Zespół odpowiedzialny za Phibox zwyciężył w konkursie Startuj z Mazowsza w kategorii „Social Impact”, a dwa miesiące później został wyróżniony w programie akceleracyjnym Mazovian Startup. Przy tej okazji rozmawiamy z pomysłodawczynią przedsięwzięcia – Dorotą Matczak – o jej startupie.
Skąd pomysł, aby rozwijać startup wspierający dzieci w walce z wadami postawy? Co Cię zainspirowało, aby postawić na ten biznes?
Niektórzy od razu wiedzą, co chcą robić w życiu, i dlaczego. U mnie ścieżka do miejsca, w którym jestem dzisiaj, wyglądała odrobinę inaczej. Do pracy jako fizjoterapeutka poszłam od razu z dyplomem ukończenia studiów licencjackich. Motywowały mnie chęć i potrzeba, by jak najszybciej rozpocząć pracę z pacjentami, a także związane z tym wyzwania. Trafiłam do Ośrodka Dziennej Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży i to wtedy poczułam swego rodzaju powołanie.
Zdałam sobie sprawę z tego, że chciałabym związać moje życie zawodowe z terapią dzieci z wadami postawy i skoliozą. Bardzo mnie jednak rozczarował ówczesny stan rehabilitacji i fizjoterapii, ponieważ nie przystawał do mojej wizji nowoczesnej terapii.
Niektóre doświadczenia były zwyczajnie frustrujące. Ta niemoc systemu ochrony zdrowia w dziedzinie bliskiej mojemu sercu zmotywował mnie do otwarcia własnej kliniki. Od otwarcia pierwszej placówki na Białołęce właśnie minęło 7 lat, a w połowie 2022 r. otworzyliśmy drugą. Od samego początku inwestowaliśmy w najlepszy sprzęt i najlepszych specjalistów, a w międzyczasie zaczęły kiełkować pomysły na autorskie urządzenia i metody pracy z dziećmi z wadami postawy.
Jak wyglądały początki Phibox – pojawił się pomysł i co było dalej?
Prace nad pierwszą kliniką Active Place zbiegły się z macierzyństwem – w chwili jej otwarcia mój syn Jeremi miał roczek. Jak się okazało, obecny honorowy ambasador urządzenia Phibox, wymagał fizjoterapii kończyn dolnych. Terapia bardzo go nużyła – była nudna, do bólu powtarzalna i przewidywalna, nie było w niej ani krztyny frajdy, która byłaby go w stanie zmotywować do pracy i wysiłku. I to nie był problem tylko mojego syna, bo szybko zaobserwowałam go u moich pacjentów.
Również inni rodzice w rozmowach ze mną potwierdzali moje spostrzeżenia. Prawda tymczasem jest taka, że aby postawa ciała była zdrowa i prawidłowa, ćwiczenia muszą być regularne. A to może skutkować spadkiem motywacji. Dzieci odmawiały współpracy z rodzicami w domu, a na zajęciach robiły wszystko, by tylko w nich nie uczestniczyć. Rodzice tracili cierpliwość i po kilku miesiącach rezygnowali ze zmuszania dzieci do terapii. Mijało trochę czasu i podejmowali ponowną próbę fizjoterapii, lecz schemat się powtarzał.
To utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę stworzyć coś własnego – coś, co zastąpi drętwe, nijakie ćwiczenia, dzięki czemu dzieciaki będą same się rwały do terapii. Nawiązałam kontakty na Politechnice Warszawskiej, wróciłam na moją macierzystą uczelnię, czyli Warszawski Uniwersytet Medyczny, rozpoczęłam rekrutację programistów, inżynierów, game developerów. Powołałam do życia interdyscyplinarny zespół, który krok po kroku zaprojektował od zera i następnie zbudował urządzenie do fizjoterapii kończyn dolnych wykorzystujące algorytmy sztucznej inteligencji i grywalizację w postaci interaktywnych gier wideo dostosowanych dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. To był strzał w dziesiątkę.
Z jakimi problemami borykałaś się w początkowej fazie rozwoju projektu?
Przede wszystkim musiałam połączyć dwa światy: programistów i fizjoterapeutów. Potrzeba było dużo czasu, żebyśmy zaczęli się wzajemnie rozumieć. Nie da się przecenić tego, ile się wtedy nauczyliśmy od siebie. Oprócz tego dwa miesiące po rozpoczęciu prac wybuchła pandemia, a my musieliśmy nagrać ruchy ponad 100 dzieci. Nie mogliśmy pracować w dużych zespołach, więc zapraszaliśmy dzieci z rodzicami do naszego laboratorium pojedynczo, co wydłużyło cały proces. Gdy powstał prototyp, pandemia nadal trwała w najlepsze, więc ponownie mieliśmy ograniczone możliwości. Na szczęście i temu wyzwaniu podołaliśmy, bo testy udało nam się przeprowadzić w zaprzyjaźnionych ośrodkach. Były zresztą niezwykle udane, bo helpdesk działał non-stop i poprawiliśmy dziesiątki rzeczy.
Na jakim etapie dzisiaj jest Phibox? Co w trakcie pracy nad projektem uległo zmianie względem pierwszej koncepcji?
Nasze urządzenie jest niewielkie i lekkie. Przypomina model statku kosmicznego inspirowanego filmami science-fiction sprzed ponad półwiecza. Phibox posiada miniaturowy komputer, na którym jest cały software, i kamerkę, która monitoruje precyzję wykonywanych przez dziecko ćwiczeń. Na jakim jest etapie? Skończonym – nasz produkt jest na rynku, posiada atest Ministerstwa Zdrowia jako produkt medyczny, pyta o niego coraz więcej klinik i ośrodków z całej Polski. To bynajmniej nie znaczy, że nie rozwijamy go. Robimy wszystko, by był jeszcze dokładniejszy, a gry jeszcze bardziej interesujące i wciągające. Ale początkowo mieliśmy odrobinę inną wizję jego wyglądu i funkcjonalności. Były plany, by kamerek było o dwie więcej, a urządzenie miało kształt półksiężyca. Porzuciliśmy te plany na rzecz większej poręczności i możliwości zabrania go np. na wakacje.
W jaki sposób projektowałaś rozwiązanie? Jakie rozwiązania zastosowałaś, aby wyeliminować nudę w ćwiczeniach rehabilitacyjnych i podtrzymać motywację u najmłodszych?
Nuda jest w fizjoterapii i rehabilitacji dziecięcej niezwykle groźna. Mogłam to zresztą zaobserwować u mojego syna. Fizjoterapia oznacza miesiące pracy nad sylwetką, a bywa, że i lata, aby efekty był trwałe i zadowalające. Dzieci teoretycznie wiedzą, dlaczego powinny wykonywać ciągle takie same ćwiczenie, zawsze w taki sam sposób.
Mimo to, gdy nie czują żadnego bólu, a terapia przestała im sprawiać przyjemność, przestają się starać. My dorośli, idąc na siłownię lub basen, mamy inaczej – nam precyzyjna powtarzalność, np. w przypadku martwych ciągów, nie przeszkadza. Wiemy, dlaczego tak ćwiczymy i co nami kieruje. U dzieci taki mechanizm dopiero się wykształca. Więc od samego początku wiedzieliśmy, że elementy radości i przyjemności, które będą motywować do dalszej ciężkiej pracy, to tzw. must-have.
Dzieci uwielbiają gry komputerowe, ale oprócz frajdy nic z nich zazwyczaj nie czerpią. My postanowiliśmy to przełamać i zastosować interaktywne gry wideo jako czynnik angażujący i motywujący. Po pierwsze, napisane przez nas gry są dla dzieci w wieku 5-11 lat niezwykle ciekawe. Po drugie, nie zdobędą punktów w grze i nie przejdą w nich dalej, jeśli nie wykonają poprawnie zadanych ćwiczeń.
Co ciekawe, nie kierujesz Phibox wyłącznie do jednej grupy odbiorców, np. do rodziców dzieci z wadami postawy, ale zarówno do rodziców, jak i do fizjoterapeutów. Czym w obu przypadkach różni się rozwiązanie oferowane przez Twój startup?
Zgadza się, nasze urządzenie jest już dostępne w dwóch wersjach: Clinic i Care.
Jak sama nazwa wskakuje, pierwsze z nich jest wykorzystywana w klinikach fizjoterapeutycznych w pracy terapeutów z młodymi pacjentami. Z drugiej dzieci mogą korzystać same, pod okiem rodziców lub opiekunów, a podstawową różnicę stanowi zastosowany interfejs.
Dodatkowo wersja Clinic posiada wbudowany moduł AI, który można wyłączyć, przełączając urządzenie do trybu manualnego. Jest to pomocne rozwiązanie dla fizjoterapeutów, którzy instruują dziecko w gabinecie, jak wykonywać poszczególne ćwiczenia. Funkcja ta jest również niezwykle przydatna w fizjoterapii dzieci z zaburzeniami neurologicznymi.
Z kolei wersja Care posiada rozbudowany interfejs webowy umożliwiający zdalne monitorowanie przez fizjoterapeutę postępów młodego pacjenta, który ćwiczy w domu. Pozwala to też zmieniać zestaw wykonywanych ćwiczeń. Urządzenie w tej wersji posiada również opcję rocznego planu treningowego. Moduł kinematyczny wykorzystujący algorytmy sztucznej inteligencji w tej wersji urządzenia jest zawsze włączony.
Skąd pomysł, aby zdywersyfikować grupy odbiorców? Z jednej strony to podejście, które zabezpiecza biznes, ale z drugiej może być kosztowne, bo np. inaczej będą wyglądać działania marketingowe skierowane do tych dwóch grup odbiorców.
Mamy na uwadze przede wszystkim dobro pacjentów i ich rodziców. Gdyby nasze urządzenie było dostępne wyłącznie w jednostkach ochrony zdrowia, publicznych i prywatnych, oznaczałoby to, że terapia byłaby prowadzona rzadziej i była ostatecznie droższa i bardziej męcząca dla dziecka i rodziców. Stąd pomysł na wersję domową, która zresztą wcześniej nazywała się „@ Home”. Tę wersję domową można też wrzucić do walizki i pojechać na wakacje. Jak wspomniałam, urządzenie jest leciutkie, nie waży nawet 1 kg i można je śmiało wrzucić do walizki. Dzięki temu dzieci nie mają przerw w terapii. Rodzice chwalą sobie to rozwiązanie i sama mogę potwierdzić, że Jeremi na wakacjach też regularnie ćwiczył.
Skoro rozmawiamy o modelu biznesowym, chciałbym zapytać o sposób nabywania Phiboksa. Mogę go albo wypożyczyć, albo kupić. Z Twoich dotychczasowych doświadczeń wynika, że który model lepiej się sprawdza?
Obecny model wypracowywałam z mentorami i ostatecznie są dwie ścieżki. Phiboksa w wersji Clinic może nabyć centrum rehabilitacji lub klinika fizjoterapii. Z kolei wersję Care można od nas wypożyczyć. Obydwie ścieżki się sprawdzają, ponieważ posiadają zalety, których poszukują nasi klienci. Rodzice poszukują elastyczności, a kliniki urządzenia na własność. Nie można więc jeden do jednego porównywać tych ścieżek, ponieważ adresują one zupełnie inne potrzeby.
Jak w kolejnych miesiącach zamierzasz rozwijać PhiLabs? Jakie biznesowe cele zamierzasz osiągnąć do końca 2023 roku?
Rok 2022, pomimo wszystkich kryzysów, był dla nas paradoksalnie bardzo udany. Skalujemy naszą działalność. Zaistnieliśmy w mediach. Jesteśmy zapraszani na konferencje. Rozpoczęliśmy internacjonalizację i szykujemy się do podboju niemieckiego rynku medtech. Niedługo zadebiutujemy na giełdzie. Mamy na oku kolejne rynki zagraniczne, a także powiększa się nasze grono inwestorów. Nie pozostaje mi nic innego, jak wierzyć, że w 2023 r. będzie nam szło równie dobrze. O ile, oczywiście, nie lepiej.
Przeczytaj również 👉 Przyglądamy się finałowej „jedenastce” konkursu Startuj z Mazowsza