Co skłoniło Cię do zostania aniołem biznesu?
Moja pierwsza inwestycja była dość przypadkowa, bo okazało się, że moi koledzy z Ameryki Łacińskiej dostali się do YCombinator. Przy piwie w San Francisco stwierdzili, że chcą mieć mnie na pokładzie. Po 5 latach wyciągnąłem z tej inwestycji mnożnik X 13. To był 2015 rok. Okazało się, że moje doświadczenie przy budowaniu własnej firmy w Ameryce i bycie „łącznikiem” pomiędzy USA a Europą ma wartość dla wielu ludzi. W oparciu o to doświadczenie zacząłem swoja przygodę jako anioł biznesu. Staram się pomagać startupom na wielu płaszczyznach. Bardzo często spotykałem założycieli w dolinie krzemowej, którzy nie tylko szukali u mnie porady prawnej, ale też pomocy typowej dla aniołów biznesu. Typu: jak wejść na rynek amerykański, zatrudnić pierwszych sprzedawców w USA, uzyskać kontakt do amerykańskich inwestorów i zdobyć bezpośredni zastrzyk gotówki na start i rozwój.
Jakie cechy uważasz za kluczowe dla sukcesu w roli anioła biznesu?
Inwestowanie w startupy wymaga pewnego rygoru intelektualnego i trzeba trzymać się pewnych zasad, w które się wierzy. Dotyczy to etapu dotyczącego tego, w co chce się inwestować, rodzaju założycieli, rozmiaru inwestycji oraz potencjalnego zwrotu. Nie można poddawać się modzie. Kolejną rzeczą, która jest pomocna, jest szczęście. Przez szczęście rozumiem moment, kiedy przygotowanie spotyka się z możliwością działania. Na przykład przypadkowe spotkanie może otworzyć drzwi do inwestycji albo do niesamowitego foundera. Niejednokrotnie szczęście jest ważniejsze od rygoru intelektualnego, czyli przysłowiowe „więcej szczęścia niż rozumu”. Jest tyle zmiennych, że czasami nie da się wszystkiego zaplanować. Anioł potrzebuje też dużej dawki cierpliwości, ponieważ 90% inwestycji nie wychodzi i straty następują w ciągu pierwszych 3-5 lat. Nie jest łatwo patrzeć na swoje własne porażki. Sukces zwykle przychodzi za 10 lat. Zawsze trzeba być wsparciem dla założycieli i mieć otwartą dłoń w czasie porażek lub trudnych momentów.
W co dotychczas zainwestowałeś?
Moje portfolio składa się obecnie z ponad 50 spółek w dolinie krzemowej, Ameryce Łacińskiej, Europie i Afryce. Inwestuję w startupy, które są na etapie preseed, seed oraz series A. Zainwestowałem dotychczas w spółki biotechnologiczne, fintech w Afryce, deeptech, GenAi oraz SaaS. W swoim portfolio mam też spółki z sektora obronnego (defense tech) oraz plant based meat. W Polsce byłem jednym z pierwszych aniołów w Eleven Labs. Moje inwestycje zaczynają się od 10 tys. USD do 50 tys. USD. Inwestuje na zasadzie „spray and pray”.
Jakie kryteria są dla Ciebie najważniejsze przy wyborze startupów do inwestycji?
Inwestuję głównie w spółki, które są założone w stanie Delaware i bardzo rzadko uciekam od tej reguły. Kryterium decydującym jest dla mnie charakterystyka foundera (founder-market-fit). To znaczy: czy założyciel ma przewagę konkurencyjną nad osobą z doliny krzemowej, która ma lepszy dostęp do wiedzy, kontaktów oraz kapitału. Zadaję sobie wtedy następujące pytania: czy dana osoba ukończyła dobrą szkołę; czy pracowała wcześniej dla dobrej firmy; czy sprzedała wcześniej firmę; czy rekomendują ją inni założyciele; czy założyciel ma potencjał, żeby zbudować jednorożca; czy założyciel jest otwarty na konstruktywną krytykę. Kolejnym kryterium jest to, czy założyciel potrafi sprzedać produkt do amerykańskiego klienta w dolinie krzemowej. To jest decydujące kryterium dla mnie. Jeżeli założyciel jest techniczny i potrafi sprzedawać, wtedy jestem bardzo zainteresowany. Finalnie analizuję, czy produkt rozwiązuje realny problem oraz co i jak mówią o produkcie użytkownicy. Ważnym elementem tej analizy jest uwzględnienie, czy założyciel rozumie swojego klienta i czy zbiera informacje zwrotne od swoich klientów.
Jakie branże najbardziej Cię interesują i dlaczego?
Interesują mnie bardziej założyciele startupów niż branże. Staram się nie gonić trendów, chociaż nie jestem głuchy na sygnały z rynku. Na marginesie przyznam się, że jest naprawdę trudno nie wpaść w bańkę spekulacyjną nawet przy bardzo starannej pracy jako anioł.
Jakie zmiany widzisz w ekosystemie startupowym w ostatnich latach?
Przełomowe technologie powstają nie tylko w dolinie krzemowej. Talent jest rozproszony po całym świecie, natomiast kapitał oraz kupcy startupów skoncentrowani są w kilku miejscach, np. San Francisco, NYC, Londyn, Tel Aviv. Nic nie stoi na przeszkodzie, by było więcej nowych hubów technologicznych, jak Estonia. Kolejny jednorożec może znów powstać w Bukareszcie czy Pradze. Zwiększa się rola założycieli z różnych diaspor narodowych w dolinie krzemowej oraz w Wielkiej Brytanii np. Czechow, Bułgarów i Rumunów oraz państw afrykańskich. Bycie przedsiębiorcą przestało być czymś egzotycznym i coraz więcej osób wybiera tę ścieżkę zawodową. Koszt założenia firmy technologicznej i zbudowania MVP zmalał diametralnie w ciągu ostatnich lat. Ryzyko osobiste jest coraz mniejsze również dla założycieli na etapie preseed.
Jakie są Twoje największe sukcesy i porażki jako anioła biznesu?
Moim największym sukcesem jest oczywiście inwestycja w Eleven Labs. Firma urosła w 18 miesięcy w jednorożca. Natomiast do porażek zaliczyłbym przegapienie inwestycji w GitLab, Bolt, Rappi, Verif. W Bolta nie zainwestowałem, bo spółka była zarejestrowana w Estonii. Natomiast w GitLab nie zainwestowałem, bo główny założyciel z Holandii był wyjątkowo techniczny i nie potrafił mnie przekonać, że potrafi sprzedawać. Jak okazało się później, bardzo się myliłem. Tak jak wspomniałem, czasami trzeba mieć więcej szczęścia niż rozumu.
Czy możesz opowiedzieć o najbardziej udanym projekcie, w który zainwestowałeś?
Eleven Labs jest na pewno bardzo dużo sukcesem. Od razu zwróciłem uwagę na wyjątkowy kaliber założycieli. Rozumieli świat inny niż polski. Po godzinach pracy w Londynie budowali produkt trochę z nudów.
W końcu rozwiązywali problem, z którym sami się borykali, czyli słabą jakością polskiego dubbingu. Z lokalnego problemu byli w stanie zbudować produkt dla odbiorcy globalnego. W czasie naszych interakcji byli skupieni i nie rozpraszali się mniejszymi problemami. Chcieli od razu zbudować firmę w dolinie krzemowej, opartą na amerykańskich wzorcach. Nie byli zainteresowani zostaniem lokalnym, europejskim graczem.
Jakie zasoby (książki, kursy, mentorzy) polecasz przyszłym aniołom biznesu?
Można przeczytać książkę Jasona Calconisa o inwestowaniu jako anioł biznesu. Wyjazdy do doliny krzemowej, Tel Awiwu lub Londynu mogą pomóc w znalezieniu następnego jednorożca oraz własnej przewagi konkurencyjnej. Najlepsza kursem inwestowaniem jest samo inwestowanie i pomaganie założycielom kontaktami oraz specjalistyczna wiedza. Założyciele nie szukają tylko pieniędzy, ale przede wszystkim autentycznych ludzi, którzy pomogą im w zbudowaniu firmy. Takie doświadczenie zwykle mają aniołowie. Każdy anioł biznesu ma jakąś przewagę konkurencyjną, która jest potrzebna founderowi.