Jasiek Stasz w 2011 roku wraz z kilkoma przyjaciółmi założył platformę Showroom zrzeszającą polskie i zagraniczne marki modowe. W 2017 roku sprzedał swoje udziały w firmie, by na kilka miesięcy wyjechać w samotną podróż dookoła świata. Po powrocie postanowił założyć markę modową NAGO z ekologicznymi i społecznymi wartościami, wraz z Aretą Szpurą, współtwórczynią Local Heroes, Julią Turewicz, również związaną z platformą Showroom oraz Anią Piętą, organizatorką targów HUSH Warsaw.
Teraz Jasiek Stasz opowiada nam o swoich pomysłach na biznes, inwestycjach, branży e-commerce oraz polskiej scenie startupowej.
W 2011 roku wraz z przyjaciółmi założyłeś firmę Showroom. Opowiedz proszę, co skłoniło Cię do założenia takiej platformy? Co sprawiło, że poczułeś, że to dobry pomysł?
Duże znaczenie miało to, że Showroom tworzyliśmy w trójkę – Michał Juda, mój wspólnik, był odpowiedzialny za technologię, ja zająłem się komunikacją i sprzedażą, a Julka Turewicz, nasz pierwszy pracownik a prywatnie dobra przyjaciółka, od samego początku była ekspertką od mody. W 2011 roku widzieliśmy jak zmiania się rynek mody w Polsce. Rozpoznawalne firmy o dużej renomie często miały problem z dotarciem do młodszego pokolenia, fast fashion nie było tak dostępne jak teraz i powstała nisza, którą wypełnili młodzi polscy projektanci – my daliśmy im narzędzie do prowadzenia biznesu, wiedzę jak to robić i ogólnopolski (a z czasem europejski) zasięg. Od razu wiedzieliśmy, że to dobry pomysł, bo od pierwszych miesięcy zarówno projektanci, jak i klienci byli zachwyceni naszą platformą.
Czy korzystałeś z jakiegoś wsparcia od inwestorów przy startowaniu z Showroomem czy finansowałeś przedsięwzięcie własnymi środkami?
Inwestorzy faktycznie pojawili się dość szybko. Jeszcze zanim uruchomiliśmy stronę, kilka funduszy chciało w nas inwestować. Na początku 2012 roku zdecydowaliśmy się na Krzyśka Kowalczyka, ze względu na jego otwartą głowę i międzynarodowy network. Nigdy nie żałowałem tego wyboru. Jeszcze w 2012 roku Krzysiek ściągnął do nas niemiecki koncern mediowy Hubert Burda Media, który stał się inwestorem strategicznym Showroomu.
Jakie były największe wyzwania przy tworzeniu Showroomu?
Współpraca z ludźmi. Przez 6 lat, kiedy byłem w Showroomie, spotkałem się z wieloma osobami i nie zawsze współpraca układała się dobrze. Dzisiaj uważam, że ludzie to największy kapitał każdego przedsiębiorstwa i bardzo się cieszę, że mam ten komfort, że pracuję z ludźmi, których lubię i cenię.
Co skłoniło Cię oddania Showroomu w inne ręce?
Było wiele czynników, które brałem pod uwagę odchodząc z Showroomu w 2017 roku. Najważniejszy jest taki, że czułem, że przestaję się rozwijać. Od 2015 roku budowałem międzynarodowe struktury firmy, to była niesamowita przygoda i fantastyczne doświadczenie. To było jak stawiane wszystkiego jeszcze raz od początku. Zupełnie nowe zadania, zupełnie nowi ludzie, duże nadzieje inwestora i ambitne KPI’s. Nieskromnie powiem: uważam, że razem z zespołem zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Niestety po jakimś czasie okazało się, że moje pomysły na to, w jaką stronę powinniśmy iść były rozbieżne z inwestorami i wspólnikami. Poczułem wtedy, że jeśli zostanę w firmie, to jest szansa, że zacznę się wypalać.
Pomyślałem, że mam 30 lat, za sobą doświadczenie w budowie jednego z fajniejszych startupów w Polsce, dwa lata „stawiania” międzynarodowego zespołu i pracy na zagranicznych rynkach oraz dobre relacje z największymi funduszami inwestycyjnymi w Europie – czułem że to mój prime time i że mogę robić naprawdę duże rzeczy. Podjąłem ryzyko i nigdy tego nie żałowałem, mimo że zostawiłem dobrze funkcjonującą firmę, wysoką pensję i fajny zespół, z którym bardzo lubiłem pracować.
Niedawno razem z Julią Turewicz, Aretą Szpurą i Anią Piętą założyłeś nową markę odzieżową NAGO. Skąd wziął się pomysł na nią? Jaka jest jej filozofia?
Pomysł na markę modową z ekologicznymi i społecznymi wartościami zaczął kiełkować w mojej głowie podczas samotnej podróży dookoła świata, w którą wybrałem się po sprzedaży udziałów. Po powrocie zacząłem rozmawiać o tym z różnymi ludźmi i dość szybko założyliśmy z Julką nową firmę. Na początku wspierały nas dwie eko aktywistki – Ania i Areta. To one mocno mobilizowały nas, żebyśmy wysoko postawili poprzeczkę jeśli chodzi o ekologię. Zatrudniliśmy też Weronikę Banaś, ekspertkę od nowoczesnych materiałów, która współtworzyła naszą strategię produktową i wniosła ogromną wiedzę o nowych, ekologicznych tkaninach. Dzisiaj NAGO to marka, która pokazuje, że można zdecydowanie ograniczyć negatywny wpływ branży tekstylnej na środowisko i społeczeństwo bez kompromisów w kwestii designu i jakości.
Czym dokładnie zajmujesz się w marce NAGO?
Mój znajomy powiedział kiedyś, że rolą zarządzającego startupem jest zapewnienie długofalowej wizji, talentu – w rozumieniu najlepszego zespołu oraz pieniędzy, które umożliwią dynamiczny wzrost. Tak widzę moje obowiązki.
Co wyróżnia NAGO od innych marek, istniejących już na rynku polskim?
Z mojego punktu widzenia wyróżnia nas zespół. Uważam, że zaangażowaliśmy jednych z najlepszych ekspertów od biznesu modowego w Polsce. Z punktu widzenia rynku wyróżniamy się odpowiedzialnym podejściem do projektowania, produkcji i sprzedaży mody. Wszystkie nasze materiały są certyfikowane w najwyższej klasie. Oznacza to, że śledzimy proces powstawania naszych ubrań od przysłowiowego ziarna bawełny lub innej rośliny, aż do momentu kiedy opuszczają szwalnię. Nasze materiały nie zawierają pestycydów i innych szkodliwych substancji, nie degradują środowiska, są produkowane w nowoczesnych zakładach korzystających w 100% z energii odnawialnej, a szwalniach pracuje się w dobrych warunkach. To dla nas niezwykle istotne, żeby nasze ubrania były tak neutralne dla naszej Planety, jak to możliwe. Oczywiście istnieją technologie jeszcze bardziej zielone, niż to co w tej chwili robimy, ale nie są jeszcze powszechnie dostępne na rynku. Trzymamy rękę na pulsie i testujemy nowoczesne materiały i nowinki technologiczne, jesteśmy w kontakcie z wieloma międzynarodowymi startupami, które tak jak my, chcą zmieniać tę branżę.
Czy planujecie ekspansję na rynki zagraniczne?
Od samego początku nasza marka jest budowana przede wszystkim z myślą o rynkach zagranicznych. Nasze ubrania są już dostępne w butikach w Belgii i Wielkiej Brytanii. W tej chwili rozmawiamy z kolejnymi partnerami w Hiszpanii, Francji i Holandii. Naszą ambicją jest stworzenie globalnej marki.
Skąd wzięło się u Ciebie zainteresowanie e-commerce?
Pochodzę z rodziny o długich handlowych tradycjach, można powiedzieć, że mam to w genach. Dzisiaj nie jest już tajemnicą, że e-commerce zmienia sposób sprzedawania we wszystkich niemalże branżach, ale kiedy zaczynaliśmy samo to, że możemy bardzo dokładnie kontrolować co, komu i w jaki sposób sprzedajemy, było dla nas bardzo ekscytujące. Pewnie Julka nie zgodziłaby się z takim stwierdzeniem, ale my z Michałem znacznie częściej ekscytowaliśmy się tym „jak” sprzedajemy, niż tym, „co” rzeczywiście ląduje w koszykach klientów.
Co Twoim zdaniem jest najmocniejszym trendem w branży e-commerce?
Cieszy mnie, że ta dziedzina cały czas się profesjonalizuje i rozwija od strony technicznej. Z drugiej strony, czasy kiedy bariery wejścia do e-commerce praktycznie nie istniały, bezpowrotnie minęły. Dzisiaj żeby stworzyć biznes online i szybko osiągnąć satysfakcjonującą skalę potrzebne są spore pieniądze. W 2011 roku było znacznie prościej, ale też nie można demonizować. Te bariery są wciąż relatywnie niskie.
Na swoim profilu na LinkedInie opisujesz się jako „Anioł Biznesu”. Czy oprócz zarządzania marką NAGO inwestujesz też w inne, ciekawe projekty?
Tak, jestem inwestorem zarówno w spółki technologiczne, jak i direct to consumer. Zasiadam w kilku radach nadzorczych i współpracuję z funduszami inwestycyjnymi.
Co musi reprezentować sobą startup, byś postanowił w niego zainwestować?
Moją naczelną zasadą jest to, że nie inwestuję w startupy, tylko w ludzi. Staram się również tak zarządzać swoim portfelem inwestycyjnym, żeby do każdej spółki wnosić (poza pieniędzmi) wartość dodaną – to może być network, doświadczenie, synergia z innymi biznesami. Trzecia istotna sprawa – chcę, żeby działania startupu były zgodne z moim światopoglądem. Mam ten komfort, że nie jestem inwestorem stricte finansowym. Nie pracuję wyłącznie dla zysku. W naturalny sposób spółki, w które zainwestowałem lub z którymi prowadzę rozmowy, to przede wszystkim innowacyjne technologiczne marki konsumenckie związane z ekologią i odpowiedzialnym biznesem.
Jak oceniasz polską scenę startupową?
Polska scena startupowa ma duży potencjał, ale bardzo brakuje wiedzy i doświadczenia. Jest dużo dobrej woli, zarówno po stronie startupów jak i większości inwestorów, ale niestety to nie wszystko. Brakuje realnego wsparcia dużego biznesu, wypracowanych standardów współpracy i możliwości „wychodzenia” ze spółek. Z drugiej strony widzę też, że od 2012 roku, kiedy zacząłem być częścią tej sceny, bardzo dużo zmieniło się na lepsze, a to oznacza że szybko się uczymy. Jestem dobrej myśli.
Co było Twoją największą porażką biznesową, a co sukcesem?
Największym sukcesem jest to, że ludzie, których cenię i z którymi pracowałem przy wcześniejszych projektach, chcą teraz pracować ze mną przy nowych przedsięwzięciach. Na porażki się nie oglądam. Szybko wyciągam wnioski, zamykam temat i idę dalej.
Jak wygląda Twój typowy dzień?
Wstaję wcześnie, koło szóstej, żeby mieć trochę czasu dla siebie przed pracą. Uprawiam sport, czytam książki, medytuję. W biurze jestem między ósmą a dziewiątą. Każdy dzień mam w 80% zaplanowany z góry, więc nie ma wiele miejsca na spontaniczne lunche ;). Do domu wracam koło osiemnastej – reszta dnia to czas dla rodziny.
Co motywuje Cię do działania?
Uważam, że żyjemy w niezwykle ciekawych czasach – czasach ogromnych zmian technologicznych i społecznych. To jeden z rzadkich momentów w historii świata, kiedy dla zwykłych ludzi otwierają się wielkie możliwości. Staram się nie zmarnować tej szansy. Poza tym to, co robię sprawia mi ogromną radość i daje dużo satysfakcji.