Literaci vs. Mark Zuckenberg, czyli na początku było słowo
Zacznijmy od najnowszej afery. W marcu tego roku roku, autorzy książek zaczęli publicznie zgłaszać, że Meta wykorzystywała ich prace bez zgody do trenowania swoich modeli sztucznej inteligencji. Literaci twierdzą, że Meta miała użyć ok. 7,5 miliona spiraconych dzieł, w tym tych chronionych prawem autorskim, do szkolenia swoich algorytmów AI. Autorzy przekonują, że nie wyrazili oni zgody na wykorzystanie ich prac, co narusza ich prawa autorskie. Teksty te miały być używane do trenowania modeli językowych AI, takich jak GPT-3, które są wykorzystywane w różnych aplikacjach i usługach oferowanych przez firmę.
Jak twierdzi grupa autorów, którzy zgłosili pozew w amerykańskim sądzie, Mark Zuckerberg osobiście zatwierdził wykorzystanie przez Metę „pirackich” wersji książek chronionych prawem autorskim. Powołują się oni na wewnętrzną komunikację Meta: w pozwie piszą, że dyrektor generalny sieci społecznościowej poparł wykorzystanie zbioru danych LibGen, ogromnego internetowego archiwum książek. I zrobił to, pomimo otrzymywanych od zespołu wykonawczego AI ostrzeżeń, że jest to zbiór danych, o którym „wiemy, że jest piracki”. Przedstawiciele zespołu we wskazanej wiadomości podkreślają że korzystanie z bazy danych zawierającej pirackie materiały może osłabić negocjacje właściciela Facebooka i Instagrama z amerykańskimi organami regulacyjnymi.
Zbiór danych Library Genesis (LibGen) to stworzona w Rosji „biblioteka cieni”. Ma zawierać miliony powieści, książek non-fiction i artykułów z czasopism naukowych. W ubiegłym roku sąd federalny w Nowym Jorku nakazał anonimowym operatorom LibGen zapłacić grupie wydawców 30 milionów dolarów odszkodowania za naruszenie praw autorskich.
W sprawie znaczenie mieć ma jeszcze jedna notatka, zdobyta przez oskarżających. To dokument zawierający inicjały samego Marka Zuckerberga. Treść dokument zawiera informację, że „po odwołaniu się do MZ” zespół AI firmy Meta „został uprawniony do korzystania z LibGen”.
W miarę jak sprawa nabierała rozgłosu, pojawiły się różne reakcje ze strony Meta oraz Zuckenberga. Co oczywiste, w odpowiedzi na oskarżenia Meta zaprzeczyła zarzutom. Firma twierdzi, że korzysta z danych w sposób zgodny z prawem i że nie narusza praw autorskich. Zuckerberg podkreślił, że Meta jest zobowiązana do przestrzegania prawa i etyki w swoich działaniach.
Czy takie stwierdzenie brzmi przekonująco? To trzeba ocenić samemu. Prawnicy Mety postanowili wyprzedzić kolejny atak i publicznie ogłosili plany zwiększenia ochrony danych i przestrzegania praw własności intelektualnej.
To nie pierwszy raz, gdy Meta odpiera zarzuty ze strony pisarzy. W zeszłym roku sędzia okręgowy w USA, Vince Chhabria, oddalił roszczenia, zgodnie z którymi tekst wygenerowany przez modele sztucznej inteligencji Meta naruszał prawa autorskie autorów i że Meta bezprawnie pozbawiła ich książki informacji o zarządzaniu prawami autorskimi (CMI), które odnoszą się do informacji o utworze, w tym tytułu, nazwiska autora i właściciela praw autorskich. Powodowie otrzymali jednak pozwolenie na zmianę swoich roszczeń.
Wspólnik vs. wspólnik, czyli polska kłótnia w Infermedica
W 2018 roku polski ekosystem startupów obiegła wieść o sporze prawnym między Piotrem Orzechowskim, założycielem Infermedica, a jego byłym wspólnikiem. Founder oskarżył go o przywłaszczenie sobie kluczowych elementów technologii diagnostycznej, nad którą pracowali wspólnie. Technologia ta, oparta na zaawansowanych algorytmach i bazach danych medycznych, miała służyć do wspomagania diagnostyki medycznej. Oskarżenie dotyczyło nie tylko kradzieży kodu źródłowego, ale także wykorzystania poufnych informacji biznesowych i strategii rozwoju firmy. Orzechowski twierdził, że były wspólnik wykorzystał te informacje do założenia konkurencyjnej firmy, bezpośrednio konkurującej z Infermedicą.
Dokładne konsekwencje prawne sporu nie są publicznie znane. Ze względu na charakter sprawy i jej poufność, informacje na temat wyroku sądowego, ewentualnych ugód lub kar nałożonych na byłego wspólnika są ograniczone.
Brainly vs. ex-pracownik, czyli darcie kotów o kod
Brainly, założony w 2009 roku przez Michała Borkowskiego, to platforma edukacyjna umożliwiająca uczniom wzajemną pomoc w nauce poprzez zadawanie i odpowiadanie na pytania. Do 2019 roku firma zdobyła znaczące uznanie, przyciągając inwestycje od globalnych graczy, takich jak Naspers, oraz rozszerzając swoją działalność na rynki międzynarodowe. W tym czasie Brainly przejęło amerykański serwis edukacyjny Bask, co było krokiem w kierunku integracji materiałów wideo z dotychczasową ofertą tekstową.
W 2019 roku polska firma oskarżyła byłego pracownika o kradzież poufnych danych (w tym kodu źródłowego i danych użytkowników) i próbę założenia konkurencyjnego przedsięwzięcia. Spółka podjęła kroki prawne, argumentując, że działania byłego pracownika naruszyły umowy o poufności oraz zasady etyki zawodowej.
Chociaż szczegóły sprawy nie zostały szeroko upublicznione, jej wpływ na podejście do bezpieczeństwa danych i własności intelektualnej w polskich startupach jest znaczący. Sprawa ta zwróciła uwagę na potrzebę wzmocnienia mechanizmów ochrony własności intelektualnej w polskich startupach. Eksperci podkreślili znaczenie stosowania umów o zachowaniu poufności (NDA) oraz regularnego monitorowania dostępu do wrażliwych danych. Dla Brainly incydent ten był impulsem do przeglądu i wzmocnienia wewnętrznych procedur bezpieczeństwa.
Zunum Aero vs. Boeing, czyli biznes uziemiony
Zunum Aero był swego czasu obiecującym startupem, opracowującym hybrydowo-elektryczne samoloty. Wszystko szło dobrze do czasu, gdy przedstawiciele Zunum oskarżyli Boeninga o kradzież tajemnic handlowych dotyczących innowacyjnej technologii samolotów. Zespół startupu upierał się, że Boeing bezprawnie wykorzystał poufne informacje dotyczące projektu i technologii hybrydowo-elektrycznych silników, zdobywając przewagę konkurencyjną.
Początkowo jury przyznało Zunum odszkodowanie w wysokości około 81 milionów dolarów za kradzież tajemnic handlowych i 11,6 milionów dolarów za bezprawne działania konkurencyjne. Ale Boeing nie odpuścił. Złożył apelację i sąd zredukował kwotę, a jeszcze później sędzia federalny zakwestionował dowody przedstawione przez Zunum. I werdykt został uchylony. A w 2019 roku Zunum zawiesił działalność.
Do dziś case Zunum Aero wymieniany jest jako flagowy przykład słabości małych innowacyjnych firm w starciu z korporacjami. To również sprawa podkreślająca znaczenie skutecznej ochrony własności intelektualnej.
OpenAI vs. DeepSeek, czyli starcie gigantów
OpenAI – którego naszym czytelniczkom i czytelnikom przedstawić nie trzeba – oskarżył chiński startup DeepSeek o nielegalne wykorzystanie swojej technologii. Sednem prawnego sporu jest to, że spółka z Państwa Środka w nieuprawniony sposób sięgnęła po model GPT i na jego podstawie stworzyła własne rozwiązanie. OpenAI twierdzi, że DeepSeek naruszył prawa autorskie i tajemnice handlowe poprzez nielegalne kopiowanie i adaptację kodu źródłowego oraz danych treningowych. Szczegóły dotyczące sposobu, w jaki DeepSeek rzekomo pozyskał i wykorzystał technologię OpenAI, nie zostały w pełni ujawnione publicznie. Ale z wypowiedzi przedstawicieli OpenAI wynika, że miałoby do tego dojść poprzez nieuprawniony dostęp do API OpenAI lub inne metody obejścia zabezpieczeń.
Sprawa jest, jak to się mówi, rozwojowa. OpenAI domaga się znacznych odszkodowań od DeepSeek oraz nakazu zaprzestania wykorzystywania ich technologii.
Dlaczego warto śledzić ten spór? Nie tylko dlatego, że walczą ze sobą dwie potęgi w obszarze sztucznej inteligencji. Także dlatego, że dowiedzieliśmy się o tym, że dane w systemach AI nie są w pełni zabezpieczone. Co więcej, case OpenAI vs. DeepSeek jest punktem wyjścia do dyskusji o definicję własności intelektualnej w kontekście modeli AI, które uczą się i ewoluują na podstawie ogromnych zbiorów danych. Po trzecie wreszcie, sprawa ma wymiar geopolityczny. Wiadomo, USA kontra Chiny i napięte relacje między firmami technologicznymi z obu krajów.
Waymo vs. Uber, czyli Levandowski organizuje transport danych do konkurencji
W 2017 roku rozpoczął się jeden z bardziej znaczących sporów prawnych między startupami z obszaru mobilności. Jego skala pokazuje, jak zacięta była wówczas walka o wysforowanie się na pozycję branżowego lidera. Zacięta i bardzo bezwzględna.
Otóż, Anthony Levandowski, były inżynier Ubera, został oskarżony o kradzież tajemnic handlowych od Waymo, spółki zależnej od Alphabet Inc. A Levandowski to była znacząca postać – piastował on pozycję jednego z kluczowych inżynierów w zespole autonomicznych pojazdów Ubera. Wcześniej pracował w Google, gdzie był zaangażowany w rozwój technologii autonomicznych pojazdów dla Waymo. W 2016 roku, przed odejściem do Ubera, Levandowski miał rzekomo skopiować ogromną ilość danych i dokumentów dotyczących technologii autonomicznych Waymo, co miało stanowić podstawę do rozwoju podobnych rozwiązań w Uberze.
Zarzuty wobec Levandowskiego obejmowały:
- kradzież tajemnic handlowych: Waymo oskarżyło Levandowskiego o przywłaszczenie sobie kluczowych informacji dotyczących technologii autonomicznych pojazdów, które były chronione prawem.
- naruszenie umowy o poufności: Levandowski miał złamać umowy, które zobowiązywały go do nieujawniania poufnych informacji po odejściu z Waymo.
- wykorzystanie skradzionych danych: oskarżenia sugerowały, że Levandowski wykorzystał skradzione informacje do przyspieszenia rozwoju technologii autonomicznych w Uberze.
Waymo złożyło pozew przeciwko Uberowi, domagając się odszkodowania w wysokości 1,9 miliarda dolarów. Przedstawiciele Waymo nie poszli do sądu z gołymi rękami: przeciwnie, w rękach mieli dowody, że Levandowski, tuż przed odejściem z firmy, pobrał ponad 14 000 plików związanych z technologią autonomicznych pojazdów. Uber zaprzeczył wszystkim oskarżeniom.
W 2018 roku, po intensywnych negocjacjach, Uber i Waymo osiągnęły ugodę, w ramach której Uber zgodził się zapłacić 245 milionów dolarów w formie akcji Waymo. Levandowski, mimo że nie był bezpośrednio stroną ugody, został oskarżony o przestępstwo i w 2020 roku skazany na 1,5 roku więzienia za kradzież tajemnic handlowych.
JPMorgan vs. Javice, czyli jak kraść, to tylko miliony
Fintech Frank, założony przez Javice w 2017 roku, miał uprościć proces finansowania studiów dla amerykańskich studentów. Platforma oferowała narzędzia do zarządzania finansami oraz aplikacje do uzyskiwania pomocy finansowej. Na pozór – OK. Startup działał, miał użytkowników, przynosił dochód. Logiczną konsekwencją było to, że w 2021 roku został on sprzedany JPMorgan Chase za 175 milionów dolarów. Sukces, i to niebagatelny. Tyle że, ot, bagatelka, wkrótce po transakcji, zaczęły się pojawiać wątpliwości co do rzeczywistej liczby użytkowników platformy.
W 2023 roku JPMorgan złożył pozew przeciwko Javice, oskarżając ją o oszustwo i domagając się odszkodowania. Javice miała spreparować listę czterech milionów nieistniejących studentów, którzy rzekomo korzystali z aplikacji Frank. Prokuratura przedstawiła dowody, że Javice manipulowała danymi, aby zwiększyć atrakcyjność Franka dla potencjalnych inwestorów. Według prokuratorów, Javice i jej współpracownicy używali fałszywych kont i botów, aby zwiększyć liczbę użytkowników. Dzięki temu Frank mógł przedstawić się jako bardziej atrakcyjny dla inwestorów i potencjalnych nabywców.
Główny inżynier oprogramowania Franka, Patrick Vovor, zeznał, że Javice poprosiła go o wygenerowanie syntetycznych danych na poparcie jej twierdzenia, że firma miała ponad 4 miliony użytkowników. Kiedy Vovor – podczas toczącego się procesu – zapytał, czy jest to legalne, prokuratorzy powiedzieli, że Javice zapewniła go, że wszystko jest OK. I ponoć dodała jeszcze, że nie chce skończyć w pomarańczowych kombinezonach więziennych. Mimo to, Vovor zeznał, że odmówił pomocy.
Prokuratorzy powiedzieli, że Javice zapłacił koledze ze studiów 18 000 dolarów za stworzenie milionów fałszywych nazwisk z informacjami o ich pochodzeniu. Wykaz nazwisk trafił następnie do zewnętrznego dostawcy danych JPMorgan, ale zeznania wykazały, że firma nigdy nie sprawdziła, czy ludzie są prawdziwi.
Po długim procesie sądowym, Javice została uznana za winną i skazana na karę więzienia oraz grzywnę.