– Warzywa kupowałem z jednego źródła, wędliny z innego, miód odbierałem z Mazur, po jajka jeździłem kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, pieczywo kupowałem w ulubionej piekarni, a nabiału praktycznie nie jadłem, bo nie wiedziałem gdzie kupić prawdziwy. Odbieranie wyrobów w różnych źródłach było uciążliwe i czasochłonne. Dlatego postanowiłem zorganizować jedno miejsce w którym to wszystko będzie dostępne – komentuje Adrian Piwko, założyciel Pora na Pola.
Za projektem Pora na Pola stoją osoby, które wierzą, że Polacy zasługują na pełny i nieograniczony dostęp do dobrej jakości żywności, a mali producenci – pasjonaci mają prawo oferować swoje wyroby bez łańcucha pośredników, w wygodny sposób na internetowym targu naturalnego jedzenia. Obecnie przy projekcie pracuje kilkanaście osób, a właścicieli Pora na Pola już jest niemal pół tysiąca i liczba ta ciągle rośnie. Postanowiliśmy porozmawiać z Adrianem Piwko, pomysłodawcą i twórcą Pora na Pola i zapytać o między innymi o początki jego działalności oraz o to, jak jego biznes radzi sobie w obliczu kryzysu spowodowanego koronawirusem.
Kiedy powstał projekt i kto wpadł na ten pomysł?
Adrian Piwko: Na początku 2016 roku nastąpiła u mnie duża zmiana nawyków żywieniowych – zacząłem bardziej zwracać uwagę na to, żeby jedzenie było najlepszej jakości: zarówno ze względu na skład jak i smak. Pociągało to jednak za sobą przezwyciężanie problemów z dostępem do takiej żywności. I tak warzywa kupowałem z jednego źródła, wędliny z innego, miód odbierałem z Mazur, po jajka jeździłem specjalnie kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy, pieczywo kupowałem w ulubionej piekarni, a nabiału praktycznie nie jadłem, bo nie wiedziałem gdzie kupić prawdziwy. Odbieranie wyrobów w różnych źródłach było uciążliwe i czasochłonne. Podczas jednej z podróży po jajka postanowiłem zorganizować przestrzeń, w której będzie można zamawiać najwyższej jakości wyroby od zaufanych rolników oraz producentów z dostawą do domu – serwis dla osób ceniących smak, zdrowie oraz swój czas. Pierwsze zamówienie zrealizowaliśmy we wrześniu 2017, a właściwie zrealizowałem, bo na początku wszystko po prostu robiłem sam.
Ile czasu zajęło Ci dotarcie do rolników i producentów żywności?
Przygotowania trwały około pół roku. Nie ukrywam, że dotarcie do rolników i producentów żywności przed wystartowaniem projektu nie było łatwe. Właściwie przy starcie projektu to zdecydowanie był najtrudniejszy element układanki.
Dlaczego?
Ciężko przekonać producenta czy rolnika, żeby się z Tobą spotkał, pokazał Ci gospodarstwo lub wytwórnię, przygotował próbki produktów, przygotował opisy czy zdjęcia, w sytuacji w której internetowy targ jeszcze nie działa, strona internetowa nie istnieje, a sama wizja pozyskiwania w ten sposób klientów jest czysto teoretyczna i z góry wiadomo, że początki będą ciężkie, a sprzedaż nie będzie zbyt duża. W dodatku byłem bardzo wymagający co do jakości produktów, więc wielu rolników i producentów nie przechodziło mojej selekcji. Cieszę się jednak, że znalazła się odpowiednia liczba około 30 producentów, z którymi start platformy był możliwy. Właściwie to jestem im wdzięczny, że realizowali dla nas na początku bardzo małe zamówienia, które z całą pewnością nie były dla nich zbyt opłacalne – wierzyli jednak w sukces platformy, który przyszedł z czasem. Wielu z pierwszych rolników i producentów jest z nami do dziś, a sprzedaż im systematycznie rośnie.
Ilu rolników i producentów dziś korzysta z platformy?
Obecnie produkty można zamówić od około sześćdziesięciu dostawców, chociaż liczba współpracujących jest większa i widoczne to jest w sezonie (latem i jesienią jest ich więcej, ponieważ część z rolników ma typowo sezonowe produkty i np. dostarczają nam wyłącznie maliny i porzeczki przez 3 tygodnie w roku). Planujemy zwiększyć tą liczbę i za rok pochwalić się setką aktywnych pasjonatów.
Jak wygląda sytuacja Waszej firmy w obliczu kryzysu spowodowanego epidemią koronawirusa?
Od miesiąca obserwujemy prawdziwy boom na zakupy spożywcze online. U nas w dodatku są to produkty wysokojakościowe, które w aktualnej sytuacji są szczególnie poszukiwane. W tym tygodniu mamy siedmiokrotnie wyższą liczbę zamówień niż miesiąc temu. Dodatkowo nastąpił wzrost wielkości zamówień i średnia wartość koszyka jest o 40% większa od standardowej. Zainteresowanie przerosło nasze najśmielsze założenia. Pracujemy całym zespołem po kilkanaście godzin dziennie, a także zatrudniamy kolejne osoby, aby sprostać zapotrzebowaniu, a jednocześnie wypełnić naszą misję zapewnienia nieograniczonego dostępu do dobrej jakości żywności.
W marcu 2019 roku wystartowaliście na Beesfundzie. Dlaczego akurat taka forma zbierania kapitału?
Uważam, że taka forma zbierania kapitału jest idealna dla tego rodzaju działalności. Jesteśmy biznesem skierowanym do klienta indywidualnego (B2C). Nasza platforma jest doskonałym rozwiązaniem zarówno dla rolników i producentów, jak i dla świadomych konsumentów. Biorąc pod uwagę udaną pierwszą rundę finansowania z tamtego roku można powiedzieć, że ludzie ludziom ufundowali biznes. Wielu z inwestorów stało się klientami, a wielu klientów inwestorami. Akcjonariusze nam pomagają, podpowiadają rozwiązania, współpracują z nami. Marzy mi się, aby ta społeczność właścicieli Pora na Pola była dużo, dużo większa. Dlatego mamy bardzo niski próg wejścia do inwestycji – każdy może do nas dołączyć i stać się właścicielem spółki już za 72 złote.
Teraz ogłosiliście kolejną zbiórkę. Ile chcecie zebrać i na co potrzebne są Wam te środki?
Za cel postawiliśmy sobie kwotę 900 000 zł i chcemy się skupić przede wszystkim na rozwoju technologicznym, rozwoju oferty i działaniach marketingowo-sprzedażowych. Naszym oczkiem w głowie jest stworzenie modelu subskrypcyjnego zakupów, w którym inteligentny algorytm predykcji koszyka będzie sam wybierał produkty za klienta, znając jego preferencję, historię zamówień, oceny w systemie, stopień zużywania produktów, uwzględniając sezonowość i wiele innych czynników. Na stworzenie tego rozwiązania właśnie otrzymaliśmy grant z dotacji unijnych na kwotę niemal pół miliona złotych.
Słyniecie z tego, że nie narzucacie dostawcom żywności cen za jakie mają sprzedawać swoje produkty. Skąd pomysł na „wolny rynek”?
Przede wszystkim uważamy, że za doskonały produkt należy się godna płaca, a godna płaca to taka, z której dostawca będzie zadowolony. Poza tym sam jestem zwolennikiem wolnego rynku. Oczywiście rynek zweryfikuje, czy cena nie okaże się zbyt wysoka. Widzimy doskonale, że jeśli mamy trzech rolników oferujących marchewkę podobnej jakości, to ta najdroższa jest wybierana najrzadziej. Dajemy w takich sytuacjach sygnały rolnikowi, że być może jego produkt jest rzadziej wybierany, ponieważ jego cena odbiega od ceny podobnych produktów. To rolnika decyzja co z tym zrobi.
Ilu dostawców zatrudniacie i w jakich regionach Polski można korzystać z Waszych usług?
Rozpoczęliśmy w Warszawie i to tutaj mamy najwięcej klientów, jednak po roku działania rozszerzyliśmy dostawy również na kilka innych miast, czyli Poznań, Wrocław, Katowice, Łódź i Kraków. Obecnie wdrożyliśmy pilotażowe wysyłki części produktów na całą Polskę i okazuje się, że zainteresowanie naszą platformą jest nawet w bardzo małych miejscowościach.
Jakie są Wasze dalsze plany?
Sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu, rozwinąć siatkę najlepszych dostawców i dokonać przeskoku technologicznego. W przyszłości chcemy mieć centra logistyczne w największych miastach Polski, połączone ze sobą i bardzo blisko współpracującymi ekologicznymi gospodarstwami. Przede wszystkim nie chcemy nigdy stracić tego, za co klienci nas pokochali – czyli za autentyczność, za znajomość pochodzenia produktów, za dostawę jakościowych produktów prosto do domu i za kulinarny patriotyzm.