Pierwsze pieniądze zarobił grając na gitarze, a za nie kupił struny. A że zaczął „programować” w wieku 7 lat to na pierwszym roku studiów już pracował w IT i pisał gry na telefony komórkowe. Poznajcie historię Piotra Orzechowskiego, właściciela i CEO polskiego startupu Infermedica.
Na zdjęciu: Piotr Orzechowski, CEO Infermedica
1. Jak rozpoznać, czy pomysł na biznes się sprawdzi?
Często jest to niemożliwe – w szczególności na wczesnym etapie. Widziałem wiele zespołów, które miały abstrakcyjny pomysł na biznes, ale motywacja i gotowość do ciągłej ewolucji pozwoliła im zbudować rzeczywiste firmy. W naszej spółce mieliśmy chyba siedem pivotów zanim wyhodowaliśmy rozsądny produkt i model biznesowy.
2. Co jeszcze każdy powinien zrobić zanim podejmie decyzję o stworzeniu startupu?
Dla mnie najważniejsze to znaleźć ludzi, którym w pełni się ufasz, którzy wniosą wszystkie kluczowe kompetencje i razem z Tobą podzielą się stresem i odpowiedzialnością za dobre i złe decyzje.
3. Kiedy w Pana przypadku przyszło pierwsze zwątpienie, załamanie?
Pierwsza duża wątpliwość pojawiła się po roku od rozpoczęcia działalności, kiedy było już jasne, że początkowy model biznesowy nie działa, a na dodatek kończyło nam się finansowanie. Byliśmy wtedy skupieni na aplikacji B2C dla pacjentów. Okazało się, że użytkownicy faktycznie korzystali z produktu, ale nie chcieli za jego pośrednictwem umawiać wizyt z lekarzami, na czym miała opierać się nasza prowizja. Dzięki temu kompletnie zmieniliśmy model biznesowy, a wraz z tym znalazło się też i nowe finansowanie.
4. Co najbardziej utrudnia rozwój startupom?
W naszym przypadku była to wiarygodność. Oferujemy nasze produkty dużym organizacjom (m.in. Allianz, Medicover) i z początku niełatwo było nam uzasadnić, że startup może posiadać znacznie lepsze rozwiązanie niż jego korporacyjni konkurenci. Dochodzą do tego też kwestie trwałości biznesu – czy ktoś was nie kupi, czy spółka nie zniknie z rynku.
5. Co jest najtrudniejsze w tworzeniu startupu, a co jest kluczem do przedsięwzięcia?
Chyba najtrudniejsze jest znalezienie właściwego miejsca i czasu na uruchomienie biznesu. Za wcześnie – nikt w niego nie uwierzy. Za późno – konkurencja będzie już liczna. Kluczem jest zacząć odrobinę za wcześnie, aby mieć już gotowe rozwiązanie, kiedy rynek się obudzi.
6. Jak zdobyć pierwszego klienta na nową usługę?
W naszym przypadku pierwszy klient zgłosił się sam. Był to lekarz z Pabianic, który chciał, abyśmy dodali go do naszego katalogu na stronie. Przez parę pierwszych miesięcy był to nasz jedyny lekarz w katalogu. Pierwszy większy klient pojawił się z rekomendacji znajomego.
7. Jak zarobił Pan swoje pierwsze pieniądze? Na co je Pan wydał?
Pierwsze pieniądze zarobiłem grając na gitarze. Więc kupiłem oczywiście struny. A ponieważ zacząłem „programować” w wieku 7 lat to na pierwszym roku studiów już pracowałem w IT i pisałem gry na telefony komórkowe.
8. Jak motywuje się Pan do działania?
Najbardziej motywuje mnie pokazanie, że spółka z Polski potrafi zdobyć międzynarodowy kontrakt w zestawieniu z dużo większą i lepiej finansowaną konkurencją.
9. Jak zachęciłby Pan kogoś do stworzenia startupu?
Przedsiębiorców nie trzeba zachęcać. Oni już budują swoje firmy.
10. O czym mówi się za mało w kontekście startupów?
Myślę, że polska scena startupowa działa naprawdę sprawnie, w dodatku jest wiele osób, które zawsze chętnie podzielą się swoją wiedzą. Moim zdaniem niczego nie jest za mało – potrzeba tylko przyłożyć ucho we właściwe miejsce.
11. Czego brakuje polskiej społeczności startupowej?
Brakuje nam inspirujących przykładów na to, że da się w Polsce stworzyć międzynarodowy i ambitny biznes, jak np. DocPlanner, LiveChat. Im więcej spółek, które odniosły sukces, tym więcej wiedzy będzie krążyć w ekosystemie.