Na początku tygodnia, Pinterest po raz pierwszy pochwalił się statystykami serwisu. W oficjalnym oświadczeniu zespół stojący za pięcioletnim startupem poinformował, że co miesiąc do wirtualnej tablicy już 100 milionów osób przypina treści znalezione w sieci. Było to zaskoczeniem przede wszystkim dla analityków z firmy badawczej eMarketer. Przewidywali oni, że spółce ze Stanów Zjednoczonych nawet do 2019 roku nie uda się osiągnąć tego wyniku, a ponadto wróżyli, że do tego czasu będzie on niższy mniej więcej o połowę.
400 mln codziennie odwiedza Instagram
Nikogo jednak nie powinny dziwić statystyki Instagrama, sieci społecznościowej należącej do Marka Zuckerberga. Serwis działający na zasadzie wirtualnego albumu, do którego dodajemy zdjęcia za pośrednictwem urządzeń mobilnych, liczy już 400 milionów użytkowników. Są to osoby, które przynajmniej raz na miesiąc logują się do serwisu, aby podejrzeć fotografie swoich znajomych albo, żeby dodać własne selfie.
Co więcej, popularność Instagrama rośnie w przyzwoitym tempie. Jeszcze w 2012 roku, kiedy twórca Facebooka zapłacił Kevinowi Systromowi miliard dolarów, aby przejąć jego spółkę, wtedy jeszcze było to stosunkowo niewielki startup zatrudniający trzynaście osób z czterdziestomilionową bazą użytkowników. Długo nie trzeba było czekać, żeby projekt się rozwinął.
1,5 mld dolarów zysku z reklam
Dwa lata później z Instagrama codziennie korzysta już 200 mln osób, a kolejna setka „pękła” na przełomie 2014 i 2015 roku – to już 300 mln użytkowników. Od tego czasu minął niespełna rok i wraz z wrześniem dodajemy kolejne 100 mln osób używających Instagrama. Głównie pochodzą oni spoza Stanów Zjednoczonych, a mianowicie 75 procent instagramowiczów to mieszkańcy Europy, Azji i Brazylii.
Powyższe statystyki z pewnością napawają dumą Zuckerberga. Zresztą pewnie jak zysk generowany z reklam dystrybuowanych za pośrednictwem Instagrama, który obecnie wynosi 600 mln dolarów, a ma być tylko lepiej. Szacuje się, że w 2016 roku ta kwota wzrośnie aż do blisko 1,5 mld dolarów. Okazuje się więc, że warto było wyłożyć miliard dolarów na zakup sieci społecznościowej, w której sukces, poza prezesem Facebooka, mało kto chciał uwierzyć.