Na czym polega uprawa roślin na farmach wertykalnych?
Rośliny na farmach wertykalnych są uprawiane w zamkniętych pomieszczeniach, w kontrolowanych warunkach, pod światłem, które ma takie samo spektrum jak światło słoneczne. Dzięki temu rośliny mają takie same właściwości odżywcze i smakowe jak te, które są hodowane na polu. Jednocześnie jest to bardziej ekologiczna opcja jeśli chodzi o zużycie wody. Nie trzeba też używać pestycydów. Rośliny można hodować lokalnie i nie ma potrzeby przywozić ich z daleka.
Aby przedstawić to obrazowo, mamy farmę, na której wszystkie rośliny stoją przez kilka dni w ciemni po wysianiu. A potem są przenoszone na specjalne stoły, na których automatycznie się je podlewa i naświetla. Istnieją też na świecie farmy wertykalne, które są naświetlane za pomocą źródeł odnawialnych. To również mamy w planach przy kolejnych etapach rozwoju.
Poza tym na farmie wertykalnej jesteśmy w stanie zmniejszyć zużycie wody o 50%. To rozwiązanie jest prewencyjnym działaniem przed tym, co będzie dziać się w przyszłości z naszą planetą.
Jaka jest historia farm wertykalnych?
W XVII wieku pewien Anglik już pisał o tym, że roślina może się rozwijać bez gleby. Wystarczy, że dostarczy się jej wartości odżywcze i wtedy dobrze wzrasta. Więc ta technologia jest znana od setek lat. Jest to taka alternatywa dla znanych metod hodowli roślin. Zaczęła być popularna mniej więcej 10-15 lat temu. Część tych technik była i jest dobrze znana w hodowli konopii. Ci hodowcy od lat z różnych tych metod korzystają. Dlatego, kiedy budujemy farmy, nie mamy problemu z dostaniem części do naszych konstrukcji, bo takich sklepów, które dostarczają potrzebnych części do zbudowania farm wertykalnych, jest dosyć sporo.
W których krajach na świecie popularne są farmy wertykalne?
Pionierami w rozwoju farm wertykalnych na świecie są Stany Zjednoczone i Singapur. Do tego grona dołącza Holandia, która ma wieloletnie tradycje bardzo efektywnego rolnictwa i jest mistrzem w budowaniu szklarni, zaopatrujących w warzywa znaczną część Europy. W ostatnich latach wybijają się również Niemcy i Francja, które mają już kilka dużych startupów. Te firmy zgarniają rundy finansowania rzędu 100 lub 200 milionów euro. Warto wspomnieć, chociażby Infarm, który tylko w tym roku pozyskał 170 milionów dolarów finansowania. Powoli także rozwijają się w tym temacie się Arabia Saudyjska i Chiny. Czyli kraje, gdzie z uwagi na warunki pogodowe, albo jakość powietrza uprawy wertykalne bardzo się opłacają.
To, że przypomnieliśmy sobie jako ludzie o farmach wertykalnych, jest podyktowane głównie ekologią i problemami klimatycznymi. Gdyby nie to, kontynuowalibyśmy tylko rolnictwo tradycyjne?
Myślę, że tak. Wzrost zainteresowania tą technologią wynika głównie z czynników ekologicznych. Aczkolwiek np. w Arabii Saudyjskiej brakuje terenu, na którym można uprawiać rośliny. A w Stanach Zjednoczonych to jest kwestia tradycji i specyfiki gospodarki. Tam ludzie czasem robią większe zakupy spożywcze na stacjach benzynowych, poza większymi ośrodkami miejskimi, gdzie nie ma świeżych roślin i warzyw. Dla nich takie farmy mogą dostarczać przez cały rok lokalnie warzywa. Innym czynnikiem w przypadku Stanów są względy ekonomiczne, ale na pewno nie ekologiczne.
Trzecim ważnym czynnikiem jest specyfika miejska. Coraz więcej ludzi mieszka w miastach. Zgodnie z zapowiedziami, za kilka lat ponad połowa populacji będzie mieszkała już w przestrzeni miejskiej. I do tych miast musimy cały czas dowozić jedzenie. Codziennie setki tysięcy tirów dostarcza jedzenie z różnych zakątków. Czasem są to giełdy warzyw pod Warszawą, a czasem tiry, które jadą z Portugalii, albo samoloty, lecące z sałatą z Izraela. Więc to również motywuje do rozwoju farm.
Czy uprawa tego typu jest droższa od tej tradycyjnej?
Zależy gdzie. W Chinach, z uwagi na jakość powietrza, opłaca się stawiać takie farmy. Tak samo w Indiach. Jest w Bombaju farma wertykalna połączona ze szklarnią. Można tam dostać sałaty, papryki i mikroliście. Z naszych obliczeń wynika, że w Polsce są takie gatunki warzyw i roślin jak mikroliście i zioła, które już opłaca się hodować wertykalnie. Ale jeśli chodzi o sałatę, to jeszcze nie jesteśmy w stanie jej wyhodować w taki sposób, żebyśmy mogli konkurować ceną, z tym co jest dostępne na rynku. Można też uprawiać wertykalnie pomidory i truskawki. Mam nadzieję, że to jest coś, czym będziemy mogli się za jakiś czas pochwalić.
Czy warzywa pochodzące w Polsce z farmy wertykalnych są droższe od tych, które są również eko, ale hodowane w sposób tradycyjny?
To zależy od każdego z producentów. My staramy się zaproponować taką cenę, aby nasze doniczki były porównywalne cenowo z tym, co już jest dostępne na rynku. Nasze produkty też mają certyfikaty ekologiczne, a jesteśmy niewiele drożsi od produktów, które nie mają certyfikatu ekologicznego.
Jakiego rodzaju mikroliście można kupić w Listnym Cudzie?
W tym momencie mamy 5 typów roślin: rzodkiewkę, brokuły, gorczycę, rukolę i czerwoną kapustę, ale pracujemy także nad nowymi smakami.
Dlaczego gorczyca?
Bo gorczyca jest ostra, ale nie ma takiej ostrości jak kiełki, więc świetnie pasuje do burgerów, zarówno mięsnych, jak i wegańskich. Można tymi mikroliśćmi także posypać makaron, albo dodać do kanapek.
Jak i z czym, poza tym je się mikroliście?
Ta forma roślin jest bardzo wszechstronna. Możemy oprócz tego, co wspomniałam wcześniej posypywać nimi zupę, pizzę albo po prostu je ściąć, dodać oliwę, sól i zrobić z nich sałatkę. Niektórzy robią z mikroliści smoothie do picia. One są takim uzupełnieniem potrawy, więc pasują do bardzo różnych rzeczy.
Dodam, że mikroliście mają świetny smak, są też bardzo dobrym źródłem witamin i antyoksydantów. Mają ich więcej niż dorosłe rośliny. Jest to udokumentowane różnymi naukowymi badaniami. My też będziemy testować nasze rośliny pod kątem składu witamin.
Skąd pomysł na Listny Cud?
Ten startup założyli Michał Jasiorowski i Karolina Promińska, którzy dalej są z nami na pokładzie. Najpierw funkcjonowali pod nazwą Polish Greens. Przez rok przeszli akcelerację, stworzyli MVP i opracowali szereg testów. Potem z różnych powodów stwierdzili, że nie będą prowadzić tego biznesu na pełen etat i projekt był przez 2-3 miesiące w lekkim zawieszeniu. Następnie Michał z Karoliną oddali ten projekt pod opiekę akceleratora foodtech.ac, który prowadzą Michał Piosik i Piotr Grabowski. Nawiązałam z nimi współpracę w marcu tego roku. Więc Listny Cud ma półtora roku, a ja jestem w tym projekcie od pół roku.
Zarówno dla akceleratora jak i dla mnie, oraz pierwotnych założycieli motywacją jest efektywne działanie i robienie rzeczy, które mają sens. Kwestia kryzysu klimatycznego jest równie istotna, co paląca. Bardzo nam zależy na tym, aby tworzyć trwałe rozwiązania, więc w Listnym Cudzie podoba mi się to, że możemy wprowadzać jedzenie, które jest dobre dla ludzi i dobre dla planety.
Czy klientów trzeba przekonywać do mikroliści?
To jest nowość na rynku, więc na razie ciągle jeszcze mamy w naszych sklepowych farmach hostessy, które opowiadają, czym są mikroliście. To taki element edukacyjny. Cieszymy się, że dużo osób wraca, ponieważ jesteśmy trzeci tydzień na rynku. Przed nami jeszcze trochę pracy. Jesteśmy obecnie w dwóch Carrefourach, w Arkadii i Galerii Mokotów. Ale odczuwamy także skutki pandemii. Dlatego ruszamy już teraz z dostawami online w Warszawie, więc będzie można przez naszą stronę złożyć zamówienie. Przywieziemy zamówione doniczki do domu. Myślimy też o tym, żeby pojawiać się w jakichś innych punktach. Poza tym już zatrudniliśmy pierwszego pracownika, żeby wyrabiać się czasowo z wysiewaniem.
Czy są jakieś wymagania techniczne co do miejsca, w którym mogą stanąć farmy wertykalne?
Mamy farmę na Mokotowie, w której to wszystko jest wysiewane i uprawiane. Mamy też farmy sklepowe, w których te rośliny sobie stoją, dorastają i są podlewane. Budujemy teraz takie mikrofarmy, żeby mogły być wprowadzone do mniejszych sklepów. To sprawia, że jedynym wymogiem jest temperatura pokojowa. Trochę niższa też jest okej. Ale 5 stopni Celsjusza to już jest zdecydowanie za mało. A poza tym to więcej wymogów nie ma.
Jak chcecie docelowo sprzedawać Wasze produkty?
Będziemy wszystko testować w następnych miesiącach. Ale w idealnym scenariuszu jesteśmy w sklepach, w różnych restauracjach i lokalnych punktach w stylu bazarki, czy kooperatywy, które dostarczają świeże warzywa. To są te kanały, o których myślimy. Tych opcji jest naprawdę dużo. Na świecie są testowane takie formaty, gdzie buduje się kontener, który jest sam w sobie farmą wertykalną. I jest np. stawiany na osiedlu, gdzie ludzie nie muszą iść do sklepu, tylko mogą podejść do takiego miejsca i kupić sobie doniczkę.
Poza tym chcemy sprawdzić biura. Liście przecież mogą spokojnie stać kilka dni i są super dodatkiem do wielu dań. Farmy mogą pojawić się w przestrzeni biurowej, np. w kuchni i ludzie będą mogli podchodzić, obcinać listki i dodawać do swoich lunchów.
W jaki sposób Listny Cud jest finansowany?
Dalej współpracujemy z foodtech.ac, ale dostaliśmy się też do akceleratora Climate Accelerator. Od nich również dostaliśmy wsparcie finansowe. Poza tym w sierpniu zamknęliśmy drobną rundę seedową finansowania z prywatnych środków inwestorów, którzy się zaangażowali w ten projekt. Bardzo im za to dziękujemy.
Jakie macie plany na przyszłość?
Będziemy wchodzić do kolejnych sklepów. Za rok chcemy być już w kilkunastu w sklepach, nie tylko w Warszawie. A za 2 lata planujemy znaleźć się w 30 największych miastach w Polsce.