Michael Arrington, bo o nim mowa, swoją przeprawę od początkującego blogera do mentora i anioła biznesu rozpoczynał we własnym pokoju. W tej historii sukcesu znajdzie się ciężka praca, oplucie przez hejtera na jednej z konferencji i wynajęcie ochrony w obawie o swoje bezpieczeństwo.
fot. simplyzesty.com
W pierwszej części artykułu dowiedzieliście się jakie były początki najpopularniejszego blogera o startupach i nowych technologiach. W tej części artykułu dowiecie się ile zarabiał Arrington na prowadzeniu TechCruncha, dlaczego sprzedał swój serwis AOLowi i czym Michael zajmuje się teraz. Zapraszamy!
Sława, pieniądze, zaufanie
Mnóstwo ludzi starało się o wpis na blogu Michaela, ale nie wszystkim się to udawało. Nie wystarczyło samo zapytanie. Arrington często oddzwaniał i kontaktował się z pomysłodawcami startupów, by mieć pewność, że nie zmarnuje swojego i czytelników czasu, pisząc o ich produkcie. Niektórzy startupowcy byli tak nachalni, że nie dawali Arringtonowi spać.
Michael wspominał, że kiedy pewnego majowego poranka, usłyszał głosy nadchodzące z terenu jego domu w Atherton, pomyślał, że ktoś próbuje się do niego włamać. Schodząc na dół po schodach, zauważył kilku ludzi trzymających teczki w rękach. Jak się później okazało, byli to duńscy startupowcy, którzy przyjechali do Doliny Krzemowej w poszukiwaniu inwestora i chcieli pochwalić się znanemu blogerowi swoim startupem.
Znana jest też opowieść o tym, jak ktoś przez telefon groził Michaelowi śmiercią. Wtedy Arrington postanawia zatrudnić firmę ochroniarską, której zadaniem miała być obserwacja biura TechCruncha (czyli domu Arringtona). Po tym zdarzeniu Michael wziął miesięczny urlop podczas którego zauważył, że jego blog dobrze sobie radzi również bez jego obecności.
Za sukcesem TechCruncha niewątpliwie stał świetnie zgrany i doświadczony zespół, o którym często wspomina Arrington w wywiadach. W 2007 roku nowymi editorami TC zostali Heather Harde oraz Erick Schonfeld (znany dziennikarz Business 2.0). Obecnie wśród blogerów TechCruncha znajduje się 40 osób. Cały sztab ciężko pracuje, aby utrzymać zdobytą przez Michaela Arringtona renomę. A jest co utrzymywać, bo wierząc podawanym statystykom, TechCrunch odwiedza 3 miliony unikalnych użytkowników miesięcznie. Na portalach społecznościowych TechCruncha śledzi łącznie 3 mln fanów.
Ile zarabiał najpopularniejszy bloger na początku swojej kariery z pisaniem? Jak donoszą źródła w 2006 roku prowadzenie bloga przyniosło 800 tys. dolarów przychodu. Mocnym odbiciem finansowym był rok następny, w którym przychód roczny wyniósł 3 miliony dolarów. Przełomowym momentem w historii TechCruncha stał się jednak rok 2008, w którym Arrington ogłosił, że poszukuje dofinansowania na zatrudnienie kilku profesjonalnych dziennikarzy. Od tego momentu Michael przekształca swój blog w markę i TechCrunch zmienia się z osobistego bloga w newsowy serwis o technologiach.
Po latach pracy, Arringtona uznano za jednego z najbardziej wpływowych blogerów na świecie. Swoimi publikacjami wzbudzał kontrowersje i zainteresowanie czytelników. Prawdziwą burzę w mediach wywołało oświadczenie Michaela pod koniec września 2008 roku. Podczas znanego konkursu TechCrunch Disrupt SF Arrington ogłasza sprzedaż TechCruncha AOL-owi. Co ciekawe na początku dokładna kwota nie została ujawniona. Po czasie New York Times poinformował, że AOL kupił TechCruncha za 30 milionów dolarów. Jak zdradził Arrington w jednym z wywiadów, pierwsza propozycja (nie podał od kogo) opiewała na 8,5 miliona dolarów. Była to jednak za mała kwota na sprzedaż bloga, któremu poświęcił sporo czasu. Po sprzedaży udziałów TechCruncha Arrington nie opuścił swojego serwisu newsowego. Stanowiło to jeden z warunków umowy inwestycyjnej, dlatego też Michael nadal pełnił funkcję redaktora naczelnego serwisu. Dlaczego Arrington postanawia nawiązać współpracę z AOL-em? Ponieważ miał dość powtarzających się problemów technicznych z prowadzeniem TC i chciałby poświęcić więcej czasu na pisanie o startupach. Michaelowi imponowały również wcześniejsze dokonania AOL-a oraz to, że angażował się w tworzenie grup i forów dyskusyjnych offline.
Inwestuj i zarabiaj
W 2011 roku Michael otwiera fundusz CrunchFund, który ma wspierać startupy w początkowej fazie rozwoju. CrunchFund otrzymał wsparcie w postaci 20 milionów dolarów od AOL Ventures, Greylock Partners, Andreesen Horowitz oraz Rona Conwaya i wielu innych aniołów biznesu i funduszy inwestycyjnych. Arrington dotychczas zainwestował wraz z partnerami MG Sieglerem, Patrickiem Gallagherem oraz Davem Feldmanem w 70 spółek, m.in. w Stamped, Airbnb czy Klout, łączną kwotę prawie miliarda dolarów. Sam jako mentor i doradca działa również w wielu funduszach inwestycyjnych. Michael to nie tylko bloger, przedsiębiorca i mentor. Po latach blogowania staje się również inwestorem, członkiem zarządu wielu funduszy inwestycyjnych i aniołem biznesu.
Ze względu na powyższe działalności czytelnicy zarzucają mu konflikt interesów, dlatego na jakiś czas Arrington zawiesza swoją działalność na TechCrunchu. Otworzył prywatnego bloga Uncrunched, promując go hasłem “unpaid blogger”. Czytelnicy TC i LA Times zarzucili mu brak obiektywizmu i to, że na TechCrunchu promowane były startupy, którym doradzał, bądź w które zainwestował. Michael odpierał zarzuty i postanowił, że nadal będzie współtworzyć TechCrunch i prowadzić bloga Unchrunched.
Co robi Arrington dziś?
Żyje w biegu, pisze bloga, prowadzi fundusz CrunchFund i doradza startupowcom. Posiada udziały m.in. w Facebooku, AOL-u i w wielu innych popularnych spółkach. TechCrunch działa samodzielnie, codziennie publikuje dziesiątki artykułów, które są inspiracją do wpisów wielu dziennikarzy. Na wydarzeniach, organizowanych pod szyldem TechCruncha, pojawia się mnóstwo osób. Fundusze liczą się ze zdaniem Michaela Arringtona, inwestują w niego, on inwestuje w nich i w startupy, które mocno go zainteresowały. Jego marzenie? Chciałby tylko pisać o startupach.