Gdzie przedsiębiorczości uczyli się polscy startupowcy

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

Na podstawie wywiadów z polskimi przedsiębiorcami, sprawdziliśmy gdzie pozyskiwali oni wiedzę na temat biznesu. Nie sprawdzamy uczelni, w których zdobywali tytuły, ale doświadczenia, które nabyli w ciągu swojego życia i które ukształtowały ich do tworzenia startupu.

Jak Maciej Białek, Ela Madej, Marcin Treder, Adam Jesionkiewicz i dr Jan Zając zdobywali pierwsze doświadczenie w biznesie? Na co wydali pierwsze zarobione pieniądze? Co najwięcej nauczyło ich na temat przedsiębiorczości?

Dwadzieścia nieudanych biznesów

Maciej Białek z PIXERS zapytany o to, co najwięcej nauczyło go na temat przedsiębiorczości odpowiada: – 20 nieudanych projektów, które musiałem zamknąć, żeby wreszcie trafić w dziesiątkę z PIXERS. Przedsiębiorca uważa, że możemy przeczytać mnóstwo książek, mieć świetnych mentorów, ale nie pozwoli to na uniknięcie niektórych błędów przy tworzeniu własnego biznesu. – Dlatego dobrze zacząć wcześnie i popełnić je na początku, kiedy stawka jest jeszcze niska. Ciężko osiągnąć sukces bez ryzyka, a ciężko ryzykować z 20-letnim kredytem na karku – dodaje Maciej Białek, szef PIXERS.

Wielu przedsiębiorców wspomina o żyłce do biznesu, która pulsuje już w młodzieńczych latach. Tak było też w przypadku tego warszawskiego przedsiębiorcy, który pierwsze pieniądze zarobił na handlu. – Uczyłem się sprzedając sporadycznie scyzoryki z lokalnego targu, na których handlował mój dziadek. Sprzedawałem też chomiki, które dostawałem od ciotki, bo nie wiedziała, co z nimi zrobić – przekonuje Białek. Zarobione z handlu pieniądze oraz te otrzymane na uroczystość komunii świętej, wydał na komputer, a później na pierwszą nagrywarkę na osiedlu. Po dokupieniu modemu zajął się nagrywaniem płyt z muzyką pobraną z internetu.

Odpowiedni ludzie

Największą lekcją biznesu dla Marcina Tredera z UXPin była przeprowadzka do Doliny Krzemowej. Ten doświadczony przedsiębiorca z Trójmiasta przekonuje, że wsparcie inwestorów i doradców, praca ze świetnym zespołem w najlepszym do tego miejscu na świecie i całe mnóstwo doświadczeń związanych ze zbieraniem kapitału w USA, to zdecydowanie świetna szkoła przedsiębiorczości. Kto by pomyślał, że Marcin Treder, szef znanej na świecie polskiej spółki, pierwsze pieniądze zarobił na uczeniu znajomych gry na gitarze. Później zajął się zbieraniem malin, ale za pracę zapłacono mu tak mało, że starczyło tylko na powrót taksówką do domu.

Później imał się wielu stanowisk i jak sam przyznaje sporo czasu zajęło mu postanowienie, co chciałby zrobić ze swoim życiem. – Miałem ogromne szczęście w odpowiednim czasie spotkać odpowiednich ludzi (m.in. Marka Kasperskiego – jeden z pierwszych i najlepszych Polskich UX designerów, Michała Jaskólskiego i Wojtka Czerneckiego – twórcy Nokaut.pl) – mówi Marcin Treder. Wspomina, że jeszcze na studiach zaczął pracować w charakterze UX designera (którzy we wczesnych latach byli w Polsce częściej tytułowani “specjalista ds. usability”). – Od tego momentu wszystko nabrało niesamowitego tempa – dodaje.

Przede wszystkim praktyka

Ela Madej, seryjna startuperka, przedsiębiorczość uznaję za cechę charakteru a nie za nabytą umiejętność. Uważa, że kształtowanie tej cechy zaczęło się w jej przypadku już od dziecka. – Byłam dość niezależnym dzieckiem, rodzice pozwalali mi znikać z ich pola widzenia na długie godziny. Może dlatego od pierwszej klasy podstawówki niemal do końca liceum byłam przewodniczącą w klasie – opowiada Madej. Dużym wzorem byli też dla niej przedsiębiorczy rodzice (z wykształcenia informatycy po AGH), którzy nigdy nie kwestionowali jej wyborów i zawsze kibicowali mi podczas zwrotów w karierze. To ukształtowało ją na tyle, że zaczęła tworzyć własne firmy.

Później wielkie wrażenie wywarła na niej podróż do Stanów Zjednoczonych, do których pojechała w wieku 20 lat. – Dużo nauczyła mnie tamtejsza kultura pracy i poczucie, że jak się chce, to się da. (…) Również wizyta w Y Combinatorze, najbardziej prestiżowym akceleratorze startupów w Dolinie Krzemowej, była niesamowitą, ale też ciężką lekcją biznesu – dodaje. Właśnie podczas wyjazdu do USA, Madej zarobiła pierwsze pieniądze, które przyczyniły się do stworzenia jej pierwszej firmy – Applicake. Według niej, tym co uczy biznesu (nie samej przedsiębiorczości) jest praktyka, czyli konkretne projekty, założenie firmy, pierwsze problemy i porażki, i ich rozwiązywanie.

Zaliczać wpadki

Przedsiębiorczości Adam Jesionkiewicz, szef Ifinity, uczył się przez popełnianie błędów i ciągłą pracę nad sobą. – Ludzie generalnie nie lubią mylić się, a tym bardziej zaliczać wpadek, ale dla przedsiębiorców to podstawa. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że porażka to immanentna cecha prawdziwej przedsiębiorczości – przekonuje. Choć przyznaje, że nadal dużo uczy się czytając książki i prasę,uważa że teoria nie jest tak ważna, jak inicjatywa i stawianie sobie konkretnych celów. To one zmieniają nasze życie i osób, które nas otaczają.

– U mnie przedsiębiorczość rozpoczęła się w bardzo naturalny sposób. Po prostu zawsze poświęcałem się rzeczom, które kocham i którymi zajmuję się wręcz obsesyjnie – mówi Adam Jesionkiewicz. W nauce biznesu ważne jest też zrozumienie, że w budowaniu organizacji najważniejszą cechą jest umiejętność wykorzystywania wiedzy innych ludzi i łączenia ich kompetencji. – To kluczowe i niezwykle trudne. Być może trzeba się z tym urodzić, bo sztuką jest inspirowanie i codzienne motywowanie wielu osób, które do tego na ogół są w wielu dziedzinach mądrzejsze od Ciebie – dodaje.

Prymitywny program graficzny

Dr Jan Zając, szef Sotrendera, mówi, że przydatna okazuje się wiedza nabyta podczas studiów. Najwięcej na temat biznesu nauczyły go jednak cztery lata “trudu, znoju i małych radości w Sotrenderze”. – Nie ma lepszej metody niż uczenie się na własnych doświadczeniach – mówi. Jak zaczęła się jego przygoda z biznesem? Już w wieku dziewięciu lat, podczas wakacji u babci. To tam rozkręcił na podwórku grę w pokera na pieniądze. Zabawa szybko skończyła się, gdy po kilku rozdaniach babcia wyszła na podwórko i zobaczyła jak młodzi starają się zarobić na hazardzie. Drugi mały biznes okazał się jeszcze lepszą szkołą. W wieku jedenastu lat, Jan Zając, próbował zarobić na odkupieniu od kolegi radzieckiej gry pt. “Wilk i jajeczka”.

Chciał ją kupić i sprzedać o tysiąc złotych drożej cioci, która zajmowała się prowadzeniem komisu. – Przy okazji dowiedziałem się trochę o negocjacjach, gdyż kolega, od którego kupowałem, powiedział mi, że innemu sprzedałby taniej, ale mi nie sprzeda, bo jestem z Warszawy. Wtedy do rozmowy włączyła się ciocia, która spytała, ile na tym zarobię i po prostu wręczyła mi ten tysiąc, tłumacząc, że nie ma sensu tyle kombinować dla tak małego zarobku (mniej niż 5% marży) – wspomina przedsiębiorca. Kolejne podejście do biznesu okazało się jeszcze lepsze i w dodatku przyniosło oczekiwane efekty. – (…) mając złamaną nogę zajmowałem się przerysowywaniem w dość prymitywnym programie graficznym schematów do jakiegoś pisma technicznego – opowiada Jan Zając. Zarobił na tym kilkadziesiąt tysięcy złotych (niestety przed denominacją) i odłożył je na wakacje.

A Wy, jak rozpoczęliście swoją przygodę z przedsiębiorczością?