Zaciśnięte zęby, kreatywność i poszukiwanie rozwiązań pomagają przetrwać kryzys – Ewa Galant (Hashiona)

Dodane:

MamStartup logo Mam Startup

Zaciśnięte zęby, kreatywność i poszukiwanie rozwiązań pomagają przetrwać kryzys – Ewa Galant (Hashiona)

Udostępnij:

– Niezależnie od sytuacji nie można rezygnować z marzeń. Czasem trzeba zacisnąć zęby i uruchomić kreatywność oraz szukać nowych rozwiązań, aby przetrwać trudny okres. Dobrym przykładem z naszego rodzimego rynku jest Booksy, który najpierw zmuszony był zwolnić sporą liczbę swoich pracowników, ale później dzięki pivotowi znalazł sposób na wyjście z kryzysu obronna ręką – mówi Ewa Galant, współzałożycielka i CEO medycznego startupu Hashiona.

Wspomina, że jej firma działała zaledwie od 3 tygodni, kiedy świat zaczął zamykać swoje granice. Nie powstrzymało to jednak naszej rozmówczyni przed dalszym rozwojem Hashiona, czyli aplikacji mobilnej, która pomaga pacjentom chorym na Hashimoto i niedoczynność tarczycy śledzić symptomy choroby oraz dzielić się raportami z lekarzem. Rozmawiamy z Ewą Galant między innymi o początkach Hashiona oraz o trudnościach w budowaniu startupu w dobie koronawirusa.

Skąd wziął się pomysł na Hashiona?

Pomysł na Hashiona narodził się z moich własnych doświadczeń. Sześć lat temu zdiagnozowano u mnie chorobę Hashimoto i niedoczynność tarczycy. Drugim przyczynkiem była skala problemu. W Polsce aż 22% Polaków ma problem z tarczycą, a na całym świecie liczba chorych rośnie w zastraszającym tempie. W tym momencie jest to 300 milionów osób zdiagnozowanych globalnie, przy czym lekarze alarmują, że prawdziwa liczba chorych może być nawet dwukrotnie wyższa, ponieważ jest to choroba trudna do zdiagnozowania. W moim przypadku droga do postawienia diagnozy zajęła aż 8 lat.

Choroba Hashimoto to choroba autoimmunologiczna – dotyka cały organizm, osoby chorujące mogą mieć nawet do 45 różnych objawów. Żeby wejść w remisje. powinny – oprócz przyjmowania hormonów – zadbać również o dietę, zdrowy i regularny sen, aktywność sportowa, redukcję stresu, a także uzupełniać witaminy oraz makro i mikroelementy. To wszystko nie jest łatwe do optymalizacji, szczególnie jeżeli próbuje się to zrobić na raz, ale jest to absolutnie możliwe. I w tym właśnie pomóc ma aplikacja Hashiona.

Od czego zaczęłaś nad nią pracę?

Od wywiadów z pacjentami. Chciałam się upewnić, czy trudny dostęp do wiarygodnych źródeł informacji oraz problemy ze znalezieniem odpowiedniego lekarza spotkały tylko mnie, czy jest to powszechna sytuacja. Po zebraniu doświadczeń i opinii pacjentów przystąpiliśmy do prac nad produktem.

Kolejnym etapem było zbudowanie zespołu o konkretnych kompetencjach. Z Konradem Koniarskim, naszym CTO, poznaliśmy się kilka lat temu w Londynie, gdzie wspólnie działaliśmy w organizacjach non-profit. Wiedziałam, że jest bardzo doświadczonym deweloperem aplikacji mobilnych – dlatego zaprosiłam go do projektu.

Kolejne osoby, takie jak grafik designer, copywriter i marketing manager, dochodziły do nas wraz z rozwojem projektu. Następnie dostaliśmy się do programu pre-akceleracji ReaktorX, gdzie poznaliśmy naszego mentora Uldisa Leitertsa, doświadczonego przedsiębiorcę z Doliny Krzemowej.

A co na początku działalności sprawiło ci największą trudność?

Do startu tego projektu przygotowywałam się przez ostatnie 5 lat. Dzięki temu teraz dokładnie wiem, co powinniśmy zrobić i po prostu realizujemy nasz plan. Czasami zdarzają się nieprzewidywalne sytuacje, z którymi trzeba sobie poradzić. Oczywiście wybuch globalnej pandemii koronawirusa pokrzyżował nam plany i bardzo szybko musieliśmy dostosować się do nowej rzeczywistości. Ale ta sytuacja otworzyła nam też wiele nowych dróg.

Zanim zapytamy o wpływ koronawirusa na rozwój twojego biznesu, powiedz na jakim etapie jest Hashiona?

Aktualnie kończymy tworzenie MVP, który przekażemy w ręce pierwszych testerów. Mamy listę ponad 400 osób, które same się do nas zgłosiły, co pokazuje skalę tego problemu. (Wciąż można się dopisywać na testy na stronie internetowej: www.hashiona.com.) Nasz projekt spotkał się z zainteresowaniem firm farmakologicznych, z którymi rozmawiamy o partnerskiej współpracy, a na horyzoncie pojawia się także możliwość przeprowadzenia wspólnych badań klinicznych z ośrodkami badawczymi.

Najważniejsze jest dla nas to, by platforma realnie pomagała pacjentom. W tej chwili budujemy aplikację na platformy androidowe i już we wrześniu tego roku planujemy wypuścić gotowy produkt na rynek.

Za wcześnie jednak, aby w naszym przypadku mówić o znaczących sukcesach. Niemniej takim wyznacznikiem są dla nas partnerstwa, które już udało nam się uzyskać. Nawiązaliśmy współpracę z Alliance for Innovation, polsko-amerykańską fundacją wspierającą sztukę, kulturę i relacje biznesowe pomiędzy tymi dwoma krajami. Naszą mentorką została także Anna Łabno z chicagowskiego biura Boston Consulting Group, zajmująca się sektorem zdrowia. Mamy nadzieję, że pomoże nam zrozumieć lokalny rynek regulacji zdrowotnych w Stanach Zjednoczonych.

Najświeższym naszym sukcesem jest dostanie się do prestiżowego programu Stanforda „Re-build”, mającego na celu wypracowanie rozwiązań dla wyzwań czekających świat po wyjściu z pandemii COVID-19. Co jest istotne, w tej kwestii to fakt, że pacjenci z Hashimoto mają osłabiony system immunologiczny. Oznacza to, że są znacznie bardziej podatni na inne choroby. Dodatkowo z perspektywy systemu opieki zdrowotnej taki pacjent jest nawet trzy razy bardziej kosztowny niż przeciętny „zdrowy” pacjent.

Wspomniałaś wcześniej, że wybuch pandemii koronawirusa pokrzyżował wasze plany.

Koronawirus mocno nas zaskoczył. Nasza firma działała zaledwie od 3 tygodni, kiedy świat zaczął zamykać swoje granice. Byłam akurat na konferencji w Warszawie i ledwo udało mi się wrócić do domu do Londynu. Przez pierwsze dwa tygodnie byliśmy pełni obaw. Jak mamy w takich warunkach rozwijać produkt wspólnie z pacjentami, skoro nie możemy się z nimi spotykać? Jak mamy nawiązać współpracę i znaleźć partnerów, a później inwestorów do projektu? To był czas dużej niepewności.

Czy byłaś chociaż w jakimś stopniu przygotowana na kryzys?

Przez ostatnie 3 lata ze względu na poprzednią działalność zawodową bardzo dużo podróżowałam – praktycznie żyłam na walizkach. W styczniu odeszłam z pracy z myślą, że to czas by założyć Hashionę. Przestałam podróżować, wyprowadziłam się ze swojego mieszkania w centrum Londynu i przeniosłam do domu na obrzeżach.

Dzięki temu, gdy nadeszła pandemia byłam dobrze przygotowana – miałam ogród i rower. A tak na poważnie, z punktu widzenia założycielki startupu, nie ma znaczenia gdzie jesteś, jaka jest pogoda czy co się dzieje na świecie, bo większość swoich dni i tak spędzasz przed komputerem. Paradoksalnie koronawirus nam dość mocno pomógł – nowoczesne rozwiązania medyczne stały się centrum zainteresowania ekosystemu i inwestorów. Większość branżowych konferencji odbywa się teraz online co mi oszczędza mnóstwo czasu i pieniędzy na dojazdy oraz podróże.

Jakie wnioski na przyszłość wyciągnęłaś z obecnej sytuacji?

Żeby nie zmieniać swoich planów i nie rezygnować z marzeń tylko dlatego, że okoliczności się zmieniły. Uważam, że dostosowywanie się do szybko zmieniających się sytuacji i okoliczności jest jedną z najważniejszych cech, które powinien posiadać przedsiębiorca. Szczególnie ten działający w branży technologicznej.

Jak dalej zamierzasz rozwijać Hashiona?

Jeszcze przez jakiś czas rozwój Hashiony będzie prowadzony z mojego domowego biura, ale ambicje mamy duże. Już we wrześniu chcemy wypuścić aplikacje w języku angielskim i zacząć działać globalnie. Będziemy dalej rozwijać zespół i poszerzać funkcjonalność platformy na przykład o telemedycynę czy pakiety subskrypcyjne.

Chcemy być aplikacją typu „all-in-one” dla pacjentów z Hashimoto i niedoczynnością tarczycy, skupiającą społeczność wokół aplikacji, która w podstawowej wersji będzie darmowa. Chcemy mieć również realny wpływ na poprawę sytuacji pacjentów, przyczyniając się do rozwoju wiedzy i nauki o tej chorobie. Mamy nadzieję, że już niedługo uda nam się nawiązać partnerstwa z ośrodkami badawczymi w kraju i za granica. A w dalszej przyszłości? Kto wie, może będziemy w stanie pomóc również pacjentów z chorobami przewlekłymi, szczególnie tymi z podłożem autoimmunologicznym.

Co jest Twoim ulubionym zadaniem jako przedsiębiorcy?

“In God we trust, all others must bring data” mawiał W. Edwards Deming („W Boga wierzymy, ale wszyscy inni muszą przynieść dane”).  Jako inżynier staram się wszystko zrozumieć i w miarę możliwości przełożyć na liczby. Tak układam sobie świat.

Podobnie było, gdy zachorowałam. Najpierw skupiłam się na edukacji, pochłaniałam ogromną liczbę medycznych artykułów, starałam się w naukowy sposób zoptymalizować wszystkie czynniki, tak by doprowadzić do remisji choroby. Reemisja jest wówczas, gdy choroba zostaje „uśpiona”, symptomy znikają, a my możemy cieszyć się życiem tak jak dawniej. Dopiero gdy sama dobrze zrozumiałam sytuację, zaczęłam zastanawiać się jak mogę pomóc innym.

O czym trzeba wiedzieć, chcąc uruchomić startup medyczny?

O tym, że jest bardzo dużo specyficznych regulacji dla tego typu startupów. W wielu krajach są specjalne, wyśrubowane wręcz, wymagania dotyczące przechowywania danych medycznych. Ze względu na ich wrażliwość podlegają wzmożonej ochronie. I dobrze. To ważne byśmy budowali produkty technologiczne, które nie tylko niosą pomoc, ale są też bezpieczne i nie wywołują dodatkowych obaw u użytkowników.

Co radzisz właścicielom startupów z branży HealthTech, którzy obecnie walczą o przetrwanie?

Wśród startupów technologicznych, szczególnie tych skupionych na branży medycznej, panuje trend ogromnych wzrostów – cyfrowe terapie czy telemedycyna są teraz bardzo na topie. To nasze 5 minut, mamy niepowtarzalną szansę wspólnie zrewolucjonizować świat opieki medycznej.

Natomiast jestem świadoma, że nie wszystkie startupy są obecnie w tak dogodnej sytuacji. Część branż wciąż jest zamrożona lub dopiero powraca do normalnej działalności i tutaj sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana. Są również startupy, które „utknęły” pomiędzy kolejnymi rundami dofinansowania i muszą się zmierzyć nie tylko z odpływem klientów, ale także z pozyskaniem środków tzw. pomostowych, czyli dodatkowych pieniędzy pomiędzy kolejnymi rundami finansowania, które pomogą im przetrwać ten trudny okres. W Wielkiej Brytanii rząd utworzył nawet specjalny fundusz pomostowy dla startupów, o co mocno lobbowały organizacje związane z branżą.

Podsumowując, myślę, że niezależnie od sytuacji nie można rezygnować z marzeń. Czasem trzeba zacisnąć zęby i uruchomić kreatywność oraz szukać nowych rozwiązań, aby przetrwać trudny okres. Dobrym przykładem z naszego rodzimego rynku jest Booksy, który najpierw zmuszony był zwolnić sporą liczbę swoich pracowników, ale później dzięki pivotowi znalazł sposób na wyjście z kryzysu obronna ręką.