74% inżynierów zmieniłoby pracę, jeśli szłaby za tym podwyżka

Dodane:

Damian Jemioło, redaktor MamStartup.pl Damian Jemioło

74% inżynierów zmieniłoby pracę, jeśli szłaby za tym podwyżka

Udostępnij:

XXI wiek to nie rynek pracownika czy pracodawcy, ale specjalisty. Inżynierowie są na wagę złota. Nic dziwnego zatem, że firmy się o nich biją. Problem w tym, że tacy inżynierowie często już mają pracę. Co spowodowałoby, że chętnie by ją zmienili?

W Polsce brakuje nawet 80 tys. inżynierów

Jeszcze w 2018 r. firma Bergman Engineering przeprowadziła szacunki dot. zapotrzebowania na inżynierów na polskim rynku. Według ich danych Polska potrzebuje ok. 70–80 tys. tego typu specjalistów. To oznaczałoby, że zarobki inżynierów są piekielnie wysokie, prawda? W końcu patrząc, chociażby po IT, to właśnie wynagrodzenie gra pierwsze skrzypce w przypadku „kuszenia pracowników”. A przynajmniej było tak na początku.

Jednak z inżynierami sprawa nie jest taka prosta. Owszem, można znaleźć artykuły, które rzucają wręcz astronomicznymi kwotami. „Inżynierowie w Polsce zarabiają już 15 tys. zł!”, „Ile zarabia inżynier? Coraz częściej nawet 20 tys. zł!” itd. Jest jednak jedno wielkie ALE – owszem, takie zarobki są w Polsce możliwe, jednak tyczą się zaledwie 10% inżynierów. Tak pokazują, chociażby badania firmy Sedlak&Sedlak.

Ile zarabia inżynier? Nie są to kokosy

Portal Magazyn Przedsiębiorcy nie jest już taki optymistyczny i wskazuje, że średni zarobek inżyniera w Polsce to 5400 zł brutto, a mediana jest równa 6450 zł. Najwięcej zarabiają inżynierowie specjalizujący się w usługach telekomunikacyjnych. Tutaj jest to nawet 8000 zł brutto. I o ile nie są to jakoś wybitnie małe pensje, to nie oszukujmy się – w przypadku IT na podobnym poziomie wykwalifikowania można zarobić znacznie więcej.

W przemyśle paradoksalnie zarabia się stosunkowo niewiele. I to niezależnie od tego, czy jest się szeregowym pracownikiem, np. pakowaczem, czy wyspecjalizowanym inżynierem. Niewiele rzecz jasna w porównaniu do takiej branży jak wymieniane setki razy IT (to nie będzie zapewne ostatni raz, kiedy to porównanie się tutaj trafi).

Trzeba jednak podkreślić, że podwyżki wśród inżynierów owszem – będą. Co więcej, eksperci wskazują, że będą to podwyżki rzędu 5–7% rocznie.

Inżynierowie zmienią pracę, a nawet przeprowadzą się, jeśli pójdą za tym pieniądze

I tu dochodzimy do jednego z kluczowych aspektów zaadresowanego problemu. Co najczęściej powoduje, że inżynierowie zmieniają pracę? Płaca. Według raportu Bergman Engineering: „Badania motywacji inżynierów” aż 74% polskich inżynierów dokonałoby relokacji i zmieniło pracę, jeśli szłaby za tym podwyżka. Kolejne 11% wskazało, że ważna jest możliwość nabycia nowych kompetencji, a dla 4% istotna jest renoma firmy. Pozostałe 11% z kolei podkreśla atrakcyjność lokalizacji.

A zatem bezprecedensowo wygrywają tutaj pieniądze. O jakiej więc podwyżce mówimy? 95% przebadanych inżynierów wskazało jasno – minimum 15% więcej. Pozostałe 5% zadowoliłaby podwyżka rzędu 10–15%.

Bergman Engineering podkreśla jednak, że według ich danych – 80% inżynierów otrzymało kontrofertę od swoich pracodawców, gdy tych kuszono nowymi stanowiskami. Najczęściej polegała ona na podwyżce do poziomu, który oferowała konkurencyjna firma.

Gdzie jest największe zapotrzebowanie na inżynierów?

Ktoś zada pytanie – czemu relokacja jest nieodzownie wymieniana przy pytaniu o zmianę pracy? Zawód inżyniera dość trudno wykonywać zdalnie. Trzeba być na miejscu i to przede wszystkim w okręgach przemysłowych. Przemysł w Polsce zatrudnia ok. 31,2% wszystkich osób i odpowiada za ok. 25% PKB.

Jednak nie wszystkie miasta i regiony w Polsce są uprzemysłowione. Najbardziej w tym aspekcie wyróżniają się Śląsk, Dolina Lotnicza (północne i północno-zachodnie Podkarpacie), Pomorze, Łódź i Warszawa. I to właśnie do tych okręgów najczęściej ściągani są inżynierowie.

Mimo to coraz więcej firm otwiera się na możliwość pracy zdalnej, choć w przemyśle jest ona dość skomplikowana. Zwłaszcza bez przejścia rewolucji przemysłu 4.0. Jest to o tyle problematyczne, że według badań australijskiego rządu do 2026 r. ok. 75% miejsc pracy w najszybciej rozwijających się branżach będzie wymagać umiejętności tzw. STEM (science, technology, engineering, mathematics).

IT podbiera potencjalnych inżynierów?

Nowy polski inżynier to inżynier 4.0, który będzie musiał równie dobrze poruszać się w scyfryzowanym i zautomatyzowanym świecie, co tym fizycznym. Może to być jednak o tyle problematyczne, że polskie firmy dość opornie się digitalizują i nie bardzo widzą potrzebę rozwijania kompetencji cyfrowych swoich pracowników. Przemysł w Polsce jest również dość konserwatywny, a czwarta rewolucja nadal jest czymś, w czym wyprzedza nas przemysł niemiecki lub włoski.

Co zatem zrobić z 80 tys. dziurą? Czekać lub ściągać specjalistów z zagranicy. Albo jeszcze bardziej się cyfryzować, bo nie sądzę, że szybko zostanie załatana przez polskich ekspertów. Dlaczego nie jestem tak optymistyczny? Bo umysły techniczno-matematyczne są skutecznie drenowane przez branżę IT.

Widać to chociażby po roku akademickim 2019/2020. Najpopularniejszymi kategoriami studiów w tym roczniku były kierunek lekarski (ok. 35 tys. osób), a na 2. miejscu – informatyka (ponad 32 tys. osób). Budownictwo znalazło się na 9. miejscu (ponad 11 tys. studentów), zarządzanie i inżynieria produkcji na 11. (9,3 tys.), automatyka i robotyka na 13. (prawie 9 tys.), a mechanika i budowa maszyn na 16. (8,1 tys.).

Jeśli ktoś ma zacięcie do bardziej technicznych, matematycznych czy statycznych projektów – prędzej wybierze IT niż inżynierię, bo tam zwyczajnie więcej zarobi, nie będzie tak mocno uzależniony od geolokalizacji i będzie pracować w młodszej, elastyczniejszej organizacji. To właśnie te czynniki niejednokrotnie wygrywają z dość skostniałym przemysłem.