Myślisz, żeby rzucić etat i zabrać się za robienie startupu? Zobacz tych 15 rad

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Myślisz, żeby rzucić etat i zabrać się za robienie startupu? Zobacz tych 15 rad

Udostępnij:

Podjąłeś decyzję – „rzucam etat, przechodzę na swoje”. Świetnie. To teraz zobacz, jak przygotować się do tej zmiany. A o zmianie etatu na własny biznes opowiedzieli mi przedsiębiorcy, którzy spędzili lata w korporacjach aż pewnego dnia – tak ja Ty teraz – zdecydowali się rzucić w wir przedsiębiorczości.

Przedsiębiorcy, o których mówię to: Dorota Rymaszewska (HiPets), Tomasz Plata (Autenti), Jerzy Krawczyk (TrustMate) i Jakub Wrede (Cashy). Każdego z nich wyróżniliśmy w rankingu KREATORZY polskiej sceny startupowej w kategorii „Ex-korpo hero”, nad którym pracowaliśmy wspólnie z PFR Ventures. Ranking znajdziesz tutaj.

Dorota Rymaszewska, CEO HiPets

Jak poprzednie doświadczenia zawodowe przygotowały Cię do roli przedsiębiorcy? Które umiejętności zdobyte na etacie wykorzystujesz do codziennej pracy we własnej firmie?

Przedsiębiorczość to stan umysłu. Nie powiedziałabym, że umiejętności zdobyte w korporacjach rewelacyjnie przygotowują do tej roli, ale z pewnością są bardzo cenne i rzeczywiście przydatne.

To, co dla mnie okazało się kluczowe to przede wszystkim wieloletnie doświadczenie w sprzedaży i zarządzaniu sprzedażą oraz praca z klientami i zespołami o bardzo dużym zróżnicowaniu zarówno kompetencyjnym, jak i kulturowym. Dodatkowo umiejętność mądrego wprowadzania procesów i procedur jest czymś, czego trudno nauczyć się samemu, zwłaszcza w startupie.

Jednak bycie przedsiębiorcą to pełnienie kilku ról na raz, praca na stale podwyższonym poziomie stresu, branie na klatę odpowiedzialności za każdą decyzję i jej realny wpływ na rzeczywistość, a czasem zmiana kierunku działania z tygodnia na tydzień. Niezależnie od pełnionej roli w korporacji praca tam nie przygotowuje do tego, aby być efektywnym i szczęśliwym w takich warunkach. Albo ma się to w sobie, albo nie.

Jak przygotowałaś się do przejścia na swoje? Oszczędzałaś, żeby mieć łagodny start? Pracowałaś jednocześnie na etacie i rozwijałaś własną firmę? A może od razu rzuciłaś się na głęboką wodę? Jak to było?

Pierwsza myśl: w ogóle się nie przygotowywałam! Ale z drugiej strony robiłam równolegle do pracy w korpo kilka biznesów – od sprzedaży tablic denominacyjnych na giełdzie warzywnej, przez książki dla dzieci, po studio tatuażu. Kilka z nich położyłam, co do kilku stwierdziłam, że nie sprawiają mi absolutnie żadnej frajdy.

Natomiast pewnego pięknego dnia zadzwonił do mnie kolega z poprzedniej pracy – Michał Rokosz, wtedy już z Inovo, i zapytał, co robię. A ja na to, że właśnie mam zamiar się przenieść do Danone’a, bo chcę się przeprowadzić do Nowej Zelandii, a oni mają tam oddział. Usłyszałam: „a Australia może być?”. „No w sumie… blisko”. I obiecałam wyprowadzić Booksy Polska na prostą w zamian za otworzenie mi Australii i „okolic”. Nic z tej Australii nie wyszło, ale Polskę na nogi postawiłam, a co więcej złapałam nieuleczalnego wirusa startupowego. I tak czwarty startup, z którym jestem związana, jest moim własnym.

Jakie trudności spotkały Cię po drodze, gdy przechodziłaś z etatu na swoje?

Moja ścieżka w przechodzeniu z etatu na swoje była dość niestandardowa. Nie pamiętam specjalnych trudności, bo z moim poziomem energii i potrzebą wpływu i poczucia, że rzeczy się dzieją zdecydowanie moje miejsce jest w startupie, a nie w korpo. Największą trudnością chyba dla każdego CEO, który ze mną pracował, było wytrzymanie z kimś, kto ma zawsze coś do powiedzenia (niekoniecznie po cichu) i ma swój lepszy pomysł na robienie rzeczy, też tych nie swoich. Sama bym oszalała z taką osobą w zespole. To był jasny sygnał, że jedyna rola, w której jestem w 100% szczęśliwa i wykorzystuję 100% swojego potencjału to rola CEO.

Jest coś, czego musiałam się nauczyć, pomimo że „wiedziałam”. Startup jest drogą prób i błędów. Upadasz, wstajesz. Upadasz, wstajesz. I tak w kółko. Dobrze mieć dystans do tego „dziecka”. Bo często trzeba zaakceptować, że się pomyliliśmy i żeby przetrwać, a finalnie osiągnąć sukces, należy zmienić kierunek – i trzeba to zrobić prędzej niż później.

Jak brzmiałyby 3 praktyczne rady, których udzieliłabyś osobie, która obecnie pracuje na etacie, ale marzy o uruchomieniu własnego biznesu?

  1. Zrób rachunek sumienia i zastanów się, co jest dla ciebie najważniejsze. Bo jeśli stabilność, względne bezpieczeństwo i skupianie się na swojej specjalizacji, kiedy wszystko inne działa, to nie rzucaj pracy w korpo. Jeśli za to masz silną potrzebę wpływu na rzeczywistość, marzysz o znacznym przyśpieszeniu w procesie pomysł-realizacja-efekty i czujesz się jak ryba w wodzie, kiedy jedyna stała to zmiana, tak, to sygnał, że to może być twoja droga.
  2. Następnie rekomenduję moją ścieżkę – idź do czyjegoś startupu i zobacz, czy to jest to, co myślisz, że jest. Chociaż na pół roku. Jeśli się rozczarujesz lub po prostu nie odnajdziesz, wrócisz na łono matki korporacji. Może tej samej, może innej. To nie prawda, że potem trudno znaleźć inną pracę po tak krótkiej przygodzie. W korpo takie rzeczy opowiadają, żeby ludzie nie uciekali po tym, jak zainwestowali pół roku w ich szkolenie.
  3. Zastanów się, czy widzisz jakiś problem lub potrzebę, która obecnie jest niezaadresowana lub że dostępne rozwiązania można znacznie polepszyć i wiesz jak to zrobić. Następnie pomyśl, jakie są twoje najmocniejsze strony i w związku z tym, czym najlepiej, abyś zajął się w startupie. Jeśli brakuje ci jakichś kompetencji, to ewentualnie, czy jest ktoś, kto Cię uzupełnia i z kim byłbyś skłonny się związać na dobre kilka lat. Koniecznie też sprawdź, czy jest ktoś, kto jest skłonny zapłacić za to rozwiązanie – nie inwestor, ale klient.

Tomasz Plata, współzałożyciel Autenti

Jak poprzednie doświadczenia zawodowe przygotowały Cię do roli przedsiębiorcy? Które umiejętności zdobyte na etacie wykorzystujesz do codziennej pracy we własnej firmie?

Zacząłem pracować na etacie, mając 19 lat. Byłem wtedy w ostatniej klasie szkoły średniej i podjąłem pracę w radiu. Kolejnych 20 lat spędziłem w mniejszych i większych spółkach – głównie mediowych – zbierając doświadczenia zawodowe. A które z nich były kluczowe?

Przede wszystkim doszedłem do wniosku, że im szybciej zrewidujesz teorię i przepracujesz ją w praktyce, tym szybciej zrozumiesz mechanizmy, jakie w przyszłości mogą występować w twojej firmie. Jakkolwiek by to nie brzmiało, łatwiej przekonać się o tym, pracując dla innych. W dużej organizacji twoje błędy nie kosztują tak wiele. Ryzyka niepowodzeń minimalizowane są w zespołach czy działach spółki. Stoi za tobą przełożony, zespół, czasem dodatkowy controlling, którego zadaniem jest wyłapywanie odchyleń od normy. Masz więc znacznie więcej możliwości i szans, aby stawiać niesprawdzone tezy, inwestować w strategie, które nie od razu skazane są na sukces. Takiego komfortu nie posiadasz, realizując się jako przedsiębiorca.

Po drugie praca w korporacji, a nawet mniejszej firmie, daje ci możliwość nie tylko nabrania specjalizacji, ale i stwarza okazję, żeby wyjść poza nią. Zdobywasz wiedzę i doświadczenia w ramach pracy przy projektach interdyscyplinarnych. Poznajesz perspektywę prawnika, handlowca, marketingowca itd. W biznesie, który rozpoczniesz lub już prowadzisz, ważne jest, abyś miał zawsze szeroką perspektywę. Nawet najlepsze projekty technologiczne nie zaistnieją na rynku, jeśli nie będą miały dobrego marketingu. Najefektywniejsze programy sprzedażowe nie będą przynosić właściwych rezultatów, jeśli zbudujesz je z pominięciem kolegi znającego się na finansach czy koleżanki, która zadba o właściwe regulaminy w ramach pracy działu prawnego.

Trzecie doświadczenie, które było dla mnie kluczowe to praca z ludźmi. Umiejętność budowania relacji, zespołów, zarządzania kryzysem, szukania kompromisów, pielęgnowania sukcesów czy radzenia sobie z porażką okazały się kluczowe i na długo zapadły mi w pamięć, kiedy przyszło mi współtworzyć własne zespoły. Dzięki nim wiem znacznie więcej i lepiej, z kim chcę pracować, jakimi obowiązkami się podzielić, jak budować ścieżki kariery, mentorować, stawiać cele itd. To handicap, o którym owszem można czytać w książkach, ale jeśli się go nie przeżyje, to długo nie zbuduje się teamu, który będzie osiągał sukcesy.

Jak przygotowałeś się do przejścia na swoje? Oszczędzałeś, żeby mieć łagodny start? Pracowałeś jednocześnie na etacie i rozwijałeś własną firmę? A może od razu rzuciłeś się na głęboką wodę? Jak to było?

Miałem motywację i doświadczenia, ale brakowało mi odwagi, by zainwestować we własne projekty. Z każdym rokiem pracy w innej organizacji decyzje te są zresztą trudniejsze. Mnie szczęśliwie dopadł syndrom „faceta przed 40”. A wspólnicy tylko ułatwili decyzje. Możliwościom trzeba wychodzić naprzeciw, a te ostatnie najczęściej pojawiają się „w roboczych drelichach”. A więc nie wtedy, kiedy jesteś na nie gotowy, ale kiedy świat dookoła Ciebie stwarza takie możliwości.

W ostatnich latach pracy w korporacji uświadomiłem sobie, że warto spróbować swojego biznesu i dobrze to zrobić szybciej niż później. Zacząłem więc gromadzić pomysły, pracować nad nimi po godzinach, walidować koncepcje, spotykać przedsiębiorcze osoby i czytać książki i raporty. Pewnego kompromisu wymagały też relacje z bliskimi osobami. Sugeruję, abyś bez takich uzgodnień, jasnych deklaracji co do inwestycji czasu (który znacznie wygodniej spędza się przed telewizorem lub na nic-nie-robieniu) i środków finansowych (nierzadko oszczędności życia) nie zabierał się do realizacji własnych przedsięwzięć. Twój biznes nie będzie poukładany, jeśli w Twoim życiu prywatnym szaleć będą burze.

Pracując z wieloma mentees, także potencjalnymi startupowcami, zawsze sugeruję, aby inwestycję we własny projekt rozpoczynać jeszcze w trakcie pracy etatowej. Zbierać dane, analizować rynek, szukać wspólników, odkładać oszczędności i tak dalej, a we właściwym momencie przełączyć się z pracy dla korporacji na rzecz budowy swojego biznesu.

Jakie trudności spotkały Cię po drodze, gdy przechodziłeś z etatu na swoje?

Popełniłem kilka tzw. błędów młodości. Zabrałem się za realizację trzech biznesów w tym samym czasie. Zabrakło koncentracji na tym, co kluczowe i co faktycznie miało potencjał. Dopiero dziś, po około 10 latach, bliska jest mi filozofia esencjalizmu.

Po drugie nie w każdym przypadku trafiłem na dobrych wspólników lub wręcz ich niewłaściwie dobrałem.

Po trzecie nie wziąłem pod uwagę, że życie pisze różne scenariusze, na które często nie masz wpływu. Bądź więc bardziej sceptyczny co do budżetów, czasu, niezbędnych środków kapitałowych itp. – dla bezpieczeństwa załóż, że potrzebujesz ich wszystkich minimum dwa razy więcej.

Szukaj rozwiązań, podawaj w wątpliwość każdą tezę, bądź ostrożny, ale też posuwaj się naprzód (to super ważne, choćby małymi krokami) i koniecznie waliduj swój biznes od samego początku, komercjalizując go. Twórz ofertę i sprzedawaj ją. Twoi klienci, jak nikt inny, płacąc za produkty czy usługi, przekonają cię, czy masz czego szukać na rynku, czy warto, abyś rozważył jednak powrót do korporacji. Wszak przedsiębiorczość nie jest dla każdego i warto też pamiętać, że statystyki dla startupów nie dożywających swoich drugich urodzin są nieubłagane i bardzo otrzeźwiające.

Jak brzmiałyby 3 praktyczne rady, których udzieliłbyś osobie, która obecnie pracuje na etacie, ale marzy o uruchomieniu własnego biznesu?

Będzie ich więcej niż trzy. Nie chciałbym przegapić żadnej istotnej.

  1. Spędzaj dużo czasu z osobami przedsiębiorczymi. Pytaj je o wszystko, nie tylko o sukcesy. Proś, aby opowiadali ci o porażkach i sposobach, jak sobie z nimi poradzili.
  2. Waliduj koncepcje z mentorami lub innymi doświadczonymi w boju praktykami, którzy nie będą się bali powiedzieć ci, że nie wszystko jest poukładane w twojej koncepcji. Traktuj te opinie poważnie. Nie chciałbyś w przyszłości wysłuchiwać tyrad w stylu: „A nie mówiłem?”.
  3. Zabezpiecz się finansowo na minimum 6 do 12 miesięcy, kiedy już nie będziesz pracował na etacie, a twój nowy projekt nie będzie jeszcze przynosił zysków.
  4. Dobieraj dobrych wspólników – żadnego spektakularnego projektu, o którym mówi dziś świat, nie zbudowano w pojedynkę. Niech twoi partnerzy czy wspólnicy uzupełniają twoje kompetencje, a nie z nimi konkurują.
  5. Najważniejsze – zacznij szybko sprzedawać, choćby na etapie proof of concept.
  6. I na koniec. Ważne, abyś się nie poddawał i nie odpuszczał. Bo skoro inni mogli, to ty też potrafisz. Kibicuję ci. A jeśli nadal będą nachodzić cię wątpliwości, skontaktuj się ze mną. Wspólnie jakoś temu zaradzimy.

Jerzy Krawczyk, CEO TrustMate

Jak poprzednie doświadczenia zawodowe przygotowały Cię do roli przedsiębiorcy? Które umiejętności zdobyte na etacie wykorzystujesz do codziennej pracy we własnej firmie?

Od wielu lat w poprzednich miejscach pracy pełniłem funkcję CEO, wobec czego mogę stwierdzić, że bycie CEO we własnym startupie nie różni się istotnie od bycia CEO w korporacji. Może poza jednym: teraz wszelkie decyzje mogą i są podejmowane dużo szybciej. Co więcej, doświadczeń i umiejętności zdobytych na etacie, które wykorzystuje w Trustmate, jest bardzo dużo. Do najważniejszych zaliczyłbym budowanie i wdrażanie strategii wzrostu, zarządzanie relacjami inwestorskimi.

Jak przygotowałeś się do przejścia na swoje? Oszczędzałeś, żeby mieć łagodny start? Pracowałeś jednocześnie na etacie i rozwijałeś własną firmę? A może od razu rzuciłeś się na głęboką wodę? Jak to było?

Moim zdaniem nie da się pracować jednocześnie na etacie i rozwijać własną firmę. Coś na tym ucierpi. Bo albo nie będziesz miał pełnego zaangażowania na etacie, co jest nie fair w stosunku do pracodawcy, albo własna firma nie będzie dla ciebie najważniejszym projektem, co w kontekście jej rozwoju jest jeszcze gorsze. Wobec czego albo wierzysz w swój pomysł i angażujesz się w niego na 100%, albo się za niego nie zabierasz. Bez 100% zaangażowania nie pozyskasz i nie przekonasz współpracowników do pracy z tobą. Również bez pokazania pełnej determinacji bardzo trudno będzie pozyskać inwestorów do takiego projektu. Myśl, aby zrobić własną firmę towarzyszyła mi od dłuższego czasu. W momencie, gdy wiedziałem jaki projekt chcę zrealizować, wszedłem w niego na 100%.

Jakie trudności spotkały Cię po drodze, gdy przechodziłeś z etatu na swoje?

Trudności i wyzwania z jakimi się mierzyłem pracując na etacie jako CEO czy jako CEO swojego projektu były praktycznie takie same.

Za to nowym doświadczeniem było to, że wprowadzanie na rynek nowego produktu w nowej firmie jest dużo trudniejsze niż wprowadzanie nowego produktu w firmie z uznanym brandem. Wymaga to znacznie więcej pracy.

Jak brzmiałyby 3 praktyczne rady, których udzieliłbyś osobie, która obecnie pracuje na etacie, ale marzy o uruchomieniu własnego biznesu?

Przemyśl swój projekt bardzo dokładnie i przygotuj kilka scenariuszy. Nastaw się na to, że niestety koszty przygotowania projektu mają tendencję do bycia wyższymi niż planowane, natomiast przychody zachowują się odwrotnie. W związku z tym dobrze mieć kilka gotowych scenariuszy na takie okoliczności. To pozwoli na racjonalne prowadzenie projektu.

Bardzo istotne jest dobranie odpowiedniego zespołu, takiego który nie boi się wyzwań, zmian kierunków czy szybko podejmowanych decyzji. Zdecydowanie nie można włączać do takich projektów ludzi, którzy nie mają odpowiednio odważnego nastawiania do życia i biznesu.

Zanim postanowisz rzucić etat i zostać przedsiębiorcą, dokładnie przemyśl, czy masz odpowiednią psychikę nastawioną na pracę z dużą presją. Prowadzenie swojej firmy to duża odpowiedzialność za zespół, który ci zaufał, oraz za zainwestowane w projekt pieniądze. Jak to w życiu bywa, większe ryzyko z reguły oznacza wyższą nagrodę. Praca na swoim daje wiele przyjemności, ale moim zdaniem nie jest dla każdego.

Jakub Wrede, CEO Cashy

Jak poprzednie doświadczenia zawodowe przygotowały Cię do roli przedsiębiorcy? Które umiejętności zdobyte na etacie wykorzystujesz do codziennej pracy we własnej firmie?

Zanim zająłem się tworzeniem Cashy, przez 15 lat pracowałem w bankowości korporacyjnej. Pełniłem funkcje zarówno eksperckie, jak i menedżerskie. Miałem dostęp do narzędzi, wiedzy i zdobywałem bezcenne doświadczenie. Prowadziłem projekty z wielomilionowymi budżetami, uczestniczyłem w inicjatywach międzynarodowych, a także odpowiadałem za zespoły ludzi i realizację wyników sprzedażowych.

Pracowałem w banku ING, który jako pierwszy na rynku wdrażał strategię innowacji w oparciu o własną metodologię zbliżoną do Lean Startup. Staraliśmy się wychodzić poza tradycyjną bankowość, szukając nowych źródeł przychodów i budując przewagę konkurencyjną. Miałem to szczęście, że byłem blisko tych procesów – i to dało mi duży kapitał na start z własnym biznesem.

Jak przygotowałeś się do przejścia na swoje? Oszczędzałeś, żeby mieć łagodny start? Pracowałeś jednocześnie na etacie i rozwijałeś własną firmę? A może od razu rzuciłeś się na głęboką wodę? Jak to było?

Pomysł na przejście na swoje dojrzewał u mnie długo. Duże organizacje, jak banki, mają swój bezwład. Dobre pomysły giną w gąszczu priorytetów i dużych projektów, szczególnie jak konkurujesz o ograniczone zasoby, jak np. IT. Do tego gdy pniesz się w górę w organizacji, twoja kreatywność jest ograniczana, bo zwyczajnie nie ma na nią czasu. Twój dzień wypełniają ciągłe spotkania i robienie prezentacji.

W moim przypadku sama zmiana była dość nagła, a wtedy ciężko być do niej przygotowanym. Zdecydowałem się, że w okresie przejściowym, zanim Cashy pozwoli mi się utrzymać, podejmę pracę w konsultingu jako freelancer. Doradzałem bankom i spółkom doradczym w zakresie tworzenia strategii i innowacji.

W tym czasie pomysł na Cashy kuł się w ogniu w ramach programu akceleracyjnego Warsaw Booster, który później wygraliśmy.

Jakie trudności spotkały Cię po drodze, gdy przechodziłeś z etatu na swoje?

Łączenie projektu z pracą nie okazało się dobrym pomysłem. Czułem, że nie robię w 100% dobrze ani jednego z nich. Postawiłem więc wszystko na Cashy.

Pierwszy kontakt z funduszami VC też nie okazał się zbyt fortunny. Moim priorytetem było wtedy znalezienie środków i zapewnienie sobie swobody w działaniu. W rezultacie pojawiły się problemy, zarówno z regularną wpłatą pieniędzy, jak i wsparciem w biznesie. Ostatecznie z jednym z funduszy rozstaliśmy się tuż przed organizacją kolejnej rundy.

Sama sprzedaż też okazała się dużym wyzwaniem. W banku stoi za tobą marka i cały sztab ludzi: od wsparcia marketingowego i prawnego, po specjalistów produktowych. W startupie jesteś z tym sam. Do tego firmom startup kojarzy się z czymś niesprawdzonym, z czymś, co nie wiadomo, czy za chwilę nie zniknie. Dlatego my wolimy określać siebie fintechem.

Jak brzmiałyby 3 praktyczne rady, których udzieliłbyś osobie, która obecnie pracuje na etacie, ale marzy o uruchomieniu własnego biznesu?

  1. Startup to nie projekt po godzinach. Musisz mu się całkowicie poświęcić, jeśli chcesz osiągnąć sukces.
  2. W drogę w nieznane ciężko iść samodzielnie. Szukaj wspólników, którzy uzupełnią twoje luki kompetencyjne. To inwestycja na lata, więc wybieraj mądrze. Pamiętaj, że w początkowym etapie kompletny zespół jest nawet ważniejszy od pomysłu – tak twierdzą nawet fundusze VC.
  3. Jeśli zdecydujesz się na wsparcie funduszy VC, dobierz mądrze partnerów. Patrz na nich nie przez pryzmat pieniędzy, które oferują, ale przez pryzmat tego, co mogą wnieść do twojego biznesu. Najbardziej liczy się specjalizacja w twoim obszarze, szeroko pojęte kontakty, dotarcie do klientów, a także chemia między wami. Nie traktuj VC jak „szefa w korpo”, tak naprawdę to twój największy sojusznik, który uwierzył w twój biznes, ciebie i włożył w niego własne pieniądze.