Dzieci zostawiają smartfony w plecakach
To naturalne, że rodzice chcą mieć stały kontakt, nawet telefoniczny, ze swoimi pociechami. Najczęściej wówczas wyposażają dzieci w smartfony, dzięki czemu maluchy, będąc w szkole lub na obozie, w nagłych przypadkach mogą skontaktować się z tatą lub mamą. Czasami jednak zdarzają się sytuacje, w których nawet danie dziecku smartfona zawodzi. Bo te pochłonięte zabawą na szkolnym korytarzu albo boisku, wrzucą telefon do plecaka zapominając jednocześnie o całym świecie.
Na zdjęciu: Elżbieta Jarmusz i Rafał Czernik, twórcy Wristy | fot. materiały prasowe
– Uniemożliwia to sprawny kontakt opiekunów z dzieci i sprawia również, że w razie nagłej potrzeby, dziecko nie będzie w stanie powiadomić odpowiednio szybko bliskich lub odpowiednich służb – mówi Elżbieta Jarmusz, współzałożyciel Wristy. Brak dostępnych na rynku narzędzi usprawniających komunikację miedzy rodzicami, a ich pociechami sprawił, że bizneswoman wraz z Rafałem Czernikiem, postanowili stworzy je samodzielnie.
Telefon noszony na nadgarstku
Przed tym jednak, przedsiębiorcy sądzili, że taki gadżet musi istnieć. – Początkowo chcieliśmy sprowadzić do Polski telefon tak mały, że dziecko będzie mogło mieć go cały czas przy sobie i który byłby jednocześnie wystarczająco prosty w obsłudze, żeby mógł go użyć kilkulatek – wyjaśnia Rafał Czernik. Okazało się jednak, że w tamtym czasie, nigdzie nie było stosowych rozwiązań. Dlatego też, dwójka wspólników w marcu 2013 roku rozpoczęła pracę nad projektem Wristy, który ostatecznie powstał jako praca dyplomowa jego autorów, podczas studiów Executive MBA w Szkole Biznesu Politechniki Warszawskiej.
Czym więc jest produkt sygnowany marką Wristy? Na pierwszy rzut oka, wygląda jak smartwatch, ale jego pomysłodawcy są dalecy od tego stwierdzenia i określają go nieco inaczej. – Wristy to samodzielny telefon nadgarstkowy przeznaczony dla dzieci – mówi Elżbieta Jarmusz. Niemniej ten „nadgarstkowy telefon” przypomina zegarek, bo w ten sam sposób maluchy, mogą nosić go na ręce.
Na zdjęciu Wristy | fot. materiały prasowe
Dziecko połączy się z czterema numerami
Jeśli chodzi o sposób działania, to różnica jest oczywista. Pomysłodawcy gadżetu wyjaśniają, że za jego pomocą, dziecko może wykonać połączenia głosowe do czterech, wcześniej zdefiniowanych numerów. W przypadku połączeń przychodzących użytkownik poczuje jedynie silną wibrację, ponieważ Wristy został pozbawiony alertów dźwiękowych, a to dlatego, żeby m.in. podczas lekcji nie rozpraszać jej uczestników. Jako jego główną zaletę twórcy wymieniają niewielkie rozmiary – Dzięki swoim kompaktowym wymiarom nie przeszkadza dzieciom w ich codziennych aktywnościach – mówi Rafał Czernik.
Ponadto maluchy mogą nosić gadżet na trzy różne sposoby. Na wcześniej wymienionym nadgarstku, a także przypinając klipsem Wristy do ubrania lub nosić na smyczy. W zależności, która opcja jest bardziej wygodna dla użytkownika. Poza wygodą i bezpieczeństwem, za gadżetem przemawia cena, która zdaje się być dopasowana do portfeli polskich klientów – Wristy kosztuje 349 złotych. Nie wiemy natomiast, ile dotychczas udało się przedsiębiorcom sprzedać egzemplarzy produktu. Zapewniają oni jednak, że na tyle dużo, żeby startup mógł utrzymać się samodzielnie i dalej rozwijać.
Zachód dba o samodzielność i bezpieczeństwo dzieci
Elżbieta Jarmusz i Rafał Czernik pracują obecnie nad rozwojem zagranicznej sieci sprzedaży. Bo jak twierdzą, ich pomysł sprawdzi się również w Szwecji, Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Ameryce Południowej. Przedsiębiorcy są przekonani, że Zachód przykłada dużą wagę do samodzielności i bezpieczeństwa dzieci. – Za granicą widzimy spory potencjał – mówią i dodają, że liczą na globalny sukces.