Platforma TechTree działa w opozycji do dominującego przez lata trendu – Web 2.0, w którym 70% contentu online tworzą użytkownicy, ale oni na koniec otrzymują mniej niż 1% całego przychodu generowanego w internecie. Dlaczego tak się dzieje? Google przekonał wszystkich, że content powinien być za darmo, a wspierał go przy tym m.in. Facebook. W pierwszej kolejności ucierpiała na tym branża medialna, a zwłaszcza dziennikarstwo.
Firmy takie jak Google i Facebook zarabiają na naszych „klikach” mnóstwo pieniędzy.
Paweł Tomczuk: Niestety. Teraz jest tak, że ładujemy wszystkie swoje profesjonalne kontakty na LinkedIn, a potem oni sprzedają subskrypcję dowolnej osobie na świecie, która może nas spamować za 10 000 dolarów rocznie. My nic z tego nie mamy, nie licząc tego, że coraz trudniej używać LinkedIna do utrzymywania kontaktu ze swoim networkiem.
Wszyscy ludzie, którzy tworzą content: blogerzy, youtuberzy, osoby na LinkedIn lub na Stack Overflow, dostają jakieś szczątkowe wynagrodzenie, albo w ogóle go nie dostają. I my to zmieniamy. Chcemy, aby ci ludzie mogli sobie pomagać swoim networkiem, wiedzą i danymi. Zaczęliśmy od networku, bo zatrudnianie programistów jest wyjątkowo ciężkie, a wynagrodzenia, które firmy płacą rekruterom są niezwykle wysokie (20-30% rocznego wynagrodzenia). Taki rekruter wchodzi na LinkedIna i wysyła wiadomości do 1000 osób, z których dostaje 30-50 odpowiedzi. W tych wiadomościach często skupia się nie na tym co jest ciekawego w firmie, która szuka pracownika, ale ile jest gotowa zapłacić. Programiści czują się spamowani przez rekruterów na LinkedIn i non stop dostają propozycje pracy. W Londynie to są mniej więcej 3-4 zapytania tygodniowo. Więc przestają to czytać.
Rekrutujący dla branży IT źle do tego podchodzą?
Ten model rekrutacyjny działa na podstawie success fee. Jeśli firma zatrudnia rekrutera, to on pisze do tysiąca programistów na LI i dostaje ok. 30-50 odpowiedzi. To pewnie będą najgorsi ze wszystkich, do których napisał. Próbuje przyciągnąć do pracy informacją zawierająca głównie tylko stawkę za wynagrodzenie. To oznacza, że jeśli ktoś napisze do tej osoby za kilka miesięcy, że oferuje jej więcej, jest duża szansa, że również zareaguje i odejdzie z dotychczasowej pracy.
Jak zmienia sytuację TechTree?
My proponujemy: wrzućcie swoje role na TechTree i napiszcie do swoich inżynierów, ludzi z którymi wcześniej pracowaliście, albo advisorów, że nie wrzucacie CV z zewnętrznych kanałów, bo wy znacie wszystkich ludzi, których powinniśmy zatrudnić i jeśli nam pomożecie, to jesteśmy w stanie to wynagrodzić tak, jak wynagradzamy rekruterów. Jeśli kogoś znacie, możecie podzielić się kasą z osobą, którą zarekomendujecie. Jeśli nie znacie konkretnej osoby, to dalej możecie poshare’ować indywidualny link na waszych kanałach Slack, na Discordzie, LinkedInie, Twitterze itd. Jeśli ktoś zaaplikuje i dostanie pracę, albo zarekomenduje kogoś, to wy też dostajecie wynagrodzenie. Jeśli wy aplikujecie przez TechTree, to sami dostaniecie tę kasę.
W jaki sposób zarabiacie?
Mamy subskrypcję dla klientów. Subskrypcja za bounty board to 200 funtów miesięcznie za nieograniczoną liczbę bounties. Nie pobieramy żadnego wynagrodzenia transakcyjnego jak firmy zatrudniają przez własny network, ale pobieramy, jeśli znajdują te osoby przez nasz. Jeśli ktoś zostanie naszym klientem i wprowadzi te role, to promuje je najpierw przez własny network. Prowadzimy również regularny newsletter, na którym obecnie kilkadziesiąt osób aktywnie rekomenduje oraz mamy ponad 200 klientów, czyli ludzi, którzy prowadzą blogi, meetup’y czy kanały na YouTube – i promują oferty w swoich społecznościach.
Wszystkie firmy na świecie szukają programistów i nie mogą znaleźć. Są gotowi płacić 20-30% rocznego wynagrodzenia rekruterom, których nie znają. A my wypłaciliśmy już ponad 300 000 dolarów bounties. Największe bounty, jakie wypłaciliśmy jednorazowo to jest 45 000 dolarów za jedną rekomendację.
Opowiedzmy trochę o historii TechTree. Jak powstał pomysł?
Pomysł wziął się z mojej poprzedniej pracy. Kilkanaście lat temu zacząłem swój pierwszy biznes. Miałem 21 lat. To była firma relacji inwestorskich, ale 6 miesięcy później upadł Lehman Brothers, więc popyt na tego rodzaju usługi prawie przestał istnieć. Szukałem nowych obszarów działania, aby przetrwać ten kryzys. Stał się nim m.in. employer branding. Współpracowaliśmy z wieloma firmami technologicznymi – m.in. Googlem, czy Intelem. Ponieważ w tak młodym wieku nie miałem mocnego networku, założyłem bloga, który w latach 2007-2008 stał się dość popularny. Dla mnie superciekawe było to, że duży napływ ciekawych ludzi na mojego bloga był wtedy, gdy któryś z moich wpisów był zapostowany gdzieś na forum – dużo większy niż gdy był on cytowany w tradycyjnych mediach. Zaczęliśmy współpracować również z blogerami i meetup’ami i efekty tej współpracy były dużo fajniejsze. To, co było dla mnie ciekawe, że większość tych osób dokładała do swojej działalności, i nie była zainteresowana pieniędzmi od firm poza pokryciem kosztów pizzy i napojów :). Z mojej perspektywy nie było to do końca zrozumiałe, bo wiedziałem, że te firmy byłyby gotowe płacić za wartość, którą dostają naprawdę wysokie kwoty.
Co było potem?
W 2011 r. sprzedałem tę firmę i po 3 latach earnoutu, w 2015 roku przeprowadziłem się do Londynu i zacząłem prowadzić meetup Startup Grind, który jest jednym z największych meet up’ów technologicznych na świecie. Przekonałem się, że bardzo trudno jest monetyzować taką działalność. Działałem jako wolontariusz i myślałem, że łatwo zdobędę sponsorów. Ludzie płacili co miesiąc za bilety, więc wydawało się, że biznes sam będzie się kręcił. Ale wolontariat miał również swoją pozytywną stronę. Poznałem wtedy organizatorów innych meetup’ów w Londynie. Zauważyłem, że ci ludzie oraz uczestnicy mają super mocny network i nawzajem sobie pomagają. A trzeba wiedzieć, że w Londynie od kilku lat większym problemem jest zatrudnianie programistów niż zdobywanie foundingu od VC. I co ważne ludzie pomagający sobie w tej materii, nigdy nie otrzymywali za to żadnego wynagrodzenia. Pomyślałem, że to nie fair – bo za tą samą działalność, ludzie, którzy dla firm są kompletnymi nieznajomymi dostają ogromne kwoty. Chęć umożliwienia ludziom, którzy są pomocni dla innych łatwego sposobu otrzymywania wynagrodzenia za „impact”, jaki mają to fundament, na którym zrodziło się TechTree.
Dlaczego programiści aż tak dużo zarabiają?
To ciekawe pytanie. Myślę, że jest kilka aspektów. Przede wszystkim działa prawo podaży i popytu. 2 lata temu, przed koronawirusem, że gdy ktoś mieszkał w Polsce, to miał relatywnie niewiele możliwości, by znaleźć nową pracę poza naszym krajem – łączyło się to najczęściej z przeprowadzką, na którą większość osób się nie decydowała. Aby mógł wówczas pracować w topowej firmie technologicznej, to ta firma musiała mieć biuro w naszym kraju. Oczywiście były wyjątki. Dziś jest tak, że 75% naszych klientów rekrutuje w lokalizacji, którą nazywają remote EU, albo szukają pracownika w odległości 2 godzin różnicy czasu od Londynu. Nagle zwiększyła się dostępność ofert pracy. Przez naszą stronę w zeszłym roku w startupach, które wspierają topowe fundusze, znalazło pracę dwóch Polaków. Jeden dostał 120 00 euro rocznej pensji, a drugi 100 000 euro.
Pensja senior engineera w USA to przynajmniej 350 000 dolarów rocznie. W Londynie jest to 150 000 dolarów, a Polsce, myślę, że ok. 100 000 dolarów. Więc różnica między Londynem a Polską, jeśli uwzględnimy też USA – jest malutka. Cała Europa będzie zalewana przez role w amerykańskich startupach.
Poza tym amerykańskie firmy zawsze zdobywały największe pieniądze od inwestorów, na największych waluacjach. Dzięki temu są w stanie płacić tak gigantyczne wynagrodzenia developerom. A na koniec mają IPO na NASDAQ, czy sprzedaż do jakiegoś dużego podmiotu. Skala za oceanem jest zupełnie inna. Tam, wiele jest startupów wycenianych na 200-300 mld dolarów, więc to zmienia zupełnie postać rzeczy i myślenie o pensjach.
Czy w przyszłości, Twoim zdaniem, sytuacja z liczbą programistów się poprawi?
My bardzo często mówimy, że z programistami jest jak z zasobami naturalnymi – diamentami, platyną, czy ropą naftową – to ograniczony i cenny zasób. Choć produkcję programistów można zwiększać, ale bardzo powoli. Nie zbudujemy szybko nowych uniwersytetów, nie przekonamy szybko ludzi, że jednak uczenie się matematyki to jest dobry pomysł. W związku z tym ta produkcja prawie nie rośnie, a zapotrzebowanie już tak.
W Stanach Zjednoczonych jest w tym momencie ok. 1,5 mln nieobsadzonych ról technicznych. Ta liczba wzrosła w roku kryzysu o 700 000. Myślę, że dostępność tych topowych ról z wynagrodzeniami kilkuset tysięcy dolarów, będzie bardzo szybko rosła, niezależnie od geografii.
Bardzo mocno będzie również rozwijał się trend low code/no-code, czyli narzędzi umożliwiających tworzenie stron internetowych i aplikacji z gotowych elementów, ponieważ mniejsze biznesy, z uwagi na brak pieniędzy i dostępności programistów nie będą w stanie same tego robić. Przykładem takiej platformy jest Shopify, gdzie mamy całą masę gotowych szablonów i sklep za subskrypcję. Teraz istnieją już nawet agencje, które pomagają budować sklepy w oparciu o Shopify. Ten trend się rozszerza. Mamy też polski startup Vue Storefront, który tworzy software do budowania platform e-commerce dla dużych firm, ale współpracują z całą masą software house’ów na świecie.
Cały czas mówimy o topowych stanowiskach. A co np. z początkującymi UX Designerami? Jakiś czas temu czytałam, że ta dziedzina jest już mocno obłożona w Polsce przez juniorów. Stawki za wynagrodzenie mają drastycznie spadać, również na wyższych stanowiskach, bo UX zaczął być zbyt popularny.
To tak jak ze wszystkim. Jest duża różnica między UX Designerem, który robi małe projekty – i nie ma w tym nic złego – a między kimś, kto np. dołącza jako junior i praktykant, ale kształci się w firmie, która przykłada dużą wagę do rozwoju w UX-ie. Na pewno dziś, będąc designerem, bardzo łatwo świadczyć usługi zdalnie, ale z drugiej strony jest bardzo trudno się wyróżnić. W dużym biznes zmiana w UX, która zwiększy konwersję o 1% może oznaczać dodatkowe kilkadziesiąt milionów dolarów zysku.
To nie jest tak, że jeśli ktoś zaczyna teraz swoją karierę w UX design, to powinien się czegoś bać, ale powinien mieć jakiś plan.
Takich ludzi, którzy produkują dobry design dla usług finansowych, czyli np. dla Revolut, czy Monzo Banku – jest cały czas bardzo mało. I zapotrzebowanie na tych specjalistów jest gigantyczne.
Może edukacja w obszarze IT również potrzebuje jakiejś reformy?
Mam nadzieję, że pojawią się nowe modele edukacji, przypominające praktyki rzemieślnicze. W dawnych czasach mieliśmy rzemieślnika, który był fachowcem i do niego przychodzili młodzi adepci na staż. Uczyli się jak Leonardo da Vinci u swojego mistrza. Np. mieli do zrobienia kopułę bazyliki i uczniowie wraz z mistrzem ją tworzyli. W ten sposób budowali własną markę, by po czasie samemu stać się mistrzem.
Co ciekawe, mamy teraz szereg biznesów, które w ten sposób działają. Jednym z przykładów jest Lambda School zza Oceanu, która uczy programowania za darmo, w zamian za to, że zgadzamy się na oddawanie im 20 lub 30% swoich zarobków przez 5 lat, jako wynagrodzenie.
Brakuje tylko najlepszych?
Przede wszystkim tych najlepszych. Świat wysokich zarobków w technologiach, to jest też świat bardzo wysokich wymagań. Pensja 100 000 dolarów nie jest dla każdego – praca jest niezwykle wymagająca, oczekiwania i konkurencja bardzo duże. Natomiast posiadanie takich umiejętności to chyba najlepsze zabezpieczenia się na przyszłość, bo nie widzę scenariusza, w którym popyt na te osoby miałby przestać rosnąć.
Jakie cechy mają najlepsi specjaliści w branży tech? Co takiego w sobie mają, że zostają Leonardami da Vinci programowania?
Myślę, że mają przede wszystkim wysoko rozwiniętą empatię w stosunku do użytkowników. Wszyscy świetni programiści, z którymi pracowałem, to byli ludzie, którzy potrafili rozmawiać z każdym o problemach, nie używając przy tym żadnych pojęć technicznych. Umieją zadawać super precyzyjne pytania i sprawić, że osoba czuje się komfortowo podczas rozmowy. Ta empatia pozwala im ściągać świetny feedback i zrozumieć dokładnie, jaki problem ma użytkownik. Potrafią też dzięki temu przyjąć perspektywę użytkowników. Nie można stracić perspektywy, w jaki sposób produkt jest odbierany przez użytkownika. Empatia i umiejętności komunikacyjne – tak można to w skrócie określić. A wiedzę merytoryczną da się relatywnie łatwo posiąść i zweryfikować. Oczywiście wszystko to wymaga czasu i pracy – najlepsza droga do takiego rozwoju to dołączenie do firmy, w której mamy od kogo się uczyć.
Niedawno otrzymaliście finansowanie. Czy możesz coś więcej powiedzieć na ten temat?
W rundzie pre-seed otrzymaliśmy ponad 1,5 mln dolarów od funduszy takich jak Frontline Ventures, Notion Capital, Startup Wise Guys, oraz Tomka Józefackiego, byłego prezesa Benefit Systems i członka zarządu Agory – zainwestował w nas przez FundingBox. A poza tym od aniołów biznesu: byłego CEO Skype’a, byłego szefa sprzedaży Stack Overflow, współzałożyciela i byłego CFO Monzo, byłego szefa Uber Eats na EMEA. Bardzo cieszymy się, że zdecydowali się w nas zainwestować, bo ich wsparcie to o wiele więcej niż pieniądze.
To jest konkretne smart money.
Zgadza się. Jednym z naszych inwestorów jest David Clarke, który był CTO w Workday. Ta firma ma wycenę ponad 50 mld dolarów na NASDAQ, a David zarządzał w niej ponad 3 000 zespołem programistów. Więc z naszej perspektywy to są niesamowite insighty.
Na co przeznaczacie pozyskane pieniądze?
Część już przeznaczyliśmy na zrekrutowanie nowych członków zespołu. Wydajemy 80% pieniędzy na zespół, szczególnie jeśli chodzi o tę część programistyczną. Nie jest to tanie (uśmiech). Poza tym mamy 4-dniowy dzień pracy dla programistów i każdy ma u nas equity. Staramy się tworzyć świetne warunki dla ludzi kreatywnych. Chcemy, żeby ludzie pracowali mądrze, a nie przesiadywali w pracy po 12 godzin.
Czy great resignation, które obserwujemy od pewnego czasu, jest szansą na pozyskanie dobrych pracowników przez startupy? Np. tych, którzy uciekną z korporacji?
Myślę, że jeśli się zmieni o tylko na gorsze. Firmy zaczną doświadczać tego, co już dzieje się w USA. Jeszcze przed great resignation średni czas pracy programisty w firmie to było 11 miesięcy, a w Londynie 13. Jestem absolutnie pewny, że teraz jest jeszcze krótszy. Dużo dobrych osób chce być kontraktorami. Jeśli chodzi o stawki kontraktorskie dla wielu projektów krypto, to są często kwoty rzędu +1000 dolarów za dzień pracy.
Firmom, które nie stworzą dobrej kultury pracy, będzie bardzo ciężko. Ludzie techniczni nie muszą myśleć, ile zarobią, tylko szukają miejsca, które jest dla nich fajne, ciekawe, rozwijające i spełniała ich wymogi związane z rodziną czy chęcią podróży.
Wychodząc naprzeciw osobom, które myślą o rozpoczęciu kariery w IT, powiedzmy, z czym wiąże się praca programisty?
Na wstępie chciałbym zauważyć, że nie jest to łatwa praca i mamy sporo przypadków wypalenia zawodowego, które kończy się czasem śmiertelnie. To efekt Eldorado z wysokimi zarobkami – ludzie ci mają, co chcą, ale w codzienności życia zawodowego zaczyna im brakować poczucia progresu. Pracują przez kilkanaście lat w wielu filmach i w każdej z nich robią to samo – cały dzień kodują i dostają tylko coraz wyższe wynagrodzenie. Bardzo ważne jest zmienić trochę rolę pracy. Ważny zaczyna być teraz mentoring w programowaniu i to może być jakaś nowa ścieżka, dla osób doświadczonych, potrzebujących zmian. Dobrze jest porozmawiać na początkowym etapie kariery z team leaderem, CTO, founderem technicznym czy managerem i próbować zrozumieć, co jest dobrym kolejnym krokiem dla danej osoby.
Wracając do pytania – chodzi o pewną dyscyplinę myślenia, a nie kierunek studiów, który się kończyło. Dobrym przykładem jest mój kolega Paweł, który jest CTO Booksy – skończył zarządzanie i nauki społeczne. Jest to praca, szczególnie w początkowym etapie, w której dużo czasu spędza się samotnie. Radziłbym też znaleźć otoczenie, w którym człowiek będzie się szybko uczył. Na pewno złym pomysłem są startupy na wczesnym etapie rozwoju.