Wejdź na www.idz.do/netflix-startup i dowiedz się więcej:
- przeczytaj darmowy fragment książki, z którego dowiesz się, jak wyglądał dzień uruchomienia Netfliksa w 1998 roku;
- dowiedz się, co jeszcze znajdziesz w publikacji założyciela giganta streamingu;
- zamów książkę w promocyjnej cenie z wersją elektroniczną gratis!
Fragment książki:
Wystarczy spędzić wystarczająco dużo czasu w Dolinie Krzemowej, żeby usłyszeć zabawny skrót: PIL. Jeśli trzymasz się w towarzystwie z zaprawionymi w boju przedsiębiorcami, którzy mają na swoim koncie już kilka startupów, PIL będzie pojawiał się szczególnie często w rozmowach na temat świeżo założonych firm. Czasami wykorzystuje się ten skrót w kontekście mądrych rad: „Wiesz, jaka jest najważniejsza zasada rozpoczynania biznesu? To PIL”. Czasami słyszy się ostrzeżenie: „Wiem, że jesteś pewny siebie, ale proszę, trzymaj się PIL-a.” Bywa, że to tylko mantra, powtarzana jakby w ramach specyficznej jogi w salach konferencyjnych całej Doliny Krzemowej: „PIL, PIL, PIL”.
Czym jest ten cały PIL? To taki startupowy slang.
Pieniądze Innych Ludzi.
Jeśli przedsiębiorcy przypominają ci, żebyś trzymał się PIL-a, mają na myśli to, że jeśli chcesz sfinansować swoje marzenia, wykorzystuj wyłącznie pieniądze należące do innych ludzi. Prowadzenie przedsiębiorstwa jest ryzykowne i lepiej zadbać o to, byś ryzykował wyłącznie utratę czasu, nie pieniędzy. Będziesz poświęcał swoje życie realizowaniu jakiejś idei. Niech inni poświęcą zawartość swoich portfeli.
Przeznaczając swój czas – nie pieniądze – na nasz koncept internetowej wypożyczalni DVD, korzystałem właśnie z tej rady. Reed nie. Jak już wspominałem, zgodził się przeznaczyć dwa miliony dolarów z własnej kieszeni, żeby sfinansować realizację naszego pomysłu. Jednak po kilku tygodniach zmienił zdanie co do tej sumy. Nie tyle stracił zaufanie w powodzenie naszej firmy, co uznał, że nie chce być jedynym inwestorem.
– Podoba mi się ten pomysł, ale boję się, że będzie nam brakowało trzeźwego spojrzenia – oznajmił.
– Martwisz się, że staniemy się bubkami, którzy wszystko wiedzą najlepiej?
Pokiwał głową.
– Faktycznie zdarza ci się mieć klapki na oczach.
– Ja to nazywam byciem pewnym swego – rzuciłem.
Swoją drogą to prawda. Już niejeden raz solidnie przejechałem się na swojej ślepej wierze w to, co akurat sprzedaję. Nawet przed uruchomieniem Netflixa zdarzało mi się przekonywać ludzi, żeby porzucili ciepłe posadki i przenieśli się do raczkującego startupa, mając tylko niewielkie szanse na powodzenie. Jednak w żadnym wypadku z mojej strony nie było to wyłącznie koloryzowanie. Najnowsza generacja arkuszy kalkulacyjnych czy internetowa wypożyczalnia DVD – zawsze szczerze wierzyłem w to, co sprzedawałem.
Pokładałem absolutną wiarę w to, co robiliśmy razem z Reedem. Niemniej rozumiałem, co chce mi powiedzieć. Prosząc innych o pieniądze dopuszczaliśmy ich do głosu, a tym samym byliśmy zmuszeni wysłuchać opinii ludzi spoza biur Pure Atria albo Avalonu Reeda. Byliśmy zmuszeni do solidnego uzasadnienia naszych poczynań.
Istnieje jeszcze jeden plus korzystania z PIL-a: zanim zainwestujesz swoje życie w jakiś pomysł, dobrze jest upewnić się, że nie straciłeś resztek rozumu. Przekonywanie ludzi do zainwestowania własnej krwawicy pozwala oddzielić tych udzielających ślepe wsparcie („Fantastyczny pomysł!”) od tych, którzy na trzeźwo oceniają twoje szanse. Często doradzam młodym przedsiębiorcom, żeby zaczynali od pytania o opinię, ale natychmiast po usłyszeniu słynnego „fantastyczny pomysł” zadali ważne pytanie: „Czyli mogę liczyć na to, że zainwestujesz w niego kilka tysięcy?”. Ludzie tak szybko wycofują się z pierwotnej opinii, że mogliby brać udział w wyścigu biegania do tyłu.
Poza tym nie jest złym pomysłem cały czas mieć kontakt z potencjalnymi inwestorami, którzy mogą ci się przydać później, kiedy będziesz przeprowadzać kolejne rundy inwestycyjne. Szczególnie dotyczy to firm, które dopiero co założono i mają nadzieję się rozrosnąć, oraz osób, które postanowiły w nie zainwestować od samego początku.
Ostatecznie Reed zmienił kwotę swojej inwestycji z dwóch milionów na milion dziewięćset tysięcy. Brakujące sto tysięcy dolarów mieliśmy pozyskać od innych inwestorów.
O książce:
Idea, wiara i przekonanie. Opowieść o tym, jak powstawał Netflix
Dawno, dawno temu na rynku królowały stacjonarne wypożyczalnie filmów. Wszyscy naliczali kary za przetrzymywanie kaset, o streamingu wideo nikt jeszcze nie słyszał, a upowszechnienie się technologii DVD wydawało się równie bliskie, co wprowadzenie latających deskorolek. Tak właśnie wyglądał świat w 1997 roku, kiedy Marc Randolph wpadł na pewien pomysł: wykorzystać internet do wypożyczania filmów DVD. Razem z Reedem Hastingsem, głównym inwestorem, założył firmę, a sam objął fotel dyrektora generalnego.
Teraz, przy blisko 170 milionach subskrybentów, triumf Netflixa wydaje się czymś oczywistym, ale na początku niewielu wierzyło w ten rewolucyjny startup, a na każdym kroku czaiły się przeszkody. Marc Randolph, który musiał przekonać własną matkę do zainwestowania w swój biznes, walczyć z padającymi serwerami w dniu uruchomienia serwisu, a nawet zachęcać Blockbustera do przejęcia firmy, teraz pokazuje, jak każdy wytrwały, obdarzony intuicją i determinacją człowiek może zmienić świat – nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że to się uda.
Ta książka jest nie tylko opowieścią z pierwszej ręki o początkach legendarnego przedsiębiorstwa. To także odpowiedź na fundamentalne pytania o podejmowanie ryzyka tak w interesach, jak i w życiu prywatnym: Jak zacząć? Jak przetrwać rozczarowanie i klęskę? Jak poradzić sobie z sukcesem? Czym w ogóle jest sukces?
Od pomysłu, przez budowanie zespołu, aż po świadomość, kiedy należy odpuścić. Netflix. To się nigdy nie uda jest nie tylko doskonałą przypowieścią o spełnianiu marzeń, ale też jedną z najbardziej spektakularnych i mądrych lekcji przedsiębiorczości.
Autor: Marc Randolph
Tytuł oryginału: That Will Never Work. The Birth of Netflix and the Amazing Life of an Idea
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Data wydania: 20 maja 2020
Liczba stron: 424
Sugerowana cena detaliczna: 44,99 zł