No właśnie. Mateusz, zdarzyły się?
Zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym słowo „problem” zamieniłem na „wyzwanie”, a swoich błędów nie traktuję już jak porażkę, ale cenną naukę. Dzięki temu podchodzę do nich bez negatywnego nastawienia. Poza tym lubię wyzwania, więc odnajdywanie się w nich stało się z czasem moja mocną stroną.
Jako startup przecieramy szlaki na rynku tatuażu, który przed okresem boom’u w mediach społecznościowych dawał sobie świetnie radę offline. Bycie innowatorem w digitalizacji tej branży przynosi stale potknięcia, błędy i wyzwania, z którymi dajemy sobie radę jako dobrze zgrany zespół. Początkowo było nas mniej, tylko ja i mój wspólnik Sławek Chojnicki. Z czasem bardzo doceniłem wartość jaką są ludzie, z którymi obecnie tworzę projekt. Dzięki naszej współpracy jesteśmy wstanie zapobiegać potknięciom i wypracowywać nowe rozwiązania na podstawie szerszej perspektywy, którą zyskaliśmy.
Zrozumiałem też, że problemy można rozwiązywać na dwa sposoby: jedne rozwiązuje się od razu, a inne rozwiązuje czas. Dziś wiem, że to świetna nauka, którą jako lider zespołu przekazuję pracownikom – jak się nie poddawać i mądrze rozplanować w czasie rozwiązania problemów, bo nie na wszystkie z nich znajdziemy odpowiedź od razu.
Jak wspomniane potknięcia, błędy i porażki ukształtowały Cię jako przedsiębiorcę? Czego Cię nauczyły?
Potknięcia są najlepszym nauczycielem pokory oraz testem samodyscypliny. Rzeczy, które dwa lata temu były nie do przejścia, dzisiaj, kiedy o nich myślę, wywołują uśmiech na mojej twarzy, ponieważ w porównaniu z obecnymi wyzwaniami były proste. Tak samo będę patrzył na obecne problemy za kolejne dwa lata. Bycie CEO to jedna z bardziej „samotnych” ról, bo pomimo tego, że pracuje się w zespole, to jednak część decyzji na sam koniec należy tylko do mnie, więc spoczywa na mnie spora odpowiedzialność, zarówno za sukces jak i porażkę.
Bywają dni, że nie jestem w stanie rozwiązać wszystkich wyzwań, które do mnie trafiają. W takich przypadkach mam grupę mentorów, którzy mnie wspierają: Mac Filipkowski, Bart Sajewski, Szymon Janiak oraz mój brat, Piotr. Są dla mnie wsparciem w kluczowych decyzjach, dają mi wiele rad, które bazują na ich wieloletnim doświadczeniu biznesowym. Posiadanie mentorów i doradców jest bardzo ważne i umacnia mnie jako młodego przedsiębiorcę.
Ja wykorzystujesz tę wiedzę w swojej codziennej pracy?
Podchodzę do nowych zadań z pokorą, a do ludzi w mojej firmie z dużym zrozumieniem. Stale staram się kłaść nacisk w firmie na rozwój pracowników, nie tylko pod kątem pracy, ale także prywatnym. Wychodząc z założenia, że nasze życie jest całością i optymalizując część zawodową, nie mogę zapominać o części prywatnej.
Osoby z mojego zespołu mogą zawsze do mnie przyjść i poprosić o szkolenie z np. gry na gitarze lub nauki języka chińskiego. W takich przypadkach, jako pracodawca daję im taką możliwość, mimo że wydawać by się mogło, że nie ma to bezpośredniego przełożenia na ich codzienny dzień pracy.
Pomówmy teraz o Twoim biznesie i rynku. Jak w 2018 roku wyglądał rynek tatuaży w Polsce, a jak wygląda dziś? Co się zmieniło?
Przede wszystkim rynek tatuażu w Polsce możemy podzielić na czas przed COVID-19 oraz obecny pandemiczny okres, który nadal trwa i część z nas szykuje się na kolejny lockdown w okresie jesienno-zimowym.
Przed COVID-19 klienci robili tatuaże spontanicznie poprzez tak zwane „walk in” z ulicy, na podstawie rekomendacji, widząc znajomych i ich piękne wzory oraz za pośrednictwem eventów branżowych, czyli konwentów, które w okresie letnim przyciągały aż do 50 000 miłośników tatuażu w jedno miejsce w weekendy. Rynek rządził się wypracowanym popytem, w którym my jako INKsearch działaliśmy w optymalizacji kontaktu online z klientem docelowym.
Całość została zatrzymana przez marcowy lockdown, który trwał aż do połowy czerwca. Artyści nie mogli pracować, studia nie mogły zarabiać, a jedynym źródłem klientów, którzy zapisywali się na okres wakacji stał się online. Nie mając marketingowców w salonach ani wypracowanych strategii pozyskania klientów, studia zaczęły upadać, a nieliczni artyści dziarać za zamkniętymi drzwiami. Ten okres mocno zmienił także INKsearch – odłożyliśmy nasze zyski na bok, skupiając się na ratowaniu portfeli naszych klientów, czyli artystów. Wtedy powstał projekt tattooprints.pl, czyli e-commerce ze sztuką jaką tworzą artyści na płótnie, papierze czy w wersji digitalowej. Kupowaliśmy wtedy prace wykonane przez artystów i całość zysku ze sprzedaży przekazaliśmy na walkę z COVID-19.
Dziś rynek tatuażu w Polsce odżywa na nowo, mamy okres wakacji, czyli sezon na nowe tatuaże. Okazało się, że osoby planujące swój tatuaż przez okres pandemii nie zmieniły swojego zdania i znaczna większość wraca do swoich planów na nową lub pierwszą dziarkę. Widzimy zwiększony popyt, w którym pozyskanie klienta online stało się jeszcze ważniejsze niż przed pandemią.
Dlaczego zdecydowałeś się wejść właśnie w tę branżę?
Tatuaże są ze mną od momentu wyjazdu do Berlina, gdzie jako 19-letni chłopak rozpocząłem pracę w dziale performance marketingu w Rocket Internet. Pracowałem wtedy nad rozwiązaniem marketplace z restauracjami o nazwie foodpanda (teraz część pyszne.pl).
Pracowałem wtedy na rynkach CEE &CIS, widziałem dynamikę rozwoju firmy oraz jej strategię wejścia na nowe rynki. Byłem wstanie powiedzieć, jaki rodzaj pizzy najczęściej zamawia się w Warszawie, Budapeszcie czy w Pradze. Model biznesowy był oparty o digitalizację zamówień.
Po okresie roku życia w Berlinie zapragnąłem zrobić swój drugi tatuaż w życiu, co okazało się nie lada wyzwaniem. Studia tatuażu nie odpisywały na moje e-maile, artyści nie odpisywali na wiadomości wysyłane na Instagramie, jedynym sposobem umówienia się na wizytę był rower i pojechanie do AKA Berlin osobiście po pracy. W trakcie wykonywania tatuażu, czyli okresie około 4h, rozmawiałem z artystą, którego spytałem „czemu branża tatuażu nie ma swojego marketplace, takiego jak Booking dla hoteli czy Foodpanda dla restauracji?”. Powiedział, że nikt nie ma czasu, żeby coś takiego stworzyć, ale byłoby to dużym ułatwieniem. Tak właśnie w 2017 roku rozpocząłem aktywnie myśleć o stworzeniu INKsearch.co
Wchodząc na rynek, oferowałeś platformę do rezerwacji wizyt w studiach tatuaży. Jak właściciele tych punktów reagowali na chęć zdigitalizowania ich branży?
Na samym początku, czyli w 2018 roku rozpoczęliśmy ekspansję na rynku w Mediolanie, gdzie studiowałem. Tam digitalizacja rynku tatuażu jest znacznie większa niż w Polsce. Nasz success rate w przypadku krajów zachodnich jest dużo wyższy (90 proc.) niż w Polsce (80-85 proc.). My nie skupiliśmy się na małych studiach w małych miastach. Od zawsze naszym celem były prężnie działające studia w największych miastach Europy. W Polsce są to Warszawa, Kraków, Wrocław, Poznań i Gdańsk. Tam jest największa liczba artystów i największe zrozumienie naszego produktu. Ekspansję Europy rozpoczęliśmy od Berlina, Londynu, Amsterdamu i Wiednia. Do Mediolanu planujemy wejść w 2022 roku. Włosi doskonale rozumieją sztukę, jaką jest tatuaż. Tak samo Niemcy, Hiszpanie i co ciekawe, Duńczycy.
Co na początku pracy nad INKsearch sprawiało Ci najwięcej trudności?
Największym wyzwaniem była nauka rynku VC oraz przygotowanie projektu pod rozmowy z inwestorami. Z jednej strony byłem odpowiedzialny za UX, z drugiej za kwestie księgowe, z trzeciej za rekrutację czy inne aspekty prowadzenia firmy. Odnajdywanie się w obowiązkach, za które zazwyczaj odpowiedzialni byliby specjaliści, było dla mnie największym wyzwaniem. Miałem świadomość, że tak naprawdę mam tylko jedną szansę, aby dotrzeć do danego funduszu. Przygotowanie potrzebnych dokumentów, rozmowy z inwestorami, wszystko robiłem sam. Nie obyło się bez błędów, które z perspektywy czasu okazały się dla mnie bezcennym doświadczeniem.
Dziś INKsearch to nie tylko serwis bookingowy. Chcesz rozwijać także CRM dla branży i narzędzie oparte o AI, które pomoże użytkownikom w doborze tatuaży. Dlaczego planujesz rozwijać firmę w tym kierunku?
Od samego początku naszym celem było stanie się technologicznym liderem w tworzeniu i dostarczaniu produktów i rozwiązań na globalnym rynku tatuażu, który cały czas się rozwija. Zapełnienie marketplace było znacznie prostsze od zbudowania systemu CRM. Dzisiaj naszym celem jest stworzenie platformy, w której możemy powiedzieć śmiało, że jest „everything in one place”. Jesteśmy łącznikiem pomiędzy artystą i klientem na każdym jego etapie, czyli samo przyjście do studia, zapłacenie zadatku, umówienie się na wizytę, zobaczenie portfolio artysty, porozmawiania z nim, kupienie jego sztuki w Internecie czy przeczytanie o nim i o jego nagrodach na łamach naszego blogowego wpisu – to wszystko ma być w jednym miejscu. Jesteśmy platformą, która łączy artystów i miłośników tatuażu.
Od samego początku chcieliśmy stworzyć CRM. Trzeba mierzyć siły na zamiary, więc wyszliśmy od marketplace, następnie w trakcie COVID-19 stworzyliśmy e-commerce oraz naszą stronę z blogiem. Obecnie naszym celem jest CRM, który nie jest oddzielnym bytem, lecz częścią łączącą wszystkie wcześniej wymienione elementy. Dokonując rezerwacji na platformie, informacja automatycznie trafia do CRM u artysty, a tatuator dodając klienta w CRM’ie, ma możliwość sprzedania swojej sztuki na naszej stronie. To wszystko jest w jednym miejscu, dzięki czemu artysta nie musi korzystać z wielu platform.
Czy właśnie na realizację tych celów przeznaczysz niedawno pozyskane środki? A może masz zamiar zrealizować również inne plany?
W dużej mierze tak. Nasze plany i ambicje są związane przede wszystkim z silną ekspansją w Unii Europejskiej, we wcześniej wymienionych miastach, czyli w Berlinie, Londynie, Amsterdamie i Wiedniu. Tworzymy tam zespoły, aby budować pozycję oraz skupiamy się na udoskonalaniu naszych produktów.
Jak chcesz zakończyć ten rok?
Plany i ambicje na obecny rok mamy spore. Chcemy, aby z naszej platformy skorzystało min. 1 000 000 użytkowników. W poprzednim roku mieliśmy ich pół miliona. Ambitnym celem jaki sobie postawiliśmy jest również uzyskanie około tysiąca rezerwacji miesięcznie przez nasz CRM. Jesteśmy na dobrej drodze, aby osiągnąć ten wynik. Mamy też świadomość, że może być kolejna fala lockdownów, na którą jesteśmy również przygotowani.