Choć droga do wdrożenia takich rozwiązań w szpitalach bywa długa i kosztowna, młoda badaczka nie traci zapału — i zachęca do odwagi również inne dziewczyny marzące o naukowej karierze.
Twój nośnik leku nie tylko transportuje substancję, ale też pozwala śledzić jej dystrybucję w organizmie. Czy przyszłość onkologii leży właśnie w transparentności i „podglądaniu” leczenia w czasie rzeczywistym?
Tak, nasz nośnik leku umożliwia śledzenie dystrybucji leku, czyli monitorowania gdzie dokładnie trafia w organizmie i jak się rozprzestrzenia. Uważam, że to klucz do skutecznej i bezpieczniejszej terapii. To nie tylko zwiększa efektywność leczenia, ale pozwala też zminimalizować ryzyko skutków ubocznych, przez zmniejszenie dawki substancji aktywnej i celowanie dokładnie w te miejsca, gdzie wymagany jest efekt terapeutyczy.
Czy Twoje rozwiązanie może być uniwersalne dla różnych typów nowotworów, czy raczej szyte na miarę konkretnej mutacji lub pacjenta?
Obecnie nasz nośnik dostarcza kapecytabinę, czyli lek stosowany m.in. w terapii raka jelita grubego czy piersi. Teoretycznie, technologię można dostosować do innych substancji czynnych, ale każda taka modyfikacja wymagałaby dokładnej weryfikacji, ponieważ różne leki mogą mieć inne właściwości fizykochemiczne, co z kolei może wpływać na ich stabilność, ale też szybkość dystrybucji i sposób działania w organizmie. Dlatego chociaż nośnik ma potencjał jako platforma, to każdy przypadek trzeba by analizować indywidualnie.
Czy nauka ma szansę na stworzenie jednego, skutecznego „strzału”, czy to zawsze będzie wieloetapowa walka?
Nowotwory są bardzo złożone i zróżnicowane, dlatego jeden złoty “strzał” raczej nie istnieje. Ale możemy projektować coraz skuteczniejsze metody dla konkretnych celów, czy terapie, które uderzają precyzyjnie i z dużą skutecznością. To będzie raczej wiele dobrze wycelowanych etapów niż jeden cudowny lek czy nośnik.
Jak wygląda droga od przełomowego odkrycia w laboratorium do potencjalnego wdrożenia w szpitalach? Co ją najbardziej spowalnia?
Zazwyczaj to jest długa i złożona droga od pomysłu i badań podstawowych, przez etap bardziej zaawansowanych badań, testy przedkliniczne, kliniczne, aż po rejestrację i komercjalizację produktu. Wyzwanie stanowi też często przełożenie technologii na większą skalę. Dodatkowo sam rozwój tego typu produktów dla branży medycznej jest kosztowny, więc często rozwój jest spowolniony lub utrudniony przez brak finansowania. Wyzwaniem są oczywiście również formalności prawne. W kwestii wdrożenia, ważna jest współpraca między nauką a przemysłem.
Twoje prace mają potencjał na komercjalizację – czy myślałaś już o założeniu startupu? A może już jesteś w trakcie?
To chyba naturalny kierunek, kiedy chce się przenieść wyniki badań do realnego świata. Ale w branży biomateriałów, dojście do takiego etapu wymaga jednak wielu lat rozwijania technologii czy produktu. Mam to szczęście, że gdybym się zdecydowała na taki krok, to mogę liczyć na wsparcie spółki celowej INTECH PK, która odpowiada za komercjalizację wyników badań i wspiera w tym nas, naukowców z Politechniki Krakowskiej.
Czy uważasz, że polski system naukowy sprzyja budowaniu mostów między badaniami a biznesem? A jeśli nie, to co byś w nim zmieniła?
Jeśli chodzi o sprawne łączenie nauki z przemysłem to na pewno wciąż jest trochę do zrobienia w tej kwestii, chociażby fakt, że często brakuje finansowania na etapie pomiędzy odkryciem i opracowanym rozwiązaniem od strony naukowej a gotowym produktem. To może hamować rozwój produktu. Na szczęście są instytucje, które pomagają usprawnić ten proces i tutaj znowu dobrym przykładem jest spółka celowa INTECH PK, które wspiera badaczy w procesie komercjalizacji. Ale trzeba mieć na uwadze, że w zależności od typu rozwiązania i branży dla której jest dedykowany to taka ścieżka wdrożenia się różni. Akurat w przypadku biotechnologii czy medycyny, to procesy certyfikacji i regulacje są bardzo złożone, proces jest kosztowny i to może budować pewne mury na ścieżce współpracy.
Czy spotkałaś się z sytuacją, w której Twoja płeć była przeszkodą lub wręcz przeciwnie – dawała Ci przewagę w świecie nauki?
Zdarzyło mi się słyszeć historie o tym, że płeć bywa barierą w takim zmaskulinizowanych środowiskach technicznych, ale na szczęście ja osobiście nie doświadczyłam takiej otwartej dyskryminacji. W swojej ścieżce naukowej miałam szczęście trafić na ludzi, którzy oceniali mnie przez pryzmat kompetencji, a nie płci.
Jakie pytanie najczęściej słyszysz jako kobieta w świecie technologii i nauki – i które z nich najbardziej Cię irytuje?
Może nie pytania, ale czasem zdarzają się słowa zaskoczenia, że kobieta i inżynierka pracująca na politechnice. To trochę pokazuje, że wciąż funkcjonujemy w schematach, w których kompetencje są przypisane do płci. A akurat w tej kwestii świetnym przykładem jest mój zespół w którym pracuję. Większość z nas stanowią kobiety, pełne pasji, wiedzy i kreatywności. Wspólnie jesteśmy w stanie realizować naprawdę ambitne projekty
Jakiej rady udzieliłabyś młodym dziewczynom, które dziś marzą o karierze badaczki, ale nie wiedzą, od czego zacząć?
Chyba to, aby nie bały się próbować i zadawać pytań. Pasja i ciekawość to najlepszy start. Jest wiele programów mentoringowych, w których można szukać wsparcia. Zachęcam do tego, aby brać udział w konkursach, praktykach, stażach. Próbować swoich sił, bo sama kiedyś usłyszałam od swojej Pani promotor, że jak się nie spróbuje to jest 100% szans, że się nie uda 🙂
Zespół tworzą mgr inż. Dagmara Słota, prof. dr hab. Inż. Agnieszka Sobczak-Kupiec, dr hab Inż. Bożena Tyliszczak, prof PK, dr inż. Agnieszka Tomala, mgr inż. Karina Niziołek.