Tym razem do naszego cyklu zaprosiliśmy Daniela Lewczuka, który w swoim portfelu oprócz gotówki ma takie startupy jak SentiOne, GoldenLine czy Sprzedajemy.pl. Poznajcie historię Daniela, dowiedzcie się jak ocenia polską scenę startupową.
Na czym zarobił Pan pierwsze w życiu pieniądze?
Nie pamiętam dokładnie. Dorywczo dorabiałem jeszcze przed wyjazdem na studia do Stanów (np. pomagając mojemu Tacie który był geodetą), na studiach w USA miałem kilka praktyk, m.in. w banku, na siłowni szkolnej oraz … w zakładzie pogrzebowym. Pamiętam, że dostałem gotówkę jako bonus, że wytrzymałem jeden dzień 🙂 Po powrocie do Polski, praca na etacie przez parę lat. Przygoda „na własnym“ zaczęła się w sierpniu 2004 roku.
Jak został Pan aniołem biznesu?
Trochę przypadek, trochę potrzeba, trochę konieczność. W 2005 roku zarządzałem spółką Executive Search, kiedy jeden z moich kolegów (a późniejszych wspólników oraz udziałowców w GoldenLine), zarządzał inną moją spółką rekrutacyjną. Budowaliśmy grupę firm doradczych, która obsadzała wyższe szczeble (Zarządy). Tworzyliśmy też firmę rekrutacyjną która obsadzała stanowiska specjalistyczne i managerskie. Rozwijaliśmy firmę doradczo-szkoleniową. Brakowało tworu, który zagospodaruje istotną kwestie pracy w internecie.
Wtedy akurat jeden z funduszy zaproponował bym znalazł pomysł na połączenie moich znajomości i wiedzy dot. HR-u z Internetem (na czym znał się fundusz). My mieliśmy dać pomysł, fundusz deklarował know-how technologiczny oraz kapitał na rozwój. Ostatecznie zamiast pisać biznes plan od początku, po zakończeniu spotkania poprosiłem Marcina Pytla by się rozejrzał na rynku i zobaczył czy tego typu koncepty istnieją, na jakim są etapie, jaki mają potencjał i czy warto się w ogóle nad tematem pochylić. Pamiętam, że spotkał się z paroma firmami, jedną z nich był GoldenLine. Chyba po trzech spotkaniach w moim biurze, późnym wieczorem, osiągnęliśmy porozumienie z czterema twórcami GoldenLine, obejmując 40% udziałów. Tego samego dnia kupiliśmy szampana i świętowaliśmy na schodach sklepu na Tamce wspólny deal.
Dlaczego inwestuje Pan w startupy? Co Pana skierowało na tę drogę?
Po krótce opisałem to w poprzednim pytaniu. Dlaczego? Bo to naprawde fascynujacy obszar. Uwielbiam pełnych zapału, chęci, przekonania młodych przedsiębiorców z energią i marzeniem by podbić świat. By osiągnać sukces. By stać się właścicielem biznesu. Generować zyski, czynić świat lepszym, być spełnionym.
Jestem optymistą, lubię te klimaty. Lubię też jak coś się tworzy, rośnie, rozwija. To bardzo bliskie mojemu sercu. Nie ukrywam, że lubię jak się dużo dzieje, czyli tych pomysłów jest sporo na talerzu.
Co było Pana największą zawodową wpadką?
O kurcze, a o którą pytasz? Najbardziej bolesne dotyczyły aspektu ludzkiego. Nawet jak się popełni błędy i straci parę gorszy, to później jest czas by to odrobić, zarobić i wyjść na swoje. To co boli najbardziej dotyczy ludzi. Przynajmniej w moim przypadku. Zdarzyło mi się zatrudnić bardzo niewłaściwe osoby, czego żałowałem długo. Złe wspomnienia zostały do dziś.
A biznesowo, w 2006 roku zainwestowałem z innym wspólnikiem w call center. 100% kapitału utopiliśmy. Przyjęliśmy zbyt agresywny, optymistyczny model biznesowy i przesadziliśmy. Po paru miesiącach trzeba było zrezygnować z projektu. Nie żałuję jednak ponieważ później, to trudne doświadczenie miało swoją inną historię… z happy endem.
Czy pierwszy biznes, w który Pan zainwestował odniósł sukces? Co to był za startup i w jakiej branży działa, bądź działał?
Fortunnie i bardzo szczęśliwie tak. Pierwszą typowo aniołową inwestycją był GoldenLine, platforma dla profesjonalistów, ludzi pracujących. Mam nadzieję, że znacie ten projekt :). To był 2005 rok. O kontekście napisałem wcześniej. Wraz z Marcinem zaangażowaliśmy się kapitałowo na bardzo wczesnym etapie. Platforma miała wtedy kilkanaście tysięcy zarejestrowanych osób. Niedawno ogłosiliśmy, że przekroczyliśmy 1 milion. Rośniemy dalej… Jesteśmy liderem rynku (cały czas znacząco więksi niż LinkedIn w Polsce).
Mariusz Gralewski (Prezes Zarządu), cały czas ma masę pomysłów na jego rozwój. Dostrzegła to Agora i w grudniu ubiegłego roku część udziałów im sprzedaliśmy, utrzymując kontrolę nad spółką. Wycena pokazywała jakość projektu oraz jego potencjał. Tak, to był/jest sukces.
Na jakim etapie rozwoju interesują Pana projekty?
Na wczesnym etapie, seed, start-up. Wtedy wymagają jeszcze doprecyzowywania strategii, koncepcyjnego myślenia. Początki, choć najbardziej ryzykowne, dają dużo frajdy.
Czego Pan nie lubi w startupach? W jakie projekty Pan po prostu nie wierzy?
Nie lubię jak pomysłodawcy nie słuchają. Nie lubię pychy i arogancji oraz nieuczciwości. Czasami młode osoby mają takie przekonanie odnośnie swojego projektu, że nie są otwarte na inne rozwiązania i możliwości. A ilość projektów które „wypalają“ w Polsce tylko pokazuje, że często jednak racji nie mają. Wierzę w koncentracje, ale elastyczność działań. Niestety spotykam się też z nieuczciwością.
Czego Pan szuka w startupach?
Dobrego lidera projektu, ducha przedsiębiorczości, świetnego pomysłu, innowacyjności, gotowości do ciężkiej pracy, determinacji, głodu sukcesu, tego czy jutro dzięki temu pomysłowi życie będzie lepsze, inne, łatwiejsze. Czy komuś to coś pomoże, ułatwi. Zburzy stereotypy, będzie „distruptive“.
Na co zwraca Pan najbardziej uwagę podczas rozmowy z pomysłodawcą projektu?
Pytam o wiele rzeczy. Patrz wyżej. W końcu kilkanaście lat żyję z zadawania pytań bardzo dojrzałym osobom, managerom, dyrektorom, prezesom. Wiem o co pytać, robię to często i zadaje głębokie pytania. Sprawdzam też referencje, dzwonię po rynku. Wiem co się mówi i co ktoś chce usłyszeć. Często to jest prostsze do wykrycia niż się wydaje. Ważna jest etyka, kręgosłup moralny, prawdomówność, szczerość, doświadczenia przedsiębiorcze, jak pomysł powstał, i praca domowa związana z zasadnością rozwijania projektu. Jest naprawdę duża różnica pomiędzy dobrym pomysłodawcą a skutecznym przedsiębiorcą…
Jak bardzo ważna jest Pana zdaniem intuicja i chemia między pomysłodawcą a inwestorem?
Na elemencie ludzkim firmy osiągają sukcesy i przez element ludzi firmy padają. Chemia jest istotna, nawet bardzo. Zaufanie także. Szczególne w trudnych momentach których na wczesnym etapie rozwoju spółki nie brakuje. Każdy jest „człowiekiem orkiestrą“, multitasking jest na porządku dziennym, każda złotówka się liczy. Jest presja, tempo, wzrost i cała masa niespodzianek. Czasami tych przykrych. Sinusoida. Dobre relacje przydają się jak różowo nie jest. Np. z Prezesem mojej ostatniej inwestycji spotykamy się regularnie i jestem zachwycony jego postawą, otwartością, pracowitością, podejściem. Pracuje nam się świetnie. Przynajmniej taka jest moja perspektywa.
Tym razem do naszego cyklu zaprosiliśmy Daniela Lewczuka, który w swoim portfelu oprócz gotówki ma takie startupy jak SentiOne, GoldenLine czy Sprzedajemy.pl. Poznajcie historię Daniela, dowiedzcie się jak ocenia polską scenę startupową.
Co wnosi Pan do projektu oprócz pieniędzy? Czego mogą od Pana oczekiwać pomysłodawcy?
To proszę pytać udziałowców w projekty w które się zaangażowałem :). Anioł, w moim przekonaniu wnosi więcej niż fundusz. Fundusz ma tylko przewagę w jednym elemencie na początku: w możliwościach kapitałowych. Oczywiście mówią o cross-sellingu portfelowym z innymi spółkami, know-how, doświadczeniu. Ale który Dyrektor Inwestycyjny po stronie funduszu budował kiedyś firmę od zera i wie jak się buduje wartość firmy? On daje radę tylko w raportowaniu i excelu…
Anioł oprócz kapitału wnosi: wiedzę, doświadczenie poprzednich projektów oraz dojrzałość biznesową. Otwiera również drzwi (a zna sporo ludzi), pomaga w budowaniu właściwych strategii biznesowych, często daje „lewar“ dzięki poprzednim projektom w których jest/był. W moim przypadku nie bez znaczenia jest też fakt, że od 1998 roku jestem w branży executive search… i znam grubo ponad 1500 zarządów rożnych spółek.
Czy zwraca Pan większą uwagę raczej na projekty o profilu globalnym czy lokalnym?
Skala jest marzeniem prawie wszystkich młodych przedsiębiorców. Skalowalność to jedno z ulubionych słów pomysłodawców. Nie chce generalizować, ale chyba lepiej jak projekt odniesie sukces (radząc sobie z problemami dochodzenia do pozycji lidera na lokalnym rynku), zanim zacznie się ekspansja na rynki nieznane. Poza tym, będzie to jednym z pierwszych pytań inwestora/Partnera za granicą: Jak sobie poradziliście na lokalnym rynku? Jak masz pozycję 47, to znasz odpowiedź. Jak jesteś w pierwszej trójce to słuchają Ciebie dalej.
Zainwestowałby Pan w dobrą kopię startupu czy musi należeć do tych innowacyjnych?
Znam i takich co zarobili na kopiach i takich co na innowacjach. Historia pokazuje, że sukcesem może być zarówno ta pierwsza strategia jak i druga. Steve Jobs był znany z podpatrywania pomysłów innych i ich ulepszania. Bracia Samwer… z klonowania 🙂 Osobiście wolałbym zaczynać od białej kartki papieru.
Jakie Pana zdaniem są obecnie najbardziej obiecujące trendy w branży startupowej?
Pytasz o trendy wśród inwestorów, wtedy powiedziałbym o coraz bardziej popularnych syndykatach aniołów vs. Fundusze unijne które zmęczyły, zabiły kreatywność i zniechęciły papierologią, raportowaniem i dokumentacją niejednego przedsiębiorcę/pomysłodawcę.
Jak pytasz o tredny start-upów… proste. MOBILE i jego niesamowity potencjał.
Proszę wymienić kilka najbardziej obiecujących startupów jaki widział świat i, w które chętnie by Pan zainwestował?
Gdybym był inwestorem aniołem w pierwszej rundzie, to zapewne LinkedIn, Twitter, FB, PayPal, Instagram, Angry Birds, etc. W Polsce chętnie Onet, NK czy niedawno Pizzaportal. Lub każdym któremu się udało :). Ale, poważnie to zależy na jakim etapie i przy jakiej wycenie. Fascynuje mnie wiele konceptów, serio. Czasami ich prostoty i pomysłowości, a czasami ich siły łamiącej stereotypy (iTunes). Raz imponuje mi technologia, raz przesłanie. Parę w Polsce też wzbudziło moje zainteresowanie i podziw na poziomie konceptu. Rożnie było później z ich realizacją 🙂
Kto Pana inspiruje? Kto jest Pana mentorem na scenie startupowej? Proszę uzasadnić wypowiedź.
Przyznaję, że czytałem niedawno trochę o Ronie Conway’u czy Reid Hoffmanie. Dotąd dopóki inwestorzy wspierają przedsiębiorczość czy wnoszą porządaną wartość do spółek, są dla mnie źródłem inspiracji. Ale kibicuje też paru kolegom na arenie lokalnej. Bez nazwisk żeby nie popadli w pychę :).
Skąd czerpie Pan wiedzę na temat inwestowania i branży startupowej?
To nie jest jedyna dziedzina którą się zajmuje. Operacyjnie część mojego czasu lokowane jest w działania operacyjne trzech firm. Czytam, słucham, spotykam się, bywam na prezentacjach, pitch-ach, etc. Sporo projektów do mnie spływa. Przyglądałem się kilkudziesięciu projektom na przestrzeni ostatniego roku. Każda zrealizowana inwestycja jest źródłem cennych doświadczeń przy kolejnym rozważanym projekcie.
Jakie książki powinien przeczytać każdy polski startupowiec?
Nie powinien czytać tylko działać i uczyć się na błędach:) Większość pozycji znam po angielsku:
- The Founder’s Dilemmas, Wasserman.
- The Innovator’s DNA, Jeff Dyer, Hal Gregersen, Clayton M. Christensen, Mel Foster.
- Good To Great, Jim Collins.
- Founders at Work, Livingston.
Czego brakuje w Polsce, by stała się drugą Doliną Krzemową?
Oby było to tylko kwestią czasu, bo kapitału nadal jest sporo. Polacy są coraz bardziej przedsiębiorczy, otwarci i głodni sukcesu. To dobrze rokuje. Inspiracją dla nas powinien być Berlin, niegdyś zapomniany i nieatrakcyjny, który ostatnimi czasy bardzo urósł na arenie światowej jako jedno z topowych miejsc odpalania start-upów.
Jak obecnie ocenia Pan polską scenę startupową?
Jest coraz lepiej. Jak pamiętam powstały niegdyś twory takie jak LBA, PolBan, etc. nie spełniły oczekiwań wielu. Nie było wiele sukcesów inwestycyjnych. SpeedUp, IQ Partners, Innovation Nest czy parę innych robi lepszą robotę. Jest wiecej inkubatorów, parków technologicznych, aniołów, inwestorów, funduszy. Dzieje się więcej. Oby tylko więcej powstawało dobrych, przemyślanych, innowacyjnych projektów. Młodzi i przyszli przedsiębiorcy – do pracy…! 🙂
Daniel Lewczuk
Ukończył Kentucky Christian College, KY, z licencjatem z dziedziny zarządzania, a także Hope International University w Kalifornii z dyplomem MBA w międzynarodowym biznesie. Pierwsze lata swoje kariery zawodowej spędził pracując dla renomowanej firmy executive search, gdzie był operacyjnie odpowiedzialny za Polskę i obsadzał Zarządy spółek w Polsce i regionie CEE. Od 2004 zarządza holdingiem doradczym którego częścią jest m.in. firma Executive Network będąca częścią międzynarodowej sieci IMD International Search Group z ponad 40 biurami w 27 krajach. Przez wiele lat członek Klubu Polskiej Rady Biznesu oraz Amerykańskiej Izby Handlowej. Od 2005 roku, jako anioł biznesu inwestuje w ciekawe start-upy o wysokim potencjale rozwoju: GoldenLine.pl (#1 platforma kontaktów profesjonalnych), Sprzedajemy.pl (classified marketplace), ClickQuickNow.pl (największa w Polsce firma marketingu bazodanowego b2c), czy SentiOne.com (narzędzie do monitorowania social media).