Startupy nie są tylko dla milenialsów. Aleksandra Laudańska tworzy już czwartą aplikację

Dodane:

Kasia Krogulec Kasia Krogulec

przyszłość seniorów

Udostępnij:

– Mam po prostu bardzo dużo pomysłów. Ludzie muszą wspomagać się różnymi sztucznymi stymulantami. A ja nie muszę nic takiego brać, ponieważ samo wymyślanie różnych idei mnie bardzo nakręca – mówi Aleksandra Laudańska, pomysłodawczyni trzech niezrealizowanych aplikacji i czwartej, która ma największe szanse, by ujrzeć światło dzienne.

Z badania MIT-Northwestern z 2019 r. wynika, że średni wiek amerykańskich przedsiębiorców, którzy stawiają pierwsze kroki w biznesie, wynosi 42 lata. Średni wiek founderów, którzy mają najszybciej rozwijające się startupy to 45 lat. Według raportu Global Entrepreneurship Monitor w Ameryce Północnej nowe firmy częściej zakładają mężczyźni i większy odsetek panów jest w niemal każdym przedziale wiekowym. Z jednym wyjątkiem: wyższy odsetek kobiet zakładających nowe firmy występuje w grupie wiekowej 55-56 lat.

Osoby, które założyły startup w wieku 45+ i chcą być bohaterami kolejnych odcinków cyklu o dojrzałych startupowcach, proszę o mail na adres: [email protected]

A jak jest w Polsce? Startupy to tylko bardzo młodzi ludzie? Nic bardziej mylnego. Właśnie rozpoczynamy cykl artykułów, w którym pokażemy Wam, że ludzie dojrzali też potrafią być bardzo innowacyjni. Moją pierwszą rozmówczynią jest Aleksandra Laudańska, właścicielka i dyrektor kreatywna butikowej agencji marketingowej COUNICO, redaktor naczelna warszawskiego miesięcznika dla seniorów „#Pokolenia” i twórczyni portalu „Wolni od metryki”. Poza tym Pani Aleksandra jest propagatorką idei smart aging, lifelong learning oraz autorskiej koncepcji edukacji do długowieczności.

Co robiła Pani wcześniej, zanim założyła pierwszą działalność?

W 2001 r. skończyłam  architekturę. Trochę popracowałam na budowie i w urzędzie. Mój ówczesny mąż miał marzenie, żeby założyć szkołę jogi. Więc ja mu to marzenie pomogłam zrealizować. W wieku 29 lat, będąc świeżo upieczoną mamą, napisałam biznesplan. Szukałam też środków na tę działalność, co było o wiele trudniejsze niż dziś. To była fajna szkoła przedsiębiorczości. Zrobiłam projekt adaptacji kotłowni na lokal użytkowy, zajmowałam się uzyskaniem pozwoleń na budowę, nadzorowałam remont. Gdy ośrodek ruszył, zajmowałam się zarówno marketingiem, jak i sprawami organizacyjnymi. Prowadziliśmy ten biznes wspólnie przez 6 lat. W międzyczasie urodziłam drugie dziecko i zostałam agentką nieruchomości. Dobrze mi szło. Po rozwodzie, 10 lat temu, zostałam odcięta od firmy w mało elegancki sposób. Na rynku nieruchomości było coraz trudniej, a ja, mając dwoje dzieci na utrzymaniu, potrzebowałam stałego dochodu. Nie mogłam żyć tylko z prowizji, więc zaczęłam pracować w redakcji „M jak mieszkanie”. Zostałam tam na stanowisku fotoedytorki przez 2 lata.

W tym czasie nawiązałam kontakt z startupem SmartPublishing, który dostał finansowanie z Venture Capital. Podsunęłam im pomysł na magazyn wnętrzarski na tablety. Przystali na to i zaproponowali stworzenie jeszcze drugiego tytułu, tym razem kulinarnego. I tak powstały iN Magazyn i SMAQ. To była cudowna robota, ale niestety pieniądze z funduszu gdzieś się rozeszły. Moi autorzy przestali dostawać wynagrodzenie za swoje teksty, więc po roku zrezygnowałam. W tym momencie przeszłam zupełnie na swoje.

Czyli wtedy założyła Pani agencję marketingową?

Tak. Z koleżanką, którą poznałam w redakcji, zaczęłyśmy wspólnie działać i zajęłyśmy się content marketingiem i komunikacją. Po pewnym czasie przyszedł mi do głowy pomysł na aplikację randkową.

Skąd się wziął pomysł na taką aplikację?

Zaczęłam korzystać z Tindera, uznawszy, że mój „termin przydatności” niedługo się skończy, więc trzeba powziąć jakieś działania (śmiech). Miałam wówczas 43 lata i okazało się, że interesują się mną o wiele młodsi faceci. Z setek rozmów, jakie przeprowadziłam, wynikało, że zainteresowanie starszymi kobietami wśród mężczyzn 20- i 30-letnich jest bardzo duże. Pomyślałam, że powinna powstać dedykowana aplikacja dla starszych kobiet i młodszych mężczyzn. Taka, w której oni nie będą musieli dodawać sobie lat, a one odejmować, i wszystko będzie łatwiejsze i szybsze. Strasznie się nakręciłam, żeby to zrobić. Moi 20-letni znajomi bardzo mi kibicowali. Ba, do tej pory pytają, kiedy aplikacja będzie gotowa. Pojawił się nawet inwestor, ale jak przyszło do rozmów, to coś mi się nie spodobało w jego zachowaniu i mu podziękowałam.

Zrezygnowała Pani z kontynuowania projektu?

Nie. Pożyczyłam pieniądze od mamy. Potem niestety fatalnie wybrałam wykonawcę. Był to mój kolega, dość aktywny i rozpoznawalny w świecie startupowym. Dał najlepszą ofertę – dziś wiem, że celowo zaniżoną – i markował jakieś działania. Oszukał mnie. Straciłam pieniądze. Nie tylko zapłacone jemu, lecz także grafikowi za projekty, programistom za zrobienie strony www. Przygotowałam nawet magazyn dla dojrzałych kobiet w dwóch wersjach językowych – to też kosztowało. Cóż, nie miałam doświadczenia i za bardzo zaufałam. Teraz już wiem, że powinnam była trzymać się zapisów umowy i rozliczeń po kolejnych etapach, a ja dawałam mu kasę na wyrost. Zaczęli pisać do mnie programiści, że nie dostają od niego pieniędzy. Okazało się, że ciągle angażował nowe osoby, płacił coś na początku, a potem przestawał.

Jak zakończyła Pani tę sprawę?

Nagłośniłam wśród wspólnych znajomych. Założyłam nawet specjalny profil na Facebooku. I  zgłosiłam sprawę na prokuraturę. Ta zajęła stanowisko, że nie wyczerpałam drogi cywilnej. A droga cywilna w tym przypadku to czas – idący w lata, i koszty. On miał spółkę zarejestrowaną w UK. Została zamknięta, bo nie dostarczył rocznego zeznania. Nawet jeśli za parę lat bym wygrała, i tak nic bym nie wyegzekwowała, bo chłopak nic nie ma. Mój prawnik ostudził moje zapędy do wyrównania rachunków. Dzięki nagłośnieniu sprawy okazało się, że nie byłam jedyną osobą tak potraktowaną. Teraz pozostaje mi tylko ostrzegać przed nim innych.

Miałam też pomysł na aplikację dla trenerów personalnych (dziś takie aplikacje odnotowują duże wzrosty, ehhh), i nawet zaangażowałam w tę ideę świetnego trenera i moją ówczesną partnerkę biznesową. Startowaliśmy do inkubatora, ale fundusz organizujący go stwierdził, że brakuje nam w zespole programisty. Więc brakuje mi ciągle tego programisty. To jest – jak na razie – najsłabsze ogniwo w moich pomysłach.

Ale Pani się nie poddaje i działa dalej.

Nigdy się nie poddaję! Traktuję takie porażki jak lekcje. Nie drę szat, nie zadręczam pretensjami do samej siebie, umiem się z pogodzić z tym i iść dalej. Utrata ośrodka jogi, miejsca, które stworzyłam i z którym byłam bardzo związana, nauczyła mnie, że po stracie otwierają się nowe drzwi i pojawiają nowe możliwości. Często ciekawsze. Tak było i w tym przypadku. Pomyślałam, że można by było zrobić magazyn dla dojrzałych, nowoczesnych kobiet. Bo teraz seniorzy nie są tacy, jak kiedyś. W pewnym momencie dowiedziałam się, że w Warszawie urząd miasta chce zrobić taki magazyn dla seniorów o nazwie „#Pokolenia” i będzie konkurs na redaktora naczelnego. Na rozmowie rekrutacyjnej zapytano mnie, czy jestem w stanie w ciągu dwóch tygodni oddać magazyn do druku. Pomyślałam chwilę i stwierdziłam, że tak. Myślę, że inni kandydaci mogli dojść do wniosku, że jest to po prostu niemożliwe. Wygrałam ten konkurs. No i zaczęłam pracę. Sekretarz redakcji miał około 60 lat, pierwsza redaktor około 50, a grafikiem był milenilas, bardzo utalentowany chłopak z Ukrainy, w trakcie robienia doktoratu. Komunikowaliśmy się po angielsku. To był mój początkowy zespół. Mieliśmy tylko tytuł. Trzeba było zrobić makietę, logo, teksty, potem złożyć to i puścić do druku.

W „Pokoleniach” cały czas Pani pracuje. Praca w magazynie dla seniorów chyba sprawia dużo satysfakcji?

Tak, udało się nam stworzyć magazyn, który nie traktuje seniorów stereotypowo. To nowa jakość na rynku wydawniczym. Odczarowujemy starość – wspólnie z zespołem autorów w wieku 65-93 lata, i przez dwa lata zdobyliśmy ogromną sympatię czytelników.

Ja ciągle mam nowe pomysły, bardzo szybko wyłapuję nowe trendy. Niestety doba jest za krótka na realizowanie wszystkiego, co przyjdzie mi do głowy, a ja muszę skupiać się na tym, co przynosi mi pieniądze w czasie rzeczywistym. Ale kiedy widzę, że na rynku pojawia się jakiś podobny pomysł, to z kolei we mnie pojawia się taka nuta rywalizacji. Wtedy czuję, że muszę przyspieszyć ze swoimi projektami.

Czuję, że to był moment na kolejną aplikację. 

Tak. Wymyśliłam platformę VOIZZ 50+ do zbierania insightów od pokolenia silver. Na jej pomysł wpadłam, kiedy zobaczyłam reklamę aplikacji fNograph zachęcającą do poznania potrzeb Zetek. Kilka dni temu dostałam zapytanie z dużej firmy w sprawie insightów dotyczących silverów. Przez ostatnie 3 lata wyrobiłam sobie markę specjalistki od silver generation i coraz częściej dostaję takie ciekawe pytania oraz propozycje. To zainteresowanie lidera rynku tematem jest dla mnie sygnałem, że warto przyspieszyć realizację mojego pomysłu. Pracowałam nad nim na kursie UX designer, więc podstawy w postaci badań pogłębionych, analizy potrzeb, value proposition i wstęp do architektury informacji mam. Nadal nie mam programisty, a sama nie dam rady zrobić teraz kolejnego kursu (śmiech).

Ale jeszcze wcześniej miałam pomysł na aplikację dla budownictwa cyrkularnego n0waste.site. W Climate Accelerator coś w tym zobaczyli, bo z 149 zgłoszeń dostałam się do wybranych 29, z których wybrano ostatecznie 10. Na szczęście nie przeszłam dalej do tej dziesiątki.

Dlaczego na szczęście?

Nie miałabym czasu realizować tego porządnie. Bardzo bliskie są mi ekologia i idea zero waste, także w budownictwie, które jest dla mnie ważne z racji wykształcenia. Ale jeszcze bliżsi są mi jednak silverzy i problemy starzejącego się społeczeństwa.

Ja mam po prostu bardzo dużo pomysłów. Ludzie muszą się wspomagać różnymi sztucznymi stymulantami. A ja nie muszę nic takiego brać, ponieważ samo wymyślanie różnych idei, ubieranie ich w prezentacje, udział w konkursach dla innowatorów bardzo mnie nakręca.

Wróćmy do aplikacji dla seniorów. Jak wpadła Pani na tę koncepcję?

W 2015 r. w konkursie Siemens Future Living Award zostałam wyróżniona za projekt co-livingu dla seniorek. To była moja odpowiedź na pytanie, jak będzie wyglądało życie w 2045 roku. Wydawało mi się wtedy, i prognozy demograficzne, do których dotarłam, to potwierdziły, że starość w Polsce ma twarz samotnej kobiety. Pomyślałam, że rozwiązaniem byłoby, aby po prostu seniorki mieszkały razem. Zainspirowali mnie studenci wynajmujący wspólnie mieszkania i rozmowa z właścicielką takiego wynajmowanego mieszkania, moją dawną klientką. Powiedziałam jej, że skoro obie nie będziemy mieć emerytur, to zamieszkamy razem w jej mieszkaniu, a moje wynajmiemy, żeby mieć jakieś pieniądze. Dostałam wyróżnienie w tym konkursie.

W tym samym konkursie, dwa lata później, dostałam wyróżnienie jury i nagrodę organizatora za wizję życia w 2030 roku. W niej również znalazło się coś dla seniorów – aplikacja, dzięki której będą mogli znaleźć studenta chętnego do zamieszkania z nimi w zamian za pomoc w codziennych czynnościach i po prostu dotrzymywanie towarzystwa. Zaś w kolejnym roku zdobyłam pierwsze miejsce za futurystyczną wizję długowiecznego społeczeństwa i życia niezdeterminowanego metryką pt. „Czaso(do)wolność”.

Teraz zakładamy też z moją koleżanką fundację „Wolni od metryki”. Chcemy prowadzić w jej ramach szkolenia dla działów HR i działów marketingu w firmach. A także szkolenia dla samych silverów, głównie tych szukających swojego miejsca na rynku pracy.

Czym dokładnie miałby być VOIZZ 50+?

Ogólnie mówiąc, platforma miałaby być miejscem do kontaktu z ludźmi, coś jak grupa na Facebooku. Celuję w grupę użytkowników 50 plus, których jest na Facebooku coraz więcej i chętnie spędzają na nim czas. Moja mama ma prawie 70 lat i sama jest tam bardzo aktywna. Seniorzy potrafią dostosować się do obecnych czasów. W „Pokoleniach” pracują redaktorzy od 65 do 93 roku życia. I łącznie z tą najstarszą osobą są aktywnymi użytkownikami internetu. Ubawiłam się ostatnio, bo na naszym rocznicowym spotkaniu robione były zdjęcia. Na jednym z nich widać, jak 3/4 grupy siedzi z głowami w smartfonach, zupełnie jak dzisiejsi nastolatkowie.

Na platformie będzie można też testować różne produkty i korzystać z różnych promocji, aby oszczędzić pieniądze. Bo silverzy są bardzo różni, ale łączy ich jedno – szukanie oszczędności, ale nie kosztem jakości.

Na jakim etapie jest w tym momencie aplikacja VOIZZ 50+?

W tym momencie jest projektem, zaczynam pierwsze rozmowy z potencjalnymi inwestorami.

Czy nie obawia się Pani, że na aplikacjach zarabia się dosyć trudno?

Tak, ale jest sporo inwestorów, którzy na początku te niezarabiające, ale obiecujące, biznesy po prostu wspierają finansowo. Wiem, że dla wielu startupów pozyskiwanie pieniędzy to sposób na życie. Miałam okazję to obserwować, jednak nie jestem tym typem. Natomiast inspiruje mnie historia Booksy. Pamiętam, jak zaczynali. Gdy wchodzili na rynek, ktoś odezwał się do tego mojego znajomego trenera i on był jednym z pierwszych userów, ja też wtedy pobrałam aplikację. Nic nie wskazywało, że odniesie taki sukces.

Czy myśli Pani, że gdyby nie ten biznes z jogą byłaby Pani dalej architektem? Bo właściwie to chyba przerwało Pani karierę.

Trudno powiedzieć, czy pracowałabym jako architekt, jednak zapewne pracowałabym u kogoś, nie założyłabym firmy. Mój tata był nauczycielem akademickim i profesorem, robił karierę naukową. Moja mama jest emerytowanym pielęgniarką. Nie pochodzę z rodziny o tradycjach biznesowych, więc sama z siebie nie miałabym odwagi wziąć się za prowadzenie firmy. A po studiach, to w ogóle byłam niepewna swojej wartości. Tworząc ośrodek jogi od zera nabrałam pewności siebie.

Natomiast gdybym te lata spędziła na etacie, pewnie straciłabym masę energii, świeżości i radości życia. Pomysł z jogą i biznesem musiał się wydarzyć, żebym była tu, gdzie jestem.

Nigdy nie miałam problemów, żeby uczyć się czegoś od nowa. Tak samo, jak nigdy nie miałam problemów, żeby robić coś poniżej własnych kwalifikacji, gdy widziałam w tym jakąś korzyść dla siebie. Teraz, na 3 lata przed 50. urodzinami, mam poczucie, że dopiero się tak naprawdę rozkręcam. Dużo piszę o silverach i często podejmuję też temat aktywności zawodowej ludzi starszych. Dostałam wczoraj CV od dziewczyny młodszej kilka lat ode mnie, która nie może znaleźć pracy.

Nawet w Warszawie jest trudno o pracę dla osoby 40+?

Tak. Moja znajoma, która ma 51 lat,  wysłała setki CV, inna nieco starsza  ma podobny problem. Nie wspominając o pewnej świetnej 66-latce, która pisze do “Pokoleń”, prawdziwej petardzie. Niestety bezskutecznie szuka stałego zajęcia, chociaż do każdej firmy mogłaby wnieść ogromną wartość. Uważam, że szukanie pracy na etat może rodzić bardzo dużą frustrację. Ja wszystkich szukających pracy zachęcam do budowania swojej marki jako specjalisty, do świadczenia swoich usług, do szkolenia ludzi. Myślenie, że potrzeba, aby mieć etat, jest chyba już nie na te czasy. Po prostu trzeba sobie umieć radzić na zupełnie inne sposoby. Trzeba być elastycznym.

Czy wytrzymałaby Pani teraz na etacie?

Jeśli ktoś by mi dał pensję 25 000 miesięcznie na rękę (śmiech).  Ale i tak dłużej niż rok bym nie wytrzymała. Chyba że miałabym dużo wolności i decyzyjność. Ciekawostką jest, że kobiety w tym średnim i starszym wieku są bardziej aktywne niż mężczyźni. To m.in. za sprawą tego, że u kobiet zaczyna dominować testosteron i robią się wtedy bardziej decyzyjne i asertywne. Mają wtedy masę pomysłów i energii. W programie dla przedsiębiorczych, dojrzałych osób, Silver Starters (którego jestem mentorką), jest 19 pań i tylko jeden mężczyzna.

Kiedy zatrudniliśmy naszego sekretarza 60-latka, on zupełnie nie miał pojęcia o tym, z czym będzie wiązała się jego praca. Wszystkiego się uczył. Dla mnie to było super. Nie miałam z tym problemu, że robił coś wolniej albo trzeba było mu coś dużo tłumaczyć, bo on był chętny do pracy. Myślę, że w najbliższych pięciu latach świat się zmieni i stażystami już nie będą tylko dwudziestolatkowie, ale także tacy ludzie w wieku emerytalnym.

Jak szybko postępują te zmiany?

Zbadano jakiś czas temu grupę ludzi w wieku 75-80 lat w Finlandii i okazało się, że są zdrowsi i biologicznie młodsi, niż ta sama grupa wiekowa 30 lat temu. 10 lat temu polscy seniorzy jeszcze się nie dokształcali, nie dbali o zdrowie. Marzeniem 55-latka była emerytura, a jedyną aktywnością prozdrowotną spacer. A teraz są badania, że dla 40% ludzi po 65. roku życia bardzo ważny jest rozwój osobisty. Rozwijają swoje pasje, podróżują, dokształcają się. W Polsce jest ponad 600 uniwersytetów trzeciego wieku. Raptem 12% starszych ludzi twierdzi, że ich ulubionym zajęciem na emeryturze jest opieka nad wnukami. Za chwilę będzie na czasie określenie silver nomad, ponieważ starsi ludzie będą coraz częściej podróżować. W listopadowym numerze „Pokoleń” będzie wywiad z 64-latkiem, który, pomimo braku nogi, mieszka w kamperze i podróżuje nim po Europie.

Moja mama w wieku 65 lat ściągnęła sobie aplikacje do nauki angielskiego i zapisała się na kurs komputerowy. Cieszyła się, że radzi sobie na nim najlepiej. A teraz tylko siedzi na Facebooku i komentuje. Lubi być na bieżąco. Jednak, mimo że umie sobie zorganizować czas, to coraz częściej mówi, że chętnie by poszła jeszcze do pracy. Mówi, że może żyć jeszcze 30 lat i musi coś z tym czasem zrobić.

Uważa Pani, że polscy emeryci będą tworzyć swoje nowe firmy?

Oczywiście! Wszystko u nas przychodzi z opóźnieniem, ale przychodzi. Na Zachodzie jest już widoczny taki trend. W Stanach Zjednoczonych rośnie gwałtownie grupa ludzi po 65. roku życia, którzy zakładają swoje firmy. Co ciekawe, samozatrudnienie w USA rośnie wraz z wiekiem. Wśród osób w wieku od 18 do 49 lat na własny rachunek pracuje prawie 20%, w grupie 55-59 lat – 25%, ale już w grupie w wieku od 65 do 69 lat jest to 46%, a w wieku 75-79 lat aż 68%. U nas też tak będzie, ale nie tak gwałtownie. Nie mamy zresztą za bardzo przedsiębiorczości w naszej kulturze, ale seniorzy zachęcani i wspierani – chcą działać. W tym roku było też większe zainteresowanie Silver Starters niż w zeszłym.

Kobiety 50-letnie, jeśli nie mogą znaleźć pracy w Polsce, to emigrują do Niemiec, czy Wielkiej Brytanii, bo tam są traktowane normalnie i nikt nie uważa, że są za stare. Jakiś czas temu 80-letnia pani Lucyna spod Krakowa otworzyła lodziarnię. Jej marzeniem było też stworzenie inkubatora dla starszych ludzi. I takich pomysłów nam trzeba.

W Warszawie jest pewnie zdecydowanie łatwiej.

Tak, ale w mniejszych miejscowościach kobiety też są aktywne.

Wracają koła gospodyń wiejskich.

Tak, i to takie nowoczesne. Z zajęciami jogi na przykład. Trzeba zrozumieć, że osoby starsze cały czas w środku czują się młode. Mają marzenia, namiętności, aspiracje; chcą przynależeć do społeczności, mieć kontakt z ludźmi, chcą być zauważane i doceniane. I powinny mieć możliwość pozostania aktywnymi. Neurobiolog David Levitin, autor książki „Successful Aging” uważa, że nigdy nie powinniśmy przechodzić na emeryturę. Jeśli zależy nam na długim, satysfakcjonującym życiu, powinniśmy zachować aktywność. Ale nie byle jaką – sensowną. Ważne, żeby mieć poczucie celu i angażować się społecznie.

Przeczytaj inne artykuły z serii o dojrzałych startupowcach.