1. Stabilność firmy
Krzysztof Wende, współtwórca aplikacji do zamawiania podwózek, którą w wieku 19 lat sprzedał kolumbijskiej korporacji, zanim rozpoczął pracę nad swoim biznesem obawiał się braku stabilności finansowej. – Oczywiście nie chodzi o to, żeby mieć co do garnka wrzucić, ale stabilność samej firmy – mówi Wende. Strach paraliżował go dlatego, że nawet w przypadku sprawdzonego biznesu istnieje ewentualność, że nie pozwoli ona na utrzymanie przychodu, który przełoży się na rozwój firmy.
– Taki problem występuje zwłaszcza gdy projekt, którym ma zajmować się firma, jest jednym wielkim eksperymentem – dodaje. Jeszcze więcej stresu młodego przedsiębiorcę kosztuje ryzyko, czy uda się zapłacić czynsz i wynagrodzić współpracowników. To koszty, od których nie da się uciec, nawet gdy wszyscy w zespole pracują za darmo. – Nie sposób znaleźć zespołu, który potrafi wykonać wszystko – zawsze trzeba poszukać podwykonawców, zadbać o przestrzeń do pracy, opłacić księgowość i ZUS – mówi.
2. Czasochłonność
Prowadzenie firmy jest czasochłonne. Co gdy właścicielem jest młodzieniec, który musi pogodzić biznes z nauką w szkole? Musi podjąć ryzyko, najczęściej większe niż inni. – Rejestracja działalności niosła ze sobą dużą odpowiedzialność. Przede wszystkim bałem się, czy będę w stanie pogodzić wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem biznesu (zamówienia materiału, tworzenie samego produktu, produkcja, marketing, księgowość, prowadzenie profili społecznościowych itp.) – mówi Karol Wojcik z firmy HOLDIS.
Od ponad roku zajmuje się tworzeniem wyjątkowych stolików w kształcie miast. Jak przyznaje w rozmowie z nami, po założeniu działalności oraz oficjalnej premierze produktów, tak jak zakładał – spadło na niego mnóstwo obowiązków. – Na przestrzeni miesięcy nawiązałem współpracę z firmam, które uczestniczą w produkcji stolików. Rozszerzyłem oraz uprościłem ofertę sklepu internetowego, co zmniejszyło ilość pytań od klientów dotyczących naszej oferty – dodaje.
3. Płynność sprzedaży
Jedna z obaw przed rozpoczęciem działalności dotyczyła płynności sprzedaży. Choć Wójcik znał swój produkt bardzo dobrze, podobał mu się jego wygląd oraz charakter, nie miał pewności, czy inni potencjalni klienci podzielą jego zdanie i zdecydują się na zakup. – Tutaj potrzebny był czas i aktywne prowadzenie profili społecznościowych. Klienci zaufali naszej marce i pojawiły się pierwsze większe zamówienia – mówi Karol Wójcik, założyciel HOLDIS.
Na szczęście w rozwoju HOLDIS pomaga teraz osoba odpowiedzialna za sprzedaż, więc Wójcik ma nieco mniej obowiązków na głowie. Niebawem za kampanie reklamowe promujące produkty firmy będą odpowiedzialne agencje. – Wszystkie te zmiany znacznie ułatwiają moją pracę i pozwalają skupiać się na rozwoju działalności – mówi Karol Wójcik.
4. Nadopiekuńcze państwo
Podobne obawy przed rozpoczęciem własnej działalności miał Bartłomiej Tokarski, 19-letni przedsiębiorca, założyciel platformy GoodContent skupiającej copywriterów. – Gdybym miał wskazać jedną rzecz, której się najbardziej bałem, wybrałbym brak product-market fit – mówi Tokarski. Dodaje, że na początku było ciężko dostosować produkt do wymagań klientów, ale dzięki lekturze książek o tematyce Lean Startup powoli dochodził do coraz większego zadowolenia kontrahentów z produktu.
– Wprowadzałem stopniowo drobne zmiany, zgodnie z zaleceniami Erica Riesa, pioniera tej filozofii. Zawsze czytałem dużo książek o tematyce biznesowej, gdyż wychodziłem z założenia, że lepiej uczyć się na czyimś doświadczeniu niż swoich błędach – dodaje. Zapytany o inne obawy odpowiada, że bał się (nad)opiekuńczego państwa. – Ten powód okazał się być zupełnie naciągany i rozdmuchany przez media – nie miałem jakichkolwiek problemów w kontaktach z urzędnikami – mówi Bartłomiej Tokarski.
5. Konsekwencje
Dodaje, że wszystkie spotkania z urzędnikami przebiegały w napiętej atmosferze, ale było to spowodowane zasłyszanymi opowieściami znajomych (często dużo starszych) przedsiębiorców. – Wydaje mi się jednak, że mimo wszystko trochę się w ostatnich kilkunastu latach pozmieniało – dodaje. O zainteresowanie produktem martwił się także Mateusz Mach, twórca aplikacji Five app. – Bez wątpienia bałem się reakcji przyszłych użytkowników na ponad pół roku mojej ciężkej pracy – mówi.
Wspomina, że gdy jesteś w pełni zaangażowany w swój projekt, zaczynasz myśleć o każdej potencjalnej interakcji użytkownika, a w przypadku Five app, szczególnie w trakcie drugiej wersji projektu, tych możliwości było bardzo dużo. – Myślę, że może wiązać się to z odpowiedzialnością za osoby, z którymi współpracujesz. Jako product manager masz bardzo duży wpływ na rozwój produktu i decyzje, które podejmujesz przekładają się na cały zespół. O ile twoje założenia się nie sprawdzą, konsekwencje ponosi cały zespół – dodaje Mach.
Dać radę
Poza tym, na pewno sporym wyzwaniem w przypadku Mateusza Macha było połączenie matury międzynarodowej z dodatkowym projektem. – W porównaniu do polskiej matury, egzamin IB zakłada dużo prac pisemnych i projektów praktycznych i wymaga o wiele większego zaangażowania. Było ciężko, ale finalnie dałem radę – mówi Mach.