Dawid Urban: Lubię ludzi, którzy potrafią szukać szans na rynkach już rozwiniętych [wywiad część 2]

Dodane:

Marta Wujek Marta Wujek

Udostępnij:

Dawid Urban to anioł biznesu, przedsiębiorca, właściciel i współwłaściciel kilkunastu firm i marek. Łącznie zainwestował już ponad 50 mln złotych. W wywiadzie dla Mam Startup podpowiada jak zdobyć jego inwestorskie serce, jakich startupów szuka i co ceni w ludziach najmocniej.

Przeczytaj pierwszą część wywiadu.

Na czym polega Pana wsparcie dla startupów, w które Pan inwestuje? To jedynie wsparcie finansowe, czy może również biznesowe, mentoringowe itp.?

Nigdy nie jest to tylko i wyłącznie wsparcie finansowe. Zawsze staram się pomagać, jeżdżąc na spotkania handlowe, pomagając w zoptymalizowaniu strategii, czy też kojarząc ludzi w kontekście rozwoju danego tematu. Jestem otwarty na zmiany, nie lubię ograniczeń, dlatego widzę to, co być może nie dla każdego na samym początku jest tak oczywiste. Tak było m.in. w temacie sklepów autonomicznych, które pierwotnie miały być nowatorskimi POSami do sklepów, które umożliwiają zautomatyzowanie pracy KAMów, czy natychmiastową inwentaryzację. Poszliśmy jednak o krok dalej, wykorzystaliśmy to, co mamy najlepsze i nie boimy się forsować nowoczesnych zmian na rynku handlowym. Bo kto, jak nie my?

Ok, może zrobił to już Amazon, projektując sklep autonomiczny Amazon Go. Ale tam nie ma mowy o szerszej skali, a zaangażowane technologie kosztują sporo dolarów per sklep. My poszliśmy nieco innym torem, o wiele łatwiejszym do uzyskania efektu skali, idąc jednocześnie w format convenience. A co do mojego zaangażowania – może nie nazwałbym tego mentoringiem, ale na pewno lubię dzielić się swoim doświadczeniem i pomagać w realizacji strategicznych i operacyjnych celów tak mocno, jak tylko potrafię. Niestety doba jest krótka, a natłok tematów nie pomaga. Ale jeśli nie mogę z kimś porozmawiać w danej chwili osobiście, są jeszcze telefony, sms-y, komunikatory, które dla mnie są też pomocne w kontakcie i szybkim podejmowaniu strategicznych decyzji.   

Jak na co dzień wygląda Pana kontakt z nimi? Jak często odbywają się i wyglądają spotkania?

Jedne firmy wymagają częstszego kontaktu i wsparcia, inne mniejszego. Jedne, jak np. zaawansowany komunikator dla niepełnosprawnych, są tuż przed wsparciem, inne zaś, jak np. marka odzieżowa Sugarfree, są już na etapie mocnego rozwoju. Dlatego ciężko to uogólnić. Z jednej strony są to spotkania wewnątrz firm dedykowane analizom bieżącej sytuacji, które z wiadomych względów odbywają się nie za często, z drugiej są to też wspomniane wcześniej rozmowy z wszystkimi pracownikami, często w cztery oczy, co osobiście bardzo lubię. Oczywiście można mnie też złapać np. telefonicznie. Jednak bliski kontakt z pracownikami i chęć niesienia pomocy ma niestety swoją cenę. A odpoczywać też przecież trzeba. Dlatego często śmieję się, że kiedyś napiszę książkę o praktycznych umiejętnościach zarządzania czasem i być może będzie to mój kolejny biznesowy hit (śmiech).

Zanim zajął się Pan inwestycjami w startupy, stworzył Pan firmę z e-papierosami, która została przejęta przez korporację. Jak to doświadczenie przełożyło się na współpracę ze startupami?

Praca w korporacji i dla korporacji ma swoje wady i zalety. Jednak w moim odczuciu, najważniejszy jest tu aspekt szybkości podejmowania decyzji. Ja preferuję skracanie go do niezbędnego minimum. Częstymi praktykami w korporacjach jest, jak wiadomo, wydłużanie tego okresu do granic możliwości, tak by móc skorzystać z pełni posiadanej w temacie wiedzy i móc podjąć jak najbardziej racjonalną decyzję. M.in. dlatego, nawet tworząc firmy, w których niejednokrotnie pracuje ok. 100 osób, staram się nadal podążać zgodnie z zasadami, które sam tworzyłem na początku istnienia mojego e-papierosowego biznesu.

Nie zawsze się to oczywiście sprawdza, ponieważ ciężar gatunkowy niektórych decyzji jest tak duży, że najzwyczajniej w świecie potrzebna jest chwila czasu na sensowne przeanalizowanie wszystkich za i przeciw. Oczywiście zdarza się nam też podejmować złe decyzje. Najważniejsze jest jednak to, aby zdać sobie sprawę, że nawet posiadając pełną wiedzę w temacie, nie zawsze ta decyzja musi być słuszna. Zmiennych wpływających na nią jest bowiem naprawdę bardzo dużo. Dlatego lubię ludzi, którzy nie boją się podejmowania ryzyka.

Współpracując ze startupami, lubię widzieć w ludziach poczucie odpowiedzialności za własny biznes, co jest dla mnie jednoznaczne z braniem na siebie ciężaru zarządzania w takiej organizacji. A zarządzanie to nieustanne podejmowanie decyzji. Im ktoś lepiej i umiejętnie potrafi przewidzieć ich skutki, tym lepiej radzi sobie w biznesie. Jednak najważniejsze jest dla mnie to, żeby nie odrzucać tych decyzji na później. Lepiej podjąć złą decyzję i wyciągnąć z niej wniosek, niż decyzji nie podejmować w ogóle. Jeśli do tego człowiek wierzy w siebie, w swój pomysł, a do tego ma siły, chęć i umiejętności do wdrażania i podążania daną ścieżką – to także ma to dla mnie ogromne znaczenie.

Tak właśnie tworzyliśmy Chica – całkowicie od zera, bez mocnego zaplecza finansowego, wierząc w produkt, który na początku był strasznie zawodny. Ale nie poddawaliśmy się nawet wtedy, kiedy nikt tych naszych e-papierosów nie chciał kupować. Zmieniliśmy wtedy całkowicie strategię, która finalnie stała się ewenementem na skalę europejską, ale zadziałała świetnie. Zbudowaliśmy stacjonarną sieć sprzedaży i sami kształciliśmy naszych klientów poprzez doradców, czym jest e-palenie i dlaczego jest ono mniej szkodliwe od tego tradycyjnego.

I to właśnie ta umiejętność, nie fokusowania się na z góry opatrzoną strategię, a dopasowywanie jej do bardzo płynnie zmieniającej się rzeczywistości jest jedną z ważniejszych lekcji jakie wyniosłem z korporacji i jaką teraz próbuję przekazać kolejnym firmom, z którymi nawiązuję współpracę. Nikt nie jest świętą krową i każde założenie, jakkolwiek idealnie by na początku nie brzmiało, może najzwyczajniej w świecie się nie sprawdzić. Nie dlatego, że ktoś się pomylił, czy na czymś nie znał, lecz dlatego, że czasami ciężko jest przewidzieć pewne zmienne, które pierwotnie przyjmujemy jako pewnik, bądź których zaistnienia nigdy byśmy się nie spodziewali. W Chicu sporo rozmawiałem z ludźmi o tym, żeby nie bali się popełniać błędów, tylko nauczyli się z tych nietrafionych decyzji wyciągnąć odpowiednie wnioski. I to nieco odróżniało nas od typowej korporacji.

Jakie błędy najczęściej popełniają młodzi przedsiębiorcy Pana zdaniem?

Nie mają w sobie pokory i często nie są wystarczająco „głodni”, żeby osiągnąć sukces. Bardzo często wydaje im się, że mają tak innowacyjny pomysł, że to w zupełności wystarczy, aby świat stanął u ich stóp. Nie dostrzegają, że na sukces w biznesie paradoksalnie mogą mieć wpływ zupełnie inne czynniki. Właśnie dlatego lubię też ludzi, którzy potrafią szukać szans na rynkach już rozwiniętych. Jakiś czas temu zainwestowałem na przykład w spółkę Podano, która zajmuje się produkcją i sprzedażą kanapek. Bo choć w założeniu nie była to rewolucja, to jednak przedstawiciele spółki bardzo racjonalnie podchodzili do tematu rozwoju firmy. I takich przykładów mam u siebie kilka. Dlatego Ci, którzy odnieśli sporo porażek, ale potrafią wyciągać z nich odpowiednie wnioski, są dla mnie bardziej wiarygodnym partnerem do rozmów niż Ci, którym wydaje się, że takowych błędów nigdy nie popełnią.

Jakiej rady udzieliłby Pan startupom, które szukają inwestorów? Jak zdobyć serce kogoś takiego jak Pan?

Najważniejsze cechy to uczciwość i lojalność. Unikam jak tylko mogę manipulantów i cwaniaków, dla których chęć zarabiania pieniędzy może wyjść poza kodeks etyczny. Chociaż nie zawsze mi to jeszcze wychodzi, wyciągam wnioski – mam dopiero 36 lat i jeszcze dużo muszę się nauczyć (śmiech).

Trzeba mieć na siebie ciekawy pomysł i wierzyć w to, co chce się osiągnąć. Do tego musi dojść oczywiście pokora, bo osobiście nie znam biznesu, który nie ma żadnych problemów. A ludziom bardzo często wydaje się, że pójdą prosto do celu w taki sposób, jak sobie wymyślą. Inwestorzy, i po raz kolejny pewnie nie odkryję tu Ameryki, myśląc o inwestowaniu w biznes, szukają do współpracy ludzi, którzy będą gwarantem realizacji stawianych sobie celów. Każdy, nawet najbardziej przełomowy pomysł, może się nie udać, jeśli nie będzie za nim stał trzeźwo myślący manager. I dlatego bardzo często oceniam nie tyle sam pomysł, co fakt, czy osoba, z którą rozmawiam o biznesowym wsparciu, będzie w stanie udźwignąć odpowiedzialność prowadzenia i rozwoju biznesu.

Upór, nawyki, działanie – bez tego będzie ciężko.

Czego życzy Pan startupom i sobie w 2019 roku?

Zdrowia i szacunku do innych ludzi. Zdrowia – bo bez niego nie będzie siły na zrealizowanie swoich celów. Szacunku do innych ludzi – by te ambitne cele było z kim realizować.

Jak można dostać się do Pana? Jeśli miałabym ciekawy startup poszukujący finansowania, mogę do Pana tak po prostu napisać maila?

Na stronie www.dawidurban.com jest formularz kontaktowy. Jeśli zainteresuje mnie dany pomysł, to na pewno odpiszę, jeśli nie, proszę mi wybaczyć…

Jak wygląda Pana typowy dzień pracy?

Nie funkcjonuje u mnie coś takiego jak typowy dzień pracy. Każdy dzień jest inny i unikalny na swój sposób. Bardzo dużo podróżuję, nie potrafię wysiedzieć w jednym miejscu. Dużo czasu spędzam w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, ale również za granicą. Wstaję z reguły wcześnie. Czasami zdarza się, że zawożę dzieci do przedszkola i ruszam w trasę lub jadę na lotnisko, żeby dostać się na czas na spotkanie: zarząd jakiejś spółki, sesję strategiczną, czy konferencję, na której mam wystąpić. Jeżeli ruszam na spotkania, to nigdy nie biorę ze sobą laptopa, mam taką zasadę, że wtedy 100% czasu poświęcam rozmowom z ludźmi, nie łączę tego z zadaniami operacyjnymi jak odpisywanie na e-maile. Staram się jak najwięcej czasu spędzać z rodziną, więc bywają i takie dni, kiedy po intensywnym dniu wracam do domu, żeby poczytać dzieciom bajki do snu. Lubię w swojej pracy to, że mogę dzielić swój czas pomiędzy życie rodzinne i zawodowe, a w jego ramach robić to, co lubię najbardziej, czyli pracować z ludźmi.

Jak ładuje Pan baterie i skąd czerpie energię do kolejnych działań?

Inspiracje czerpię od dzieci, a mądrość od starszych i tego się trzymam (śmiech).

Kilka lat temu spędziłem 9 dni w szpitalu. Niestety, praca po 14-16 godzin na dobę i bezustanna dawka stresu, spowodowała wyczerpanie organizmu. Trzeba wyciągać wnioski i nauczyć się odpoczywać i staram się to robić. Wspólne wyjazdy z rodziną, przyjaciółmi, to najlepszy sposób na ładowanie baterii. Mnie od zawsze bardziej cieszyło dawanie niż branie. W tym roku zabieramy z żoną i dziećmi naszych rodziców do Rzymu – czas tak szybko płynie, a są w życiu rzeczy bezcenne i na nie głównie stawiam. Wiara, rodzina, lojalność i pracowitość to fundamenty, które przekazali mi dziadkowie i rodzice, są one zdecydowanie większą wartością niż cyfry na koncie.

Przeczytaj pierwszą część wywiadu.