HearMe wspierają fundusze zagraniczne. To przypadek, czy szukaliście inwestora za granicą?
Kasia Gryzło: Zaczęło się od tego, że sam team i pomysł powstały w hiszpańskim inkubatorze Demium, który otworzył biuro w Warszawie. Ja, Paweł i Michał spotkaliśmy się tam i zostaliśmy połączeni w zespół. Wypracowaliśmy pomysł i MVP, więc siłą rzeczy było nam łatwiej pozyskać zagranicznych inwestorów, a z drugiej strony mieliśmy i nadal mamy głód zagranicznej ekspansji.
Miesiąc temu otrzymaliście drugie finansowanie.
Tak, pierwsze finansowanie w lutym było na 100 000 euro, a teraz na 303 000 euro.
Co Was wyróżnia na tle podobnych platform, że inwestorzy dzielą się chętnie z Wami pieniędzmi?
Najpotężniejszą przewagą startupu dla inwestorów jest team. U nas składa się on z ludzi z bogatym doświadczeniem w tworzeniu rozwiązań od strony produkcji, jak i również operacji i managementu. Od strony produktowej, wyróżnia nas dopracowany element anonimowości, bezpieczeństwa i wspierania działów HR o dane na temat wellbeingu ich organizacji. Nasza aplikacja wydaje się całkiem prosta. Można się umówić na spotkanie z psychologiem, ale cała magia tkwi w tym, że potrafimy stworzyć dla firmy dedykowany pakiet różnych limitów godzin np. per miesiąc, per kwartał, per użytkownik. Poza tym oferujemy różne formy rozliczenia – np. 50% kosztu sesji pokrywa pracownik, a drugą połowę pracodawca i to wszystko jest zautomatyzowane i anonimowe, nawet w procesie rozliczania.
Poza tym po dwóch miesiącach wracamy do pracodawcy z raportem pokazującym problemy, które pojawiają się w organizacji i jesteśmy w stanie poinformować, że np. 30% ich pracowników, którzy korzystają z HearMe ma symptomy wypalenia zawodowego czy problemy z komunikacją z managmentem. Możemy przedstawić opinię, rady i działania naprawcze.
Na co powinny zwracać uwagę startupy, jeśli starają się o pieniądze z funduszu?
Dobrze jest łączyć zagraniczny kapitał z polskim, ponieważ są pewne wyzwania, które zrozumie najlepiej polski fundusz, czy polski anioł biznesu. Jednym z wyzwań, które nie jest zrozumiałe dla zagranicznych inwestorów to to, że polski startup na arenie międzynarodowej, zwłaszcza w Europie Zachodniej, nie jest jeszcze atrakcyjny dla talentów, które chciałby zatrudnić. Kiedy nasz rodzimy startup skaluje się za granicę, to zatrudnienie talentu z Wielkiej Brytanii, Holandii, czy Niemiec jest bardzo trudne – nawet mając ze sobą worek złota dla tego pracownika (uśmiech).
Z czego to wynika?
Często poluje się na top talenty, które odchodzą z dużych korporacji, np. z działu sprzedaży, marketingu, business developmentu lub top startupów. My nie potrzebujemy zagranicznego programisty, bo mamy w naszym regionie najlepszych na świecie. Myślę, że mamy jeszcze za mało polskich historii sukcesu i jednorożców, by przyciągać najlepszych specjalistów z Europy Zachodniej. Jeśli ich przybędzie, to zagraniczny talent zapewne będzie bardziej skory do podjęcia współpracy i pomimo że zarobki będą mniejsze niż w korporacji, polski startup stanie się atrakcyjnym miejscem pracy. Ryzyko łatwiej podejmuje się przy wyborze startupu, który jest bardziej sexy.
Bycie unicornem jest ważne?
To nie musi być celem każdego startupu, ale przez ten pryzmat jesteśmy postrzegani na arenie międzynarodowej. Jeśli Polska będzie zauważalna pod względem liczby unicornów i IPOsów, to łatwiej będzie nam przyciągnąć zagraniczne talenty do startupu. Dla funduszy nie jest to najważniejsze, ale analizując każdy deck, zapewne myślą o tym, czy dany startup ma szansę zostać jednorożcem.
Lata 2020 i 2021 były jednymi z najbardziej stresujących w historii. Czy odczuliście to na podstawie ilości zamawianych wizyt?
Tak. Doświadczyliśmy ogromnego skoku świadomościowego wśród pracodawców. Kiedy porównamy marzec 2020 r. i październik 2020 r., to tak jakbyśmy nadrobili 10 lat. Gdy druga fala rozpętała się na dobre, zauważyliśmy bardzo duże zainteresowanie naszymi usługami. Czas sprzedaży bardzo się skrócił. Jeśli chodzi o pracowników, których już wspieramy, to umawianie konsultacji z psychologiem cieszy się nadal niezmiernie wysokim zainteresowaniem.
Jakie problemy mają najczęściej polscy pracownicy?
Najbardziej popularnym problemem jest niepokój o przyszłość, który jest zarówno związany z życiem osobistym, czyli obawą o zdrowie swojej rodziny, jak i z życiem zawodowym: czy będą cięcia w firmie, czy mnie zwolnią, ale także czy poradzę sobie podczas pracy hybrydowej, czy mam do niej odpowiednie kompetencje.
Pojawiają się problemy z motywacją, koncentracją, wzmożony stres, stany lękowe, wypalenie zawodowe, problemy ze snem i problemy w relacjach prywatnych. Z 15 najbardziej popularnych problemów – 10 jest związanych z miejscem pracy.
Mindfulness jest częstym benefitem pracowniczym. Pojawiają się komentarze, że w większości przypadków medytacja nie rozwiązuje problemów pracowników, więc dlaczego pracodawcy chętnie oferują taką formę „terapii” swoim pracownikom?
Dobrze, że firmy zaczynają od wprowadzenia działań mindfulness, ale z mindfulness i medytacji najbardziej skorzystają osoby, które nie doświadczają kryzysu. Osobom, które mają poważne symptomy wypalenia zawodowego, stany lękowe, depresję, mindfulness może nawet zaszkodzić. Według naszych danych sprzed pandemii, co 4 pracownik potrzebował natychmiastowej rozmowy z psychologiem. Teraz ta liczba jest na pewno wyższa. Pewnie już dziś co trzeci pracownik potrzebuje rozmowy ze specjalistą, który pokaże możliwości rozwiązania danego problemu.
Czy te konsultacje kończą się na 1-2 rozmowach?
Średnia liczba sesji „na głowę” wynosi 4,2. Większość pracowników nie przychodzi na psychoterapię, tylko z konkretnym problemem, który chce rozwiązać na kilku spotkaniach. Na przykład, pracownika paraliżuje stres i nie wie co robić, więc takie spotkania z psychologiem pomagają znaleźć narzędzia radzenia sobie z problemem. Ok 15% wszystkich pracowników korzystających z naszego rozwiązania jest w procesie terapeutycznym, więc to nie jest dominująca forma wsparcia. Najbardziej wartościowym elementem spotkania dla pracowników jest właśnie sama rozmowa, możliwość podzielenia się ze specjalistą problemem i bycie wysłuchanym/ą.
Jakie plany i marzenia na Nowy Rok ma HearMe?
Ciężko pracujemy na te marzenia (uśmiech). Od trzech miesięcy jesteśmy już w Wielkiej Brytanii, budujemy trakcję. Mamy dużą konkurencję, bo to trudny rynek.
Dlaczego więc taki kierunek?
Żaden rynek nie jest łatwy, i każdy ma swoje plusy i minusy. Polski rynek był trudny, bo tego typu usług nie było, więc musieliśmy razem z naszymi konkurentami go budować. Teraz wchodzimy w rynek dużo bardziej dojrzały. Tam opieka psychologiczna jest czymś naturalnym, tyle że sposoby jej zapewniania są nieco przestarzałe. Potrzebujący wsparcia pracownicy firm dzwonią na psychologiczną infolinię, i albo się dodzwonią, albo nie. Poza tym za każdym razem rozmawiają z innym specjalistą.
Nasza aplikacją jest gotowa do wprowadzenia na każdy rynek i trzeba tylko zaprosić do współpracy odpowiednich specjalistów. Dodatkowo wszystkie systemy księgowania czy wprowadzania limitów mamy zautomatyzowane. I coś, co jest przewagą polskich startupów – mamy koszty operacyjne w Polsce, więc uzyskujemy dobrą marżę wychodząc na zagraniczne rynki. Trzeba dużo zainwestować na początku, by się rozkręcić i zbudować zaufanie, ale możemy zaproponować bardzo atrakcyjne stawki. Na tym polu każdy polski startup może widzieć swoją przewagę.
Co jeszcze planujecie?
Wierzę, że w drugim lub trzecim kwartale przyszłego roku będziemy się chwalić, że w Hiszpanii mamy pierwszych klientów. A Hiszpania dlatego, że jest podobna do Polski – ma równie zestresowanych pracowników i również bardzo nieufnych jeśli chodzi o dzielenie się informacjami dotyczącymi zdrowia psychicznego.
Rozglądamy się także na Europę Środkowo-Wschodnią, ale jeszcze nie mogę podawać szczegółów.