“55% menedżerów wyższego stopnia wybiera nasze oprogramowanie”. “Nasz produkt jest lepiej oceniany od konkurencyjnych na rynku przez 95% badanych” – firmy wiedzą, że w podjęciu decyzji lubimy oprzeć się na danych. Ich strony roją się więc od wyników różnorakich badań.
Biznesowe czary-mary
Czy jednak dane, przy pomocy których firmy starają się przekonać nas do wyboru właśnie ich oferty z morza alternatyw konkurencji rzeczywiście są dowodem jakości, popularności i skuteczności ich produktu? A może dane te, pomimo ich prawdziwości, zostały pokazane w kontekście, który wprowadza nas w błąd? Może badanymi w wyżej wymienionych przykładach byli wyłącznie klienci firmy? A skoro wybrali ich produkt, to bardzo prawdopodobnym jest, że ocenią ten właśnie produkt jako najlepszy na rynku.
Kolejny przykład, tym razem nie zmyślony, ale prawdziwy, zaobserwowany przez współautora książki “Myśl krytycznie i nie daj się ściemie” i tamże opisany. Firma Hershey Whoppers na opakowaniu swoich czekoladek zamieściła informację że produkt ten zawiera “25% mniej tłuszczu niż w wyrobach czekoladowych wiodących marek. 5 gramów tłuszczu na 30 gramową porcję, a dla porównania w wyrobach czekoladowych wiodących marek zwykle 7 gramów tłuszczu”. Autor uważa, że czytając taką informację, nie możemy mieć pewności, że wybierając te pralinki rzeczywiście dostarczymy naszego organizmowi mniej tłuszczu. Jego zdaniem powinniśmy sobie zadać na przykład pytanie o to, czy porównujemy ten sam rodzaj produktu. Oczywistym jest przecież, że np. czekoladka z bombonierki będzie zawierała mniej tłuszczu niż na przykład gorąca czekolada przygotowana na bazie 35% śmietanki.
To świadome zabiegi firm, które, to prawda, nie kłamią, ale jednak mogą doprowadzić nas do błędnych wniosków. To jeden z typów fake newsów, z których zalewem mamy obecnie do czynienia, choć nie najpoważniejszy. Obok biznesowych “czary-mary” musimy przecież mierzyć się z dezinformacją dostarczającą wiadomości o całkowicie nieprawdziwych zdarzeniach, które już niejednokrotnie doprowadziły do wybuchu masowych protestów, a nawet linczów.
Jesteśmy już w większości świadomi zalewającej nas fali fake news. Wiemy, że powinniśmy z rezerwą podchodzić do ofert firm, jak i informacji prasowych czy nawet wiadomości zamieszczanych na profesjonalnych portalach newsowych. Tyle teoria, ale przecież nikt z nas nie jest w stanie sprawdzać każdych danych, stosować regułę ograniczonego ryzyka do wszystkich czytanych w internecie treści…
Na szczęście eksperci na całym świecie głowią się nad tym samym co my problemem i rozwijają coraz skuteczniejsze narzędzia walki z fake newsami. Tymi w postaci tekstowej, jak również grafik i treści wideo, bo przecież fake news to obecnie nie tylko dezinformacyjna treść, ale również spreparowane zdjęcia i filmy.
Złapać trola
Jak zdemaskować fake news? Firmy, które walczą z dezinformacją mówią jasno: bardzo często za wpuszczeniem do internetu nieprawdziwej informacji nie stoją wcale kontrowersyjne środowiska. One są najczęściej tylko jej przekaźnikiem, a za jej stworzenie odpowiada zupełnie inna jednostka. Ktoś, kogo celem jest dodanie oliwy do ognia społecznych sporów, szerokie skłócenie obywateli danego kraju/regionu świata i ich destabilizacja.
Wiemy na przykład, że wiele z fake newsów krążących po polskiej sieci dotyczących szczepionek zostało wyprodukowanych nie w naszym kraju, a w Rosji. Kolejny, bardziej oczywisty przykład, to dezinformacja dotycząca Ukrainy.
CEO amerykańskiego startupu specjalizującego się w zwalczaniu fake news, BlacBird.AI pracującego m.in. dla Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, tłumaczy metodę wzrostu popularności teorii antyszczepionkowych na łamach Wired: – Mistyfikacje często prowadzone są przez zewnętrzne w stosunku do społeczności rozprzestrzeniającej fake news osoby. Wiedzą oni, że społeczności koncentrujące się na życiu w zgodzie z naturą są co do zasady przeciwne stosowaniu lekarstw, a więc i szczepionek. Są więc grupami, które chętnie będą dzielić się danymi dotyczącymi właśnie tego tematu i zapewnią informacji duży rozgłos. Dodatkowo skupiają dużą liczbę członków, co oczywiście podnosi ich atrakcyjność.
Jednak będąc moderatorem grupy liczącej tysiące, często anonimowych dla nas członków, ciężko zweryfikować czy osoba, która prosi o akceptację zamieszczenia posta jest trollem. Z tym samym problemem zmagają się oczywiście media, na których skrzynki mailowe codziennie wpadają dziesiątki próśb np. o publikację informacji o wynikach przeprowadzonych badań. Zdrowy rozsądek już nie wystarcza, aby nie podać dalej fake news.
Atak kontrolowany
Cyberquant, to polski startup, który zajmuje się zwalczaniem phishingu. – Phisinging to metoda cyberataku, w której przestępca podszywa się pod inną osobę lub instytucję w celu wyłudzenia poufnych informacji (np. danych logowania, danych karty kredytowej), zainfekowania komputera szkodliwym oprogramowaniem czy też nakłonienia ofiary do określonych działań. A dezinformacja i „fake news” są bardzo często elementem kampanii phishingowych – wyjaśnia Piotr Dębiec, venture partner Cyberquant. I dodaje: – Pokazujemy firmom jak działają kampanie phishingowe i przeprowadzamy symulowane ataki w warunkach kontrolowanych w organizacjach.
Według CERT Polska (działającego z ramienia państwowego instytutu badawczego NASK) phishing w 2021 stanowił aż 76,57% wszystkich zgłoszeń (22 575 przypadków), to wzrost o 196% względem roku poprzedniego. Najpopularniejszą kampanią phishingową było podszywanie się pod popularny serwis społecznościowy, zgłoszono aż 4 852 incydenty.
Blackbird.ai, trueinchain, Oigetit – startupy kontra fake news
Jednak w sytuacji, gdy mówimy nie o firmach, a internetowych społecznościach, metody sprawdzające się przy walce z phishingiem nie wystarczą. Do większości dużych grup społecznościowych może dołączyć każdy, bez specjalnej weryfikacji. Nikt więc nie musi się tu pod nikogo podszywać. Tu potrzebujemy więc narzędzi takich, które będą w stanie zdemaskować sam fake news jako nieprawdziwą informację.
Amerykański startup Blackbird.Ai korzystając ze sztucznej inteligencji jest w stanie przeanalizować w jednej chwili miliardy powiązań pomiędzy różnymi danymi, identyfikując w ten sposób szybko skąd prawdopodobnie pochodzi fake news – kto jest jego pierwotnym twórcą i kto jest głównym odpowiedzialnym za jego szerzenie. Algorytm identyfikuje fake news na podstawie pięciu kryteriów: samej treści konwersacji, powiązania twórcy informacji z miejscem, w którym publikuje informację, kontrowersyjność grupy (na podstawie publikowanych materiałów), nienaturalnych zachowań przypominających działania botów i trudnego do uchwycenia kryterium “poczucia bycia zwodzonym”. Z jego narzędzia korzystają amerykańscy dziennikarze i instytucje państwowe Stanów Zjednoczonych.
Twórcy amerykańskiej aplikacji Oigetit za cel postawili sobie stworzenie portalu z godnymi zaufania newsami. Newsy pochodzące z zewnętrznych do Oigetit źródeł są sprawdzane i oznaczane jako “godne zaufania”, “zazwyczaj godne zaufania” lub “mało godne zaufania”.
Jednym z miejsc, gdzie możemy bezpłatnie sprawdzić prawdziwość podejrzanej przez nas informacji jest strona stworzona przez włoski startup trueinchain. Należy podać link fake newsa i krótkie wyjaśnienie, dlaczego uważamy, że podana informacja jest nieprawdziwa, a algorytm sprawdzi za nas, czy mamy do czynienia z dezinformacją.
Informacje budzące nasze wątpliwości można również zgłosić do państwowej jednostki badawczej NASK, gdzie jest szansa na to, że zweryfikują ją dla nas zatrudnieni tam eksperci.
Badania pod lupą
Piotr Dębiec z Cyberquant wskazuje, że skala problemu dezinformacji w Polsce, mimo rozwijanych przez tak startupy jak i globalne firmy rozwiązań dla cyberbezpieczeństwa, jest duża: – Według NASK ponad połowa polskich internautów przyznaje, że w ostatnich miesiącach zetknęła się z manipulacją lub dezinformacją, a 35 procent Polaków, że ze sfałszowanymi informacjami w sieci spotyka się raz w tygodniu lub częściej. Przy czym aż 19 procent wprost twierdzi, że nie sprawdza wiarygodności internetowych informacji, ani ich źródeł. Sądzę, że dostępność rozwiązań weryfikujących fake news jest jeszcze wciąż na niskim poziomie i, obserwując skalę problemu, jest tu wiele do zrobienia.
Na koniec bardziej pozytywna informacja. Pamiętacie przykład z początku tekstu, ten o 95% badanych, którzy uznali produkt firmy X za najlepszy? Wróćmy do niego jeszcze na chwilę. W swojej książce “Myśl krytycznie i nie daj sobie wcisnąć kitu” Carl T. Bergstrom i Jevin D.West, profesorowie Uniwersytetu Waszyngtońskiego prowadzący zajęcia ćwiczące w wychwytywaniu fałszywych informacji, opisali szereg tego typu przykładów. I mają dla nas prostą radę: dla identyfikacji fake newsów wystarczy sprawdzenie informacji wejścia i wyjścia. Zaglądanie do “czarnej skrzynki” mechanizmu przeprowadzania badania, rozumienie zastosowanych algorytmów i skomplikowanych wzorów matematycznych nie jest konieczne do wykrycia dezinformacji. Ich zdaniem bowiem najczęściej winny jest sposób zbierania danych, na których bazuje badanie lub niewłaściwa prezentacja ich wyników, a to co w badaniu najbardziej skomplikowane, bazujące na specjalistycznej wiedzy twórców produktu, rzadko kiedy kryje błąd.