Fizjofabryka – Mobilna aplikacja wraz z opaską posiadającą umieszczone na niej sensory ruchu. Aplikacja ta pozwalać będzie na zaplanowanie leczenia wraz z doborem odpowiednich ćwiczeń. Aplikację wraz z urządzeniem, tzw. osobistym trenerem klient nabywać będzie na stronie www. Po zakupie urządzenie zostanie wysłane pocztą wraz z dostępem do aplikacji. Po zalogowaniu się do urządzenia można wprowadzić swoje dane medyczne dotyczące urazu, przeciwwskazania, które przypisane są do indywidualnego konta pacjenta. Zalecane będzie, aby przed każdym pierwszorazowym użyciem aplikacji, skonsultować się z fizjoterapeutą w celu omówienia urazu, zaleceń, czego unikać, a na czym powinniśmy się skupić.
Czym zajmowała się Pani zanim wpadła na pomysł aplikacji?
Ewa Kunik: Od ponad 8 lat pracuję jako fizjoterapeuta. Podczas pandemii, która zaskoczyła Nas wszystkich, większości osób, które potrzebowały fizjoterapii, została ona uniemożliwiona. Już wtedy miałam parę konsultacji online z pacjentami, ze względu na zaistniałą sytuację i zauważyłam, że pomimo tego iż wydaje się, że rehabilitacja powinna być „fizyczna”, odnieśliśmy zakładane sukcesy, a pacjentom spodobała się ta forma, bo dosłownie łączyli się ze mną siedząc na swojej kanapie i popijając swoją ulubioną kawę. Dodatkowo od zawsze lubiłam technologię i nowoczesne, nietuzinkowe rozwiązania.
Skąd wziął się pomysł na startup? Dlaczego uznała Pani, że akurat takie rozwiązanie jest potrzebne?
Pamiętam jak podczas pandemii, mój brat, który jest lekarzem, przeprowadzał z pacjentami konsultacje online. Było to w naszym domu rodzinnym. Po kolejnej rozmowie o tym, że ma teraz pełen grafik i sporo pracy, pomyślałam sobie „ dlaczego nie ma fizjoterapii online? Przecież jest masa ludzi, którzy ją teraz potrzebują.” To był pierwszy raz kiedy zastanawiałam się nad tym tak na serio. Był to początek epidemii w Polsce, więc około marca/kwietnia 2020 roku. Natomiast po twardym lockdownie mieliśmy ogrom pracy w klinice i ten pomysł przeszedł na drugi, czy nawet trzeci plan. Wróciłam do niego dopiero niedawno, gdy przeprowadziłam się za granicę. Od roku mieszkam w Singapurze, przyjechałam tutaj ze względu na pracę w klinice ortopedycznej. Pomimo ogromnych szans jaką dostarczył mi ten wyjazd, zostawiłam wszystkich swoich dotychczasowych pacjentów w rękach moich dobrych koleżanek po fachu.
Po jakimś czasie część pacjentów zaczęła się do mnie odzywać z pytaniem, czy możemy spotkać się online na konsultację. Przed konsultacjami od razu mówiłam pacjentom, że próbujemy konsultować się online, ale jeśli taka forma rehabilitacji nie przyniesie efektów, od razu kieruję ich do zaznajomionych fizjoteraputów, czy lekarzy w danym mieście. I ku mojemu zdziwieniu, mamy bardzo dobre wyniki, rehabilitacja idzie do przodu, a pacjenci czują się lepiej. I to był ten moment kiedy zaskoczyło. Doszłam do wniosku, że chcę ułatwić pacjentom dostęp do zdrowia, bo jest to wartość, na którą nie powinni czekać miesiące w kolejkach. Dodam jeszcze, że za granicą taka forma rehabilitacji jest na porządku dziennym. W Kanadzie niektóre miejsca korzystają z rehabilitacji online jako forma pierwszej wizyty, w Singapurze pacjenci mają dostęp do fizjoterapii online w większości klinik, a w Australii powstają biznesy prowadzone przez fizjoterapeutów, którzy uczą specjalistów jak rehabilitować pacjentów online. Wiem, że w Polsce ta usługa również robi się coraz bardziej popularna i spora część fizjoterapeutów korzysta z tej możliwości.
Jak zabrała się Pani za realizację pomysłu?
Początki chyba zawsze są najcięższe, bo nie wiadomo od czego zacząć, ale ja miałam to szczęście, że natrafiłam na informację z Sieci Przedsiębiorczych Kobiet, że rozpoczyna się nabór na IX edycję programu Biznes w Kobiecych Rękach. Program polega na cyklicznych spotkaniach z wykładowcami oraz mentorką, którzy przedstawiają nam zagadnienia związane z prowadzeniem biznesu i uczą jak go prowadzić. Wzięłam udział w konkursie, który składał się z dwóch etapów, a poprzez różnicę czasową (+7h w Singapurze) łączyłam się na sesję pitchingową w nocy, ale zrobiłam to i się dostałam! Więc ogromne wsparcie jakie dostaje jest właśnie z SPK oraz uczestniczek programu. Dodatkowo oczywiście większość pracy spoczywa na moich barkach więc zaczęłam wertować internet w celu wyszukiwania badań medycznych potwierdzających sensowności pomysłu (jest ich masa) oraz interesować się jakie są aktualne i zakładane trendy na przyszłość. I tutaj ku sporemu zdziwieniu, rozwój telemedycyny jest kwestią priorytetową dla Ministerstwa Zdrowia na przyszłe lata. To w Polsce, a za granicą rynek ten w 2022 wygenerował ponad 300 mld z prognozowanym wzrostem w kolejnych latach. I to dało mi kopa do działania.
Czy ktoś Pani pomaga w jego realizacji?
Tak, wcześniej wspomniany program Biznes w Kobiecych Rękach, mentorka, która ma lata doświadczenia w prowadzeniu biznesu medycznego, ponieważ sama jest współwłaścicielem klinik w Polsce oraz lekarzem pracującym z pacjentami. Duże wsparcie dostaję również od swojego partnera, który również ma doświadczenie w tym aspekcie.
Jakie jest nastawienie otoczenia do Pani pomysłu? Czy ono motywuje/zniechęca Panią do działania?
Muszę powiedzieć, że pomysł budzi sporo entuzjazmu wśród mojego otoczenia i jest to dla mnie spora dawka motywacji do pracy. Często ludzie podrzucają mi dodatkowe pomysły do przeanalizowania, więc dzieląc się z otoczeniem, sporo również od niego otrzymuję. Jestem zdania, że warto mówić o pomyśle, nawet, gdy nie jest on jeszcze w 100% gotowy, bo różne doświadczenie i punkt spojrzenia mogą mieć ogromną wartość dodaną. Oczywiście zdarzają się również sytuacje, gdy ktoś nie pała sympatią do mojego projektu. Natomiast to jeszcze bardziej mnie mobilizuje i motywuje do działania. Tak już mam 😉
Czy zdarza się Pani powątpiewać w projekt i jak sobie Pani radzi w takich momentach?
Myślę, że każdy przedsiębiorca ma chwile wzlotów i upadków. Dzięki temu kształtujemy swój charakter i z większą energią brniemy do przodu. Gdy zdarzają się momenty powątpiewania w projekt, daje sobie trochę luzu i czasu na wypoczynek. Odcinam się od pracy, spotykam ze znajomymi, uprawiam sport, uciekam na krótki wypad poza wyspę. Dodatkowo Singapur ma sporo pięknej natury, która też daje pewne ukojenie. Natomiast mam wykształcenie związane ze zdrowiem, więc stawiam je na pierwszym miejscu. Żaden biznes nie będzie warty utraty mojego zdrowia, więc staram się podchodzić do tematu z głową. Prócz wdrażania projektu, pracuję jeszcze na miejscu w klinice, z pacjentami, więc czasem bywa ciężko wszystko zgrać. Ale robię się w tym coraz lepsza 😉
W jaki sposób projekt jest finansowany?
Dotychczas projekt finansowany jest z moich środków, natomiast są plany na większy rozwój, dlatego będę starała się o dofinansowanie ze środków unijnych lub pozyskanie inwestora. Znalazłam już przedsiębiorstwa, które inwestują tylko w biznesy związane z rozwojem medycyny, więc możliwości w tym aspekcie są spore, natomiast trzeba się odpowiednio przygotować do takich rozmów.
Jak sobie Pani wyobraża swój startup po roku funkcjonowania? Na jakim będzie etapie?
Po roku czasu chciałabym, aby strona internetowa wraz z pierwszym prototypem aplikacji mobilnej była już dostępna dla pacjentów. Konsultacje oraz aplikacja prowadzone będą jak na razie w dwóch językach: polskim i angielskim, więc wyobrażam sobie, że po roku czasu zaczną pojawiać się pierwsi zagraniczni pacjenci. Mam przygotowaną już szatę graficzną projektu oraz opisane grupy docelowe. Po roku chciałabym trafiać już do większej ilości odbiorców, niekoniecznie z opisanej grupy, ponieważ fizjoterapia prędzej, czy później przyda się każdemu, niekoniecznie tylko w formie leczenia, ale również profilaktyki. Tak, jak co roku oddajemy swój samochód do przeglądu, my również powinniśmy przeznaczyć czas i środki na nasze sprawdzenie naszego zdrowia. Po roku czasu apka będzie również rozszerzona o dodatkowe dolegliwości i formy ich leczenia. Nawet teraz jak o tym opowiadam, mega się ekscytuje i nie mogę doczekać przyszłości!
Czy ma Pani plan B na wypadek nie wypalenia projektu?
Nie zakładam takiej możliwości, projekt w 100% wypali.
Jakie napotkała Pani do tej pory trudności i jak sobie z nimi poradziła?
Ha, nie lubię mówić o trudnościach, ale trzeba o nich mówić, bo one są dużą częścią naszego życia. Jestem na etapie szukania agencji, która postawi mi stronę internetową w odpowiedniej szacie graficznej, z odpowiednikami wtyczkami i możliwościami dalszego rozwoju. Myślałam, że ten proces będzie znacznie krótszy i… prostszy, bo wydawało mi się, że przecież jest sporo firm, które oferują takie usługi. Tak, ale, nie ze wszystkimi się rozumiemy, lub nie mamy „flow”, albo dostaję rozwiązanie, które po prostu mi się nie podoba. Poza tym nie lubię jeśli ktoś mówi mi, że czegoś nie da się zrobić. W bardzo krótkim czasie muszę ogarnąć know how biznesowe, a dotychczas nie miałam styczności z biznesem w takiej formie. No i kosztorys oraz zarządzanie finansami. Dużo czytam, szukam informacji w internecie (jest tego naprawdę sporo, tylko trzeba się do nich dokopać), podpytuję znajomych, którzy siedzą w temacie. Sporo uczę się również na miejscu, bo jak wiadomo, Singapur jest hubem biznesowym i w centrum miasta wszystko kręci się wokół finansów i przedsiębiorstw. Zrobiłam też jakiś czas temu test Gallupa, aby jeszcze lepiej poznać swoje mocne i słabe strony. Wiem w czym jestem dobra i wiem, gdzie potrzebuję wsparcia. I szczerze, nie boję się prosić o pomoc lub szukać podwykonawców, ponieważ już z doświadczenia wiem, że z ich pomocą efekty pracy będą szybsze i korzystniejsze.
Co poradziłaby Pani innym kobietom, które mają wiedzę i chciałby założyć startup, ale przeraża je myśl, że się nie uda?
Wydaje mi się, że strach i niepewność jest największą domeną kobiet, które chciałby założyć swoją firmę/startup. No bo przecież z tym wiąże się startup, jest to rozwiązanie, którego jeszcze nie ma, albo nie jest dobrze rozwinięte i tak naprawdę stawiamy kroki w totalnie „nieopisanej” dziedzinie.
W programie Biznes w Kobiecych Rękach dużo rozmawiamy o lękach, wypaleniu zawodowym, czy poczuciu, że mój projekt nie jest wystarczająco dobry. I ciekawe jest to, że na 54 uczestniczki IX edycji, KAŻDA ma takie odczucie. Kobiety boją się wyjścia ze swoim pomysłem, bo obawiają się, że będą oceniane, w pierwszej kolejności negatywnie. Obawiają się tego, co powie i pomyśli ich otoczenie i jeśli powinie im się noga, usłyszą popularne „wiedziałem/łam, że tak będzie” Prowadzenie swojego startupu to też spora presja, środowiska, inwestorów, czy presja wychodząca od samej siebie. Ale mam takie podejście, jeśli nie spróbujemy, to skąd mamy wiedzieć, że się nie uda. A idąc dalej, jeśli się nie uda to co z tego? Świat się nie kończy. Poza tym nasz mózg właśnie tak się uczy, na popełnianych błędach, więc może zabrzmi to dziwnie, ale dobrze, że je popełniamy. Pojawią się kolejne pomysły na biznes, albo nasz pomysł może przejść tzw pivot i powstanie z niego całkiem inny, odnoszący sukces projekt. Nie wolno się bać. Albo trzeba się nauczyć jak obchodzić się ze strachem, aby nie paraliżował naszych działań. Jeśli postępujemy mądrze z projektem i finansami to jedyne co utracimy, gdy pomysł nie wyjdzie… to czas i pomysł. Czas jest cenny, ja to wiem, ale obiecuje każdemu, że ten czas nie do końca będzie stracony, bo to czego się nauczymy, w przyszłości może przynieść nam sukces.
Skąd bierze Pani motywację do działania w przypadku tego pomysłu?
Uwielbiam patrzeć jak wzrasta poziom życia i świadomości wśród moich pacjentów. Często, parę dni po wizytach pacjenci piszą mi, że widzą zmiany i nigdy nie sądzili, że tak małe z pozoru rzeczy będą miały wpływ na ich samopoczucie. Dlatego na podstawie wiedzy, którą zdobywałam od bardzo dobrych specjalistów w Polsce, a teraz w Singapurze i Australii, chciałabym edukować jak największą liczbę ludzi, aby wraz z moją pomocą i ich nakładem pracy, zmieniali swoje życie na zdrowsze. Aktualne czasy nam tego nie ułatwiają, ale coraz bardziej można zauważyć, że pojawia się trend dbania o siebie i większego zwracania uwagi na swoje zdrowie. Bardzo mnie to cieszy. A ja jestem gotowa, aby wspierać tych śmiałków na każdym roku.
Proszę dokończyć zdanie: Moja aplikacja odniesie sukces, kiedy…
… szczerze? Każdy etap związany z własnym przedsięwzięciem i robieniem czegoś nowego jest wyzwaniem. Więc sukcesem będzie każdy krok, który podejmę, aby iść do przodu. Mogłoby się wydawać, że ilość pacjentów będzie świadczyć o pewnym sukcesie. Ale czy przyjmę 1000, 5000, czy 10 000 pacjentów, zawsze będzie znacznie większa liczba, która tej pomocy jeszcze potrzebuje. Biznes to wzloty i upadki, więc ja osiągnę sukces jak się nie poddam i non stop będę wierzyła w swój projekt, a to nie ma deadline’u.
Proszę dokończyć zdanie: Kobiety stanowią mniejszość w świecie startupów, bo…
…wydaje się, aby prowadzić startup potrzeba wiele umiejętności technologicznych, których rzekomo kobietom brakuje. Ale ja myślę, że to nieprawda. Oczywiście, zależy na czym polega nasz biznes i jakie składowe zawiera, ale nawet jeśli jest to spora część techniczna – zawsze możemy ją komuś oddelegować. Aktualnie na rynku istnieje masa firm, która na co dzień może nas wspierać w prowadzeniu startupu ze strony prawnej, technologicznej, czy kreatywnej. Oczywiście musimy wiedzieć czego chcemy, bo finalnie, aby to mogło wyjść, pomysł musi być nasz, a co więcej musimy w niego wierzyć. Ale też chciałabym wrócić do tego, o czym już wcześniej wspomniałam, mam wrażenie, że przed podjęciem takiej decyzji, kobiety analizują koszt poniesionego ryzyka znacznie bardziej niż mężczyźni.
Przeczytaj o innych kobietach tworzących startupy:
Chcesz finansowanie? Udowodnij, że dowieziesz projekt do fazy monetyzacji – Ada Jakimowicz (WOA)
Decyzje, które podejmuję w biznesie są oparte na danych, a nie emocjach – dr Izabela Zawisza