Przedsiębiorczy nieprzedsiębiorca. Akcja z Markiem programistą zakończona

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

Trzy odcinki, ponad 130 odpowiedzi, 400 lajków, 50 udostępnień, jedenaście tysięcy unikalnych odsłon. Takie zainteresowanie wzbudziła akcja, w której Marek programista szukał pomocy w tworzeniu własnego startupu. Czego mu najczęściej życzyliście?

Postać stworzona na potrzeby artykułu rzuciła pracę na etacie i postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Zaczęła kilka miesięcy temu, od pomysłu na aplikację, która miała przechowywać paragony. Marek później liczy, ile ma oszczędności i układa wstępny plan na realizację swojego produktu. Potrzebuje jednak pomocy społeczności startupowej, by jego pomysł nie spalił się na panewce.

Po każdym z artykułów, które napisaliśmy o Marku, dostaliśmy mnóstwo wiadomości: część pozytywnych, część negatywnych. Komentarzy na różnych portalach społecznościowych było co nie miara. Dużo też otrzymaliśmy prywatnych wiadomości na skrzynkę redakcji. Niektóre z nich, za zgodą autorów, wykorzystaliśmy w tym artykule, który jest podsumowaniem pierwszej takiej akcji na MamStartup. Zobaczcie, jak pomagaliście Markowi w osiągnięciu swojego celu. Chciał własnymi rękami stworzyć swoją aplikację. Miał doświadczenie, umiejętności, pieniądze i dużo motywacji.

Gdzie zamieszkać

Zaczęło się od posta znajomego na facebooku, który pytał o to, co geek powinien spakować na wyjazd, którego celem jest “przebywanie z innymi geekami”. Liczba komentarzy sprawiła, że zacząłem zastanawiać się, czy można o coś spytać startupowców, by mogli wyrazić swoją opinię – tak wymyśliłem Marka. Cele jego stworzenia były trzy: zachęcić do dyskusji, wyłapać z niej najciekawsze cytaty i pokazać, że nawet odpowiedź na proste pytanie może być ciekawa. Napisałem więc szybko do naczelnego i zaproponowałem stworzenie fikcyjnej postaci Marka programisty. Zgodził się i artykuł z pierwszą częścią jego historii pojawił się na stronie.

Opisałem wymyśloną historię, która była zlepkiem tych, które usłyszałem od wielu początkujących przedsiębiorców. Jak się okazało, wielu czytelników podobnie jak Marek zaczynało swoją przygodę z biznesem. Bohater cyklu pt. “Mam startup” skończył studia i chciał spróbować sił w stworzeniu swojej aplikacji. Pracował rok na etacie w firmie tworzącej oprogramowanie, co pozwoliło mu zebrać niezłą sumkę na start. Zaoszczędził 20 tysięcy złotych, które miały mu pozwolić przetrwać kilka miesięcy pracy nad produktem. – To dużo za mało, aby w ogóle zaczynać myśleć o tworzeniu startupu. Pamiętaj, że minimum przez 1-3 lata startup nie będzie przynosił zysków (jeżeli w ogóle kiedyś będzie), a będzie cały czas pochłaniał środki – pisał “andrzej” w komentarzu pod artykułem. – A jeszcze za coś trzeba jeść – dodał.

Pokój, mentor i atmosfera

W pierwszym artykule pytałem (jako Marek) o to, jakie miasto w Polsce wybrać. Miało spełniać dwa wymagania: być tanie i skupiać sieć przedsiębiorców chętnych do pomocy. Padało wiele podpowiedzi, która miejscowość jest zdaniem czytelników najciekawsza. – W Krakowie przeżyjesz za 20 tysięcy ok. pięć miesięcy. Według mnie to najlepsze miasto teraz do robienia startupów ze względu na społeczność, ale najgorsze do życia jeśli chodzi o jakoś powietrza – pisał Paweł Nowak, seryjny przedsiębiorca. Jego zdaniem przez te pięć miesięcy powinienem zwalidować pomysł i znaleźć anioła biznesu, który pozwoli na szybszy rozwój.

Kolejny czytelnik, Patryk Tokarek, polecał Wrocław tłumacząc, że jest w nim otoczenie “całkiem porządnych firm technologicznych, które mogą służyć jako mentorzy”. Wymienia Brand24, LiveChat, Woodpecker i Techland. Zaznacza też, że w czwartym pod względem liczby ludności mieście w Polsce jest też kilka funduszy VC oraz sporo potencjalnych klientów, użytkowników. Kolejni polecali odwiedzić trójmiejskiego Clipstera, co-work, w którym mógłbym i mieszkać, i korzystać z wiedzy przydzielonego mi mentora. To wszystko za dziewięćset złotych miesięcznie. – Normalnie to ledwo pokój za tyle wynajmiesz, a gdzie miejsce do pracy i jakieś wsparcie merytoryczne – pisała Justyna Mockus.

Szukam mentora

Zdaniem wielu czytelników miasto, w którym tworzy się startupy nie ma takiego znaczenia. Najlepiej chyba podsumował to Marcin Robert Kaźmierczak. Na facebooku napisał, że zna w Holandii startupy, które na głębokich wiochach, zdala od Amsterdamu, robią rzeczy na poziomie Rocket Science. – (…) i nie ma [dla nich – przyp.red] znaczenia miejsce, liczą się chęci i doświadczenie zdobywane przy budowaniu startupu – pisze. Podsumowując, najlepsza rada, po pierwszym artykule, jaką otrzymał Marek była krótka: Siadaj do pracy i naciskaj. W kolejnym tekście, mniej popularnym niż pierwszy, prosiłem czytelników o rady dotyczące tego, jak rozmawiać z mentorami.

Chciałem dowiedzieć się, jak przygotować się do spotkania z nim i jak ono wygląda. Odpisuje mi Jan Wyrwiński: – Pytanie, które staram się zadawać młodym ludziom to „dlaczego?”. Często ponawiam pytanie (5 x WHY), żeby dotrzeć do sedna ich motywacji i celów życiowych. Myślę, że warto sobie wewnętrznie uczciwie odpowiedzieć na to pytanie przed spotkaniem z mentorem – pisze. Jak wyglądają spotkania z mentorami przybliżyła mi też Asia Dróżdż. – W Business Link z mentorami to działa tak, że opisujesz w jakim obszarze chciałbyś się rozwinąć, jakie pytania Cię dręczą i dobierany jest mentor, który najlepiej pomoże Ci rozwinąć biznes – pisze.

“Rolnik szuka żony” w świecie hipsterów

W ostatnim artykule z cyklu pt. “Mam startup”, poprosiłem czytelników o pomoc w zbudowaniu zespołu. Marek nie wiedział, kogo dokładnie potrzebuje, aby stworzyć swój startup, ale też gdzie szukać członków zespołu. Martwiły go też kwestie prawne: nie wiedział, czy zatrudniać czy proponować udziały. Wątpliwości rozwiali czytelnicy, którzy już nie kryli znużenia tematem. Kornel Demczuk pisał: kolejny raz lanie wody. nudy panie, nudy. Wtórował mu Konrad Bernaciak porównując akcję z Markiem to pewnego programu w TVP. – Takie trochę „Rolnik szuka żony” w świecie dla hipsterów – pisał. Akcję wyśmiał też Maciej Łagan: Jaką kawę polecacie po rzuceniu pracy i przy tworzeniu startupu – pytał na facebookowej grupie.

Marka, a właściwie mnie – twórcę tej postaci, wspiera za to Krzysztof Janik, który pisze: Adam z komentarzy wniosek jest jeden: Nie ma krytyki szkodliwej, tylko brak krytyki przynosi szkodę. Użytkownik “Online Venture” nie zwraca uwagi na hejt i postanawia pomóc Markowi. Pisze pod artykułem, że z doświadczeń tego funduszu wynika, że w większości przypadków najlepsza kombinacja na startup to: CEO + CTO + Sprzedawca + Marketer. – Jasne jest, że na początkowym etapie jedna czy dwie osoby z szerokimi kompetencjami „ogarną” całość, ale przy skalowaniu biznesu rozszerzenie teamu będzie nieuniknione – dodaje.

Startupowiec na siłę

Do najaktywniejszych czytelników, którzy w komentarzu napisali więcej niż kilka szybkich zdań, postanowiłem odezwać się w prywatnych wiadomościach. W końcu szukam mentorów, czyli osób, które mogłyby Markowi pomóc w stworzeniu własnego biznesu. Poprosiłem ich o komentarze dotyczące tego, co myślą o działaniu Marka, o jego podejściu do biznesu i o tym, czy warto rzucić etat dla swojego startupu. Paweł Wojtyczka, CEO PromoSMS: – Jeżeli Marek ma rzeczywiście jakiś pomysł, który koniecznie chce zrealizować, a przy tym praca „u kogoś” go męczy, to zrobił bardzo dobrze. (…) zazdroszczę mu, że popracował u kogoś.

Sam zawsze robił coś swojego i z perspektywy czasu żałuje, że nie zaczął u pracy u kogoś. – Wydaje mi się, że to dużo daje, zarówno doświadczenia technicznego/informatycznego, jak i tego „miękkiego”. Pójście od razu na swoje może przyprawiać Cię o dumę, ale zapewne popełniasz dużo więcej błędów i musisz się uczyć „na piechotę” dużo więcej niż normalnie. Czasem nawet złe doświadczenie (zły szef, nieodpowiadający nam współpracownicy itp.) dają Ci fajny feedback i jak założysz już swój biznes to wiesz czego unikać lub do czego dążyć – dodaje Paweł Wojtyczka. Prezes zarządu it-curious zaznacza też, że nie ma sensu być startupowcem na siłę.

Przedsiębiorczy nieprzedsiębiorca

– Nie dla każdego może to być dobre i nie każdy musi nim być. Ważne, aby w swoim życiu zawodowym – i nie tylko – być przedsiębiorczym, co wcale nie od razu znaczy, że koniecznie musisz być przedsiębiorcą, aby się realizować. Powiem więcej, będąc startupowcem często musisz zajmować się wieloma rzeczami, na które być może nie masz ochoty. Musisz o tym pamiętać i być tego świadomym. Jeżeli więc – dla przykładu – programowanie pochłania Cię tak, że nie czujesz że pracujesz, a czas ten upływa Ci z przyjemnością, to być może przy startupie nie będzie już tak różowo – przekonuje CEO PromoSMS.

– Marek jest młody – kontynuuje. – Może nie jestem jeszcze stary, ale mając żonę i dziecko dużo ciężej jest mi się w pełni poświęcać pracy – mówi. Nadal jest w stanie pracować do nocy, nie czując zmęczenia i sprawiając sobie tym przyjemność. – Jednak z drugiej strony wiem, że po godzinie siedemnastej chcę pojechać z dzieckiem na basen, spędzić zarówno z nim, jak i ukochaną żoną czas, więc świadomie rezygnuję z wielu rzeczy biznesowych. (…) Dlatego uważam, że Marek podjął walkę we właściwym czasie, kiedy może poświęcić się swojemu celowi co najmniej w 120%, nie ryzykuje aż tak dużo prywatnie i z czystym sumieniem może się realizować zawodowo – podsumował Paweł Wojtyczka.

Czas na hejt

Nie wszyscy byli zadowoleni z tego, że tworząc akcję z Markiem promujemy zły styl tworzenia biznesu. Zdaniem wielu, eksperyment może przynieść więcej zła niż korzyści. Dużo hejtu znalazło się w sekcji komentarzy po pierwszym artykule. Na szczęście wprost nikt nie pisał Markowi, że jego podejście do biznesu jest głupie. Większość odradzała rzucenie pracy dla startupu, bo nie łatwo z niego wyżyć. – Startuj ze swoim pomysłem, jak najbardziej, ale pracy nie rzucaj, bo to naprawdę długa i wyboista droga, bez gwarancji powodzenia (chociaż naprawdę tego tobie życzę) – pisał “Jarek”. Jego zdaniem Markowi potrzebny jest “profesjonalny biznes plan oparty na twardych danych (analiza rynku, potencjalne zyski itd)”.

Uwagę zwraca też na to, że za przyjęcie czy rozpatrzenie wniosku do inkubatora czasem trzeba zapłacić, co nie oznacza pozytywnej odpowiedzi. Dlatego warto skupić się na sposobie prezentacji pomysłu i jego walorach. – Nie będę się rozpisywał za dużo na ten temat, lecz szczerze powiem: jeśli liczysz na pomoc tzw. instytucji państwowych, to nie licz za dużo – pisze. – Ale nie odpuszczaj tematu, ochłoń trochę z emocji (też to miałem) i bądź cierpliwy. Jak ma się udać to się uda, ale na pewno nie zaraz – dodaje “Jarek”. Kolejny czytelnik, Jarek Łojewski, też uważa, że porzucenie pracy bez zapewnienia sobie dochodów, to “NAJGORSZY BŁĄD jaki można zrobić”.

Przede wszystkim kasa

– Najpierw trzeba zadbać o to, aby nowy pomysł dawał zarobek, a potem dopiero rzucać starą pracę – pisze pod komentarzem do pierwszego artykułu. – Jeśli nowy pomysł jest rajcujący, to wówczas znajdziesz czas i energię, aby go ciągnąć równo z pracą. Jeśli Cię nie będzie rajcowało, to nie będzie Ci się go chciało robić również po opuszczeniu pracy – dodaje. Zdziwienia tym, że Marek ma “tak mało pieniędzy” na biznes nie krył też czytelnik o nicku “kamil”. Na co, jego zdaniem, wystarczą oszczędności młodego przedsiębiorcy? Na rok wynajmu średniej klasy biura 50m2 albo na dwa lata prowadzenia księgowości dla spółki z o.o., albo na trzy miesiące pracy dobrego programisty.

– Nie szukałbym wsparcia w inkubatorach, aniołach, organizacjach założonych przez miasta do wspierania małej przedsiębiorczości, a już na pewno nie w bankach – pisze “kamil”. Jego zdaniem, młody startupowiec, nie ma im nic do zaoferowania, mimo że wszystkie organizacje mówią o inwestowaniu na każdym etapie rozwoju. – Po dwóch rozmowach zobaczysz, że tak nie jest (ja uderzyłem do 24 funduszy) i że szkoda na to czasu. Lepiej zabrać się za robotę i mieć coś zanim się, gdzieś pójdzie (choć nie nastawiaj się, że to jakoś zmieni podejście do Ciebie) – dodaje. Zaleca podczepienie się pod kogoś, nawet pod firmę wujka, która wygeneruje pierwsze zlecenie.

Znosić niepowodzenia

Marek powinien zatem zrobić listę wszystkich znajomych z informacją czym się zajmują i co mógłby im zaoferować. Powinien też zacząć przeszukiwać internet szukając informacji dotyczących startupów, zwłaszcza pomysłów innych. – Obowiązkowo czytaj komentarze. Często ludzie stojący obok bardzo trafnie punktują wszelkie innowacje – pisze. Początkujący nie powinien też liczyć na to, że po przeczytaniu książki z serii “sto rad jak odnieść sukces w biznesie” i zrobienia dokładnie tego, o czym pisze autor, odniesie opisywany sukces. – Naucz się znosić niepowodzenia. Będziesz z tej cechy korzystał codziennie – uważa “kamil”.

Cieszy mnie zainteresowanie tematem i to, że wielu czytelników chciało pomóc początkującemu przedsiębiorcy. Odpowiedzi na zapytania Marka były setki, w artykule wybrałem tylko kilka, ale chciałbym podziękować wszystkim zaangażowanym. Nie tylko tym, którzy przeczytali do końca jaki jest cel akcji i postanowili pomóc, ale też hejterom, którzy dosadnie mówili, że Marek sobie nie poradzi, że zabiera się do tematu od złej strony. Dzięki takim opiniom, mam nadzieję, nie jeden przedsiębiorca zastanowi się chwilę nad tym, czy rzeczywiście warto robić startupy. A może właśnie nie powinien się zastanawiać? I tak jak Marek – działać?

Wykorzystane cytaty poddałem korekcie. Pochodzą z komentarzy zamieszczonych pod artykułami i z różnych grup na Facebooku.