Czym polo zdobyło Twoje uznanie?
Jak dla wielu osób, moja przygoda ze sportem na świeżym powietrzu rozpoczęła się w trakcie pandemii. Jeżdżąc konno, ryzyko zarażenia się COVIDem było niższe niż w przypadku basenu czy siłowni, a zawsze chciałam spróbować jeździectwa. Chyba już na pierwszej lekcji złapałam bakcyla. Jazda konna to sport, w którym trzeba zachować pełne skupienie. Galopując, nie można myśleć o mailach czy callach, bo skończy się to upadkiem. Dlatego zaraz po pierwszej jeździe czułam, że moja głowa odpoczęła. Szkoda, że nie mogłam tego samego powiedzieć o moich nogach.
Czy dzięki sportowi łatwiej jest Ci prowadzić Twój biznes?
Zdecydowanie! Polo, co było dla mnie największą obawą, to sport drużynowy, gdzie liczą się podania do innych zawodników, krycie siebie nawzajem. To uczy nie tylko współpracy, ale również komunikacji w bardzo trudnych warunkach. Konie do polo są bardzo ułożone i spokojne, a jednocześnie szybkie i zwinne. Podczas meczu średnia prędkość osiągana przez profesjonalnego kuca polo wynosi 60 km/h, ale zdarzały się rekordy 78,5 km/h. Emocje robią swoje, a bez komunikacji nie ma dobrej akcji. Upadki z konia, po których trzeba natychmiast wstać, otrzepać się i jechać dalej, uczą naprawdę dużej odporności na niepowodzenia. W jeździectwie, czy to skoki, czy to polo, bardzo ważna jest regularność, a ten nawyk przydaje się w wielu okolicznościach biznesowych.
Polo to lekcja cierpliwości. Gram już drugi sezon, a wciąż jestem przedszkolakiem – i to tym z najmłodszej grupy. Zawodnicy z mojego klubu grają kilka, a nawet kilkanaście lat, właściwie co tydzień przez cały sezon. Nie można przyspieszać procesu nauki. Na efekty czeka się czasem bardzo długo. Dla porównania, przygotowując się do półmaratonu wystarczył mi 6-tygodniowy trening, żeby bez problemu dobiec do mety w niezłym czasie.
Ten, kto nie czuje się dobrze w nieprzewidywalnym środowisku, nie odnajdzie się w polo. Nigdy nie wiadomo jak potoczy się akcja, bo nawet najlepszy zawodnik przy dużej prędkości może nie trafić w piłkę. A wtedy gra w ułamku sekundy odwraca się o 180 stopni. Dlatego muszę być gotowa w każdej chwili, aby zatrzymać się, zawrócić i ruszyć za piłką.
Łatwo jest Ci pogodzić reżim treningowy z obowiązkami biznesowymi?
Na szczęście klub, w którym trenuję – Buksza – rozumie, że zawodnicy mają swoje obowiązki i potrafi podejść bardzo elastycznie do pory treningów czy rozgrywania meczów. Oczywiście wszystko wymagania planowania i czasem trzeba wyjść wcześniej z meetupu startupowego, żeby wieczorem pojechać na trening.
W jaki sposób motywujesz się do regularnych treningów?
Jeden z moich klubowych kolegów mówi, że konie to obsesja! To naprawdę wciąga.
Kiedy trenuję, ale nie wychodzi mi jakieś uderzenie, to wracam do domu, zastanawiam się co idzie nie tak, oglądam filmy na Youtube. I… już chcę wracać i poprawiać technikę. Gdy uderzenia wychodzą, to z kolei chcę je nieustannie powtarzać, żeby się utrwaliło. Mam też drużynę, która już od poniedziałku odlicza dni do weekendowych rozgrywek. Po 5 dniach omawiania tego, co się będzie działo, kto jak gra, trudno nie być podekscytowanym. Na co dzień pracuję ze swoim koniem – spędzony z nim czas, obserwowanie postępów, naprawdę motywują do dalszych treningów.
Twoja ulubiona muzyka do treningów to…
Nie próbowałam jeszcze jeździć w słuchawkach. Gdy stoję w warszawskich korkach w drodze do stajni to zwykle towarzyszy mi Radio Kolor.