Nie jest sztuką wydać dziesiątki czy setki tysięcy na skuteczną kampanię. Jeszcze łatwiej wydać te pieniądze na kampanię nieskuteczną. notiOne to niewielki nadajnik zainstalowany w breloku albo opasce noszonej na nadgarstku. Ma pomóc w odnajdywaniu zaginionych osób i zgubionych przedmiotów. Lokalizator został wyróżniony wieloma technologicznymi i biznesowymi nagrodami m.in. w 2017 roku zdobył statuetkę Poznańskiego Lidera przedsiębiorczości w kategorii Start Up. O tym, jak w niestandardowy i niebanalny sposób zbudować markę bez korporacyjnych budżetów opowiada Antonina Grzelak, Marketing Manager w notiOne.
Jesteście znani z szybkich akcji real-time marketingowych. Wpłynęły one głównie na wizerunek, czy przełożyły się także na sprzedaż?
Tak, to prawda – RTM jest jednym z naszych ulubionych sposobów działania. To taka trochę partyzantka marketingowa. Wymaga refleksu, kreatywności i dużego wyczucia. Jest również sposobem niezwykle efektywnym pod względem stosunku zainwestowanych nakładów do korzyści, co dla nas miało kluczowe znaczenie, szczególnie na początku naszej działalności. Dwa lata temu wchodziliśmy na rynek jako zupełnie nieznany startup, startowaliśmy praktycznie od zera. Daleko nam było do korporacyjnych budżetów. Musieliśmy więc oprzeć marketing nie na pieniądzach, a na dobrych pomysłach. RTM był jednym ze sposobów, w jaki wypromowaliśmy naszą markę.
Trudno mierzyć efekty wizerunkowe naszych działań, każdorazowo jednak wyniki wyraźnie przekładały się na sprzedaż. To dla nas najważniejszy, bo w pełni mierzalny wskaźnik skuteczności.
Której akcji RTM efekty najmocniej Was zaskoczyły?
Jedna z najbardziej udanych akcji RTM kosztowała nas… 3 minuty pracy i wartość 5 lokalizatorów. Niedzielny wieczór, Filip Chajzer publikuje na swoim fanpage’u post o chłopcu, któremu zafundował rower na Komunię. Nasza reakcja jest natychmiastowa: proponujemy zabezpieczenie roweru lokalizatorem notiOne. Filip Chajzer odpowiada, po chwili nasz komentarz zdobywa ponad 1300 reakcji. Efekty? Dwukrotnie większa liczba osób, które dotarły do koszyka na naszej stronie (pozyskanie leadów do remarketingu), dwukrotnie większa sprzedaż, ponad 800 nowych fanów na fanpage’u notiOne w ciągu doby.
Podobne sytuacje miały miejsce w przypadku innych znanych osób: m.in. Martyny Wojciechowskiej, czy Ewy Minge – za każdym razem reagowaliśmy natychmiastowo i… szczerze.
W tego typu działaniach niezwykle ważna jest wiarygodność. Słyniemy z chętnego angażowania się w działalność charytatywną: WOŚP, projekty edukacyjne dla dzieci i ich rodziców, czy wspieranie fundacji prozwierzęcych – sami stworzyliśmy kochające domy dla trzech psich adopciaków. To nas napędza – nie tylko robimy fajne biznesy, ale również coś dobrego dla innych.
Jak rodzą się te pomysły na RTM-y?
My po prostu jesteśmy cały czas online. Monitorujemy Internet na bieżąco pod kątem fraz związanych z gubieniem, zaginięciem, lokalizowaniem itp. Wspomagają nas w tym narzędzia, m.in. Brand24. Obserwujemy również wszelkie newsy pojawiające się w sieci – jeśli jest okazja, działamy. Ostatnim takim przykładem był post odnoszący się do kokainy znalezionej w skrzynkach z bananami w łódzkich magazynach. Jego przygotowanie zajęło nam dosłownie 15 minut, a rozszedł się viralowo i zdobył znaczne organiczne zasięgi.
Ważne jest, by nic nie robić na siłę. RTM chwyci, jeśli będzie autentyczny i kreatywny. Siła tkwi w naszym zespole: nie tylko współpracujemy ze sobą w godzinach pracy, ale również przyjaźnimy się prywatnie. Gdy tylko ktoś trafi na dobry temat – dzieli się nim z pozostałymi, niezależnie od pory dnia lub… nocy. My chyba po prostu bardzo lubimy to, co robimy.
Jakie jeszcze nietypowe działania marketingowe prowadziliście?
Takich nietypowych działań mieliśmy sporo. Wśród naszych znajomych krąży powiedzenie, że „noti to nie firma, to stan umysłu” – i faktycznie coś w tym jest. Wszystko co robimy, opieramy na jednej zasadzie – w tej grze obie strony muszą być wygrane: i my, i nasi klienci. Wśród ciekawszych pomysłów, które wykorzystujemy, są personalizowane „Listy do…”. Dołączamy je do produktów wysyłanych osobom, które szczególnie lubimy. Napisane zazwyczaj w bardzo serdecznym, lekkim, dowcipnych duchu, nie tylko zjednują nam naszych klientów lub partnerów, ale bywają przez nich często publikowane w social mediach jako przykład doskonałej komunikacji.
Z innych ciekawych działań: zanim jeszcze wprowadziliśmy na rynek nasz lokalizator, założyliśmy vlog parentingowy Tosia Samosia oraz uruchomiliśmy Ogólnopolski Projekt Edukacyjny: Podróże Misiołanków. Obecnie vlog może się poszczycić ponad milionem wyświetleń, a zakończony już projekt edukacyjny objął swoim zasięgiem około 15 tys. dzieci w całej Polsce i zdobył patronat Ministra Edukacji Narodowej. Pozwoliło nam to dotrzeć z informacją o produkcie do ogromnej liczby osób, zanim jeszcze został wprowadzony na rynek.
Całkiem nieźle radzimy sobie również z hejterami: „Słuchaj, nie wierzysz jak to działa? Zapraszamy do nas na kawę, pokażemy Ci naszą firmę od kuchni” – to zawsze pomaga i ucina każdą dyskusję. Założyliśmy również zamkniętą grupę, do której zapraszamy zarówno naszych największych, najbardziej zaangażowanych fanów, jak i osoby sceptycznie nastawione. Dyskutują oni o naszym produkcie w zamkniętym ekosystemie, wskazują błędy, podpowiadają rozwiązania, testują nowe wersje. To dla nas ogromna pomoc i źródło bezpośredniego feedbacku o naszym produkcie od najbardziej krytycznych użytkowników.
Jakie są efekty akcji CSR Podróże Misiołanków? Ile trwało jej przygotowanie i koordynowanie?
Do Podróży Misiołanków przygotowaliśmy się bardzo dokładnie. Zadanie polegało na tym, by stworzyć projekt, który spełni kilka kryteriów: będzie toczył się bez większego nakładu naszego czasu i środków finansowych, będzie miał zasięg ogólnopolski, dotrze z informacją o produkcie do jak najszerszej rzeszy potencjalnych klientów, przyniesie realny pożytek dzieciakom. Udało się to osiągnąć, a efekty przerosły nasze najśmielsze oczekiwania. Dotarliśmy do kilkunastu tysięcy przedszkolaków i kilkudziesięciu tysięcy rodziców w całej Polsce.
Projekt stał się popularny do tego stopnia, że przy otwarciu kolejnej edycji, w ciągu 2 dni zgłosiło się do nas ponad 250 placówek przedszkolnych! Zdobyliśmy patronaty Prezydentów miast Poznania i Warszawy oraz patronat MEN. To ugruntowało nasz wizerunek jako firmy odpowiedzialnej społecznie, nie tylko wśród klientów, ale również wśród partnerów biznesowych.
Jaki jest Wasz przepis na budowanie relacji z influencerami?
Dokładnie taki sam, jak w przypadku budowania relacji z klientami: obie strony muszą mieć z niej korzyść. Ponadto staramy się budować relacje w oparciu o wzajemny szacunek, zaufanie i życzliwość. To nigdy nie zawodzi. Inna istotna rzecz – bardzo uważnie wybieramy osoby, z którymi chcemy współpracować. Nie dajemy się nabrać na setki botowych komentarzy, kupione lajki, czy zawyżane statystyki. Patrzymy nie na zasięgi, a na realne zaangażowanie fanów. Część osób, które nas promuje, robi to dlatego, że wypróbowały nasz produkt i sprawdził im się w praktyce. I to właśnie te polecenia są najbardziej skuteczne. Odbiorcy są dziś na niezwykle wyczuleni na szczery, zaangażowany przekaz. Ściema nie przejdzie.
Jak mierzycie efektywność akcji?
Liczbą sprzedanych urządzeń. Równie ważna jest dla nas liczba osób, które docierają do koszyka. Komunikacja remarketingowa odbywa się następnie w oparciu o bardzo precyzyjne segmenty w Google Analytics. Dodatkowo w przypadku współpracy z influencerami, każdy z nich otrzymuje dedykowany kod rabatowy dla swoich fanów. Wszystkie dane, które zdobywamy są badane, mierzone i ważone. Dzięki takiej analizie doskonale wiemy kto generuje nam największy ruch i które działania przynoszą najlepsze efekty.
Które działania marketingowe są Waszym zdaniem przereklamowane?
W przypadku naszego produktu: wszystkie działania masowe, niespersonalizowane. Unikamy reklamy radiowej, czy telewizyjnej, a także kampanii typowo wizerunkowych. Targi czy konferencje branżowe również często nie przynoszą efektów adekwatnych do poniesionych kosztów. Nie inwestujemy pieniędzy w działania, które nie przełożą nam się bezpośrednio na sprzedaż. Najbardziej jaskrawym przykładem był dla nas mail od firmy proponującej umieszczenie reklamy notiOne na ekranach znajdujących się na lotnisku. Czy wiecie w którym miejscu lotniska znajdują się takie ekrany? No właśnie, my też nie wiemy 😉
Co i dlaczego się nie sprawdziło? Zdarzyły się jakieś fakapy?
Oczywiście! Nie do wszystkich chcielibyśmy się publicznie przyznawać, ale faktycznie zdarzało nam się uczyć na własnych błędach. Jeden z większych fakapów zdarzył nam się na samym początku. Okazało się, że Podróże Misiołanków nie generują żadnych efektów sprzedażowych. Rodzice dostawali do ręki kupony rabatowe, pełną informację o produkcie… i nic. Szkopuł polegał na błędnym zdefiniowaniu potrzeb grupy docelowej: komunikowaliśmy notiOne jako lokalizator dla dzieci, a przecież żaden z rodziców przedszkolaka, nawet na moment nie spuści go z oka! Gdy tylko zmieniliśmy komunikację produktu na gadżet ułatwiający codzienność zabieganym rodzicom – chwyciło. Innym ciekawym przypadkiem jest wspomniany wcześniej vlog parentingowy: Tosia Samosia. Owszem, niektóre filmiki mają już ponad 100 tysięcy wyświetleń, ale głównie wśród dzieci i młodzieży. Tego się zupełnie nie spodziewaliśmy! Myślimy teraz co z tym fantem zrobić i jak zagospodarować tę grupę. Wierzymy jednak w naszą kreatywność, mamy już kilka pomysłów, więc niewykluczone, że już niedługo nasz notiOne stanie się nieodzownym gadżetem każdego nastolatka 😉