Zdjęcie główne artykułu pochodzi z stocksnap.io
Nierzadkim zjawiskiem na scenie startupowej wydaje się być również i taki model działania, który zakłada poszukiwanie i znalezienie inwestora finansowego jako cel sam w sobie prowadzenia biznesu. Pozwolę sobie zatem pozostawić powyższe tendencje na boku, uznając je jako patologiczną stronę rozwoju gospodarczego i omówić najważniejsze kwestie formalno-prawne z inwestorem.
Jakiego inwestora wybrać?
Podstawowym pytaniem na jakie musi sobie odpowiedzieć założyciel startupu jest to z jakim inwestorem najbardziej będzie mu po drodze w dalszym rozwoju swojego biznesu. Czy ma to być typowy inwestor branżowy dysponujący możliwością wprowadzenia danego produktu lub usługi do palety oferowanych przez siebie rozwiązań, czy też raczej ma to być fundusz typu seed lub venture capital – a więc podmiot dysponujący środkami finansowymi, nastawionymi na finansowanie pomysłów biznesowych w początkowej fazie rozwoju. Być może rozsądniejszym wyda się zaproszenie jako inwestora – aniołów biznesu, a więc grupy osób posiadających z założenia spore doświadczenie biznesowe, sieć kontaktów, a także dysponujących czasem, stosownymi środkami finansowymi oraz chęcią wspierania w zakresie planowania strategicznego i rozwoju usług. Jako odrębną grupę potraktowałbym inwestorów korzystających ze środków pochodzących z różnych programów wsparcia takich jak Krajowy Fundusz Kapitałowy, czy też funduszy powstałych w oparciu o Polski Fundusz Rozwoju.
Niezależnie od tego, z której ze wspomnianych powyżej kategorii pochodzić będzie inwestor, można mu będzie przypisać pewne określone zalety i wady, wpisane niejako z definicji w jego charakter. Z jednej strony można będzie wskazać na możliwość skorzystania z efektu skali w ramach wprzęgnięcia swojego startupu w organizację inwestora branżowego, a z drugiej na konieczność pozbycia się sporej dozy wolności decyzyjnej w takim układzie. Relatywna prostota samego procesu inwestycyjnego w przypadku zaproszenia aniołów biznesu może zostać z kolei zrównoważona ograniczonymi możliwości finansowania kolejnych rund i etapów rozwoju. Każda z propozycji wymaga uważnej analizy, gdyż jej wynik będzie determinował w sporym stopniu losy prowadzonego biznesu.
List inwestycyjny – dlaczego warto go spisać?
Można wskazać jednakże na kilka niezmiennych wymagań stawianych przez inwestorów tak w trakcie samego procesu inwestycyjnego, jak i już w dalszym wspólnym życiu w ramach jednego podmiotu. Dlatego namawiam do ustalenia z przyszłym inwestorem podstawowych zasad przyszłej inwestycji w liście inwestycyjnym. Dokumencie, którego waga i doniosłość jest często podważana, natomiast jestem zdania, że jego stworzenie w zdecydowany sposób upraszcza i dyscyplinuje prowadzone negocjacje i określenie punktów granicznych przyszłej współpracy.
Niezależnie od listu inwestycyjnego inwestor będzie wymagał zawarcia umowy inwestycyjnej zwanej nierzadko umową wspólników. Nie przywiązywałbym jednak większej wagi do nazewnictwa tego często obszernego dokumentu regulującego stosunki wewnętrzne pomiędzy wspólnikami, jak również ważne dla inwestora aspekty typowo biznesowe.
Kwestie, które warto omówić z inwestorem
Podstawową kwestią biznesową pozostaje wycena po jakiej nasz nowy inwestor zamierza objąć udziały lub akcje w naszej spółce. Innymi słowy, jaką część procentową naszej spółki jesteśmy w stanie oddać. Pozostawię na boku samą metodologię dokonywania wycen, których jest co najmniej kilka. Ważne jest jasne i precyzyjne ustalenie po jakiej wycenie całej spółki następuje pierwsze wejście inwestycyjne, jak również jak obliczana będzie wartość spółki w przypadku zamiaru płatności kolejnych transz. W interesie założyciela leży, by w przypadku rozbicia finansowania na kilka etapów, w sposób jasny i klarowny określić zdarzenia, które w sposób automatyczny winny uruchomić kolejną transzę. Stosowne postanowienia powinny wskazywać jakie wielkości procentowe będą osiągane przez inwestora w ramach obejmowania udziałów lub akcji w każdym z kolejnych etapów.
Warto nadmienić, iż ze względu na chęć utrzymania wysokiego poziomu motywacyjnego, pewnym standardem rynkowym jest, iż założyciele nigdy nie powinni zejść poniżej progu 50% łącznej ilości udziałów lub akcji w założonej przez siebie spółce.
W interesie założyciela leży ponadto przejrzyste określenie następujących kwestii: wpływ na ewentualny wybór przez inwestora nowego członka zarządu spółki, wyraźne wskazanie trybu przekazywania informacji na temat bieżących wyników finansowych i handlowych osiąganych przez spółkę, jak również dookreślenie aktywnej roli inwestora. Ostatnie dotyczy w szczególności inwestorów branżowych i aniołów biznesu. Zazwyczaj argumentem negocjacyjnym inwestora w ramach „zbijania” wyceny spółki obowiązującej na moment jego wejścia, jest możliwość skorzystania z kow-how inwestora, sieci kontaktów, jak również innych dobrodziejstw wsparcia biznesu. Są to oczywiście wartości niezwykle istotne, ale by mogły one przynieść wymierne korzyści powinny być jak najdokładniej dookreślone w ramach umowy inwestycyjnej. W taki sposób, by stanowiły rodzaj przewodnika określającego czego założyciel może spodziewać się od inwestora.
Kolejnym punktem istotnym na mapie procesu negocjacyjnego jest ustalenie zasad systemu nagród i kar za osiągnięcie lub nieosiągnięcie zakładanego w uchwalanych budżetach wyniku. W ramach kategorii nagród można wskazać, zdecydowane mile widziane przez założycieli, systemy określające uprawnienie do otrzymania dodatkowych udziałów w swoim podmiocie, w przypadku osiągnięcia zakładanych kamieni milowych w jego rozwoju. Mutacją powyższego systemu może być wprowadzenie opcji „put” umożliwiającej odkupienie przez inwestora określonej części udziałów lub akcji należących do z puli założyciela. Transakcja taka może dać już konkretny, pozytywny wymiar finansowy.
Istnieje również druga strona medalu. W przypadku nieosiągnięcia określonych wyników inwestorzy nierzadko nakładają na założyciela obowiązek redukcji posiadanych przez niego udziałów bądź to na drodze odkupienia, umorzenia, lub też uprawnienia do objęcia przez inwestora dodatkowych udziałów lub akcji po cenie nominalnej, a więc symbolicznej.
Czym jest system reverse vesting?
Z kategorii postanowień, o charakterze czysto sankcyjnym należy wskazać dodatkowo tzw. reverse vesting, a więc system, w którym w przypadku rezygnacji z zarządzania podmiotem przez założyciela, naruszenia podstawowych postanowień umowy inwestycyjnej, czy też przykładowo naruszenia zakazu konkurencji, założyciel będzie zobligowany do sprzedaży po symbolicznej cenie części posiadanych przez siebie udziałów lub akcji. System reverse vesting zakłada jednakże co do zasady postępujące w czasie uprawnienie do „uwalniania” spod powyższego reżimu określonej ilości udziałów. W interesie założyciela leży więc maksymalne skracanie czasu w jakim obowiązuje zasada reverse vesting, jak i dopilnowanie by nie obejmowała ona całej puli posiadanych przez niego udziałów.
Jak zabezpieczyć się przed wyjściem inwestora z inwestycji?
Na koniec warto wspomnieć o ważnej dla każdego z inwestorów kwestii możliwości wyjścia z inwestycji, a więc zbycia posiadanych udziałów. Można spotkać się z propozycjami mającymi na celu jedynie zasygnalizowanie chęci dokonania dezinwestycji poprzez próbę przygotowania oferty publicznej i wejścia na giełdę, zobowiązania założyciela do aktywnego poszukiwania nowego inwestora zainteresowanego nabyciem udziałów, jak i wiele rozwiązań pośrednich. Należy bardzo ostrożnie podchodzić z kolei do spotykanych rozwiązań polegających na stanowczym zobowiązaniu się założycieli do odkupienia udziałów inwestora po określonej wycenie (w ramach put option inwestora), jak również rozwiązania określanego czasami bombą atomową, czyli zobowiązania do zbycia udziałów na rzecz spółki i ich umorzenia. Jest to rozwiązanie dające inwestorom zdecydowane poczucie komfortu, natomiast założycielowi lub spółce nałożony zostaje określony w czasie, bardzo poważny obowiązek związany z ewentualnym zapewnieniem środków na wykupienie inwestora.
Powyższe opracowanie ma na celu jedynie zasygnalizowanie kilku z całej palety problemów, z którym należy liczyć się w ramach procesu negocjacyjnego, jak i kwestii z którymi spotka się założyciel w ramach lektury projektu umowy inwestycyjnej. Nie zostały przykładowo omówione konstrukcje związane z uprzywilejowaniem likwidacyjnym inwestora, jak i prawa tzw. ciągnięcia przy sprzedaży, a więc mechanizmy o niebagatelnym skutku biznesowym dla samego założyciela.
Należy podsumowując podkreślić, iż proces inwestycyjny wymaga wsparcia doradców, tak w zakresie samych wycen, finansów, jak i oczywiście prawa. Ich właściwy wybór pozwoli na prawidłowe ułożenie samego procesu inwestycyjnego, jak i wzajemnych relacji w długiej drodze współżycia z inwestorem.
–
Tomasz Michalik
radca prawny
Absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego oraz Wydziału Prawa Uniwersytetu Poitiers, Francja. Wspólnik zarządzający kancelarii kPM Pająk Micalik radcy prawni Sp.j. z siedzibą w Gliwicach i Warszawie. Specjalizuje się w doradztwie przy realizacji dużych projektów infrastrukturalnych, finansowaniu inwestycji oraz prawie gospodarczym i obsłudze przedsiębiorców.