Gdy dziewczyny programują. Wywiad z Kamilą Sidor (Geek Girls Carrots)

Dodane:

MamStartup logo Mam Startup

Udostępnij:

Kobiety odgrywają coraz silniejszą rolę na wielu płaszczyznach życia gospodarczo – politycznego świata. Wciąż jednak stają przed wyzwaniami i trudnościami, które mogą być szczególnie dotkliwe w dynamicznie rozwijających się dziedzinach, gdzie pierwszeństwo przypada mężczyznom.

Jak radzą sobie kobiety sukcesu? O tym opowiada m.in. Kamila Sidor, która udzieliła wywiadu do książki „Kobiety globalne w świecie start-upów”. Zachęcamy do przeczytania wywiadu i do udziału w konkursie, w którym do wygrania jest 10 egzemplarzy cytowanej książki. Szczegóły na dole.

Na zdjęciu: Kamila Sidor, założycielka Geek Girls Carrots

Poniższy fragment pochodzi z książki pt. „Kobiety globalne w świecie start-upów. Rozmowy w Dolinie Krzemowej”, której autorką jest Marta Zucker.

Z Kamilą spotkałam się w San Francisco. W tym roku przyjechała do Kalifornii, żeby wypocząć i wziąć udział w corocznym festiwalu Burning Man, odbywającym się na pustyni Black Rock w stanie Nevada. Kamila regularnie odwiedza Dolinę Krzemową, aby odetchnąć „dolinowym powietrzem innowacji” oraz nabrać mocy do dalszego działania.

Opowiedziała o tym, że warto ścigać swoje marzenia, warto uwierzyć w siebie, a co najważniejsze – warto wspierać innych. 

SPEŁNIANIE MARZEŃ

Pierwszy komputer

Wszystkie pieniądze z pierwszej komunii wydałam na komputer Commodore 64. To było ogromne przeżycie. Chciałam go oczywiście po to, żeby grać! Po komputer pojechał ze mną mój tata. Pamiętam dokładnie ten moment, gdy nie mogliśmy się doczekać, żeby wreszcie rozpakować te pudła! Rozpakowaliśmy je już w samochodzie.

Będziesz „markerem”

W domu byłam zachęcana do studiowania przedmiotów ścisłych, ukończyłam klasę matematyczno-fizyczną. Mój tata obraził się na mnie za to, że nie rozpoczęłam nauki na politechnice, chociaż się na nią dostałam. Zdecydowałam się na geografię, a rok później, przy drugim podejściu, dostałam się na marketing i zarządzanie na SGH. Tata nie rozumiał, dlaczego nie chcę studiować kierunku technicznego, skoro po studiach technicznych łatwo o dobrą pracę. Śmiał się, że będę „markerem”. 

Spełnienie marzeń?

Skończyłam Szkołę Główną Handlową w Warszawie. Podczas studiów marzyłam, żeby pracować w międzynarodowej korporacji i uczestniczyć w międzynarodowych projektach. Moje marzenie się spełniło. Szybko jednak okazało się, że ten rodzaj pracy mi nie odpowiada. Bardzo się wówczas rozczarowałam. Wyśniłam sobie marzenie, które nie spełniało moich potrzeb samorealizacji i rozwoju. 

Spotkałam swoich ludzi

W tym samym czasie zaczęłam spotykać się z Tomkiem Kolinko, który robił i nadal robi start-upy technologiczne. Zawsze uczestniczył we wszystkich wydarzeniach z tym związanych, choć w tamtych latach w Warszawie odbywał się właściwie jeden event start-upowy – Aula Polska. Raz w miesiącu chodziłam na te spotkania i bardzo spodobało mi się środowisko technologiczno-start-upowe. Poczułam, że spotkałam swoich ludzi, którym się chce, którzy wierzą, że można coś zmienić. Spotkałam ludzi aktywnych, mających otwarte głowy, posiadających nowe pomysły, które konsekwentnie wdrażali w życie. Ta mentalność bardzo mi odpowiadała. Taki był początek i tak zaczęła się moja przygoda ze start-upami. Wcześniej pracowałam w różnych branżach: w banku, w agencji pracy, w turystyce. 

Pierwszy Startup Weekend

Eighty percent of success is showing up – pojawienie się na spotkaniu, to osiemdziesiąt procent sukcesu – to jeden z ulubionych cytatów Woody’ego Allena. Pojawiałam się w miejscach, w których można było spotkać interesujących ludzi, w których działy się ciekawe rzeczy. Stale śledziłam, co się dzieje w środowisku start-upów.

Podczas jednego z takich spotkań poznałam mojego przyszłego szefa, który planował wówczas zorganizowanie pierwszego w Polsce Startup Weekendu. Otrzymałam zaproszenie do współpracy przy koordynowaniu tej imprezy. Moim zadaniem było zorganizowanie całego wydarzenia. Podjęłam się wyzwania. Impreza udała się fantastycznie!

Nowy poziom w karierze

Angielski stał się oficjalnym językiem pierwszego Startup Weekendu. Gościliśmy wielu zagranicznych mentorów. Zorganizowanie i uczestnictwo w tej imprezie pozwoliło mi się wybić. Zaistniałam w polskim środowisku start-upów. Rozbudowałam swój network. Pierwszy Startup Weekend dał mi potężny zastrzyk energii, stał się ogromnym krokiem naprzód w mojej nowej karierze. 

Pierwsza inwestycja

W tym czasie mój partner budował swój kolejny start-up, w który postanowiłam zainwestować. Otrzymałam udziały w firmie i stałam się inwestorem. Jednocześnie stale chodziłam na wiele wydarzeń, a w domu, na co dzień, miałam produkcję start-upów. I tak rozpoczęła się moja kariera w branży start-upów, pomimo że nie ukończyłam uczelni technicznej, nie posiadam wykształcenia informatycznego i nie potrafię nawet programować.

GIRLS

„Plus jedynki”

Organizując Startup Weekend, dużo energii poświęciłam na zainteresowanie naszą imprezą kobiet – chciałam, żeby przyszły, wypowiedziały się, wzięły aktywny udział. Poprosiłam o pomoc między innymi Olę Sitarską, która wówczas miała już za sobą kilka projektów start-upowych. Ola występowała w mediach, tłumacząc, dlaczego warto przychodzić na tego typu wydarzenia. Zachęcała do uczestnictwa w naszym przedsięwzięciu. Dysponowałyśmy także pulą zniżkowych biletów przeznaczonych specjalnie dla pań.

Powiedziałam wówczas szefowi, że jako cel postawiłam sobie, aby pięćdziesiąt procent wszystkich uczestników Startup Weekendu stanowiły kobiety. Przeprowadziłam całe mnóstwo marketingowych działań wokół tego pomysłu i ostatecznie poniosłam klęskę. Na stu dwudziestu uczestników było obecnych dziesięć kobiet. Dodatkowo okazało się, że połowa obecnych dziewczyn to „plus jedynki”, czyli takie, które przyszły z partnerami. Postanowiłam to zmienić. 

Girls

Pomyślałam wówczas, że należy zacząć organizować technologiczne spotkania dla dziewczyn. Wraz z moją koleżanką, programistką, zaczęłyśmy zastanawiać się nad konkretnym wydarzeniem, w nazwie którego znalazłoby się słowo „girls”. W ten sposób dziewczyny nie miałyby wymówki, że impreza nie jest skierowana do kobiet. Pierwsze spotkanie odbyło się w lipcu 2011 roku w Warszawie. Wzięło w nim udział jedenaście osób, przede wszystkim nasze znajome. 

Nie narzekamy

Dziewczynom spodobała się nasza inicjatywa, ale już podczas pierwszego spotkania zaczęły się narzekania, jak trudno być kobietą w branży IT. Nie chciałam tworzyć „kółka narzekających”, lecz społeczność z pozytywnym przesłaniem, taką, która spowoduje, że dziewczynom będzie się chciało działać.

Wrocław

Początkowo budowanie organizacji dla kobiet było dla mnie jedynie projektem „na boku”. Jednak bardzo szybko moja działalność zaczęła nabierać rozmachu. Zaczęłam poświęcać coraz więcej czasu i energii na budowanie tej społeczności.

O naszych pierwszych warszawskich spotkaniach napisano na blogu technologicznym antyweb.pl – gdy tylko ukazała się ta informacja, zadzwoniła do mnie Kasia Marchocka z Wrocławia, z pytaniem, czy też może zorganizować podobne spotkanie. Odpowiedziałam, że nie wiem, ale możemy się dogadać. I tak otworzyłyśmy Wrocław. 

Kolejne miasta

Później zaczęły odzywać się dziewczyny z innych miast, gdy byłyśmy już obecne w kilku ośrodkach, dzwoniły dziewczyny z kolejnych…  To było niesamowite. Nie przewidziałam takiego rozwoju. Działałyśmy już w dziesięciu miastach, a ja nie miałam przygotowanej żadnej procedury opisującej, w jaki sposób wdrażać nowe miasta do Geek Girls Carrots. Za każdym razem byłam przekonana, że „to już ostatnie miasto, które chce z nami współpracować.” 

Berlin

Tymczasem moja koleżanka, Kamila Stępniowska, z którą przez trzy lata ramię w ramię pracowałam nad budowaniem organizacji, pojechała na konferencję do Berlina i poznała tam inną Polkę, którą bardzo zainteresowała nasza działalność. Po powrocie z konferencji, oświadczyła, że następne nasze miasto to Berlin!

Wkrótce dziewczyny z Berlina odwiedziły nas w Warszawie i rozpoczęłyśmy współpracę. Zaczęły zgłaszać się do nas kolejne miasta z całego świata. Początkowo kontaktowały się z nami przede wszystkim Polki, które wyjechały za granicę i chciały zacząć działać. Teraz piszą do nas dziewczyny różnych narodowości. Stałyśmy się organizacją globalną!

GEEK GIRLS CARROTS

Rybki podróżniczki

Istnieją dwie szkoły marketingu. Jedna szkoła mówi, że nazwa firmy jest kluczowa, określa wartości organizacji oraz klasyfikuje produkt.

Druga szkoła twierdzi, że nazwa nie jest ważna. Ważny jest natomiast produkt, który spełnia oczekiwania i potrzeby klientów czy użytkowników. I nawet gdy produkt nazywa się „Osram” (znana marka żarówki) ludzie i tak będą go kupować.

W przypadku nazwy „Geek Girls Carrots” zadziałała ta druga szkoła. W 2007 roku razem z moją koleżanką planowałyśmy założyć alternatywne biuro podroży. Nazwałyśmy je „Rybki podróżniczki”. Przez pół roku pracowałyśmy nad logo, kolorem strony internetowej, hasłem itd. I gdy wszystko miałyśmy wreszcie gotowe, projekt w ogóle nie wystartował, ponieważ po naszych marketingowych zabiegach nie wystarczyło nam już siły, aby sprawdzić, czy nasze działanie ma w ogóle sens. Nigdy nie zdołałyśmy wykonać żadnego prototypu.

To niepowodzenie nauczyło mnie, że nie nazwa jest najważniejsza. Ważne jest, aby zacząć działać. Należy „rzucić” produkt na rynek i sprawdzić, czy ktoś chce to kupić. 

Carrots czy Pizza?

Gdy ruszyłyśmy z organizacją dla kobiet, nie poświęciłyśmy dużo czasu na wymyślanie nazwy.  decydowałyśmy, że samo geek girls brzmiałoby zbyt generyczne. Uznałyśmy, że musimy dodać jeszcze jeden element. Zadałyśmy sobie pytanie, co kojarzy się z kulturą geek? Pizza! Pizza jest jednak niezdrowa… A przecież chciałyśmy stworzyć coś innego, coś specjalnie dla dziewczyn. Myślałyśmy o czymś, co nie kojarzy się z fast foodem i niezdrowym trybem życia. Stąd pomysł na karotki, carrots. Marchewka jest zdrowa, kojarzy się ze zdrowym odżywianiem. Zdecydowałyśmy się na wersję angielską. W ten sposób nazwałyśmy się Geek Girls Carrots. Trochę przypadkowo. Wymyślenie nazwy zajęło nam dosłownie trzy minuty. Mając za sobą złe doświadczenia, nie chciałam głowić się nad terminologią… Chciałam przede wszystkim zacząć działać.

Nazwa okazała się bardzo wdzięczna. Wszyscy o nią pytają. Karotka stała się naszym symbolem. Mamy kolor, gadżety, marchewkowe maskotki, mamy także marchewkowe ciasteczka. Posiadamy wyróżnik, który jest wykorzystywany do promowania naszej działalności przez współpracujące z nami firmy. Na wielu konferencjach nasze karotki są używane jako tło do zdjęć. Nikt jednak nie używałby marchewkowych maskotek, gdyby nasza marka kojarzyła się z czymś nieciekawym. Najważniejsza jest jakość produktu i usługi.

Nie stoi za nami żadna duża instytucja

Cztery lata temu nie przewidziałam, że nasza organizacja tak szybko się rozwinie. Gdybym wówczas musiała określić, na co potrzebuję pieniędzy, napisałabym, że „zakładam społeczność programistyczną dla dwudziestu dziewczyn i organizuję spotkanie w Warszawie”. Streściłabym naszą działalność w tym jednym zdaniu. Na szczęście, nie pisałam wówczas statusu czy biznesplanu, który – stworzony zbyt wcześnie – mógłby odebrać nam elastyczność. Od początku byłyśmy oddolną organizacją, za którą nie stoi żadna korporacja czy instytucja.

Gdy Facebook zaproponował nam zorganizowanie spotkania rekrutacyjnego, zgodziłyśmy się i wkrótce się okazało, że spotkania rekrutacyjne stały jednym ze źródeł naszych przychodów. Dzięki temu, że nie posiadałyśmy biznesplanu, miałam możliwość słuchania, czego oczekują od nas przedsiębiorstwa i rynek. Do tej pory jesteśmy otwarte na różne formy współpracy, chociaż teraz, po czterech latach obecności na rynku, znamy już swoją wartość. 

Przedsiębiorstwo społeczne

Mam zarejestrowaną działalność gospodarczą na moje imię i nazwisko. Działamy jako przedsiębiorstwo społeczne. W naszej organizacji obowiązują trzy zasady – cały zysk jest przeznaczany na projekty społeczne i utrzymanie Geek Girls Carrots. Część pracowników jest zatrudnionych na pełen etat, pozostałe osoby rozwijają swoje kompetencje i pracują pro bono na rzecz kobiet w IT. Współpracujemy z firmami wspierającymi naszą misję społeczną, którą jest przyciągnięcie kobiet do nowych technologii i zachęcanie ich, aby zainteresowały się nimi. 

Dobry PR

Dla rozwoju naszej organizacji kluczowy jest dobry PR – dbamy o występowanie w mediach, jesteśmy obecne na konferencjach. Gdy jest o nas głośno, wówczas przedsiębiorstwa, czy też potencjalne organizatorki naszych spotkań, same nas znajdują i docierają do nas. W Geek Girls Carrots nie posiadamy działu marketingu, stawiamy natomiast na działania public relations, którymi zajmuje się Maja Sztenke. Dbamy o stałą obecność specjalistek i ekspertek technologicznych w mediach. Współpracujemy ze środkami masowego przekazu, aby pokazywać jak najwięcej kobiecych wzorców do naśladowania – role models. Poprzez naszą działalność chcemy dotrzeć do tych dziewczynek i dziewczyn, które nie przyjdą na nasze spotkania, a szukają pomysłu na siebie. Poprzez prasę, radio i telewizję możemy przekazać im inspirujące historie kobiet tworzących IT. 

W jaki sposób się finansujemy?

Współpracujemy z wieloma przedsiębiorstwami. Firmy rekrutują pracowników poprzez naszą organizację, wykorzystując nasze kanały internetowe. Organizujemy spotkania na konkretne zlecenia firm. Niekiedy przedsiębiorstwa wykupują u nas warsztaty programistyczne, które dla uczestników są darmowe. Dzięki temu firmy zyskują pulę potencjalnych pracowników. Z punktu widzenia Geek Girls Carrots to bardzo sprzyjające inicjatywy, ponieważ uczestniczkami kursów są zazwyczaj kobiety. Dzięki temu ścieżka przyszłej kariery staje się dla nich o wiele łatwiejsza, otwiera się przed nimi mnóstwo możliwości.

A na każdych warsztatach pojawiają się „perełki” – dziewczyny, które mają rewelacyjne zdolności programistyczne i choć nie potrafią jeszcze kodować, uczą się niesłychanie szybko. Zawsze szukamy takich osób. Firmy mogą szukać pracowników do swoich zespołów poprzez ogłoszenia o pracę w naszych internetowych kanałach, a także wspierać swój employer branding, zostając rocznym lub jednorazowym partnerem naszych wydarzeń. Z tego względu nasza organizacja jest ceniona przez wiele stron. Pomagamy nie tylko dziewczynom. Jesteśmy integralną częścią ekosystemu start-upów i branży IT. 

Moja pensja jest poniżej średniej krajowej

Na forach internetowych można znaleźć wiele komentarzy na nasz temat. Ludzie mówią, że wzięłyśmy pieniądze z Unii Europejskiej. To nieprawda. Nasze finanse można przejrzeć, są, być może, nie najlepsze, ale obecnie przechodzimy przez etap szybkiego rozwoju. Dostępny jest raport finansowy za pierwsze trzy lata naszej działalności, w którym można sprawdzić, skąd mamy pieniądze, ile mamy pieniędzy i na co je wydajemy.

Rozmowa z Owsiakiem

Kiedyś spotkałam się z Jurkiem Owsiakiem. Rozmawialiśmy między innymi o hejcie, o nienawiści. Owsiak powiedział mi, że im będę tworzyła większe, ważniejsze rzeczy, tym będę napotykać więcej hejtu. Powiedział także, abym w takich przypadkach pamiętała, dlaczego zaczęłam działać, jakimi kieruję się motywacjami. To są sprawy, które nas konstytuują i powinny być osią naszych działań. I jeśli będę o nich pamiętać, wówczas nikt nie będzie w stanie mnie złamać.

Konkurs!

Razem z wydawnictwem PWN przygotowaliśmy konkurs dla naszych Czytelników! Do rozdania mamy 10 egzemplarzy książki pt. „Kobiety globalne w świecie start-upów. Rozmowy w Dolinie Krzemowej”. Jak zdobyć jedną z nich? Wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe, które brzmi: Ile bohaterek wystąpiło w najnowszej książce Marty Zucker?

Podpowiedzi szukajcie na stronie wydawnictwa, a odpowiedzi przysyłajcie na adres: [email protected] w tytule wpisując „Marta Zucker”, a w treści odpowiedzi na konkursowe pytania. Na zgłoszenia czekamy do piątku 17.06.2016 r. Trzymamy kciuki!

Kobiety globalne w świecie start-upów. Rozmowy w Dolinie Krzemowej

Marta Zucker

Wydanie 1, 2016

978-83-01-18614-2

s. 200, B5, miękka

Cena 49 zł

http://ksiegarnia.pwn.pl/Kobiety-globalne-w-swiecie-start-upow-Rozmowy-w-Dolinie-Krzemowej,450691818,p.html