Jesteś z Europy, więc nie znajdziesz inwestora w Stanach. Nie przy pierwszej rundzie

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Udostępnij:

Startupy potrzebują pieniędzy. Ale powinny ich szukać na lokalnych rynkach, przynajmniej przy okazji pierwszej rundy finansowania, twierdzi Alicia Navarro z Skimlinks. Sama pozyskała inwestora w Nowym Jorku dopiero, gdy zainwestował w jej projekt rodzimy fundusz.

Na zdjęciu: Alicia Navarro, CEO Skimlinks | fot. materiały prasowe

25 mln dolarów

– Właściwie to nie masz szans na zdobycie inwestora w Stanach Zjednoczonych podczas pierwszej rundy finansowania – powiedziała podczas TechCrunch Disrupt Berlin 2017 współzałożycielka i dyrektor generalna brytyjskiej spółki Skimlinks Alicia Navarro. Jej zdaniem, staranie się o fundusze zza oceanu jest błędem, który czasami powtarzają europejscy startupowcy. Tamtejsi inwestorzy mają kogo wspierać na lokalnym rynku.

Loty do Stanów i spotkania z funduszami mają tylko sens, jeśli chcesz nawiązać relacje z ich przedstawicielami i zrobić grunt pod rundy, które będziesz zamykać w przyszłości. TechCrunch pisze, że Alicia Navarro zna to z własnego doświadczenia. Do tej pory jej firma zebrała łącznie ponad 25 milionów dolarów i pierwszą rundę zamknęła dwa lata od startu. Wówczas pozyskała pieniądze od brytyjskiego inwestora, a na kapitał ze Stanów czekała jeszcze cztery lata. W międzyczasie ponownie przekonała rodzime fundusze, aby pomogły jej rozwijać biznes.

Inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych

Ostatecznie w 2011 roku Skimlinks zainteresowały się nowojorski fundusz venture capital BDMI oraz kalifornijski 500 Startups, które wpompowały w przedsięwzięcie łącznie 4,5 miliona dolarów. To wydarzenie otworzyło spółce z Londynu drogę do globalnych pieniędzy, z czego ponownie skorzystała w 2013 roku, pozyskując nieujawnioną kwotę od japońskiego anioła biznesu i amerykańskiego Greycroft Partners. Na jego liście projektów znajdziemy między innymi taki podmioty jak Azimo i Huffington Post.

Według pani prezes, warto także od samego początku brać od inwestorów jak najwyższe sumy, aby później nie tracić czasu na ponowne szukanie pieniędzy i zawieranie umów. – Słyszę, jak wielu założycieli mówi: nie chcę pozyskać zbyt wiele, bo martwię się o rozwodnienie (z ang. dilution) – mówi Alicia Navarro. Wspomniane rozwodnienie polega na zmniejszeniu udziału procentowego wspólników, gdy do spółki wchodzi nowy akcjonariusz i obejmuje udziały we wspartym finansowo przedsięwzięciu. Niekażdy startupowiec jest na to gotowy.

Wzajemne zaufanie

Wówczas najczęściej rezygnuje z zewnętrznych środków i finansuje projekt w ramach własnych zasobów. Natomiast inni od początku szukają wsparcia u doświadczonych przedsiębiorców i inwestorów, którzy oprócz pieniędzy często mają o wiele więcej do zaoferowania. Mogą chociażby wskazać kierunek rozwoju , pomóc w zoptymalizowaniu procesów w firmie i udostępnić własną sieć kontaktów. Dobierając inwestora trzeba jednak pamiętać o kilku aspektach. Opowiada nam o tym Wojtek Niesyto.

– Najważniejsze jest wzajemne zaufanie do siebie i dobre zrozumienie swojej funkcji. Tego, że mamy wspólny interes i powinniśmy traktować się po partnersku, być ze sobą szczerzy. Inwestor musi rozumieć, że jego funkcja nie polega jedynie na byciu kontrolerem i nadzorcą – mówi współzałożyciel i Partner w Kogito Ventures, który od 2016 roku inwestuje w startupy. Całą rozmowę z Wojtkiem Niesyto znajdziesz tutaj.