Zapytaj VC, to był taki kanał vlogowy. I dlaczego o nim wspominam? Bo to właśnie daje chyba obraz momentu, w którym tamten rynek był. Z Michałem pracowaliśmy obaj w funduszach inwestycyjnych, to były fundusze w grupie SpeedUp i bardzo często rozmawialiśmy z pomysłodawcami, którzy przychodzili po finansowanie i to były powtarzające się tematy. Niektóre z tych dyskusji ciągnęły się przez wiele maili, przez jakąś wymianę po spotkaniu, dlaczego nie chcecie zainwestować i tak dalej. Wtedy z czystego lenistwa postanowiliśmy, że wrzucimy coś na YouTube’a. Nakręcimy kilka wideo, opowiemy o kilku rzeczach, które w naszej codziennej pracy występują. Chcieliśmy po prostu, żeby współzałożyciele startupów czy pomysłodawcy, którzy przychodzą do nas byli lepiej przygotowani do rozmowy i żebyśmy uniknęli tych długich, nieproduktywnych dyskusji podczas procesu selekcji podmiotów do inwestycji.
No i jak odpaliliśmy to, myśleliśmy, że to będzie prywatne wideo, jak przyjdzie jakiś pomysłodawca to my mu wyślemy linka po prostu i powiemy: Zobacz, dlatego na przykład nie podpisujemy NDA, tu jest wytłumaczenie w siedmiominutowym wideo. I co się okazało? Nagle, zupełnie nieświadomie zaczęliśmy krzewić kaganek oświaty. To znaczy ta wiedza, która dla nas wydawała się taka dość oczywista i taka nasza codzienna – no bo z tym pracowaliśmy – okazała się na rynku bardzo brakująca. Nagle zaczęliśmy się pojawiać na wykładach u studentów. Nagle kiedyś Michał Sadowski podesłał nam zdjęcie, gdzie w AIP w Warszawie na telewizorach pojawiały się odcinki Zapytaj VC. Po prostu ta wiedza była potrzebna.
No i teraz jesteśmy w 2023, 10 lat później, a rynek wygląda kompletnie inaczej, to znaczy tej wiedzy jest więcej niż kiedykolwiek. Ta wiedza jest już też po polsku i jest już też nie tylko wiedzą teoretyczną, którą gdzieś tam widzimy i czytamy w internecie, tylko po prostu przetrenowaną w okopach.
Bardzo dużo fajnych startupów powstało przez ten czas, bardzo dużo sukcesów, relatywnych oczywiście w skali światowej się pojawiło. Pracownicy z tych startupów poodchodzili i pozakładali następne startupy. Jest taki efekt kuli śnieżnej.
A ze strony inwestorskiej widzimy, że jest o wiele więcej pieniędzy, o wiele więcej źródeł finansowania, są prywatne fundusze, są fundusze wyspecjalizowane w jakiejś określonej dziedzinie, są aniołowie biznesu – w zdecydowanie większej ilości.
Już teraz powiedzenie “zainwestowałem w startup” nie jest jakieś niespotykane. To jest bardzo okej, to jest po prostu pewna klasa aktywów, którą się interesujesz i w nie wkładasz pieniądze. Także z mojej perspektywy bardzo dużo się zmieniło. Jesteśmy ciągle na początku drogi, bo myślę, że świat ciągle się rozwija i tutaj i po stronie inwestorskiej i po stronie startupów jeszcze dużo może się wydarzyć bardzo fajnych rzeczy, ale te 10 lat na pewno zrobiło dużą różnicę w tym gdzie ten rynek teraz jest.
A propos skali światowej, branża Venture w Polsce przystosowuje się do standardów światowych szybko, czy w ramach swoich możliwości? Jak to oceniasz, czy to jest dla Ciebie satysfakcjonujące tempo?
Ciężkie pytanie, bo oczywiście za każdym razem, pewnie pierwsza myśl jest taka: za wolno. Wiesz co, to nie chodzi o problemy chyba, bo w samym twoim pytaniu poruszyłaś bardzo ważny aspekt: według swoich możliwości.
Na pewno ci wszyscy inwestorzy to nie są głupi ludzie. To są goście, którzy naprawdę ogarniają, to są goście, którzy czytają, widzą, podglądają, co się dzieje na świecie. 10 lat temu koinwestycje z zagranicznymi inwestorami to pewnie można było policzyć na palcach jednej ręki. Teraz jest to codzienność i bardzo dużo zagranicznych funduszy jest tutaj, więc na pewno (Polacy) podglądają, jak się dzieją rzeczy na świecie – i są na pewno efekty.
Teraz nie spodziewam się, że jest jakikolwiek fundusz, do którego pójdziesz i w etapie seedowym będzie ci chciał zabrać 51%, co jeszcze w roku 2010 było standardem – że przychodziłeś do funduszu, a fundusz: „no to ja dam ci 200 tysięcy euro za 51%”. To takich rzeczy już na pewno nie ma. A jeszcze to 200 tysięcy było z pieniędzy publicznych. Taki inwestor nie utrzymałby się najzwyczajniej na świecie na rynku inwestorskim w dłuższej perspektywie. Może raz, dwa by mu to wyszło, ale później już nie.
A z drugiej strony ciągle mówimy o etapie rozwoju rynku. Ciągle mówimy o tym, że ci inwestorzy nie działają w próżni. To znaczy, z jednej strony ciągle jest za mało prywatnych pieniędzy, ciągle za mało jest korporacyjnych pieniędzy, które są inwestowane w startupy.
Ciągle jednak nasz cały system finansowania w dużej mierze polega na finansowaniu publicznym co niesie ze sobą oczywiście wady i zalety, tak jak wszystko. Więc myślę, że odpowiadając na twoje pytanie: to tak, ta kultura inwestowania w Polsce się zmienia. Niektórzy, którzy wchodzą w ogóle do tej branży i nie są “skażeni” latami doświadczeń, na pewno mogą być odważniejsi i robić większe skoki. Natomiast oczywiście, chciałoby się, żeby ten rynek trochę zmieniał się szybciej. I jeszcze może tylko na koniec: trochę nieważne jak ten rynek się zmienia, bo naprawdę najlepsi founderzy i najlepsze startupy nie mają problemu z tym, żeby pozyskać finansowanie za granicą.
Trzeba po prostu ominąć fundusze, które działają za wolno, które mają długi proces decyzyjny, które mają jakieś spowalniacze, których zachodnie fundusze nie mają.
Niedawno, zupełnie przez przypadek, byłem na takiej bardzo fajnej kawie z jednym z kolegów inwestorów i rozmawialiśmy o jego antyportfolio. To jest taki mój ulubiony temat. Bo wtedy wiem, co ten inwestor w ogóle zrobił. Nie te startupy, w które zainwestował, ale mnie bardziej interesują te, w które nie zainwestował. To jest taki ciekawy indykator jakości. No i on ma bardzo ciekawe antyportfolio – jedna to jest taka głośna spółka, która teraz bardzo fajne rzeczy robi. Mówił, że niestety uciekła im ta spółka dlatego, że za długo się zastanawiali i mieli problem z podjęciem decyzji, gdzie fundusze, gdzieś tam w Londynie, czy w Sztokholmie, czy gdzie indziej po prostu te decyzje podejmowały dużo szybciej i już.
Prawie dwa miliardy, które obiecał PFR w przyszłym roku, może pomóc startupom – ale zastanawiam się: jakim startupom pomogą te pieniądze, biorąc pod uwagę obecną sytuację jaką mamy? Bo wszyscy się cieszą, ale przecież nie wszyscy te pieniądze dostaną i trochę na innych warunkach. Jednak fundusze w tym momencie są bardzo ostrożne, więc kto ma realnie szansę?
Wiesz co, mnie martwi chyba najbardziej ten fragment, który użyłaś w pytaniu, czyli to słowo “ostrożne”. Bo mówimy o funduszach wysokiego ryzyka, a tymczasem, wiesz, tobie naturalnie przychodzi słowo ostrożne – no bo tak jest.
Tak, więc to jest problem. Myślę, że tu jest bardzo uniwersalna odpowiedź, to znaczy dostaną ci, którzy będą w stanie przekonać fundusze do tego. I tutaj nie ma nic wspólnego z tym, że to będą najlepsze projekty, czy to będą najlepsi pomysłodawcy, czy to będą najbardziej perspektywiczne pomysły – czy odważne, czy nie. Myślę, że tak jak zawsze, niezależnie od tego ile tych pieniędzy jest, to po prostu wygrają ci, którzy będą w stanie siebie sprzedać. Sprzedać siebie, sprzedać pomysł, sprzedać wizję, mieć już być może track record, który jakoś uwiarygadnia tą historię.
Czy będzie ich mniej, czy więcej? Nie wiem. To jest tak, że znowu ci, którzy nie pozyskają tutaj finansowania, to mogą poszukać tego finansowania gdzie indziej – z jednej strony. Z drugiej strony, ja już po tylu latach, więcej jestem przedsiębiorcą niż byłem inwestorem, więc zawsze jestem zdania, że zewnętrzny kapitał to tylko narzędzie. Tak, jak kiedyś pewnie byłem fanem “szybciej” i więcej brania tego kapitału, to teraz zdecydowanie pewnie się postarzałem albo nabrałem doświadczenia, zależy jak na to patrzeć – i uważam, że finansowanie trzeba brać jak najpóźniej i tylko wtedy, kiedy wiemy na co je wykorzystać.
Więc być może to, że niektóre startupy nie dostaną finansowania, wcale nie będzie najgorszą wiadomością, no bo po pierwsze: utrzymają się z klientów. Być może niektóre padną i to będzie taki zdrowy odsiew, bo jeżeli nie byli w stanie przekonać klientów, to może nie mogli istnieć na rynku. Oczywiście zawsze będą przegrani, nie twierdzę, że to jest dobra sytuacja, zawsze jest lepiej mieć więcej opcji niż mniej. Natomiast trzeba sobie radzić z tym, co jest i prawdziwy przedsiębiorca nie ogląda się na tą sytuację rynkową, bo on rozwiązuje jakiś problem, dociera do grupy klientów, która ma ten problem i daje im wartość. A finansowanie zewnętrzne ma być tylko narzędziem do tego, żeby ta firma szybciej rosła, czy przeskakiwała jakieś krzywe wzrostowe.
Geneza tego pytania była taka, że oglądałam ostatnią Aulę i z tego co zrozumiałam, pojawia się pewien trend – z uwagi na obecną sytuację gospodarczą – że fundusze bardziej patrzą na rentowność niż na skalę, niż na możliwość skalowania biznesu. Czy Ty ten trend zauważasz? Bo jeśli tak, to rzeczywiście VC mogą inwestować szczególnie wybiórczo.
Nie jestem zanurzony w świecie inwestorskim tak bardzo, jak byłem kiedyś, więc ciężko mi ocenić, co się dzieje w pitch deckach i na spotkaniach komitetów inwestycyjnych.
Natomiast mam chyba dwa, trzy przemyślenia w tym temacie. Rentowność jest bardzo ważna w prowadzeniu działalności, tylko że jest kilka rzeczy po drodze. Po pierwsze na etapie seedowym, czy na wczesnym etapie, to rentowność to jest tylko coś, co jest wyliczone w Excelu i nie ma żadnej gwarancji, że się sprawdzi. Więc tutaj inwestycja wysokiego ryzyka na bardzo wczesnym etapie wyklucza w ogóle myślenie o rentowności w takiej perspektywie, okej – czy ona się wydarzy czy nie.
To jest pierwsza rzecz. Druga rzecz: być może to oznacza, że te rundy będą trafiały do podmiotów, które już są trochę dalej na drodze, to znaczy już mają na przykład produktu market fit, mają już klientów i potrzebują kolejną rundę, rundę A, B, C, która im pozwala przyspieszyć i wtedy możemy mówić o rentowności. Natomiast jak popatrzymy na największe jednorożce, to pieniądze z venture capital są używane do tego żeby rosnąć, bez zwracania uwagi – albo z mniejszym zwracaniem uwagi – na te przepalane pieniądze, dlatego że jest gdzieś obietnica tego, że prędzej czy później to się odwróci.
Żelazny przykład, który ostatnio gdzieś widziałem i pojawia się w mediach, to Uber, który miał pierwszy kwartał na plusie w swojej historii – to gigantyczne wydarzenie – bodajże 360 milionów do przodu, ale gdzieś tam jest gwiazdka pod spodem, ok, ale przepalone 36 miliardów.
Tak więc, mnie ciężko się zastanawiać nad Venture Capital. Być może inne źródła finansowania – tak. Okej, no to jak ja przychodzę z prezentacją, albo przychodzę z dwoma klientami, którzy są zainteresowani tym co robię i mam tutaj oprzeć cały mój pitch o rentowność, no to trudno mi sobie wyobrazić, że w ogóle takie finansowanie ma dla mnie sens. Chociaż z drugiej strony, to zawsze jest tak, że jak idziesz na przykład do banku po kredyt, to musisz udowodnić bankowi, że tego kredytu nie potrzebujesz, aby ten kredyt dostać. I wydaje się, że w wielu przypadkach rozmowy z inwestorami do tego właśnie się sprowadzają, to znaczy, że musisz im udowodnić, że nie potrzebujesz tej inwestycji, bo tak sobie świetnie radzisz, w związku z tym tę inwestycję możesz dostać. To trochę jest niespójne z całym sensem inwestowania – no bo znowu będę do tego wracał jak pijany płotu – tak, Venture Capital to są inwestycje wysokiego ryzyka.
Przejdźmy teraz do twoich ostatnich projektów i inicjatyw. Pierwszą z nich jest Startup CEO.
Niedawno zrobiłem sobie podsumowanie i mam ponad 17 lat doświadczenia w świecie startupowym, w różnych rolach. Tak jak rozmawialiśmy na początku, prowadziłem startupy za granicą, prowadziłem startupy w Polsce, pracowałem w funduszu inwestycyjnym jako menadżer inwestycyjny, współzałożyłem akcelerator i poprowadziłem pierwszą edycję tego akceleratora, tam też zainwestowałem w podmioty, byłem dyrektorem do spraw innowacji w dużej spółce skarbu państwa. Siedziałem po wszystkich stronach stołu. Ostatnie 10 lat spędziłem w spółce technologicznej, którą współzałożyłem i po pięciu latach została częściowo przejęta przez inwestora branżowego. Niedawno została przejęta w całości, a ja z niej wyszedłem.
I teraz, jak sobie zrobiłem to podsumowanie, to pomyślałem, że okej, że po pierwsze mam dość szerokie spojrzenie na rynek, które nie jest dość powszechne, to znaczy zazwyczaj są super specjaliści z jednej strony stołu, czyli na przykład mają gigantyczne doświadczenie w obszarze inwestycyjnym, albo gigantyczne doświadczenie jako przedsiębiorca, ale bardzo rzadko jest tak, że ktoś się może pochwalić pracą czy doświadczeniami praktycznymi w tych różnych rolach.
A z drugiej strony, przez ostatnich kilkanaście lat byłem prezesem startupu, który przechodził też różne koleje – nie tylko w tym ostatnim, ale też w poprzednich. Patrząc na to, w jaki sposób poszukiwałem odpowiedzi, czy próbowałem rozwiązać swoje problemy, to zorientowałem się, że nie ma nikogo takiego, kto mógłby pomagać tak na bieżąco. I przez kilka ostatnich lat miałem kilku super ludzi, którym pomagałem – prezesom startupów, dynamicznie rosnących, takich którzy mieli swoje ups and downs. Jeden to gigantyczny sukces, dwa pozostałe całkiem nieźle sobie radzą.
I z nimi pracowałem i im pomagałem. Zbierając te wszystkie elementy razem, szukałem swojej drogi i pomyślałem, że to jest dobry moment, żeby tą niszę spróbować zapełnić, czyli być takim doradcą, ale tak naprawdę niezależnym człowiekiem, który może pomóc prezesowi startupu w jego codziennej orce. Zazwyczaj prezes startupu ma nad sobą inwestora, który ciśnie, z drugiej strony są pracownicy, którzy mówią: “słuchaj, ja przyszedłem do tej firmy, bo uwierzyłem w twoją wizję i to co opowiadasz, więc liczę, że masz odpowiedzi na wszystkie pytania”. Z trzeciej strony, czasami jest tak, że ten prezes po raz pierwszy w ogóle prezesuje, bo na przykład ma kilkanaście lat doświadczenia w korporacji, ale bycie przedsiębiorcą, to jest zupełnie co innego. Albo pierwszy raz startupuje, bo dopiero wyszedł ze szkoły i to też jest coś, co jest zupełnie nowe dla niego.
Więc jest kilka punktów, które naprawdę mogą być ciężkie i wymagające. Startup CEO to jest właśnie taka próba stworzenia praktyki doradczej. Mam plan rozwoju dalej, dla prezesów startupów – nie dla spółek jako takich, czy samych startupów, tylko dla prezesów. W ich codziennych obowiązkach, w tym w jaki sposób mają sobie radzić z emocjami, w jaki sposób mają sobie radzić z kłopotami, w jaki sposób sobie mają radzić z obowiązkami różnymi, z produktywnością, z wieloma rzeczami, które są ich codziennością, a którą ja dobrze i bardzo intymnie znam.
Powiedziałeś, że pracując w funduszu prowadzi się cały czas te same rozmowy ze startupowcami. Czy sytuacja nie jest analogiczna z byciem doradcą founderów? Czy nie zawsze o tym samym z nimi rozmawiasz i w ogóle jakie bolączki ich najczęściej trapią?
Jest trochę tak, ale zdecydowanie mniej niż w funduszu. Dlatego, że do funduszu startupy przychodzą falami. To znaczy, wiesz, były modne bitcoiny, no to przychodziła pewnie do funduszy fala startupów web3.
Teraz jest AI, no to założę się, że 80% pitch decków odnosi się do AI. Więc tam ta powtarzalność jest o wiele większa. Tutaj jest jakiś oczywiście zestaw problemów, które są powtarzalne, natomiast one są super indywidualne – bo po drugiej stronie jest człowiek. To jest ten CEO, który ma swoje doświadczenia, swoje emocje, swoje traumy, swoje oczekiwania, swoje obawy, swoją rodzinę. Tysiące takich małych rzeczy, które wpływają na niego na co dzień. Rozmawiamy na temat np. osobistej produktywności, czy energii tego CEO – jak wygląda jego energia po całym dniu spotkań, czy to były spotkania, które dawały mu energię, czy takie, które go dobijały; albo jak rozmawiamy na temat panowania nad emailem, albo nad kalendarzem, albo na tym w jaki sposób poprowadzić spotkania, albo kogoś zrekrutować.
Pomimo tego, że oczywiście są takie ogólne reguły, które da się skodyfikować i ja to robię na przykład w postaci pisemnych materiałów, które dostarczam moim klientom, to każda z nich jeszcze oprócz teorii wymaga dostosowania do tej konkretnej osoby, do tej konkretnej sytuacji i do praktycznego wdrożenia.
Wyobraź sobie taką super prostą sprawę – inbox zero, czyli taka praktyka trzymania swojej skrzynki odbiorczej na mailu obciążonej do minimum, żeby ci nie zajmowała głowy i żeby nie była śmietnikiem, tylko żeby ci pomagała w pracy. To jest coś, co ja ci w tej chwili mogę opisać, ale mój inbox zero i twój inbox zero, czy inbox każdego z moich klientów może być zupełnie rezultatem innego procesu. Dlaczego nie masz tego inboxu zero? Czy obawiasz się, że coś przegapisz? Czy to jest jest twoja lista zadań? Czy traktujesz to jako notatnik albo bazę swojej wiedzy? Jest bardzo dużo różnych rzeczy, które prowadzą do tego samego problemu i do tego samego rozwiązania. Także jest jakaś pewnie powtarzalność, ale praktycznie każda rozmowa wymaga indywidualnego podejścia i wdrożenia..
Na kolejne pytanie trochę już odpowiedziałeś, ale dobrze, zadam je jeszcze raz: Jaka jest dokładnie Twoja rola? Czy dajesz gotowe rozwiązania, czy raczej tak jak coach, zadajesz właściwe pytania, żeby founder mógł sam wybrać swoją drogę?
To bardzo zależy. To znaczy, ja nie jestem trenerem biznesu, nie jestem coachem, nie jestem też mentorem. Staram się być w takiej roli, w jakiej jestem tam potrzebny. Oczywiście mogę wejść w rolę mentora i podzielić się swoim doświadczeniem z moich poprzednich działalności, czyli miałem taki sam problem, podszedłem do niego w ten sposób, widziałem, że w innych firmach to było zrobione w ten i w ten sposób – wskazać konkretne drogi rozwiązania. Czasami jest tak, że founder tego potrzebuje.
Z drugiej strony bardzo często founder potrzebuje tylko zadawania pytań, bo ma w głowie odpowiedzi i tylko musi zostać pokierowany i wtedy bardziej jest to rzeczywiście bliżej coacha. A czasami jestem tylko żółtą kaczuszką, to znaczy founder przychodzi na spotkanie z gotowym rozwiązaniem i mi tylko tłumaczy to rozwiązanie. I wtedy moje doświadczenie nie ma znaczenia w rozwiązywaniu tego problemu.
Staram się mieszać te role i dostosowywać się do tego, jaka jest potrzeba. Oczywiście daję też gotowe materiały, jeżeli rozmawiamy o procesie wewnętrznego kontraktowania, albo o procesie dawania feedbacku, albo o procesie zarządzania własnym kalendarzem, czy procesie prowadzenia spotkań jeden na jeden. To jest kompilacja gotowych materiałów zebranych w jednym dokumencie. Natomiast wdrożenie tego materiału, to jest indywidualna rozmowa.
Kolejny projekt to reaktywowany Zapytaj VC, o którym już tutaj wspomnieliśmy, to YouTube’owy kanał z nową formułą. Co było – powiedzieliśmy. A co będzie teraz?
Ponieważ my przez ostatnie 10 lat z Michałem byliśmy przedsiębiorcami i właśnie nie byliśmy bardzo blisko tego rynku inwestycyjnego, gdzieś tam ciągle na obrzeżach, to teraz jak sobie popatrzyliśmy na rynek i zobaczyliśmy ile rzeczy się dzieje, to stwierdziliśmy ok, mamy więcej zdecydowanie pytań niż odpowiedzi. A ponieważ mamy kanał, który nazywa się Zapytaj VC, więc pomyśleliśmy, że wykorzystamy jeszcze bardziej tę nazwę niż kiedyś i po prostu będziemy pytać inwestorów. Mając oczywiście doświadczenie inwestorskie i doświadczenia przedsiębiorców wydaje się, że możemy zadawać takie pytania, które nie będą łatwe i będą z jednej strony wymagały od inwestorów, żeby opowiadać ciekawe rzeczy, ale z drugiej strony też będą ciekawe dla przedsiębiorców, którzy poszukują inwestowania, czy myślą o inwestowaniu lub już mają jakieś doświadczenia z inwestorami. Więc zmieni się tyle, że zdecydowanie będziemy mniej opowiadać, a więcej pytać.
Teraz pytanie trochę z innej beczki. Co bardziej sprawia Ci radość: Początki tworzenia różnych inicjatyw i mam tu na myśli Twoje pierwsze kroki w ekosystemie startupowym, czy doradztwo?
StartupCEO to też jest metastartup, który rozkręcam od zera i testuję hipotezę rynkową. Zresztą już pierwszy piwot zaliczyłem w historii StartupCEO, bo zaczynałem z hipotezą taką, że będę pracował tylko z klientami w dłuższej relacji, a okazało się, że zaczęli przychodzić ludzie, którzy mówią: “słuchaj, mam konkretny problem, nie chcę żebyś pracował ze mną przez 3-4 miesiące – mam tutaj jeden problem, wiem że ze swoim doświadczeniem jesteś go w stanie rozwiązać. Ale nie chcę wchodzić w jakąś dłuższą relację”.
Więc już StartupCEO też zaliczył piwot, tak jak prawdziwy startup. Doradztwo cały czas było elementem tego co robiłem przez ostatnich kilkanaście lat, no bo pojawiałem się w różnych rolach jako mentor, w jakichś różnych programach akceleracyjnych, czy na konferencjach jako juror startupowych, czy na hackathonach. Za każdym razem dzieliłem się swoim doświadczeniem, wiedzą zdobytą w różnych częściach stołu, o którym przedtem mówiłem.
Natomiast tak, mnie strasznie jara rozpoczynanie rzeczy, doprowadzanie do jakiegoś takiego fajnego momentu, gdzie to już jest dojrzałe i można oddać komuś innemu, kto to będzie prowadził i to będzie już powtarzalne i nudne itd. Ja chyba sobie teraz tego nie wartościuję tak na co dzień, po prostu wstaję rano, robię coś, co mnie kręci, czy to jest jedno, czy to jest drugie. Zresztą przez ostatnich kilka miesięcy spróbowałem kilka różnych mini projekcików – dwa czy trzy, jeszcze za chwilę ujrzą światło dzienne, które będą też częścią mojego dnia. I to też są rzeczy wystartowane od zera w różnych niszach do różnych grup klientów. Więc mnie to kręci.
Nie możemy powiedzieć, co to za projekty?
To jest za wcześnie. Mogę powiedzieć, że jeden będzie związany z branżą fitness. To program dla ludzi, którzy chcą ćwiczyć z trenerem personalnym, ale chcą to robić w domu. Tutaj mamy pomysł z wspólnikiem, jak do tego tematu podejść. I za chwilę będziemy robić start tego. A drugi to będzie projekt pewnie non-profitowy związany z mentoringiem, z dzieleniem się wiedzą. Tutaj mam doskonałe doświadczenia w pracy ze studentami w Poznaniu przez ostatnich kilka lat, ale też z ludźmi spoza tej uczelni i w tym obszarze chcę coś ciekawego też zrobić.
Jeszcze mam takie pytanie, wpadło mi w tym momencie do głowy. Co myślisz o zewnętrznych osobach wypożyczanych do startupów, takich jak na przykład dyrektorzy finansowi, którzy nie są tak naprawdę częścią startupu, ale są zatrudniani po prostu z zewnątrz do pracy? Czy to jest dobry pomysł? Czy raczej startup powinien mieć od początku osoby bardzo zżyte z projektem, które znają jego problem, które po prostu mają to jedno DNA?
Jedno nie wyklucza drugiego, bo dyrektor finansowy, tak jak sobie myślę o tej konkretnej roli, o której powiedziałaś, ale też jak myślę o doradcy, który wchodzi do takiego startupu, to jest ktoś, kto się zna na jakimś konkretnym obszarze, ale jego umiejętności są mocno uniwersalne. Czyli dyrektor finansowy będzie potrafił poukładać finanse SaaSa B2B, ale też apki mobilnej B2C, bo to są cyferki i on się zna na cyferkach i na tym, w jaki sposób te rzeczy policzyć, poukładać itd. Tak samo ja, jako StartupCEO mogę rozmawiać z prezesem, który prowadzi jeden i drugi typ działalności, o której przed chwilą powiedziałem. Pewnie przy B2B będę miał więcej doświadczeń własnych i będę mógł się więcej podzielić np. w obszarze sprzedaży czy marketingu itd.
Natomiast te problemy są bardzo podobne. Emocje prezesa startupów są niezależne od tego, jaki startup prowadzi. Więc tacy specjaliści, którzy pojawiają się na jakichś etapach, myślę, że to nie są ludzie, którzy hamują wzrost startupu i nie rozumieją jego DNA. Oni przychodzą tylko, żeby pomóc uprawiać jakiś tam kawałek działeczki. Nie muszą kochać tak samo tego pomysłu jak team założycielski czy prezes. Oni natomiast muszą posłużyć temu zespołowi do tego, żeby po prostu nie popełniać jakichś błędów, żeby zaoszczędzić sobie krwi i czasu i żeby rzeczy działy się szybciej.
Myślę, że to jest w ogóle też taka fajna spinka do początku naszej rozmowy: i etap rozwoju rynku i pojawianie się doradców w firmach we wczesnej fazie rozwoju, to jest dość naturalny proces na świecie. My tutaj też dopiero się tego uczymy i dopiero patrzymy czy w ogóle ktoś taki powinien się pojawić.
Konrad Latkowski, którego serdecznie pozdrawiam, napisał mi, jak zobaczył, że startuje StartupCEO: “Poszukiwanie pieniędzy w startupach – odważne”. Więc ja wierzę, że tak, jest miejsce na poszukiwanie pieniędzy w startupach, no bo ten startup ma do wyboru: albo wydać na dyrektora finansowego czy na doradcę trochę pieniędzy i sobie zaoszczędzić błędów, albo wydawać te pieniądze gdzie indziej i się uczyć na błędach. Także wydaje mi się, że tutaj nie ma od tego ucieczki. To jest naturalny etap rozwoju przedsiębiorstwa, że trzeba korzystać z tych doradców..
Czy czegoś jeszcze się uczysz jako doradca od tych founderów, czy raczej już nic Cię nie zdziwi?
Absolutnie nie. Ja uczę się na każdym spotkaniu. To jest tak samo jak mentorowanie na przykład studentów. Bardzo często dostaję takie pytanie od nieufnego studenta czy studentki na pierwszym spotkaniu: “Po co ty to w ogóle robisz? Patrzyłem na twoje CV. Stary, kompletnie nie musisz.” To tak nie działa. Ja z każdego spotkania wychodzę mądrzejszy. Albo dowiaduję się nowych rzeczy, albo dostaję zupełnie nową perspektywę, a już w najgorszym wypadku, wychodzę z przemyśleniem na temat mojej działalności i tego co robię. Było kilka bardzo fajnych spotkań, może nie ostatnio, ale przed wakacjami, gdzie właśnie dostałem pytania od studentów i absolwentów na spotkaniach mentoringowych, które mnie zmusiły do przemyślenia w ogóle tego, co ja robię i dlaczego robię.
Czasami, mając x lat doświadczenia robimy niektóre rzeczy z automatu, w ogóle się nad nimi nie zastanawiamy. Robimy, bo tak robiliśmy i to działało, lepiej lub gorzej, ale działało, a nam się nie chce zmieniać, albo nie mamy w ogóle powodu, żeby się zmienić. A tymczasem po takich pytaniach, kilka rzeczy przemyślałem i kilka rzeczy pozmieniałem w swoim sposobie działania czy w swoim podejściu do niektórych rzeczy. Właśnie dlatego, że na takim spotkaniu nauczyłem się czegoś nowego w dużym skrócie, od klientów. Od startupów to oczywiście uczę się całą tonę.
Zresztą, było tak samo jak byłem menadżerem inwestycyjnym w funduszu inwestycyjnym. Zazwyczaj rozmawiając z przedsiębiorcą, nigdy nie mamy tak głębokiej wiedzy o branży, w której ten człowiek jest. I za każdym razem uczymy się czegoś nowego. I to jest chyba jeden z tych elementów, dla których ja to uwielbiam robić. Obojętnie, czy startować, czy rozmawiać z ludźmi, bo to jest ciągła nauka i ciągłe odkrywanie nowych kafelków czy puzzelków, o których przedtem nie miałem zielonego pojęcia.
To już wszystkie moje pytania. Czy może chciałbyś coś jeszcze dodać? Albo może powiedzieć, jak mogą skontaktować się z Tobą osoby, które potrzebują Twojej pomocy.
Mnie łatwo znaleźć w internecie. Jak wyszukacie Arek Hajduk, to będzie dwóch Arków Hajduków, więc tylko trzeba uważać, żeby wybrać tego właściwego. Tego drugiego oczywiście pozdrawiam. Na pewno startupceo.pl to jest miejsce, gdzie można mnie znaleźć.
Arek Hajduk na Facebooku, Arkadiusz Hajduk na Linkedinie. No i Zapytaj VC. To są takie miejsca, gdzie spokojnie mnie można dopaść i się ze mną skontaktować, czy mailowo, czy w inny sposób. Teraz jeszcze więcej siedzę na Discordzie, bo w ramach Zapytaj VC odpaliliśmy społeczność discordową, także też można tam dołączyć. No i tyle. To są miejsca, gdzie głównie się pojawiam.
Super, bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
Dziękuję bardzo.
Posłuchaj także:
Dla startupów Polska to „rynek pułapka” – Diana Koziarska, SMOK Ventures