„Przykro nam, nie zainwestujemy” – najbardziej szalone pomysły, jakie widzieli inwestorzy

Dodane:

Kasia Krogulec Kasia Krogulec

„Przykro nam, nie zainwestujemy” – najbardziej szalone pomysły, jakie widzieli inwestorzy

Udostępnij:

Zwiększona konkurencja, brak trakcji albo wadliwe modele biznesowe potrafią zdmuchnąć z rynku nie jeden dobrze zapowiadający się startup. Jednak zdarzają się pomysły, które nie mają nawet szansy na nim się sprawdzić, bo są… dziwne. Poza samymi wynalazcami nikt w nie nie wierzy.

O to, jak wygląda dział „niezrealizowane pomysły” na naszym polskim podwórku zapytałam Konrada Latkowskiego, współzałożyciela DC9.pl, od lat związanego ze światem startupów:

– Hitem wielu jeśli nie większości hackathonów jest „zrób zdjęcie zawartości lodówki, aby otrzymać przepis na danie z tego co masz”. Żadna, póki co nie dotarła do rynkowej premiery. Inny pomysł, szczególnie popularny wśród studentów doskonałej nauczycielki przedsiębiorczości na Politechnice Warszawskiej – Agnieszki Skali, to „aplikacja pokazująca wolne miejsce parkingowe w mieście”. Bez żadnych podpowiedzi, bez sugestii, co semestr jakaś grupa, na którymś wydziale wpada na pomysł, że dobrze by było coś takiego zrobić – opowiada Latkowski.

Te przykłady nie są osobliwe. Wskazują bardziej na brak inwencji młodych ludzi. Czyżby Polacy nie mieli rozbujanej wyobraźni? O tym niestety nie przekonamy się w tym artykule, ponieważ przedstawiciele funduszy, z którymi rozmawiałam jednogłośnie orzekli, że nigdy nie spotkali się w Polsce z dziwnym pomysłem na startup. Ale za to za granicą…

Przytulmy się po japońsku

Przenieśmy się zatem do Japonii. 3 lata temu Sheel Mohnot, Founding Partner w Better Tomorrow Ventures, podzielił się najdziwniejszym pomysłem, z jakim kiedykolwiek się spotkał. Japoński gadżet „The Hug Botton”, będący urządzeniem IoT, miał podpowiedzieć nam kiedy możemy się przytulić. Dwie osoby musiały zapatrzeć się w specjalne guziki i czekać, aż system da znać, że mogą się uścisnąć. Mohnot oczywiście nie zainwestował w ten wynalazek, choć przyznał, że lubi odjechane pomysły, bo przynoszą mu zazwyczaj największy zwrot z inwestycji.

„Widziałem już wszystko”

Mike Lebus, współzałożyciel Angel Investment Network (AIN), przyznaje w swoim wpisie, że nic już nie jest w sanie go zaskoczyć: – Po 15 latach przeglądania ofert biznesowych bardzo szybko analizujesz możliwości inwestycyjne i dostrzegasz najgorsze pomysły na startupy. Najczęstszym problemem jest to, że przedsiębiorca najwyraźniej nie poświęcił wystarczająco dużo uwagi swojej firmie, aby udoskonalić ją przed uruchomieniem, a już na pewno nie na tyle, aby zainspirować inwestora – pisze Lebus.

Co takiego pojawiło się do tej pory na AIN? Sklep sprzedający personalizowane buty dla osób z jedną nogą, buty z ekranami telewizyjnymi, samolot bezwypadkowy, bar o nazwie Out z sąsiadującym z nim klubem o nazwie Out Out – to tylko kilka z przykładów.

Shark Tank India i Dragons’ Den

Wielką skarbnicą zabawnych pomysłów są programy telewizyjne dające możliwość zaprezentowania wynalazku i uzyskania finansowania. Prześledźmy na początek najbardziej zdumiewające pomysły z Shark Tank India:

Kształtownik do pępka (Belly Button Shaper) – pierścień do masażu, który miał dać okrągły i głęboki pępek bez żadnych leków i operacji.

Nakładka na szklankę – plastikowa osłona ochronna przed chorobami, którą można przymocować do krawędzi szklanki przed piciem z niej.

Spray do WC z olejkami eterycznymi – Firma Poo de Cologne, wymyśliła spray do toalety z olejkami eterycznymi przeznaczony do deski sedesowej. Użytkownik musi spryskać deskę przed i po skorzystaniu z toalety.

A to „perełki” z brytyjskiej wersji Dragons’ Den:

Tingotang – unikalne symbole do noszenia dla osób samotnych. Twórcy porównali je do tego, że „obrączka pokazuje, że jesteś w związku małżeńskim, a Tingotang może pokazać, że jesteś singlem”.

Easychair – przedsiębiorca prosił o 75 000 funtów na stworzenie krzesła do salonu, które przekształciłoby się w siłownię. Autor wynalazku nie był w stanie wykazać, w jaki sposób planuje zarobić na tym biznesie.

Goodbye my pet –  zestawy pogrzebowe dla zwierząt domowych.

Lacemups – urządzenie do uczenia dzieci wiązania sznurowadeł. Jednak gdy inwestorzy próbowali go użyć, okazało się to bardzo trudne. Jeśli osoba dorosła nie może używać produktu, to jak może to zrobić dziecko?

Wszystkie wymienione pomysły spotkały się z odmową inwestorów.

Dlaczego dziwne pomysły zyskują finansowanie? Jedynym prawdziwym sędzią jest rynek

Czasem jednak z pozoru niedorzeczny pomysł na produkt lub usługę dostaje wymarzone pieniądze. Inwestorzy, oceniając startup, posługują się dedukcją i intuicją odnosząc się do swoich wcześniejszych doświadczeń. Kiedy nie ma pewności, że dane rozwiązanie zostało dokładnie przetestowane, nie można go tak łatwo odrzucić.

Jeśli założyciele z „głupim” pomysłem są w stanie udowodnić, że rynek jest atrakcyjny, a oni sami mogą wnieść wartość dodaną dla klientów – może to być interesujące dla funduszu.

Kolejną istotną sprawą, nad którą będą się zastanawiać inwestujący to: Czy istnieje taki rynek? Ważne jest, aby założyciel startupu potrafił odpowiedzieć na pytania: Dlaczego właśnie teraz chcesz wprowadzić produkt/usługę do sprzedaży i czy warunki rynkowe ulegną korzystnej zmianie w niedalekiej przyszłości?

Nie zawsze można być skutecznym wizjonerem

Często zdarza się, że VC lub anioł biznesu zainwestuje w osobliwy pomysł, ponieważ wie o czynnikach rynkowych, które mogą pozwolić na wygenerowanie 10-krotnego wzrostu w ciągu pięciu lat, nawet jeśli teraz produkt wydaje się dziwny. Czasami wiedzą, że jakaś inna firma już szuka lub może szukać możliwości przejęcia startupu, który pasuje do tego, co teraz robi „szalony” innowator.

Zdarza się również, że inwestorzy odrzucą niekonwencjonalny pomysł, który – jak okaże się po latach – był trafiony. Tak było w 2012 r. w polskiej edycji Dragons’ Den. Dwóch studentów zaprezentowało podpierak służący do podpierania się w miejscach, gdzie nie można usiąść. Propozycja spotkała się z odmową i uszczypliwościami inwestorów. W 2018 r. autorzy podobnego przedmiotu uzbierali na Kickstarterze ponad 518 tys. dolarów na realizację projektu. Duński Sitpack Zen ma się dobrze, cały czas jest w sprzedaży; właśnie teraz startupowcy zaprezentują kolejny model siedziska.

 

Między strachem foundera a chciwością inwestora

Nie tylko pomysły bywają powodem do krytyki. W programach typu „Dragons’ Den” startupowcy są skłonni oddawać o wiele więcej udziałów niż powinni. Zdarza się to również w bardziej kameralnych sytuacjach niż telewizyjne show: – Nie widziałem większej osobliwości niż startup oddający 49% udziałów w pierwszej rundzie pre-seed za 200.000 zł inwestycji (+800.000zł grantu) od funduszu Bridge Alfa. To zapewne wyraz braku edukacji po stronie założycieli i jednocześnie pazerności inwestora. Pazerności, która jest krótkowzroczna, bo w efekcie taki startup jest pozbawiony sensownych perspektyw rozwoju. Jak widać rynek trzeba cały czas edukować a takich „inwestorów” eliminować z rynku – mówi dyrektor jednego z funduszy VC.

Nieakceptowalne albo niewiarygodne może stać się pożądane

Z perspektywy czasu wydaje się, że najbardziej oczywiste biznesy, od początku były skazane na sukces. Prawda jest jednak inna. Podczas gdy podobne pomysły upadają, liderzy sprawiają, że rynek i ludzie zmieniają się i rozwijają wraz z nimi. Czasem, nawet gdy najpierw wzbudzają śmiech lub powątpiewanie.

Naszymi wyborami konsumenckimi decydują emocje. To rynek rządzi – trendy w zachowaniach konsumpcyjnych istotnie determinują jego rozwój. Kto by pomyślał, że Holendrzy w 1636 r. byli gotowi zapłacić za cebulkę tulipana równowartość kwoty, która pozwoliłaby im kupić ziemię o powierzchni 5 hektarów lub dom z ogrodem w Amsterdamie położony w dobrej lokalizacji? To dopiero było szaleństwo.