Kto stoi za funduszem RKKVC?
Mateusz Bodio: Naszym inwestorem jest osoba, która miała jedno z większych wyjść cashowych w historii Polski. To przedsiębiorca z dużym doświadczeniem m.in. w branży FMCG.
W co inwestujcie?
Jesteśmy agnostycznie nastawieni na inwestycje w Polsce i Europie. Jednak chcemy, żeby spółka miała gen data science’owy. Jeśli w tym momencie jej biznes nie opiera się w żaden sposób o dane, to musimy przynajmniej widzieć, że ten potencjał istnieje w bliskim horyzoncie czasowym. Staramy się szukać spółek techowych, które są w obrębie big data, machine learningu i sztucznej inteligencji. W tym momencie mamy dość dużo spółek, które skupiają się na computer vision (rozpoznawaniu obrazów).
Staramy się inwestować w spółki, które nie mają żadnego negatywnego wpływu na społeczeństwo czy środowisko. To też nie oznacza, że jesteśmy funduszem całkowicie zielonym.
Czy ekologia i innowacyjność nie wykluczają się wzajemnie?
To jest trochę kwestia marketingu. Np. Tesla zrezygnowała z posiadania bitcoinów w swoim portfelu, bo żeby je kopać, potrzeba bardzo dużo energii. Ale zobaczmy na ślad węglowy, który jest związany z produkcją samej Tesli. Przy produkcji jej pojedynczego egzemplarza powstaje tyle CO2, co przy produkcji Audi A3 i jeszcze podczas jego użytkowania w okresie 5-6 lat.
Tworzycie fundusz butikowy. Co to oznacza?
RRKVC to mały fundusz, ale jeśli chodzi o środki, to jesteśmy jednym z większych funduszy prywatnych w Polsce. Zespół składa się z paru osób, wspieranych przez radę doradców, zespół księgowości i prawników z naszego family office. Dzięki takiemu ekosystemowi możemy skupić się na inwestycjach, pomijając kwestie związane z formalnościami. Mamy łatwiejszą adaptacyjność do warunków transakcji, poza tym szybsza jest prędkość jej wykonywania.
Niewątpliwie wadą małego funduszu jest to, że ciężej jest procedować z wieloma transakcjami naraz, jeżeli chce się zachować najwyższy standard i należytą powinność. Dokładne analizy, rozmowy z klientami spółek, z zespołem, ustalanie strategii postinwestycyjnej zabiera dużo czasu. To oznacza, że fundusze często mają „fazy inwestycyjne” i „fazy budowania pipeline’u” – gdyż ciężko jest połączyć jedno i drugie. Jednak jako fundusz, mamy taki cel, by inwestować w 7-8 spółek rocznie.
Jakie cechy powinni mieć zarządzający funduszem?
Absolutne zrozumienie biznesu, w który się inwestuje. Istotna jest chęć pomocy startupowi – to powinien być priorytet. Na pewno dobrze jest mieć doświadczenie przedsiębiorcze, gdyż wtedy zarządzający ma lepsze zrozumienie, w jakiej sytuacji często jest stawiany founder i łatwiej jest wtedy takim osobom zbudować relację i porozumieć się w wielu istotnych aspektach wartości prowadzenia biznesu.
Nie wszyscy wiedzą, jak ciężko jest oderwać spółkę od ziemi, jak ciężko jest ułożyć procesy sprzedażowe, czy stworzyć i utrzymać kulturę organizacji. Ponadto osoba zarządzająca funduszem musi mieć spójną wizję przyszłości funduszu z przyszłością spółki. Osobiście rozpatruję to jako wizję długoterminową w rozwoju technologii i realizacji wizji spółki, w którą zainwestowaliśmy. Na koniec oczywiście istotny jest network samego zarządzającego funduszem.
Opowiedz proszę o swoim doświadczeniu.
Pierwsze doświadczenie zdobywałem jeszcze przed studiami, zajmując się profesjonalnie fotografią. Następnie zdobyłem wykształcenie prawnicze i ekonomiczne. Osobiście współtworzyłem dwie firmy: butik doradczy w Londynie i firmę transportowa w Polsce, gdzie zatrudniałem kilkadziesiąt osób.
Nie raz byliśmy o krok od przepaści, musieliśmy pivotować, zmieniać strategię, wstawać w środku nocy w sytuacjach awaryjnych, a także samemu sprzedawać jeśli była taka potrzeba. Bez wątpienia etap przedsiębiorczy w mojej karierze nauczył mnie bardzo wiele i spoglądam pozytywnie na to gdy founder spółki ma już wcześniejsze doświadczenie jako przedsiębiorca.
Ponadto, doświadczenie zdobywałem na realizacjach projektów doradczych w krajach Europy, USA czy nawet w Kazachstanie. Od momentu ostatniego exitu przeszedłem do prywatnych funduszy inwestycyjnych.
Jak oceniasz polskie fundusze inwestujące w branżę techową?
Branża venture capital jest w okresie boomu. Odbywa się teraz licytacja pomiędzy funduszami, kto da startupowi więcej pieniędzy. To, czego im brakuje, to zrozumienie biznesu. Dużo funduszy deklaruje np. profil techowy, a inwestuje w spółki w ogóle niezwiązane z tą branżą. PR i marketing mija się z tym, co faktycznie robią. Nie ma tych specjalistycznych funduszy.
Dużo osób mówi o smart money, a ja to żartobliwie nazywam stupid money. Środków jest dużo na rynku, co rozpasa founderów. Ale miejmy nadzieję, że te pieniądze będą z biegiem czasu na prawdę smart, bo rynek dojrzewa. Liczę na to, że poziom zrozumienia rynku branży VC będzie rósł. W krajach zachodnich, a w szczególności w Stanach Zjednoczonych zrozumienie techu jest większe.
Jak oceniasz startupy techowe w Polsce? Jak jest z naszą innowacyjnością? Kopiujemy zachód, czy potrafimy wymyślić coś sami?
Nie uważam, że kopiowanie jest czymś skrajnie złym. Google też nie było pierwszą przeglądarką, a jest teraz liderem. Jednak zaczyna być moda na bycie founderem spółki, która jest bezsensowną kopią, albo ma jakiś ciekawy dodatek w istniejącym już rozwiązaniu, ale nie nazwałbym jej startupem. Czyli spółka myśli, że może wycenić się na 10 mln zł, ale tak naprawdę oferuje jakąś jedną funkcję, a nie całościowe rozwiązanie problemu.
Dużo założycieli funduszy skarży się, że startupowcy przychodzą z bardzo słabymi rozwiązaniami, że to są rzeczy, które już widzieli. Odnoszę wrażenie, że my kopiujemy zachód, a nas raczej nikt nie naśladuje. Mamy chyba problem z innowacyjnością.
Pełna zgoda. Mamy kilka spółek, które są naszymi ambasadorami na zewnątrz polskiego ekosystemu. Pamiętajmy, że większość funduszy skupia się tylko na Polsce z uwagi na wymogi PFR-u, a to zniekształca rynek VC. Nasz fundusz ma tę możliwość, że może inwestować w każdym kraju na świecie, bo mamy całkowicie prywatne środki.
Jest dużo kopii, ale należy zadać sobie pytanie, jaki dany fundusz ma pipeline? Mamy duży spływ od naszych znajomych funduszy z Polski i zza granicy. Sami też dużo skautujemy. Ja bym nie narzekał na ten problem, choć w pierwszym roku działalności mieliśmy na liście zainteresowanych ponad 800 spółek. Większość dość słabych.
Czyli to powszechny problem?
Niestety tak. To powinno być tak, że jeśli idziesz do inwestora po kasę, to maksymalnie się przygotowujesz, odwiedzasz strony w obcych językach, nawet azjatyckich, żeby zrozumieć swoją konkurencję, czy podobne rozwiązania. W ten sposób pokazujesz, że wiesz absolutnie wszystko i jesteś ekspertem na rynku swojego startupu.
To młode pokolenie rzeczywiście wykonuje mniej pracy i ma taką postawę „bo mi się należy”. Najlepiej jeśli founder ma doświadczenie w sprzedaży swojego produktu. Sam powinien robić cold calle i cold maile. Dobrze kiedy dotknie każdej rzeczy, aby poznać startup od każdej możliwej strony. Potem dopiero może zatrudniać nowych pracowników.
Jest w czym wybierać.
Jest, przy założeniu, że nastawiamy się na te 10%. Trzeba przeskanować 1000 startupów, żeby zainwestować w 10 najlepszych. Czasem wiem już po pierwszym spotkaniu, że zainwestujemy w startup, a czasem po prostu daną spółkę mam na oku i ją obserwuję. Umawiamy się na regularne, comiesięczne zdzwonki, bym mógł obserwować ich rozwój, co zmniejsza moje ryzyko i ewentualnie przyspieszy decyzję o inwestycji, jeżeli spółka będzie na nią gotowa.
Czy jesteście skłonni inwestować w spółki, które już mają dużą konkurencję na rynku?
To jest dobre pytanie. Jeśli rynek jest atrakcyjny, bo ktoś wykrył jakąś niszę, to jest tylko kwestia czasu, żeby następni skopiowali pomysł, lub zrobili coś podobnego. Czasem jest duża konkurencja, ale produkt jest bardzo dobry, wtedy to inaczej wygląda.
Do tego dochodzi również charakterystyka rynku – jeżeli mamy sytuację na rynku „winner takes it all” – faktycznie, niekorzystnie byłoby wtedy inwestować. Obecnie mamy szwajcarską spółkę, której produkt wygrywa i zdobywa rynek znacznie szybciej niż konkurencja. Już po pierwszym spotkaniu poczuliśmy, że jest to atrakcyjna inwestycja i w ciągu paru dni podpisaliśmy term-sheet. Spółka działa w sektorze mocno konkurencyjnym, bo w branży hospitality, jednak widzimy, że już teraz ten rynek przejawia wszelkie sygnały do drastycznego wzrostu w najbliższych latach.
Patenty mogą ratować sytuację?
Myślę, że nie zawsze. Jest takie pojęcie jak patent fencing (to seria patentów wydanych w celu zablokowania wszelkich innowatorów powiązanych z początkowym patentem przed dalszym rozwojem jakichkolwiek innowacji lub ubieganiem się o kolejne patenty w związku z pierwotnym patentem).
Ponadto na przyznanie patentu trzeba czekać ok. 2 lat. Patent dla nas to trochę wisienka na torcie. Chyba że to jest medtech, ale na tym się nie skupiamy.
Jakie cechy powinien mieć startup i startupowiec, z którym chętnie podejmiecie współpracę?
Musi mieć dobre poczucie humoru (śmiech). A tak na serio to, jeśli to jest early stage to patrzymy na team. Ludzie muszą mieć fokus na swojej wizji i musi cechować ich nieustępliwość. I to, co bardzo lubię, to ta niezłomna wiara i odwaga, kiedy ludzie pomimo braku funduszy decydują się otworzyć startup, rezygnując z dobrze płatnej pracy w korporacji i wykładają swoje oszczędności, bo tak silnie wierzą w powodzenie firmy.
Istotne jest też to, żeby było MVP lub trakcja, żebyśmy mogli zobaczyć, czy jest product market fit, oraz by porozmawiać z klientami i dostawcami.
Poza tym technologia powinna być rozwijana in-house’owo, czyli potrzebny jest CTO. Dobrze jeśli spółka ma także zagraniczne przychody, żeby mogła udowodnić swoją skalowalność.
W jakich sprawach najczęściej pomagacie startupom?
Działamy w 4 obszarach. Po pierwsze, dostarczamy im kapitał pieniężny inwestując od 100 000 euro to 1 000 000 euro. Ponadto możemy robić wykup poprzednich inwestorów, naprawiamy cap table i spłacamy pożyczki. Jednak najczęściej inwestujemy na zasadzi equity.
Po drugie wspieramy spółki od strony strategicznej. Można to rozpatrzeć jako wartość dodaną przy ułożeniu łańcucha wartości. Pomagamy znaleźć tzw. product market fit, a także współpracujemy ze spółkami na co dzień przy sprawach business developmentu. Po trzecie – talent. Łączymy spółki z naszym networkiem, pomagamy również przy rekrutacjach. Po czwarte działamy szybko. Wykorzystujemy kapitał prywatny i wolność od formalizmów, by przyspieszać decyzje i procesy inwestycyjne.
Ostatnimi czasy zawiązaliśmy wiele partnerstw strategicznych z firmami takimi jak NVIDIA, AWS, Oracle, IBM, OVHcloud, hubspot. Dzięki temu możemy poza naszą inwestycją wesprzeć spółkę do kilkuset tysięcy dolarów od naszych partnerów.
W jakie spółki do tej pory już zainwestowaliście?
Mamy spółkę Monite, która harmonizuje rynek wycofanych produktów na świecie. Kolejna to spółka On Board, to job board, który łączy właścicieli łodzi i statków z załogą poszukującą pracy. Papu.io to narzędzie SaaS dla restauracji. Mamy w swoim portfelu również Therapify, który jest pierwszym punktem kontaktu między pacjentem i terapeutami psychologicznymi. Zainwestowaliśmy też w Psi Bufet, czyli jedzenie dla psów w dowozie, oparte na subskrypcji. ReSpo.Vision, to nasza ostatnia inwestycja, spółka, która analizuje graczy na meczach piłkarskich i pozwala lepiej skautować młode talenty i wykrywać kontuzję wśród zawodowych. Mamy też jeden exit ze spółki, która nazywa się Inna Bajka – to firma tworząca zbilansowane posiłki.
W którą stronę według Ciebie będzie szła cała branża techowa?
Liczę na automatyzację i możliwość dania większej swobody dla algorytmów. Zastępowanie w miarę możliwości uczestnictwa człowieka i maksymalne przyspieszanie czynności, które może wykonać dany algorytm.
Przeczytaj również: Wypłynęliśmy na międzynarodowe wody – 8 transakcji, od USA, region DACH na Estonii kończąc. Podsumowanie roku RKKVC