Kompaktowy hit i sprzedażowy kit. 5 powodów, dla których kupiłam iPhone 12 mini

Dodane:

Agata Ruszkowska Agata Ruszkowska

Kompaktowy hit i sprzedażowy kit. 5 powodów, dla których kupiłam iPhone 12 mini

Udostępnij:

Liczby nie kłamią – najmniejszy z rodziny iPhone’ów to porażka finansowa Apple’a. Czy faktycznie to jest tak bardzo nieudany model? Postanowiliśmy sami sprawdzić, jak używa się iPhone’a 12 mini na co dzień. 

Dla kogo jest iPhone 12 mini? W sieci pojawiło się już wiele opinii na ten temat – dla kobiet (bo mniejsze dłonie), zwolenników małych smartfonów (których miało być całkiem wielu), czy nawet dla osób potrzebujących drugiego, „zapasowego” telefonu (bo poręczny). Apple miało tym modelem zaspokoić potrzeby użytkowników ceniących kompaktowe rozwiązania, po czym okazało się, że… wcale tak wielu ich nie ma.

Firma Counterpoint Research, która analizuje dane sprzedażowe, poinformowała, że na początku roku iPhone 12 mini stanowił zaledwie 5 procent całkowitej sprzedaży nowej linii smartfonów Apple’a. Z kolei Consumer Intelligence Research Partners (CIRP) podaje, że 6,1-calowy iPhone 12 stanowił 27 procent sprzedaży, a iPhone 12 Pro i 12 Pro Max około 20 procent sprzedaży. Dlaczego tak jest? Czy jednak konsumenci nie potrzebują małych smartfonów (ekran poniżej 6″), które obecnie stanowią niecałe 10 procent urządzeń mobilnych na rynku?

Po przeanalizowaniu komentarzy osób testujących oba modele, można wysnuć jeden wniosek – mini jest za małe dla osób, które zdążyły się przyzwyczaić do dużych wyświetlaczy. Takim użytkownikom znacznie wygodniej pisze się i konsumuje treści na zwykłej 12-tce. U kogo zatem sprawdzą się mini? Chciałabym uniknąć uogólnień i stereotypowych założeń – prawdopodobnie ilu jest kupców, tyle jest powodów zakupu tego modelu. Mogę jedynie przedstawić swój punkt widzenia i powody, dla których zdecydowałam się na zakup nowego iPhone’a w wersji mini.

Smartfon musi być poręczny

Wyznaję tę zasadę chyba od zawsze. Najlepszym potwierdzeniem tego jest fakt, że mój poprzedni model telefonu to iPhone SE (1. generacji), który gabarytowo był dla mnie idealnym rozwiązaniem – mieści się w kieszeni i mogę obsługiwać go jedną ręką. Model spełniał moje podstawowe oczekiwania, ale w końcu po 4 latach przyszedł czas na wymianę – przesiadka na nowego SE  (2020) niespecjalnie mnie kusiła, dlatego gdy tylko na rynek wyszedł 12 mini, od razu wiedziałam, że to będzie mój kolejny model.

Bardzo mnie cieszy, że w obudowie o podobnej wielkości (131,5×64,2×7,4 mm i waga 133 gramów) dostaję większy wyświetlacz (w SE były 4″ – w 12 mini 5,4 „), który przy okazji oferuje świetny obraz (Super Retina XDR i 2340 x 1080 pikseli). Dla mnie jest to rozwiązanie idealne.

Wydajność na miarę flagowca

Mimo, że mini jest najmniejszym i najtańszym „dzieckiem” Apple, to w niczym nie odstaje od reszty z rodziny 12-tek, jeśli chodzi o wydajność. W „maluchu” znalazł się procesor Apple A14 Bionic z 4 GB RAM-u, który tak naprawdę radzi sobie z każdym zadaniem – z grami, aplikacjami i nagrywaniem w 4K. Nie można więc powiedzieć, że jest to w jakikolwiek sposób gorszy czy wybrakowany model – nawet patrząc z perspektywy takich udogodnień, jak sprawne Face ID, czy szybkie ładowanie (przewodowe o mocy 20 W oraz bezprzewodowe – 12 W).

W końcu lepsze zdjęcia!

Wspominałam, że iPhone SE spełniał moje podstawowe wymagania. Owszem – robienie zdjęć, które są jakkolwiek czytelne można zaliczyć do tych podstawowych funkcji. Jednak od jakiegoś czasu myślałam o sprzęcie, który będzie mnie bardziej satysfakcjonował pod kątem fotograficznym. A nie jest tajemnicą, że obecnie nawet budżetowe smartfony (chociażby Realme 7 5G) oferują znacznie lepsze obiektywy niż ten, który miałam w iPhonie z 2016 roku.

Przeskok okazał się ogromny, gdyż w mini znalazły się trzy świetne obiektywy: tylny ultraszerokokątny 12 Mpix (f/2.4), główny 12 Mpix (f/1.6) i przedni 12 Mpix (f/2.2). Kolorystyka, szczegółowość i tryb nocny – nie mam tu żadnych zastrzeżeń i jako amatorka fotografii stwierdzam teraz, że było mi to bardziej potrzebne niż przypuszczałam.

Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie miała pewnego „ALE”. Bardzo żałuję, że Apple daje użytkownikowi możliwość ustawienia przysłony i czasu ekspozycji (to podstawa, jeśli chodzi o ustawienia manualne) TYLKO w trybie portretowym. Wynika z tego, że możliwość zrobienia fajnego zbliżenia obiektu, jest dla producenta czymś całkowicie zbędnym – czuję, że Apple wyszło z założenia, że przeciętnemu użytkownikowi wystarczy automat, a rozmycie tła przyda mu się tylko do portretów i selfiaków. Oczywiście dla chcącego nic trudnego – w trybie portretowym da się fotografować także inne obiekty poza twarzami. Trzeba się jednak przy tym nieco nagimnastykować i zwracać uwagę na „wycięcie” przedmiotów z tła.

Dlatego pod względem obsługi aparatów bardziej cenię Samsunga S21, który zapewnia ogromne możliwości ustawień manualnych, a przy tym bardzo intuicyjną obsługę.

Genialna jakość wideo

Kolejnym z powodów, dla których warto zdecydować się na iPhone’a z serii 12 jest jakość wideo. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że po kupieniu tego smartfona nabiorę większej ochoty do sięgania po funkcję nagrywania. Jednak efekt eksperymentów z ruchomym obrazem jest naprawdę zachęcający – filmy w jakości 4K 60 kl/s lub 30 kl/s (zarówno zwykłym, jak i szerokokątnym aparatem) robią ogromne wrażenie – są jasne, wyraziste i przede wszystkim stabilne (nawet jak na cyfrową stabilizację). Na pochwałę zasługuje również szybki autofocus, płynnie zmieniana ekspozycja i jakość zbieranego dźwięku. Przetestowałam już w swojej karierze kilka smartfonów i żaden z nich nie miał takiej jakości wideo – po prostu klasa!

Słabość do designu

Mimo, że bardzo podobała mi się plastyka zdjęć i obsługa aplikacji fotograficznej w Samsungu S21, to na razie nie zdecydowałam się na przesiadkę na sprzęt od koreańskiego producenta. Dlaczego? Z pewnością jednym z powodów jest system iOS, który wyjątkowo mi odpowiada, ale także sam design urządzenia. Uważam, że strzałem w dziesiątkę jest powrót Apple’a do estetyki ich starszych modeli smartfonów – lubię te kanciaste formy i szklane plecki (które niestety koszmarnie się brudzą).

Rozumiem, jeśli dla kogoś wygląd smartfona jest sprawą drugorzędną, ale ja lubię się otaczać ładnymi przedmiotami i uważam, że mini właśnie takie jest.

Obserwuje obecność modelu iPhone 12 mini na rynku i widzę, że ceny tego modelu mocno się obniżyły od momentu premiery. Apple zaczynało od 3 600 zł za wersję z najmniejszą pamięcią (64 GB), a po kilku miesiącach jego normalna cena to 3 200 zł (w promocji można dostać nawet za 3 100 zł). Ta cena może być już znacznie bardziej zachęcająca dla osób, które wahają się między wersją mini, a normalną 12-stką.

Jestem ciekawa, czy w rodzinie kolejnych urządzeń od Apple’a również znajdzie się mały smartfon? Być może warto zaczekać na premierę iPhone’a 13, który może nas jeszcze zaskoczyć.