Polacy pracują nad bezinwazyjnym czujnikiem parkowania. Chcą pomóc młodym kierowcom

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Udostępnij:

– Chcemy zmniejszyć stres związany z parkowaniem wśród osób, które jeszcze nie mają czujników cofania i obniżyć koszty naprawy przy ewentualnych stłuczkach – mówi Dariusz Wiśniewski, który z zespołem Kianka pracuje nad bezinwazyjnym czujnikiem parkowania.

Na zdjęciu: Dariusz Wiśniewski, współzałożyciel Kianka | fot. materiały prasowe

Czujnik na magnes

Kianka to bezprzewodowy czujnik parkowania we wzorze zielonego listka klonowego, który samodzielnie zamontujesz w aucie bez konieczności wiercenia dziur, przekładania kabli i korzystania z mniej lub bardziej skomplikowanych systemów instalacyjnych. Kiankę po prostu przymocujesz do karoserii na magnes. Potem urządzenie połączy się ze smartfonem za pośrednictwem modułu Bluetooth i gdy będziesz cofać, zasygnalizuje dźwiękiem o zbliżającym się zagrożeniu i poda odległość samochodu od przeszkody.

– Bardziej doświadczonym kierowcom, którzy jeszcze nie mają czujników, lub lubią swoje starsze auta i nie chcą w nich wiercić, możemy zaproponować inne wzory, na przykład w kształcie herbu miasta – mówi Dariusz Wiśniewski, jeden ze współzałożycieli startupu. Ale możliwość wyboru konkretnego wzoru i jego łatwy montaż, to nie jedyna zaleta Kianki.

Bez pomocy mechanika

Wiśniewski wyjaśnia, że najtańsze czujniki parkowania kosztują około 40 złotych, a do tego należy doliczyć wizytę u mechanika, która może kosztować nawet 200 złotych. Należy także wziąć pod uwagę czas  instalacji. – Poza tym źle zamontowany czujnik potrafi spowodować korodowanie miejsca instalacji. Kianki natomiast mają kosztować 150 złotych, a teraz można je mieć za 125 złotych – mówi Dariusz Wiśniewski.

Na zdjęciu: Kianka | fot. materiały prasowe

Pomysłodawcy startupu organizują właśnie zbiórkę crowdfundingową za pośrednictwem platformy wspieram.to, gdzie zamierzają pozyskać na rozwój projektu 11 600 złotych. Na razie kampania zmierza w dobrym kierunku, bo na konto Kianki wpłynęło już nieco ponad tysiąc złotych. Niemniej, żeby twórcy rozwiązania mogli skorzystać z tych pieniędzy, muszą zebrać pełną kwotę przed 6 listopada. Gdy tak się stanie, przeznaczą kapitał na dalsze badania i produkcję pierwszy kilku czujników parkowania.

Sprzedaż Kianki

Nie traktują jednak zbiórki na wspieram.to jedynie jako źródła finansowania, ale także jako sposób na weryfikację rynku. – Jeśli kampania okaże się sukcesem, wypuścimy produkt w Polsce, postaramy się dotrzeć do sieci dystrybucji, a potem zaczniemy się rozglądać za krajami, które mają podobny zestaw przepisów drogowych, by i u nich pokazać się z naszym produktem – wyjaśnia Dariusz Wiśniewski.

Wówczas Kianki będą sprzedawane przez internet oraz trafią na półki stacji paliw, sklepów motoryzacyjnych i szkół jazdy. Wiśniewski liczy, że główną grupą odbiorców Kianki będą młodzi kierowcy między 18 a 24 rokiem życia i nieco bardziej doświadczeni w wieku 35-45 lat, którzy mimo pewnego stażu za kółkiem wciąż mają kłopoty z cofaniem, ale nie mają czasu, środków i chęci, by instalować inwazyjne czujniki parkowania.

Inteligentne znaki drogowe

Pomysłodawcy bezprzewodowych czujników parkowania nie są jedynymi uczestnikami sceny startupowej, którzy zamierzają zadbać o bezpieczeństwo na drogach. Na przykład naukowcy z AGH i Politechniki Gdańskiej pracują nad systemem inteligentnych znaków drogowych INZNAK, które dostosują się do warunków panujących na drodze, będą analizować otoczenie i informować kierowców o konieczności hamowania.

– Chcemy, aby znaki zmieniały treść w zależności od natężenia ruchu samochodów osobowych czy ciężarowych, pogody, widoczności, stanu nawierzchni, liczby skrzyżowań, a nawet charakteru obiektów (np. szkoły), znajdujących się przy danej ulicy – mówi PAP prof. Andrzej Dziech z Katedry Telekomunikacji, kierownik zespołu z AGH.  Zgodnie z założeniami INZNAK ma pojawić się przy drogach najwcześniej w 2021 roku.