Polskie firmy nie chcą podbijać globalnych rynków – Bartosz Gadzimski (Zenbox)

Dodane:

Adam Sawicki, Redaktor prowadzącyRedaktor prowadzący MamStartup Adam Sawicki

Udostępnij:

Bartosz Gadzimski, CEO Zenboxa, twierdzi, że polskie spółki nie aspirują do tego, aby zaistnieć na arenie międzynarodowej. Dlatego częściej zdarza się, że to zachodnie przedsiębiorstwa kupują rodzime firmy niż na odwrót. Z Zenboxem ma być inaczej: częstochowski startup chce podbić rynki zagraniczne.

Miarą sukcesu dla większości firmy, zarówno tych z Polski i ze świata, jest albo wkraczanie na nowe rynki, albo sprzedaż biznesu „większemu” przedsiębiorstwu. Nie inaczej jest na rynku usług hostingowych. I tak na początku lipca akcje Home.pl za 640 milionów złotych trafiły w ręce United Interent, niemieckiej firmy hostingowej. Zdaniem Bartosza Gadzimskiego, CEO Zenboxa, polskie firmy są przejmowane przez zachodnie spółki, bo ich właściciele nie aspirują do „podbijania” globalnych rynków.

Na zdjęciu: Bartosz Gadzimski, CEO Zenboxa | fot. materiały prasowe 

Inaczej ma być z firmą zarządzaną przez Gadzimskiego. Niewielka, bo trzydziestoosobowa spółka hostingowa, zamierza wkrótce pojawić się na arenie międzynarodowej. Zapytaliśmy więc CEO Zenboxa o kierunki ekspansji, przewagę konkurencyjną i powód, dla którego rodzimy rynek, mimo że chłonny i duży, jest dla częstochowskiego przedsiębiorstwa niewystarczający.

Polski rynek hostingowy jest atrakcyjny dla zachodnich spółek?

Polski rynek jest stosunkowo duży i chłonny, co zresztą przyczynia się do tego, że rodzime firmy nie wychodzą na arenę międzynarodową. Natomiast dla zachodnich firm, Polska stanowi najlepszy przyczółek do całej Europy Środkowo-Wschodniej. I jeśli tym spółkom uda się dostosować do polskich warunków to również będą w stanie zaistnieć na Ukrainie, czy Słowacji.

Nie od dziś wiadomo, że internetowym gigantom z Zachodu ciężko odnieść sukcesy w Polsce – nie udało się to Ebayowi, nie udało się także Yahoo. Niemiecki 1&1 jest najlepszym przykładem, że zamiast tracić często potężne środki na “podbijanie” nieznanych sobie obszarów, bardziej opłaca się po prostu kupić lokalnego potentata, który na tacy wyłoży cały niezbędny know-how.

Tak stało się z Home.pl, które ostatnio przejął niemiecki United Internet. Też otrzymujecie propozycje kupna Waszej spółki?

Otrzymujemy takie oferty inwestycyjne, zarówno od polskich jak i zagranicznych inwestorów, dosyć często.

Dlaczego ich nie przyjmujecie?

Jeżeli mielibyśmy przyjąć ofertę od inwestora, to musiałoby to być coś naprawdę wyjątkowego.

Będziecie rozwijać się lokalnie, czy wejdziecie na arenę międzynarodową?

Myślimy inaczej niż większość polskich firm. Mamy ambitny cel, żeby w ciągu najbliższych kilku lat znaleźć się w pierwszej trójce najlepszych dostawców hostingu w Polsce, a jednocześnie tworzyć fundamenty swojej działalności na świecie.

Z rodzimymi spółkami jest tak, że albo nie aspirują do tego, żeby ruszyć z ekspansją, albo nie mają do tego odpowiednich zasobów. Część naszego zespołu miała okazję pracować w zagranicznych firmach, więc posiada doświadczenie, mamy dobrą usługę i dobre zaplecze. W związku z tym ryzyko, jakie ponosimy jest stosunkowo niewielkie w stosunku do korzyści jakie możemy osiągnąć.

Jakie więc będą Wasze kierunki ekspansji?

Celujemy w szeroko pojmowany rynek anglojęzyczny. Wedle naszych obserwacji jest on bardzo chłonny na nowe usługi hostingowe. E-biznes rozwija się dynamicznie nie tylko w Polsce, a małe i średnie przedsiębiorstwa to nasi główni klienci. W gruncie rzeczy nie jest to porywanie się z motyką na słońce, a zimna kalkulacja. Jeżeli chcemy być “wielcy’, to nie możemy skupiać się wyłącznie na Polsce. Nowe rynki, nowi klienci, nowe doświadczenia i rozwiązania, które możemy przenosić również na nasz krajowy rynek – aż dziwne, że nikt na to nie wpadł, mimo tego, że dwie największe firmy chwalą się osiemnastoletnim stażem.

Czego nie mają tamtejsze rynki, a co Wy możecie im zaoferować?

Mamy parę asów, które pomogą nam w realizacji promocji na rynkach zagranicznych. Już teraz widzimy, że ilość środków inwestowanych w nowe technologie i obsługę klientów buduje naszą pozycję w Polsce i uważamy, że rozwiązania te sprawdzą się również na arenie międzynarodowej. Pracowałem w kilku firmach hostingowych w Polsce i zagranicą, dlatego jestem w stanie określić, co jest standardem, a co nie. Moim zdaniem najważniejsze w e-biznesie jest to, żeby stać się dla klienta realnym partnerem, a nie tylko dostawcą usługi. Wiemy, że monitorowanie stron WWW klientów pod kątem wirusów, czy optymalizacji ich działania nie należy do standardu i właśnie w takich obszarach zyskujemy przewagę. Wymagania klientów znacznie wzrosły, dlatego samo zapewnienie infrastruktury już nie wystarczy. Klientom zagranicznym również chcemy pokazać, że hosting może być kompleksową usługą.

Jak będziecie konkurować z dużymi firmami, jak np. amerykańskim GoDaddy?

Podobnie jak to robimy z nazwa.pl czy z home.pl w Polsce. Rynek międzynarodowy w gruncie rzeczy jest podobny do naszego: jest tam kilku gigantów, którzy poprzez niską cenę pozyskują klientów. W większości przypadków są to konsumenci, którzy po raz pierwszy korzystają z usług hostingowych i po późniejszych  problemach ze wsparciem i wszechobecnymi limitami, szukają innego dostawcy. Bardziej świadomi od razu decydują się na sprecyzowaną ofertę, odpowiadającą ich potrzebom. Konkurowanie jakością, prosty model rozliczeniowy, czy samo podejście do klienta sprawdza się jako strategia na rodzimym runku i uważamy, że równie dobrze sprawdzi się zagranicą.

Jak będzie wyglądać proces wejścia na rynki zagraniczne?

Obecnie jesteśmy w fazie przygotowania i ostatnich szlifów. Strategia jest unikalna, dlatego na ten moment nie chcemy zdradzać zbyt wielu szczegółów.

Jakie plany względem ekspansji zamierzacie zrealizować?

Nie skupiamy się na konkretnej liczbie klientów, bo wolimy skoncentrować się na tempie wzrostu. Oczywiście finalnym efektem będzie pozyskanie określonej grupy użytkowników, ale patrzymy na biznes z perspektywy potencjału i tempa rozwoju, a nie przez pryzmat excela. Zamierzamy rozwijać produkt i usługę w oparciu o doświadczenie, jakie zdobyliśmy na rodzimym rynku, badając jednocześnie jak reagują rynki zagraniczne i czy jesteśmy w stanie utrzymać tempo wzrostu, w stosunku do analogicznego etapu rozwoju, który udało nam się osiągnąć w Polsce.

Czy z biegiem czasu zamierzacie wchłaniać firmy hostingowe?

Na ten moment nie planujemy przejęć. Każda firma hostingowa ma swoją specyfikę w związku z tym czas, który musielibyśmy poświęcić na unifikację byłby zbyt duży. W naszym przypadku bardziej opłacalnym kierunkiem będzie ciągłe ulepszanie produktu i szukanie metod na optymalizację biznesu. Obecnie wolimy skupić się na utrzymaniu tempa wzrostu i umacnianiu własnej struktury firmy, jednak nie zamykamy tej drogi na przyszłość.

Skąd pewność, że uda się Wam „podbić” światowe rynki bez nabywania tamtejszych podmiotów?

W swoim zespole mamy ludzi z doświadczeniem w pracy w firmach hostingowych, które działały na rynku anglojęzycznym m.in. z Holandii i Wielkiej Brytanii, stąd mamy już zdobyte know-how. Dalsze kroki mogą wydawać się banalne, a zarazem zbaczają na całkowicie inną kwestię. Jesteśmy niewielką firmą, około trzydziestoosobową, i szybko wyciągamy wnioski z tego, co się dzieje zarówno wewnątrz jak i wokół nas. Każdego rynku można się nauczyć słuchając odbiorców produktu, obserwując konkurencję i testując – a my jesteśmy w tym naprawdę bardzo dobrzy. Duże firmy, jak 1&1 mają zawsze ten sam problem: zatrudniają wiele osób, które uczestniczą w procesie decyzyjnym i przy okazji zależy im na utrzymaniu status quo.

Jakie są Wasze dalsze plany rozwoju, gdy zaistniejecie już na arenie międzynarodowej?

Zgodnie z wizją naszej firmy zamierzamy nieustannie rozwijać usługi. Założyliśmy sobie, że kolejnym etapem będzie osiągnięcie poziomu lidera w przynajmniej jednej dziedzinie hostingu na świecie.