O chatbocie, który uczy programowania i uczestnictwie w Infoshare Startup Contest rozmawiamy z Mateuszem Jarusem (CodeAll)

Dodane:

Marta Wujek Marta Wujek

O chatbocie, który uczy programowania i uczestnictwie w Infoshare Startup Contest rozmawiamy z Mateuszem Jarusem (CodeAll)

Udostępnij:

Termin składania zgłoszeń do konkursu Infoshare Startup Contest został wydłużony do 30 czerwca. Do tej pory swój udział zgłosiło już blisko 600 startupów. Jednym z nich jest CodeAll. Postanowiliśmy porozmawiać z Mateuszem Jarusem, CEO projektu o rozwiązaniu, jakie tworzy jego firma oraz o uczestnictwie w tegorocznym Infoshare.

Na początku powiedz proszę, jaki problem rozwiązujecie?

Mateusz Jarus: Kilka lat temu spotkałem się z moim kuzynem, który uczył się w liceum. Chciał dowiedzieć się czegoś na temat programowania, a niestety ze szkoły z lekcji informatyki nie za wiele wynosił. Nie wiedziałem od czego zacząć. Nie chciałem zanudzić go teorią ani kazać instalować kompilatory i wyjaśniać do czego one służą. To jest oczywiście ważne, ale obawiałem się, że raczej go zniechęcę niż zainteresuję programowaniem.

Co więc zrobiłeś?

Postanowiłem ściągnąć jakąś istniejącą grę na przeglądarkę z otwartym kodem źródłowym i zacząć ją modyfikować. Zmieniłem kilka liczb, odświeżyłem ekran przeglądarki i nagle skrzydła samolotu, którym latał, stały się dłuższe. Kilka innych zmian i po chwili leciał już trzy razy szybciej, był kolorowy i trochę karykaturalny. Tak wyjaśniłem czym są zmienne. Po godzinie tak bardzo go to wciągnęło, że potem sam zaczął czytać różne kursy – w kolejnych miesiącach nauczył się HTML-a, CSS-a, JavaScriptu. Zacząłem się zastanawiać czy można to jakoś zautomatyzować. Czy w jakiś sposób można wiele osób zachęcić w ten sposób do programowania. Tak wpadliśmy na pomysł narzędzia, które w angażujący sposób wprowadza osoby w świat programowania – ale nie uproszczonego, za pomocą np. puzzli czy bloczków, tylko pisania prawdziwego kodu.

Opowiedz więcej o tym, jak działa to narzędzie.

Zbudowaliśmy chatbota, który krok po kroku wyjaśnia kolejne zagadnienia programowania obiektowego. Co więcej, efekty programowania można zobaczyć wokół siebie. Zbudowaliśmy zestaw bezprzewodowych czujników, takich jak czujnik odległości, inteligentne gniazdko, przyciski, akcelerometry, za pomocą których można zbudować alarm domowy, włączanie światła na klaśnięcie, czujnik cofania w samochodzie czy inteligentną lodówkę.

W jaki sposób można to zrobić?

Wszystko to jest możliwe przez podłączenie tzw. SmartBoxa do telefonu, uruchomienie naszej aplikacji, rozpoczęcie rozmowy z chatbotem i napisanie kodu. Na początku bardzo prostego, np. 3-4 linijek kodu. Po ich uruchomieniu SmartBox łączy się bezprzewodowo z naszymi czujnikami, które można przymocować do różnych przedmiotów w domu. Dodatkowo można wymieniać dane z różnymi serwisami internetowymi. Np. światło w pokoju może zacząć mrugać, gdy ktoś napisze komentarz pod naszym postem na Facebooku. Albo możemy pobrać słówka ze słownika online, przetłumaczyć je na język angielski i wysyłać sobie codziennie na telefon fiszki do nauki języka obcego. A po kliknięciu fizycznego przycisku wyślemy e-maila.

Jaki macie model biznesowy?

Obecnie skłaniamy się ku temu, żeby aplikacja i lekcje były całkowicie darmowe, a wyłącznie zakup czujników był płatny. Trochę jak zestaw elektronicznych klocków Lego. Jest także możliwość połączenia się na chacie w każdym momencie z prawdziwym nauczycielem programowania. Taka rozmowa także jest płatna.

Jak na Wasze rozwiązanie zareagowała branża?

Samo narzędzie wzbudza duże zainteresowanie wśród młodych osób. Programowanie inteligentnego domu jest fajną zabawą nie tylko dla uczniów, ja sam chętnie się tym bawię, a wielu znajomych w wieku 30-40 lat mówi, że też kupiliby sobie takie czujniki.

Widzę tu potencjał wejścia na rynek systemów inteligentnych domów…

Nie chcemy konkurować z narzędziami do inteligentnego domu. Nasz produkt ma bardzo duże możliwości, może nawet pod pewnymi względami daje większe możliwości od niektórych rozwiązań do inteligentnego domu, bo nasze czujniki można dowolnie programować. Jednak jest to produkt edukacyjny, ma to przede wszystkim służyć nauce programowania. Mimo wszystko ogromnie zależy nam na tym, żeby czujniki były ładne, żeby nikt nie wstydził się ich zamontować u siebie w domu.

Jak zatem widzicie potencjał Waszego rozwiązania na rynku edutech?

Widzimy bardzo duży potencjał, szczególnie teraz, gdy dostęp do zdalnej edukacji jest szczególnie modny. Bardzo często słyszę też, że wiele osób wykonujących zupełnie inne zawody chciałoby się przebranżowić i zostać programistami. Nie jest to takie łatwe. Nauka programowania wymaga szczególnie na początku bardzo dużego samozaparcia, a tradycyjne kursy są drogie. Wierzymy, że CodeAll pozwoli w prosty sposób uczyć się podstaw programowania, mając z tego jednocześnie sporo frajdy.

Kto stoi za projektem? Jakie mieliście wcześniej doświadczenia biznesowe?

Ja jestem pomysłodawcą projektu oraz prezesem spółki Expansio. To jest mój trzeci startup. Zanim zająłem się biznesem przez 7 lat pracowałem jako naukowiec w polskich i międzynarodowych projektach informatycznych. W tym czasie dostałem się do programu TOP 500 Innovators, w ramach którego wyjechałem do Cambridge. Podczas tego programu przez ponad 2 miesiące zdobywałem doświadczenie biznesowe i po powrocie wiedziałem, że biznes to jest coś, co chciałbym robić w życiu.

Szczęśliwie szybko pojawiła się okazja współtworzenia startupu, w którym rozwijaliśmy technologię do oszczędzania energii w komputerach na bazie pracy naukowej moich kolegów i mojej. Przez ponad rok pomagałem w rozwoju firmy, łącząc to z pracą na etacie – jeździłem na spotkania z klientami, pitchowałem, rozwijałem produkt.

W końcu pomyślałem, że jestem gotów wziąć większą odpowiedzialność. Założyłem spółkę z moim kolegą – nie czułem się na siłach prowadzić firmy w pojedynkę. Niestety (niestety dla mnie) krótko po tym otrzymał bardzo atrakcyjną ofertę pracy w zagranicznej firmie, która otworzyła swoją siedzibę w Poznaniu i drugim udziałowcem został mój tata. W prace zaangażowała się także moja żona, która na ponad rok zrezygnowała z własnego rozwoju zawodowego i wspólnie przez ten czas robiliśmy wszystko, żeby postawić firmę na nogi.

Po drodze dostałem propozycję założenia trzeciego startupu. Założyliśmy spółkę, ale niestety ostatecznie projekt nie udał się.

W Expansio zdecydowaliśmy się też zbudować turkusowy zespół, który dzisiaj jest naszą ogromną siłą. Nie boję się powiedzieć, że jestem dumny z naszego zespołu i wdzięczny za to, co do tej pory każda osoba w tym zespole zrobiła.

W jaki sposób pozyskaliście finansowanie na start?

Początkowo wszystko finansowaliśmy z własnych środków. Zarówno moja żona, jak i ja mieliśmy wcześniej dość wysokie wynagrodzenia, dlatego odłożyliśmy sporą kwotę na start. Potem udało nam się uzyskać dofinansowanie na badania w szkołach, które miały wyklarować ideę naszego produktu. Niestety realizacja tego projektu była trudna.

Dlaczego?

Ze względu na duży poziom formalności, 80% tych środków zostało nam przelanych… dwa lata po zakończeniu projektu. Prawie cały projekt musieliśmy finansować z własnych środków, a nie mogliśmy go przerwać, bo oznaczałoby to brak możliwości refundacji kosztów, które już ponieśliśmy. Zatem mimo własnych oszczędności początki były bardzo trudne. Teraz się z tego cieszę – brutalne zderzenie z rzeczywistością na pewno bardzo nas wzmocniło, ale też nauczyło radzić sobie z trudnymi sytuacjami. To była szkoła życia, która wiele nam dała.

Co było dalej?

W pewnym momencie wygraliśmy drugą edycję konkursu Edulab i pojawiła się możliwość rozwoju produktu z inwestorem, który zaoferował nam 1 mln zł. Po kilku miesiącach rozmów odmówiliśmy.

Dlaczego?

Już na samym początku wiedzieliśmy, że ta kwota nie będzie wystarczająca na zbudowanie prototypu, a na wydatkowanie środków był przewidziany rok. To był także za krótki okres czasu i obawialiśmy się, że nie będziemy w stanie doprowadzić projektu do takiego etapu, na jakim nam zależy. Uznaliśmy, że jest za wcześnie na nawiązywanie współpracy z inwestorem i że najlepszy moment przyjdzie na to, kiedy będziemy mieć już co najmniej prototyp oraz sprawdzony rynek.

Jednak w końcu pieniądze przyszły…

Kiedy odmówiliśmy inwestorowi nie wiedzieliśmy jeszcze jaka będzie przyszłość projektu. Czekaliśmy na wyniki Szybkiej Ścieżki z NCBiR, do której złożyliśmy w tym czasie także wniosek, ale na wyniki musieliśmy czekać jeszcze dwa miesiące. Szczęśliwie dostaliśmy wysoką liczbę punktów i tak otrzymaliśmy 2 mln zł na rozwój. Spłynęły do nas w końcu także środki z pierwszego dofinansowania na badania w szkołach. Dzięki nim mogliśmy pokryć część wkładu własnego. Nawiązaliśmy także komercyjną współpracę z korporacjami oferując im nasze usługi programistyczne. Było to niezwiązane z CodeAll, ale potraktowaliśmy to, jako szansę na zarobienie pieniędzy na rozwój głównego projektu. Otrzymaliśmy także pieniądze z konkursu SME Instrument z Komisji Europejskiej na studium wykonalności.

Na jakim etapie jest obecnie Wasz projekt?

To była ciężka praca, często po kilkanaście godzin dziennie. Projekt także nie jest łatwy, jest wieloelementowy – mamy budowę chatbota, jest rozwój hardware’u, w tym prace nad designem, współpraca ze szkołami, przygotowanie lekcji itd. Szczęśliwie dotarliśmy do etapu, gdy mamy prototyp naszego narzędzia – 13 czujników, w tym SmartBoxa, aplikację mobilną, chatbota, lekcje. Zapraszamy uczniów do testów i obecnie przygotowujemy się do wdrożenia na rynek. Certyfikujemy czujniki i dopracowujemy technologię. Mamy już pomysły na dalszy rozwój produktu. Chcielibyśmy skupić się w kolejnym kroku na budowie “Super SmartBoxa”, który pozwoli nauczyć się podstaw uczenia maszynowego. Dane do tych algorytmów będą zbierane z naszych czujników.

Mówicie o sobie, że jesteście turkusowym startupem. Moglibyście rozwinąć trochę ten temat?

Idea turkusu pojawiła się w mojej głowie już po założeniu firmy. Przeczytałem w pewnym momencie książkę Frederica Laloux „Pracować inaczej”. Choć była na dość wysokim poziomie ogólności, to jednak bardzo do mnie trafiła idea takiej organizacji pracy. Zwykle w książkach zaznaczam sobie kolorowymi karteczkami ciekawe fragmenty – tutaj oznaczyłem chyba średnio co drugą stronę. Po przeczytaniu książki zrozumiałem ogólną ideę turkusu, ale byłem ciekaw czy jest możliwe wprowadzenie go w życie i kierowanie się w nim w rozwoju startupu. Zacząłem pisać bloga www.turkusowystartup.pl, na którym spisywałem swoje przemyślenia.

Co oznacza ten turkus?

W naszej firmie turkus ma dwa wymiary. Z jednej strony organizacyjny, z drugiej relacyjny. Od strony organizacyjnej przykładowymi zasadami są: jawność informacji, łącznie z wynagrodzeniami, duża decyzyjność każdej z osób, wspólne angażowanie się w wizję firmy i planowane przedsięwzięcia, samoorganizacja, ale także otwarte mówienie sobie o tym, co nam się nie podoba i co chcielibyśmy zmienić. Od strony relacyjnej zależy nam na budowaniu zaufania, odpowiedzialności, doskonalenia komunikacji i budowania atmosfery, w której się po prostu dobrze czujemy.

W trakcie rozwoju firmy przeszliśmy wiele trudnych momentów. Wierzę, że dzięki turkusowi bardzo nas one wzmocniły. Główny zespół współpracuje ze sobą od lat, od samego początku. Z drugiej strony niektóre osoby od nas odeszły, a z innymi sami postanowiliśmy się rozstać. Decyzje te były jednak omawiane na forum, niektóre trwały tygodniami i ostatecznie kończyły się zrozumieniem u każdej ze stron. To pozwalało wyciągnąć wnioski jednej i drugiej stronie, zastanowić się co poszło nie tak, jakie mamy wobec siebie oczekiwania.

Turkus jest dla mnie niekończącym się procesem, ciągłym doskonaleniem, rozwijaniem świadomości. Przede wszystkim życiem w zgodzie z wartościami.

Od 2017 roku wzięliście udział w wielu inicjatywach i konkursach startupowych. Co daje Wam udział w tego typu przedsięwzięciach?

Zaufanie.

Kiedy zakłada się startup to jest to zwykle grupka dwóch-trzech osób z głowami pełnych pomysłów, które wykładają 5000 zł na kapitał spółki z o.o. Jest mnóstwo zapału, ale także ogromne ryzyko niepowodzenia.

Od samego początku staraliśmy się brać udział w programach akceleracyjnych i konkursach. Nie chodziło tylko o branie udziału dla udziału. Chcieliśmy, żeby pomagało nam to zrobić jakiś krok naprzód. Pierwszym programem akceleracyjnym był Google Launchpad Start. Mieliśmy wtedy głównie pomysł, chociaż pojawiły się już wtedy pierwsze proste czujniki oraz prosty interfejs aplikacji, żeby inne osoby mogły łatwiej zrozumieć, jaka jest idea projektu. Przez 5 dni w Warszawie codziennie mieliśmy spotkania z mentorami z całego świata. Łącznie mieliśmy dostęp do 40 osób z różnych dziedzin. Nie wiązało się to z żadnym wsparciem finansowym, sami opłacaliśmy sobie transport i nocleg, ale dało nam ogromną dawkę wiedzy na temat naszego produktu. Każdy pitch to szansa na poprawienie prezentacji, każde spotkania to możliwość zrozumienia jakie są słabe i mocne strony produktu.

Udział w takim programie daje wiarygodność startupowi. To już nie jest firma założona w godzinę przez Internet, ale jest to grupa osób, która jest w stanie zaangażować się, zainwestować swój czas i pieniądze w coś większego. Jest to także pomysł, który wzbudza zainteresowanie i ma potencjał.

Potem wielokrotnie braliśmy udział w różnych konkursach i programach. Cały miesiąc spędziliśmy w Szwajcarii, gdzie rozmawialiśmy z firmami, zbieraliśmy feedback, ale przede wszystkim budowaliśmy sieć kontaktów na przyszłość. Dostaliśmy się do TOP 10 startupów edukacyjnych podczas konferencji South Summit w Madrycie.

Często słyszeliśmy krytykę, ale to były momenty, które zmuszały do wyciągnięcia i wniosków i podjęcia decyzji i jakiejś zmianie. Do konkursu SME Instrument składaliśmy wniosek 6 razy! Ostatecznie uzyskaliśmy bardzo wysoki wynik, odpowiednio układając sobie w głowie biznes i opisując to.

To wszystko buduje zaufanie – osób z zewnątrz do naszego startupu, ale także całego naszego zespołu do tego, co tworzymy. Buduje wiarę w siebie. Pozwala także zbudować sieć kontaktów, które mogą zaowocować w przyszłości.

Czego oczekujecie po tegorocznej edycji Infoshare?

Paradoksalnie nie za często pokazywaliśmy się na jakichkolwiek wydarzeniach w Polsce. Byliśmy w Afryce, Szwajcarii, nawiązujemy współpracę z Indiami i USA, ale nie u nas. Infoshare jest duża konferencją i pomyśleliśmy, że mając prototyp produktu jest to dobry moment, żeby zacząć promocję także w Polsce. W tym roku chcielibyśmy rozpocząć sprzedaż produktu. Jesteśmy otwarci na rozmowy z inwestorami.

Startupy, które wezmą udział w Infoshare Startup Contest będą walczyć o główną nagrodę w postaci 30 tys. euro, ufundowaną przez Prezydenta Miasta Gdańska. Zgłoszenia do konkursu przyjmowane są do 30 czerwca 2020 roku na stronie internetowej organizatora. Tegoroczna edycja Infoshare odbędzie się online i potrwa aż 6 dni: 23-25 i 28-30 września 2020 roku.

Nowością są ćwierćfinały online dla 100 najlepszych projektów, które zgłosiły swój udział w konkursie. Finał Startup Contest odbędzie się 30 września. Weźmie w nim udział 7 najlepszych projektów. Jury złożone z inwestorów oraz ekspertów biznesowych wybierze 3 zwycięzców, z których każdy otrzyma wirtualny czek o wartości 20 tys. euro za 1 miejsce, 7 tys. euro za 2 miejsce i 3 tys. euro za 3 miejsce.

Mam Startup jest Patronem Medialnym InfoShare.