Współtworzyłem pierwszy duży serwis społecznościowy w Polsce – Marcin Szeląg (cz. 1)

Dodane:

Adam Łopusiewicz Adam Łopusiewicz

Udostępnij:

Innowator w świecie polskiego internetu – tak można w skrócie opisać portal epuls.pl, który od 2002 roku interesował setki tysięcy internautów. Jego ówczesny rozwój jest godny podziwu i naśladowania. Dowiedzcie się jak zdobył popularność, co oferował użytkownikom i dlaczego upadł.

fot. Bitspiration 2013

Zdjęcie z konferencji Internet Beta 2013 dzięki uprzejmości Blue Cherry Studio

W pierwszej części rozmowy z Marcinem Szelągiem, obecnym partnerem krakowskiego funduszu inwestycyjnego Innovation Nest, dowiecie się jak wiele serwis epuls wniósł do Internetu. Nasz rozmówca omawia też, jak powinniśmy traktować Internet dzisiaj i przekonuje, że wbrew prognozom nadal jest popyt na serwisy społecznościowe. Wystarczy odpowiedniej grupie użytkowników zaproponować jedną, prostą, zrozumiałą dla wszystkich funkcję. Czego jeszcze może nas nauczyć historia epuls.pl?

Użytkownicy przedsiębiorcami

Czego nauczyła Cię przygoda z serwisem epuls.pl?

Przede wszystkim jak nieprzewidywalny jest Internet – w szczególności w obszarze produktów konsumenckich. Dla tych, którzy nie znają epulsa chciałbym najpierw wrócić do historii polskiego Internetu. Jego rozwój w Polsce dzielę na trzy etapy: 1. infrastruktura, 2. web 2.0, 3. social/wp-content/mobile. Pierwszy występował przed latami 2002/’03. W tym okresie powstawały główne usługi internetowe – portale, komunikatory, hostingi, stały dostęp do sieci. Drugi etap kończył się w latach 2007/’08. Rozkwit użytkowników, budowa sieci społecznościowych, w tym epulsa, który powstał w okolicach 2002 roku. Oprócz epulsa w tym samym czasie powstawały: Fotka.pl, Grono.net, a później dołączyły Goldenline, Nasza-klasa.pl a na świecie Facebook. Etap, z którym mamy do czynienia teraz, to dojrzewanie klasycznego Internetu (rozumianego jako www) i eksplozja Internetu w naszych urządzeniach mobilnych (app economy).

Od czego zaczęła się historia epuls.pl?

Prace nad epulsem zaczęły się mniej więcej w 2002 roku. Inspiracją do jego powstania był szwedzki serwis Lunar Storm. Był to serwis społecznościowy dla nastolatków, którzy mogli zakładać w nim profile, umieszczać zdjęcia, komunikować się. Wszystko jednak w formie anonimowej. To był czas kiedy raczej nie chodziło o utrzymywanie kontaktu z naszymi znajomymi a poznawanie nowych ludzi. Użytkownicy nie komunikowali się pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, używali pseudonimów, czyli popularnych nicków, które ich identyfikowały.

Pomysł na Epuls pojawił się w głowie Grzegorza Gorczycy. Grzegorz mieszkał bardzo długo w Szwecji i zaobserwował tam, co dzieje się wokół Lunar Stormu i to jak szybo rośnie i postanowił coś podobnego zrobić w Polsce. Na początku Grzesiek sam kodował. Powstała pierwsza wersja epulsa i szybko zaczęła gromadzić użytkowników. Epuls trafiał w dużą niszę, ponieważ wtedy nie było takich serwisów, było to coś nowego. Szybko powstała zaangażowana społeczność, fankluby, organizowano zloty.

Myślę, że można powiedzieć iż epuls był pierwszym serwisem społecznościowym w Polsce – przynajmniej dla swojego targetu. Drugą szybko rosnącą społecznością była Fotka, później Grono. Stare czasy – ze świetności tych serwisów niewiele już dzisiaj zostało.

Kiedy zacząłeś pracę w serwisie?

Do zespołu dołączyłem w 2007 roku. Rok wcześniej projekt pozyskał inwestycję z funduszu Holtzbrink Ventures. Był na etapie dynamicznego rozwoju i wzrostu liczby użytkowników. Lata 2007/’10 to okres kiedy epuls był na szczycie, przez jakiś czas był też serwisem numer 1 w Polsce pod względem czasu przypadającego na jednego użytkownika. Nikt nie mógł się z nami równać, mieliśmy kilkaset tysięcy zaangażowanych użytkowników, którzy codziennie logowali się na swoje profile i spędzali kilka dobrych godzin każdego dnia. Teraz w obliczu wszechobecnego Facebooka to nie robi wrażenia, ale wtedy to było coś.

Na samym początku moja droga była związana ze sprzedażą reklamy. Mając kilkaset milionów odsłon miesięcznie, byliśmy ciekawym medium reklamowym. To było krótkie w sumie doświadczenie, paro miesięczne, gdzie poznawałem, jak działał rynek reklamy internetowej w Polsce, jakie były… nie chcę mówić układy, ale jaka była struktura rynku, czyli jaką pozycję miały domy mediowe, jaką pozycję mieli reklamodawcy, jaką pozycję miały agencje reklamowe, sieci reklamy itd. Ten rynek był i jest bardzo specyficzny.

Opieranie modelu biznesowego na reklamie było dobrym rozwiązaniem?

Ze względu na specyfikę rynku reklamy internetowej, monetyzacja serwisu poprzez sprzedaż powierzchni reklamowej nie była najlepszym modelem. Zwłaszcza, że w tamtych czasach dominującą formą reklamową był display a nie akcje budujące zaangażowanie. Jeśli dodamy do tego target jaki przyciągał Epuls, czyli dzieci w wieku 12-17, to sprzedaż reklamy stawała się dużym wyzwaniem (teraz rynek reklamy digital wygląda zupełnie inaczej). Jednak to nie monetyzacja poprzez reklamę była głównym źródłem przychodów Epulsa. Serwis zarabiał na mikropłatnościach, które użytkownicy dokonywali za zakup usług w serwisie. Dlatego też, bardzo szybko zająłem się pracą nad produktem.

Praca przy rozwoju serwisu społecznościowego jest niesamowita, kiedy swoimi decyzjami (dobrymi i też tymi złymi) wpływamy na zachowania setek tysięcy użytkowników. Czasem wdrożenie mikro zmiany powodowało duże wzrosty w zaangażowaniu, a czasem bunt społeczności. Epuls był niesamowicie żywym organizmem, którego trzeba było się nauczyć. Pamiętam wdrożenie funkcji prezentów (znaną również z wczesnych dni Facebooka). To było niesamowite obserwować, jak szybko użytkownicy zaczęli z nich aktywnie korzystać.

Co jeszcze ich interesowało?

Epuls był serwisem, który pozwalał użytkownikom na dużą ekspresję swojej osobowości. Dzięki temu dawał możliwość poznania “wirtualnych” znajomych. Każdy występował na Epulsie pod swoim nickiem i kreował swój profil. Im był bardziej “odpicowany”, tym lepiej. Użytkownicy mogli też agregować się w klubach wokół konkretnych zainteresowań. Kluby były też oznaką pewnego statusu w epulsowej społeczności. Niektóre z nich miały po kilkadziesiąt tysięcy użytkowników, swoje władze, zasady, markę i logo. Z czasem kiedy zaczęło przyrastać użytkowników w danej lokalizacji, pojawiła się komunikacja ze znajomymi ze szkoły czy osiedla.

Zaangażowanie użytkowników, wynikało również z systemu punktów, które otrzymywało się za aktywność w serwisie. Puls – tak nazywał się ten system – był przyznawany za logowanie się na swój profil, czy wysyłanie wiadomości do innych użytkowników. To napędzało zachowanie użytkowników w serwisie. Im większy Puls tym wyższe miejsce w rankingu. Im wyższe miejsce w rankingu, tym większa rozpoznawalność w serwisie i wyższy status wśród użytkowników.

Epuls posiadał również swoją własną wirtualną ekonomię opartą o swoją walutę – Pulsar. Dzięki wprowadzeniu Pulsarów kwitła mikroprzedsiębiorczość wśród użytkowników. Ci, którzy posiadali umiejętności graficzne lub programistyczne oferowali swoje usługi innym użytkownikom. Tymi usługami było na przykład tworzenie grafiki na profil. Niektórzy byli w stanie zarobić naprawdę wysokie kwoty, świadcząc takie usługi. To jeszcze bardziej napędzało cały ekosystem Epulsa, który był wtedy unikalną formą rozrywki i spędzania czasu w Internecie.

Nasza-klasa wyssała czas internautów

Ile kosztowały pulsary?

Nie pamiętam. Można było kupować je w pakietach, za smsy. To nie były jakieś duże kwoty. Najdroższy pakiet kosztował w granicach 19 złotych. Pulsary były kupowane przez wielu użytkowników. W tych “dobrych czasach”, Epuls przyciągał trzysta tysięcy osób dziennie, (wynik dotyczy faktycznych osób – nie wizyt na stronę). Trzysta tysięcy młodych użytkowników angażowało się w tym serwisie każdego dnia. To pokazuje prawdziwą skalę, jeżeli weźmiemy pod uwagę, jaki wąski target był adresowany przez Epulsa.

Te pulsary były cały czas wymieniane pomiędzy użytkownikami, za różnego rodzaju usługi. Wiec jedni oferowali swoje usługi i w ten sposób zarabiali [pulsary – przyp. red.], inni – ponieważ nie mieli tych możliwości – kupowali je. To spowodowało, że powstała na Epulsie wirtualna ekonomia i to jest coś, co wyróżniało go na tle innych społeczności, które tego nie miały. Wydaje mi się, że do tej pory to jest unikalna cecha, która nie została nigdzie indziej tak mocna wykorzystana.

Jeżeli spojrzymy na nowe platformy typu Facebook, Twitter, Snapchat, Instagram, to nie ma w nich tych elementów. To też może dawać do myślenia, bo w zasadzie jeżeli patrzę teraz na Internet, to nie ma takiego miejsca jakie tworzyliśmy w ramach Epulsa. Czyli ci użytkownicy, którzy teraz mają od dziesięciu do kilkunastu lat, być może mają niezaspokojoną potrzebę uczestniczenia w takiej społeczności jaką był dawniej epuls.

Facebook na pewno nie realizuje tej potrzeby. Nie daje też takich możliwości, wyrażania się i kreowania swojego wizerunku, bo wszystko jest tam raczej standardowe i nie można mieć “odpicowanego” profilu. To jest, być może podpowiedź dla osób, które myślą o stworzeniu nowej społeczności, nowej platformy. Jest pewne miejsce na rynku, które nie zostało jeszcze zagospodarowane dla tego typu użytkowników.

Ale mimo tej unikalności, o której mówisz, czy innowacyjności, mówię o pulsarach, użytkownicy uciekli z portalu.

Od 2008 roku Nasza-klasa.pl [dziś nk.pl] była bardzo mocno promowana przez media i zaczęła wysysać użytkowników z wielu różnych serwisów internetowych. Dlatego, że w odróżnieniu do innych platform społecznościowych, Nasza-klasa bazowała na prawdziwych relacjach. Każdy występował pod własnym imieniem i nazwiskiem. To było coś nowego. Serwis stworzył strukturę, którą użytkownicy zaczęli w lawinowym tempie wypełniać swoimi danymi. Strzelam, że do dzisiaj NK posiada największą w Polsce bazę danych osobowych zarejestrowaną w GIODO.

Tak mocne wejście Naszej-klasy na pewno było jednym z powodów odejścia użytkowników z Epulsa, ale pewnie nie jedynym. Należy pamiętać, że Epuls zaczynał kiedy nie było wielu konkurentów. Każdy z nas ma ograniczony czas, dlatego wraz ze wzrostem usług każda walczy o nasze zainteresowanie. Wygrywają tylko te najciekawsze. Duże znaczenie ma również “network effect”. Im większa sieć, tym trudniej z nią walczyć.

Co jeszcze sprawiło, że liczba użytkowników była coraz mniejsza?

Kolejną rzeczą był model biznesowy Epulsa, który był oparty o płatne usługi od użytkowników, a było ich wiele. Nasza-klasa wystartowała jako całkowicie darmowa platforma. Dopiero później zostały wprowadzone eurogąbki i płatne usługi. Na początku to było takie proste narzędzie do tego, żeby się zapisać się do klasy, poszukać znajomych, nawiązać relacje i… no właśnie. Teraz Nasza-klasa ma zupełnie inne miejsce na rynku. Niestety również i ten produkt został zdetronizowany przez Facebooka.

Jak próbowaliście zapobiec “ucieczce” użytkowników?

Przewidując co może stać się z Epulsem, zaczęliśmy myśleć o innych produktach. Pod koniec 2007 roku powstał serwis Stylio.pl, który był pierwszą w Polsce społecznością, zorientowaną wokół mody i trendów. Ten serwis urósł bodajże do siedmiuset-ośmiuset tysięcy użytkowników w Megapanelu, był takim fajnym serwisem średniej wielkości na tamte czasy, który angażował głównie młode kobiety.

Oprócz Stylio zaczęliśmy rozwijać gry przeglądarkowe, głównie tekstowe. Mieliśmy grę, która była absolutnym hitem na rynku polskim [Prisonwars]. Przyciągnęła setki tysięcy graczy, w bardzo krótkim okresie czasu. Wtedy zmieniła się też moja rola, czyli bardziej z Product Managera Epulsa, zostałem osobą, która pracowała nad nowymi produktami w ramach spółki. Mieliśmy dostęp do bardzo dużej ilości użytkowników i zastanawialiśmy się jakie inne nowe produkty moglibyśmy im zaoferować.

Na samym początku trzeba być bardzo konkretnym

Powstanie Stylio było wynikiem analizy użytkowników Epuls?

Nie, tam była bardzo mała migracja pomiędzy użytkownikami Epulsa a Stylio. Chcieliśmy stworzyć zupełnie nową kategorię. To był wynik researchu związanego z tym, co się dzieje na świecie. Było kilka serwisów amerykańskich, które gdzieś zaczęły powstawać w obszarze mody i społeczności. W kategorii moda powstało kilka serwisów, które agregowały zdjęcia, czy też użytkownicy mogli wrzucać zdjęcia swojego ubioru, stylu, a inni to oceniali i komentowali.

De facto powiedzieliśmy sobie, że nie ma czegoś takiego w Polsce, widzimy, że być może jest szansa, że użytkownicy będą chcieli dzielić się swoimi zdjęciami i prosić ludzi o ocenę, co było bardzo ryzykowne. Teraz powiedzielibyśmy o wystawianiu się na hejt, wtedy de facto tak o tym nie myśleliśmy. Udało się nam stworzyć takie miejsce, które przekonało użytkowników do tego, że warto dzielić się swoim stylem. Muszę tutaj dodać, że nie byłoby to możliwe bez Joanny Kosman, która prawie od początku współtworzyła Stylio.

Jak patrzę z perspektywy czasu, Stylio był takim protoplastą Pinterestu. Jedną z kluczowych funkcji w Stylio, było wrzucanie zdjęć znalezionych w internecie. Były to głównie zdjęcia modowe, przedstawiające ciekawe stylizacje, ubrania, dodatki. Nie wyłapaliśmy, że to jest wartość dla użytkowników. Gdybyśmy to zrobili to prawdopodobnie mielibyśmy mniej więcej taką usługę, jaką teraz jest Pinterest.

Dlaczego tego nie zrobiliście? Czegoś zabrakło?

Nie wpadliśmy na to. Teraz kiedy widzimy jak rośnie Pinterest łatwo mówić, że trzeba było skupić się na zdjęciach. Co prawda użytkownicy Stylio korzystali z bardzo podobnych funkcji znanych teraz z Pinterestu, jednak my mieliśmy inna wizję rozwoju tego produktu. Postawiliśmy na treści, tak powstał magazyn Stylio. Następnie doszły ogłoszenia, gdzie użytkownicy mogli sprzedawać rzeczy ze swoich szaf.

Nie postawiliśmy na jedną bardzo konkretną rzecz. To też może być jakaś lekcja dla osób, które zaczynają cyfrowy biznes. Na samym początku trzeba być bardzo konkretnym. Najlepiej jedna, prosta, zrozumiała dla wszystkich funkcjonalność. Jeżeli ona przyciąga użytkowników i buduje zaangażowanie, to jest coś na bazie czegoś można rozwijać ten biznes dalej. Tego zabrakło w przypadku Stylio.

Druga część wywiadu zostanie opublikowana w najbliższy poniedziałek (1 września). Dowiecie się z niej, jak wiele jest „do zrobienia” w Polsce żeby utworzył się prawidłowy system wspierania gospodarki cyfrowej. Zapraszamy!