Zdjęcie główne artykułu pochodzi z pl.depositphotos.com
Brytyjska Zopa, czyli pierwszy serwis pożyczek społecznościowych na świecie, powstał w 2005 r. Pierwszy polski serwis, czyli Kokos.pl, należący do Blue Media, działa od 2008 r. Wartość udzielanych pożyczek za pomocą kilku działających w Polsce platform szacowana jest na ok. 35-40 mln zł rocznie. Dla porównania – wartość całego rynku pozabankowych pożyczek w Polsce to ok. 4-5 mld zł rocznie.
Gdy spojrzymy na inne rynki, zauważymy, że wartość udzielanych pożyczek społecznościowych jest już liczona w miliardach, np. funtów jak w przypadku Wielkiej Brytanii. Różnica między Polską a krajami anglosaskimi jest zatem istotna.
Ważnym – jeśli nie kluczowym – czynnikiem, wpływającym na popularność social lendingu, jest kwestia zaufania społecznego do banków. W Polsce jest ono na bardzo wysokim poziomie. Według najnowszego raportu Blue Media „Podejście do fintechu”, bankom ufa aż 72 proc. Polaków. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii bankom ufa niecałe 20 proc. obywateli, a w Stanach Zjednoczonych – 27 proc.
Wszystko dzięki światowemu kryzysowi finansowemu
Na rozwój rynku social (lub inaczej P2P) lending istotny wpływ miały wydarzenia z 2008 roku. Bank Lehman Brothers ogłosił upadłość i rozpoczął się globalny kryzys finansowy. Amerykańskie banki wprowadziły bardziej restrykcyjne procedury udzielania kredytów. Spowodowało to drastyczny, kilkudziesięcioprocentowy spadek liczby udzielanych pożyczek. Zmieniona polityka banków najbardziej dotknęła drobnych przedsiębiorców, pożyczających zwykle niewielkie kwoty na tzw. chude miesiące po to, aby utrzymać płynność finansową.
Spadek udzielanych pożyczek to jedno. Kryzys w krajach zachodnich wpłynął na to, jak banki i inne tradycyjne instytucje finansowe zaczęły być postrzegane w oczach swoich klientów. Pogarszająca się sytuacja na rynku pracy i wszelkie konsekwencje wynikające z zapaści ekonomicznej, doprowadziły do protestów, które kojarzymy głównie z akcją Occupy Wall Street. Drastycznie spadło zaufania do banków. W Stanach Zjednoczonych – z poziomu 49 proc. w 2006 r. do 27 proc. w 2016 (wg badań Gallupa). Podobnie w Wielkiej Brytanii. W 2012 r. zaledwie 19 proc. mieszkańców Wysp uważało, że banki działają dobrze (dla porównania, aż 90 proc. w 1983 r. wg NatCen).
Część klientów zwróciła się więc w stronę pozabankowych form pożyczania pieniędzy. Oprocentowanie proponowane przez portale P2P było wówczas atrakcyjne. Przykładowo, średnie oprocentowanie karty kredytowej wynosiło 18 proc., natomiast pożyczki na platformach P2P – 14 proc. Serwisom pożyczek społecznościowych udało się zgromadzić bazę lojalnych klientów, którzy z nimi zostali na dłużej. Większość platform nagradza bowiem – niższą prowizją lub oprocentowaniem – osoby, które mają na ich serwisie już sprawdzoną historię kredytową.
Do gry wchodzą… banki
Pierwsze serwisy pożyczek społecznościowych zaczynały jako typowe serwisy „person to person”, gdzie osoby fizyczne wzajemnie udzielały sobie pożyczek. Kapitał dostarczali prywatni inwestorzy posiadający nadmiar wolnej gotówki. Niestety nie w każdych warunkach opłacało im się pożyczać małe kwoty, a inwestowanie większych pieniędzy oznaczało dla nich jeszcze większe ryzyko. W pewnym momencie duża liczba drobnych inwestorów stała się ograniczeniem. Rozwijający się rynek social lendingu potrzebował więcej kapitału, a ten mogły zapewnić tylko duzi gracze.
Na największych portalach P2P lending, pożyczek zaczęły udzielać również firmy i instytucje finansowe, w tym banki. Jak czytamy w raporcie „Pushing Boundaries” Uniwersytetu Cambridge i Nesta z 2016 r., w Wielkiej Brytanii już ponad jedna czwarta pożyczek typu p2p jest finansowana dzięki uczestnictwu w transakcjach instytucji finansowych i firm. W ubiegłym roku Warren Mead z KPMG w rozmowie z „Financial Times” przekonywał, że w przyszłości większość pieniędzy na portalach p2p będzie pochodzić właśnie z tych źródeł.
Podobne głosy słychać ze strony polskich bankowców. Głośno o wejściu na rynek social lending w ciągu ostatnich miesięcy mówili m.in. Jarosław Augustyniak, prezes Idea Banku i Wojciech Sobieraj, założyciel i były prezes Alior Banku. Prognozy rozwoju rynku robią wrażenie. Według danych Statista, w 2025 r. wartość wszystkich udzielonych pożyczek P2P przekroczy bilion dolarów.
Za pośrednictwem amerykańskiego Lending Club pożyczek udziela m.in. Goldman Sachs. Z kolei na portalu Funding Circle drobni przedsiębiorcy mogą skorzystać z kapitału dostarczanego przez Santander Bank. Zmiany powoli docierają do Polski. Od lipca b.r. na Kokos.pl kapitał na udzielane pożyczki pochodzi nie tylko od tysięcy prywatnych inwestorów, ale także od firmy Blue Media, operatora serwisu.
Czas na marketplace lending
Serwisów typowo social lendingowych jest już stosunkowo niewiele. Media amerykańskie coraz częściej posługują się pojęciem lending marketplace, które lepiej oddaje istotę rzeczy. Zopa, LendingClub, Prosper i wiele innych serwisów łączą tradycyjne instytucje finansowe czy firmy z osobami potrzebującymi pożyczki. W ciągu dekady nastąpiła naturalna ewolucja – od social lendingu do marketplace lendingu (czy po prostu e-lendingu).
Choć może wydawać się, że serwisy pożyczek społecznościowych zaczynają nieco przypominać banki czy firmy pożyczkowe, to zachowują pewne cechy, które je wyróżniają. Wdrażają szybko i sprawnie nowoczesne rozwiązania technologiczne, np. własne systemy weryfikacyjne i scoringowe. Nastawiają się na dokładne sprawdzanie pożyczkobiorców, żeby dostosować do nich limit pożyczki, który faktycznie będą w stanie spłacić. Nie dają pożyczki każdemu, by następnie kosztami tych niespłaconych obciążać pożyczkobiorców biorących więcej niż jedną pożyczkę. Firmy, które z sukcesem przeszły z modelu P2P na marketplace lending, to najczęściej instytucje z wieloletnim stażem, które zbudowały markę i wzbudzają zaufanie swoich klientów. Sprawne, czyli gotowe szybko dopasować się do zmieniającego się otoczenia biznesowego.
–
Joanna Tokarska
Ekspertka Blue Media, odpowiedzialna za rozwój Kokos.pl