„Useme wystawia faktury VAT za Ciebie”. Dziś nie jest to nowy, świeży pomysł. Freelancerzy mogą zakładać działalności gospodarcze np. w ramach inkubatorów przedsiębiorczości i również wystawiać faktury bez problemów. Ale jak było w 2013 roku? Z kim wtedy konkurowałeś?
Tak. Mogą też wystawiać faktury bez zakładania działalności gospodarczej, tylko znasz kogoś kto tak robi? Rozglądaliśmy się w naszym otoczeniu i nie znaleźliśmy ani jednej takiej osoby.
Inkubatory były wcześniej niż Useme, np. Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości istnieją już wiele lat. Mimo to istniała i dalej istnieje potrzeba na rynku, aby rozliczyć transakcje pracy zdalnej w prosty i szybki sposób, dość powiedzieć, że przez Useme rozlicza się sporo klientów inkubatorów. Są ludzie, dla których ich oferta jest fajna, korzystają z open space’ów, szkoleń, księgowości. Ale jeszcze większa grupa osób chce tylko szybko otrzymać pieniądze za wykonaną pracę, a tu jesteśmy bezkonkurencyjni. Wiem co mówię, bo sam byłem kiedyś klientem inkubatora i skorzystałem z jego zasobów dwa razy w ciągu roku.
Zarówno w 2013, jak i teraz konkurujemy z biurokracją, własną firmą, inkubatorami oraz trochę z serwisami, takimi jak Upwork czy Freelancer.com. Mamy jednak inny model biznesowy – umożliwiamy rozliczanie umów z własnymi klientami, pozyskiwanymi poza serwisem, to podstawa naszego biznesu. Wtedy nie mieliśmy i dziś nie mamy bezpośredniej konkurencji w Polsce, aczkolwiek znajdujemy już taką na świecie.
W jednym z wywiadów, którego udzieliłeś w 2018 roku, przeczytałem, że wpadłeś na pomysł „faktury bez firmy”, gdy pracowałeś nad serwisem kulturalnym Relaz.pl. Tyle że zamknęliście go w 2007 roku, a z Useme wystartowałeś 6 lat później. Czym się zajmowałeś w międzyczasie?
Prowadziłem klub muzyczny wspólnie z przyjaciółmi, byłem managerem działu zagranicznego w Trans.eu, a potem sprzedawałem autobusy. Pierwsze dwa własne biznesy, mimo że miały swoje sukcesy (np. klub Droga do mekki był swego czasu na liście najlepszych klubów w Polsce), skończyły się finansową porażką, z której później długo wychodziłem. A udało mi się z niej wyjść przy pomocy rodziny, głównie taty, który wykazał się ogromną cierpliwością. Następnie próbowałem pozyskać finansowanie z UE na projekt Useme i udało mi się za trzecim razem (co zajęło kolejne 2 lata). Przy okazji na 2 lata straciłem kontakt z marketingiem internetowym, co kosztowało mnie kolejne 2 lata nauczenia się wszystkiego od nowa: 2 lata w internecie to przepaść.
Wyciągnąłem lekcje z poprzednich porażek i nim wszedłem w kolejny biznes, chciałem mieć zabezpieczone dochody codziennie – dla siebie i rodziny. Polecam takie myślenie, bo nie każda firma musi się udać. Ba, większość się po prostu się nie udaje.
Chciałbym powiedzieć, że dopracowywałem model biznesowy, testowałem różne rozwiązania i przygotowywałem się do wejścia na rynek. Tymczasem w 2013 wdrożyłem pomysł, który w praktycznie takim samym zarysie miałem już w 2007 roku. Ten czas poświęciłem po prostu na podnoszenie się z wcześniejszych, błędnych decyzji.
Swoją drogą, jak przygotowywałeś się do wystartowania z Useme?
Między innymi napisałem 3 wnioski o dofinansowanie projektu z funduszy unijnych. Wrocław dwa razy uznał mój pomysł za mało innowacyjny, więc za trzecim razem spróbowałem w Zielonej Górze – i tam się udało. Jak już otrzymałem dofinansowanie, to dużo czytałem, rozmawiałem z mądrzejszymi ode mnie, szperałem w internecie, uczestniczyłem w szkoleniach. A potem popełniłem całą kolejną serię błędów, bo nic nie uczy tak dobrze jak praktyka
Zatem powiedzmy, że mamy 2013 rok. Powtórnie startujesz z Useme. Co tym razem robisz inaczej?
Szybciej próbowałbym skalować biznes na rynki zagraniczne, a nawet od tego bym zaczął. Być może szybciej starałbym się pozyskać dodatkowe finansowanie, aczkolwiek widzę też plusy, że tego nie robiłem – dużą niezależność i elastyczność firmy.
Który z popełnionych błędów podczas realizacji Useme był najbardziej kosztowny – finansowo, emocjonalnie?
Popełniłem tyle błędów przed Useme, że w Useme nie popełniam już tych kosztownych. Oczywiście, popełniałem (teraz jesteśmy zespołem – popełnialiśmy) ich sporo, ale żaden nie był kosztowny, a już na pewno nie kosztowny emocjonalnie. Mamy taką zasadę w firmie – każdy może popełnić błąd, byle go nie powtarzać. Dużo się na błędach nauczyliśmy, jesteśmy teraz dużo sprawniejszą organizacją.
Jaką lekcję odrobiłeś?
Przede wszystkim nigdy nie stawiać wszystkiego na jedną kartę, dzięki czemu da się uniknąć kosztownych błędów.
Na jaki etapie obecnie jest Useme?
Mamy 150 000 zarejestrowanych użytkowników z ponad 50-ciu krajów. 60% z nich jest aktywna w serwisie. W pierwszym półroczu 2021 roku mieliśmy 25 mln złotych przychodu, urośliśmy o 86% versus H1 2020 roku Do końca bieżącego roku prognozujemy, że osiągniemy 54 mln zł przychodu, w 2023 roku celujemy w ponad 150 mln. Pandemia przyspieszyła rozwój całego rynku pracy zdalnej o kilka lat, ale to nie jedyny motor rozwoju. Zmienia się model pracy, to jest nie do zatrzymania. A my rośniemy na fali tych zmian.
Nadal jesteście startupem czy już firmą?
Trudno jednoznacznie stwierdzić gdzie kończy się faza bycia startupem, bo jeśli chodzi o przychody i rentowność, to już dawno nim nie jesteśmy. Natomiast patrząc na zespół, mamy na pokładzie 24 osoby, także można powiedzieć, że wciąż nim jesteśmy. Jednak jako spółka technologiczna rośniemy najszybciej jeśli chodzi o technologię i zasięg, a mniej strukturalnie. Jednym z dwóch najważniejszych celów dla Useme jest teraz ekspansja zagraniczna i rozwój technologii. Można powiedzieć więc, że jesteśmy scaleupem: mamy break even point i lata pracy za sobą, teraz przyszedł czas na skalowanie, docelowo globalne.
Startup to firma, która chce i szybko się rozwija, reaguje elastycznie na zmiany otoczenia. Jako taki uznawany jest choćby Znany Lekarz, a przecież to firma o wiele większa niż nasza.
Niedawno ruszyłeś z emisją akcji na platformie Crowdway. Ile kapitału zamierzasz pozyskać i na co go przeznaczysz?
Zgadza się. Emisja ruszyła 6 października. Celujemy w 2,5 mln zł. 1,5 mln zł chcemy przeznaczyć na ekspansję zagraniczną, a 1 mln na inwestycje technologiczne, w tym automatyzację rozliczeń.
Na początek chcemy wzmocnić naszą pozycję na Ukrainie, w Rosji, Rumunii i w krajach bałkańskich. Fundusze są potrzebne m.in. na kampanie sprzedażowo-marketingowe oraz rozwój zespołu obsługi klienta. Jeśli chodzi o technologię, to w tej sferze potrzebny jest nieustanny rozwój i dopasowywanie się do zmieniających się potrzeb użytkowników. Korzystanie z serwisu musi być dla nich wygodne i zabierać jak najmniej czasu. Dlatego idziemy w kierunku jak największej automatyzacji rozliczeń.
Musimy także podążać za trendami w świecie fintechowym. Coraz więcej osób rozlicza się pieniądzem elektronicznym, dlatego w kolejnym roku chcemy wprowadzić możliwość rozliczania się w kryptowalutach. To pomoże nam także w ekspansji na rynki, gdzie pieniądz elektroniczny zaczyna dominować w płatnościach online. Wystarczy spojrzeć jaką rolę już odgrywa w Afryce.
Chciałbym jednak podkreślić, że mamy też inne cele związane z crowdfundingiem. Chcemy dać się poznać inwestorom przed kolejnymi planowanymi rundami oraz pozyskać ambasadorów marki. Dynamicznie rozwijamy się organicznie i każdy z wyżej wymienionych celów jesteśmy w stanie zrealizować nawet bez tych dodatkowych środków, choć oczywiście pomogą nam one osiągać cele szybciej.
Co będzie potem? Jak będziesz rozwijać Useme po zakończonej emisji akcji?
Rozważamy debiut na giełdzie, chcielibyśmy to zrobić do końca 2023 roku. Dzięki temu chcemy dać zarobić dotychczasowym inwestorom, również tym pozyskanym w rundzie crowdfundingowej, oraz pozyskać dodatkowy kapitał na rozwój na rynkach globalnych. Jednak wszystko po kolei – najpierw chcemy ugruntować naszą pozycję w Europie Środkowej. Tak jak Małysz skupiamy się na najbliższym dobrym skoku, choć myślimy też odrobinę inaczej – nie tracimy bowiem z oczu klasyfikacji pucharu świata.