Nie wszystko jeszcze widziałem, czyli nowe sposoby rekrutacji

Dodane:

Dominika Budkiewicz Dominika Budkiewicz

Udostępnij:

Zatrudnienie, rynek pracy, rekrutacja… to tematy, które już od dłuższego czasu przewijają się nie tylko wśród specjalistów z branży HR czy właścicieli firm, ale również podczas spotkań ze znajomymi. Przedsiębiorstwa wciąż potrzebują nowych pracowników, ale jak znaleźć tych najlepszych w swoim fachu?

Zdjęcie główne artykułu pochodzi z pl.depositphotos.com

Obecnie rekrutacja to wyzwanie jakich mało, szczególnie dla kierowników działów personalnych i tzw. headhunterów. Tradycyjne metody rekrutowania nowych pracowników często nie spełniają swojej funkcji. Znane wszystkim ogłoszenia pracy, specjalnie tworzone strony rekrutacyjne czy modne Targi Pracy i Kariery, nie wzbudzają zainteresowania wśród specjalistów ani odpowiednio wykwalifikowanych kandydatów. To sprawia, że są nieefektywne, a pieniądze i wysiłek w nie włożone idą na marne. Jak przedsiębiorstwa mogą z tego wybrnąć? Właściwą odpowiedzią są nowoczesne metody rekrutacji, dzięki którym pracodawcy nie tylko mogą pozyskać specjalistów, ale również mieć przewagę nad swoimi rywalami.

Nowoczesne, czy już powszechnie znane?

Wszyscy dobrze wiedzą, że każda dobrze prosperująca i rozwijająca się się firma musi istnieć w Internecie. No właśnie! Stało się to tak powszechne, że częściej informacji o danym przedsiębiorstwie wyszukujemy na Facebook’u, Linkedin’ie, Twitterze – czy nawet Instagramie – niż bezpośrednio na stronie WWW. Co więcej, stały się one nie tylko medium informacyjnym o danej firmie, ale również dobrym miejscem na wyszukiwanie pracowników. Szczególnie, gdy na obecnym rynku pracy dominuje pokolenie X i Y.

Stąd pomysł na e-recruiting, czyli praktykę rekrutowania online wykorzystującą możliwości social media i innych zasobów internetowych do szukania i przyciągania nowych pracowników. Polega ona na dotarciu do odpowiedniej grupy odbiorców w kanałach społecznościowych poprzez komunikację w ich tonie tj. „mówienie ich językiem”. Oprócz medium, istotna jest również forma przekazu, która musi zainteresować, przykuć uwagę i przede wszystkim trafić do odpowiednich odbiorców. W tym celu firmy coraz częściej pomagają sobie dodatkowymi działaniami takimi jak np. reklamy AdWords.

Drugim, dobrze nam znanym, ale wciąż nowoczesnym sposobem rekrutacji jest tzw. viral recruiting, który tylko pośrednio jest związany z samym procesem przyjmowania pracowników. Jest to działanie pośredniczące mające na celu zebranie ludzi o określonym profilu, o podobnych zainteresowaniach i konkretnym stylu życia. Stanowi to tzw. preselekcję, dopiero po której kandydat dowiaduje się o dalszych procesach. Metoda – choć wymaga dużego zaangażowania – pozwala zdecydowanie skrócić czas rekrutacji i wyłonić poszukiwane osoby.

W nowoczesnej rekrutacji bardzo dobrze sprawdza się również tzw. grywalizacja, która wabi kandydatów koniecznością zaangażowania się. Co więcej, wyzwala w nich skłonność ludzi do porównywania się czy rywalizowania. Jednak, trzeba pamiętać, że najważniejszy jest cel grywalizacji, odpowiednie przygotowanie i zebranie informacji o potencjalnych nowych pracownikach, a następnie dobranie ich do schematu gry.

Dzielić się trzeba, ale czy pracą?

Zmieniający się rynek pracy ciągle płata figle przedsiębiorstwom, a szczególnie rekruterom, którzy muszą dostosowywać metody do oczekiwań kandydatów. Jeszcze do niedawna specjaliści HR przyciągali potencjalnych zainteresowanych pracą w pełnym wymiarze godzin na tzw. „pełny etat”, stałą podstawą i ewentualnymi prowizjami. Dzięki temu powstały schematy rozmów kwalifikacyjnych kładące nacisk przede wszystkim na gwarancję zatrudnienia w pełnym wymiarze godzin. Wówczas rekruterzy wiedzieli, na które korzyści i wartości kłaść nacisk podczas rozmowy. Jednak, co zrobić, jeśli cały etat nie jest już benefitem? Wraz z pojawieniem się na rynku pracy modelu zatrudnienia job – sharing, specjaliści branży HR, musieli zmienić podejście do starych metod rekrutacyjnych.

Dotychczasowym wabikiem była praca w pełnym wymiarze godzin, a job – sharing zmienił to o 180 stopni. Istotą tego modelu zatrudnienia jest dzielenie jednego stanowiska pracy (etatu) na dwóch lub więcej pracowników. Wiążę się to z wspólną odpowiedzialnością obowiązków, podziałem wynagrodzenia i urlopu wypoczynkowego oraz innych świadczeń. Dlatego job – sharing nie nadaje się dla każdego, co stanowi nie lada wyzwanie dla rekruterów. Główną grupą docelową są studenci, ponieważ to oni oprócz głodu wiedzy, mają potrzebę zdobywania doświadczenia. W ich przypadku brak całego etatu jest atutem.

Podobnie będzie wśród kobiet, które po urlopie macierzyńskim, mają silną potrzebę powrotu do pracy. Możliwość łączenia pracy z wychowywaniem dzieci to główna zaleta, którą specjaliści HR mogą wykorzystywać w procesie rekrutacji. Co więcej, nowy model zatrudnienia to szansa dla osób odchodzących na emeryturę. Częstą bolączką rekruterów jest brak „fachu w rękach” u młodych ludzi, a u tych w podeszłym wieku – brak sił. Jednak, dzięki job – sharing rekruterzy mogą znaleźć dobrego emerytowanego pracownika, który dostaję przede wszystkim szansę pracy, a firma – pracownika z doświadczeniem. Ponad to, rekrutację pod omawiany model zatrudnienia, często wykorzystuje się na konkretnych stanowiskach jak np. sekretarka, pracownik biurowy, nauczyciel, na stanowiskach ubezpieczeniowych, bankowych, ochroniarskich, obsługi klienta czy przy taśmie montażowej. Zmiany w modelach zatrudnienia również zaczynają tworzyć nowe – dopasowane do potrzeb rynkowych – sposoby rekrutacji, jak w przypadku modelu job – sharing i rekrutacji pokazującej niepełny etat jako atut.

Tego jeszcze nie było – czyli nowa platforma do rekrutacji

Stosy CV i listów motywacyjnych, tysiące maili, zmęczeni HR’owcy i ciągnące się w nieskończoność procesy rekrutacyjne, a to wszystko bez osiągnięcia celu? Brzmi jak koszmar! Niestety, taki schemat znany jest niejednemu przedsiębiorcy szukającemu pracowników. Coraz częściej pracodawcy wybierają kandydatów z polecenia, ale wówczas wyzwaniem staje się zdobycie pożądanej listy kontaktów. Na tą bolączkę zaradził śląski start – up z nowym rozwiązaniem rekrutacyjnym – czyli platformą o rewolucyjnym podejściu do procesu rekrutacji, dzięki której każdy może być polecającym – headhunterem.

Pomysł powstał w wyniku obserwacji rynku pracy, ale przede wszystkim z doświadczeń twórców. Na początku to sami założyciele poszukiwali specjalisty do swojej firmy, pytali znajomych o osoby do polecenia, jednak bez rezultatów. Sytuacja zmieniła się, gdy zaproponowali kolegom wynagrodzenie za polecenie wykwalifikowanej osoby na wolne stanowisko pracy. Nagroda w postaci prowizji stała się motywacją do działania. W podobny sposób działa śląski start – up, dzięki któremu można zgarnąć prowizję za polecenie swojego znajomego. Wystarczy znaleźć na platformie odpowiednią ofertę i zarekomendować swojego znajomego, poprzez podanie jego adresu e-mail. Pierwsza prowizja dla polecającego jest wypłacana w momencie, gdy zarekomendowany znajomy zostanie przyjęty na okres próbny, a druga po przyjęciu na stałe.

Co ciekawe, ten system działa nie tylko od strony kandydatów, ale przede wszystkim pracodawców. Dzięki takiej platformie zyskują trudną do zdobycia sieć kontaktów tzw. osób z polecenia. Wiedzą jak ciężko o wykwalifikowanego programistę, inżyniera czy dobrego handlowca. Przeznaczają wysokie sumy na wystawianie ogłoszeń czy udział w targach pracy oraz trwonią czas i siły na inne nowoczesne metody rekrutacji, które nie przynoszą oczekiwanych rezultatów. Jednak, dzięki takiej platformie mogą zyskać wykwalifikowanych kandydatów i specjalistów z danej branży przy minimalnym wkładzie finansowym i czasowym. Brzmi dobrze, prawda?

Nowa nowoczesność

O metodach rekrutacji mówi i słyszy się wiele. Niektórzy wolą tradycyjne podejście, a inni próbują coraz to nowoczesnych rozwiązań, ale które z nich są lepsze? Niezaprzeczalnie – te skuteczne, po prostu! To co dla niektórych jest stratą czasu i pieniędzy, dla innych okazuje się najlepszym rozwiązaniem. Jednak, nie warto zamykać drzwi na inne metody. Rynek pracy cały czas ewoluuje, dlatego zarówno pracodawcy jak i pracownicy powinni go monitorować i nie bać się dostosować, bo często okazuje się, że warto. 

Autorka tekstu: Dominika Budkiewicz, Kava Studio