Tekst pochodzi z publikacji „Social Media 2010-2015-2010” wydanej przez NowyMarketing.
Dowiedz się więcej i pobierz za darmo >
International Business Times poinformował niedawno, że najbogatszym muzykiem na świecie jest Bono. Zawdzięcza to posiadaniu 2,3% akcji Facebooka, które kupił w 2009 roku za 56 mln dolarów. Obecnie ten pakiet akcji jest warty pod 1 mld $. Myślisz, że te 6 lat temu ta inwestycja była obarczona dużym ryzykiem? Czy już wtedy można było powiedzieć, że Facebook będzie czymś tak potężnym?
Facebook owiany jest wieloma “miejskim legendami”. Swoją sławę zawdzięcza nie tylko szybko rosnącej platformie ale też Hollywood, który przedstawił historię jego powstania w filmie The Social Network. Myślę, że w ogólnym obiegu funkcjonują fakty pomieszane z mitami i tak naprawdę nikt poza niewielkim gronem osób nie wie, jak było naprawdę. To tak dla kontekstu.
Inwestycja Bono miała miejsce w 2009 roku. W tym roku Facebook miał około 300 milionów użytkowników. Było to 5 lat po powstaniu samej platformy. Dynamika wzrostu Facebooka była imponująca. Wiralność produktu i organiczność wizyt mogła sugerować, że ta platforma ma zdecydowanie większy potencjał. Zasadniczą różnicą wprowadzoną przez Facebooka była tożsamość użytkowników. W tym czasie było wiele innych sieci społecznościowych, ale to Facebook postawił najmocniej na budowanie “Social Graph”. Jeśli przeskanujemy media z tamtego czasu, to wielu sceptyków głosiło szybki koniec Facebooka i przejście mody. Osobiście uważam, że liczby oraz “moc rażenia” Facebooka w 2009 roku dawały mocny sygnał, że relacja ryzyka do potencjalnego zwrotu jest na dobrym poziomie.
O ryzyku można by było mówić przy inwestycji Petera Thiela, kiedy Facebook był jeszcze skupiony na studentach. Przypomnę, Thiel objął 10,2%, inwestując w spółkę 500 000 dolarów.
Myślę, że nikt nie spodziewał się, że Facebook zajdzie tak daleko. Obok Google, Apple, Amazon to wiodąca firma internetowa, która nadal rośnie.
Słyszy się głosy, że obecnie, jeśli chodzi o serwisy społecznościowe, mamy do czynienia z największą bańką spekulacyjną, gdzie wartość serwisu mierzy się nie tyle po jego wynikach finansowych, a liczbie użytkowników i zdolności do gromadzenia big data. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
To chyba duża generalizacja. Faktem jest to, że w 2015 roku świat nie jest już tylko “niebieski”. Oprócz Facebooka mamy co raz więcej innych serwisów społecznościowych, które gromadzą setki milionów użytkowników. Wiele się teraz mówi o “bańkach” i antycypacji ich pęknięcia, jednak ja byłbym ostrożny do przykładania tej samej miary do całego rynku.
Prawdą może być, że rynki prywatne i publiczne różnią się (nawet znacząco) w ocenie wartości niektórych podmiotów internetowych. Na rynkach prywatnych to fundusze określają wartość poprzez podnoszenie co raz to wyższych rund finansowania. Większość wycen na rynkach prywatnych bazuje na potencjale wzrostu i przyszłej wartości. Zupełnie inaczej działa rynek finansowy po stronie publicznej. Inwestorzy giełdowi patrzą na “bottom line” i oceniają, jak dana spółka sobie radzi, oczywiście dając premię za potencjał przyszłych wzrostów.
Serwisy społecznościowe, mają z reguły bardzo podobny model biznesowy. Aby były wartościowe muszą być spełnione dwa warunki: a) duża liczba aktywnych (zaangażowanych użytkowników) b) model monetyzacji. W większości przypadków, serwisy społecznościowe monetyzowane są poprzez produkty reklamowe (Facebook). Aby takie serwisy były atrakcyjne dla reklamodawców, muszą mieć odpowiednią skalę. Budowa skali kosztuje, a przychody pojawiają się później, dlatego wiele serwisów przez kilka pierwszych lat traci ogromne ilości pieniędzy. Zaczyna je odrabiać po przekroczeniu masy krytycznej użytkowników, kiedy stają się atrakcyjnym medium reklamowym.
Big Data to oczywiście ogromne aktywo, które może wpływać na wycenę, nawet mimo tego że nie ma modelu monetyzacji tych danych. Osobiście podchodziłbym ostrożnie do premiowania takich biznesów za samą umiejętność gromadzenia informacji.
Jeszcze nie tak dawno temu wszyscy startupowcy chcieli stworzyć drugiego Facebooka, ale ostatnio moda na społecznościowe startupy jakby przeminęła. Zgadzasz się z tą obserwacją? Co może być przyczyną? Czemu ten czar prysł?
Wraz ze wzrostem liczby użytkowników internetu, tworzenie nowych serwisów społecznościowych staje się i łatwiejsze i trudniejsze. Łatwość wiąże się głównie z kanałami dystrybucji – więcej ludzi stale podłączonych do sieci. Trudność wynika z otoczenia konkurencyjnego. Myślę, że wielu founderów czuje respekt przed Facebookiem i nie próbuje atakować go wprost – to byłoby bardzo kosztowne lub wręcz niemożliwe. Mamy natomiast przykłady zupełnie nowych platform, jak na choćby Snapchat.
Myślę, że jest jeszcze wiele niezagospodarowanych nisz na serwisy lub produkty społecznościowe. Nie sądzę jednak, aby szybko pojawiło się coś tak dużego jak Facebook. Jestem za to przekonany, że będziemy co jakiś czas słyszeć o nowym produkcie społecznościowym, z którego korzystają dziesiątki milionów użytkowników na całym świecie.
Zainwestowałbyś dziś w społecznościowy startup?
Mimo doświadczenia, nie jest to obszar, który mnie interesuje. Moja strategia inwestycyjna oparta jest o trend związany z softwarem.
G+, MySpace, Nasza Klasa, Epuls, Grono.net… Dlaczego społecznościówki umierają? Myślisz, że to samo może czekać kiedyś Facebooka? Czy wyprą go „nowe social media” jak Snapchat czy Periscope?
To właśnie jest ta cecha Internetu, którą lubię najbardziej. Trudno powiedzieć że coś w Internecie jest stałe. Ja często powtarzam, że to dopiero początek. Patrząc na rozwój Internetu przeszliśmy już przez kilka faz: 1) dial-up, sporadyczne korzystanie, szczątkowe usługi 2) broadband, co raz dłuższy czas spędzany w sieci, wybuch usług i produktów 3) “rok mobile”, a na poważnie to teraz doświadczamy zmianą, jako przyniósł internet mobilny. Nieustanny dostęp do usługi produktów. Bardzo łatwy i tani interface (telefony z Android, aplikacje). Miliardy użytkowników, potencjalnych klientów.
Snapchat czy Periscope to sam początek.. Za 20 lat duża część społeczeństwa to będą “digital/mobile natives”. Być może będą to osoby, które nie mają absolutnie potrzeby korzystania w swoim codziennym życiu z tradycyjnie rozumianego komputera. Ich jedynym urządzeniem, łączącym ich z siecią jest telefon.
Facebook już dawno postawił na mobile. Widać to po strukturze jego przychodów ale też strategii akwizycyjnej. Nie jestem futurologiem, ale gdybym miał przewidzieć przyszłość, to powiedziałbym, że będziemy mieli do czynienia z reinkarnacją starych sprawdzonych modeli w nowym mobilnym wydaniu.
Kiedy wspominam Epuls [Marcin Szeląg był jednym z współtwórców tego projektu – przypis red.], to teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wiele rzeczy było pod naszymi palcami, ale byliśmy za mało otwarci na przyszłość. Dzisiaj inni zajęli to miejsce. Podobno polskie nastolatki intensywnie “snapchatują”.
Jakie trendy w serwisach społecznościowych wydają Ci się dziś najciekawsze?
To, co mnie fascynuje najbardziej w kontekście społecznościowym, to siła “tłumu”. Crowdsourcing, crowdfunding, crowdcuration i wiele innych. Myślę, że najciekawsze jest skrzyżowanie społeczności z innymi modelami biznesowymi. Myślę, że wiele pomysłów, które upadły dekadę temu, dzisiaj jest gotowych na reaktywację.
Czy inwestorzy muszą umieć przewidywać przyszłość?
Każdemu inwestorowi (włącznie ze mną) wydaje się, że potrafi przewidzieć przyszłość – przynajmniej do jakiegoś stopnia. Jest to niezwykle trudne i chyba najlepszymi rezultatami jak do tej pory może pochwalić się Ray Kurzweil. Choć nie jest stricte inwestorem, to zgadywanie co nas czeka idzie mu zaskakująco dobrze.
Myślę, że każdy inwestor ma pewną własną wizję świata, jaki nas czeka. Ta wizja jest odzwierciedlona w tezie inwestycyjnej. Podejmując decyzje inwestycyjne, robi zakład na bazie swoich przekonań. Wystarczy popatrzyć na zwroty z funduszy, aby wyrobić sobie zdanie, którzy inwestorzy są dobrzy w przewidywaniu przyszłości.
–
Tekst pochodzi z publikacji „Social Media 2010-2015-2010” wydanej przez NowyMarketing.
Dowiedz się więcej i pobierz za darmo >
–
Marcin Szeląg
Partner w funduszu Innovation Nest
Z branżą internetową związany od blisko 10 lat. Najpierw odpowiadając za produkty w Pixelate Venture (G+J) a teraz inwestując w firmy technologiczne na wczesnym etapie rozwoju. Główny obszar zainteresowań inwestycyjnych to rynek Software-as-a-Service (SaaS). Mentor, początkujący bloger.