Pośrednictwo, a nie sprzedaż biletów
Założycielami Busradar są Martin Rammensee, Sebastian Stehle i Frederic Bartscherer, obecnie absolwenci KIT (Instytutu Technologicznego w Karlsruhe). W zespole tego niemieckiego startupu pracuje dwadzieścia osób. Tworzą oni wyszukiwarkę połączeń autobusowych oraz tych oferowanych przez użytkowników BlaBlaCara, a w przyszłości zintegrują połączenia kolejowe. W wynikach wyszukiwania możemy znaleźć czas trwania podróży, czas dojazdu do celu oraz jego cenę. Niestety przez busradar.pl nie kupimy biletów na dane połączenia.
Na zdjęciu (od lewej): Sebastian Stehle, Martin Rammensee i Frederic Bartscherer
– Od początku sprzedaż biletów nie była w naszych planach – mówi Katarzyna Sokołowska, Marketing Manager w Busradar. Wyszukiwarka ma pokazywać użytkownikom jak w prosty i szybki sposób znaleźć dobre i tanie połączenie. Użytkownik może jednak dokonać rezerwacji biletu, czyli z poziomu serwisu przenieść się do strony przewoźnika. W polskich serwisach wydaje się to nieco łatwiejsze. Niemniej, niemiecka wyszukiwarka i z tymi utrudnieniami radzi sobie dobrze. Zarabia na prowizji za rezerwacje biletów i na reklamach.
Kompletna oferta
Zaskakuje, że Busradar (a właściwie Busliniensuche) zdobył taką popularność w Niemczech, mimo tego, że nie sprzedaje biletów na wyszukiwane połączenia, co wydaje się konieczne w tej branży. Rozmówczyni tłumaczy to kompromisem. Wiele wyszukiwarek połączeń spełniało dwie role: wyszukiwarki i platformy do kupna biletów, co dla użytkownika nie zawsze było najlepsze. Dlaczego? – Niektóre firmy pokazywały w swojej ofercie wyłącznie przewoźników, którzy dysponowali sprzedażą biletów online, co sprawiało, że ich oferta nie była kompletna – mówi Sokołowska.
Firma, w której pracuje skupiła się za to na nawiązaniu kontaktu z jak największą liczbą przewoźników, aby wprowadzić ich ofertę do systemu. A jako, że nigdy nie chciała sprzedawać biletów, w wyszukiwarce były dostępne również oferty małych firm. Rzetelność pokazywania wszystkich połączeń dotarcia do wybranego celu sprawiła, że tysiące niemieckich użytkowników coraz chętniej korzystało z wyszukiwarki. Nie znamy wyników zainteresowania, ale podobno były tak dobre, że zespół zdecydował się na ekspansję.
Sytuacja polityczna kraju
Dziś serwis Busliniensuche (w Polsce znany jako Busradar.pl) jest dostępny w ośmiu wersjach językowych. – Obecnie oprócz Niemiec jesteśmy skoncentrowani na rynku polskim i francuskim – mówi Katarzyna Sokołowska. Wszystkie różnią się od siebie, dlatego trudno jest dopasować ofertę dla użytkowników z różnych stron świata. Niektóre wybrała ze względu na sytuację polityczną. Kilka miesięcy temu Francja zliberalizowała autokarowy rynek połączeń dalekobieżnych, dlatego Busradar wykorzystał ten moment, by wypromować swój serwis. Jeszcze w lipcu b.r. we Francji nie kursowały autobusy dalekobieżne – na których skupia się serwis.
Gdy się to zmieniło, Busradar postanowił od razu zaistnieć na tym rynku i ułatwić mieszkańcom podróżowanie komunikacją międzymiastową. Nieco łatwiej wyglądały przygotowania na polski rynek, ze względu na to, że wielu Polaków codziennie podróżuje komunikacją międzymiastową. Żeby stworzyć taki serwis, który przypadnie do gustu użytkownikom, firma zatrudniła cztery osoby znające polski rynek od podszewki. – Niestety jedynym minusem okazało się to, że ciągle wielu małych przewoźników nie ma możliwości rezerwowania i kupowania biletów online – mówi przedstawicielka Busradar.pl.
Na zdjęciu: Katarzyna Sokołowska, Marketing Manager w Busradar
Bez inwestora, bez rządowej pomocy
W Niemczech, przewoźnicy którzy nie oferowali sprzedaży biletów online zostali wchłonięci przez większe firmy albo kończyli działalność. Na polskim rynku może być podobnie. Jakie plany mają twórcy nowej na rynku wyszukiwarki połączeń? – W ciągu 2-3 najbliższych lat, chcemy być liderem na rynku europejskim. Chcemy nawiązać współpracę z jak największą liczbą przewoźników – mówi Katarzyna Sokołowska, Marketing Manager w Busradar w Busradar. To wszystko, tak jak i na niemieckim rynku, firma chce osiągnąć bez pomocy inwestora.
Wbrew pozorom i na niemieckim rynku bez inwestora można szybko osiągnąć próg rentowności. W Busradar już po sześciu miesiącach od startu pojawiły się pierwsze zyski z zainwestowanych przez trójkę założycieli pieniędzy. Choć pisaliśmy ostatnio o popularnych programach rządowych wspierających młodych przedsiębiorców, twórcy tej wyszukiwarki nie korzystali z żadnego z nich. – Musieliśmy działać szybko, a czas oczekiwania na przyznanie dofinansowania jest dosyć długi. W pierwszym roku działalności wszystkie uzyskiwane dochody od razu inwestowaliśmy w dalszy rozwój projektu – mówi Sokołowska.
Postawić na użytkownika
Recepta na sukces niemieckiego zespołu startupowego jest zatem prosta: postawić na użytkowników. Kierując się właśnie tą zasadą, bez budżetu na marketingu, zespół dotarł do tysięcy użytkowników w Niemczech. W ten sam sposób chce przekonać polskich internautów do szukania połączeń na busradar.pl. – Najważniejsze jest, aby na naszej stronie zaoferować użytkownikom jak najwięcej połączeń – dodaje Katarzyna Sokołowska. Skoro to wystarczyło na niemieckim rynku, może i wystarczy na nieco mniejszym, polskim.