W jednym z fragmentów zeszłorocznego raportu „Czwarta rewolucja przemysłowa i jej wpływ na rynek pracy” opracowanego przez Instytut Analiz Rynku Pracy dla PARP przeczytamy: „Do roku 2030 operatorzy maszyn i monterzy mogą być narażeni na ryzyko automatyzacji przekraczające 60%, ponieważ wykonują proste czynności, dające się stosunkowo łatwo zastąpić pracą maszyny”.
W innej części tego samego dokumentu przeczytamy jednak, że „Czwarta rewolucja przemysłowa zmienia charakter wielu miejsc pracy i przyczynia się do tworzenia nowych. Otwiera też nowe możliwości dla pracowników posiadających kwalifikacje i umiejętności związane z nowymi technologiami”.
To jak to w końcu będzie – roboty zabiorą czy dadzą nam pracę? Zapytaliśmy o to Marcina Budzewskiego, eksperta Instytutu Analiz Rynku Pracy.
Roboty zabiorą i nie zabiorą nam pracy
– Roboty (a częściej automatyzacja wykonywanych dotychczas zadań) rzeczywiście zabiorą nam pracę, ale tylko w tych branżach, gdzie będzie się to opłacało i w tych firmach, które będą mogły sobie na to pozwolić – mówi Marcin Budzewski.
Zdaniem eksperta IARP problem utraty pracy na rzecz robotów nie będzie jednak dotyczył większości zatrudnionych w przemyśle: – W niektórych zawodach istnieje realna szansa na to, że dotychczasowi pracownicy: monterzy, operatorzy prostych maszyn czy spawacze, znajdą pracę przy obsłudze robotów przemysłowych. Te wszystkie urządzenia wymagają programowania, ale niekoniecznie z wykształceniem wyższym. To nie jest tak, że większość programistów w Polsce kończyła studia informatyczne. To nawet nie chodzi o to, czy to będzie skomplikowane. Patrząc na obecne stawki płacowe programistów z wyższym wykształceniem, myślę, że powstaną programy, które pozwolą taką maszynę łatwo zaprogramować. Popatrzmy np. na postęp w rozwoju telefonów komórkowych – dzisiejsze smartfony w dużej części możemy zaprogramować my sami – użytkownicy, bez wiedzy specjalistycznej.
Wielkie migracje
Wraz z postępującą automatyzacją czeka nas jednak nieuchronna transformacja gospodarki, wielkie przemieszczanie grup pracowników pomiędzy sektorami. Jak mówi Marcin Budzewski z IARP, tych zmian nie unikniemy:
– Na pewno będziemy obserwować przechodzenie do innych działów gospodarki pracowników, do tych sektorów, których nie da się łatwo zautomatyzować. Nadal będą potrzebne osoby, które będą wykonywały zadania proste. O ile możemy sobie wyobrazić w pełni zautomatyzowany magazyn lub w dużej mierze obsługiwany przez roboty zakład produkcyjny, to już trudniej wyobrazić sobie np. w gastronomii, hotelarstwie, budownictwie, logistyce (tu w szczególności ważna i rosnący popyt na kurierów), czy rolnictwo. Zauważmy również, że już teraz na rynku mamy niedobór pracowników, firmy, które szukają pracowników, mierzą się z problemem, aby ich znaleźć. Poszukiwane są głównie osoby z wykształceniem podstawowym i średnim branżowym – obecni pracownicy niższych szczebli, zatrudnieni obecnie w zakładach produkcyjnych. W tych sektorach mają szansę znaleźć zatrudnienie zwalniani.
Sektory, o których mówi ekspert IARP, to w dużej mierze te, które GUS w swoim raporcie wymienia jako „deficytowe” (budownictwo, gastronomia) – brak w nich ludzi, teoretycznie mamy więc przestrzeń do zatrudniania osób tracących pracę na skutek automatyzacji zakładów produkcyjnych (choć oczywiście niewielka mobilność polskiego pracownika może zdecydowanie utrudnić ten proces).
Automatyzacja dotknie najliczniejsze grupy zawodowe
Jak dużej grupy Polaków z wykształceniem zawodowym będzie dotyczył problem utraty pracy na skutek automatyzacji? Pewnych wskazówek dostarcza raport GUS „Zapotrzebowanie rynku pracy na zawody z systemu szkolnictwa zawodowego”, według dokumentu obecnie osoby z wykształceniem podstawowym i średnim znajdują zatrudnienie przede wszystkim jako sprzedawcy (17,2% ogólnej liczby zatrudnionych w zawodach szkolnictwa zawodowego (KZSZ), 930,8 tysiąca osób), kierowcy-mechanicy (7,8%, 422,7 tysiąca osób), technicy prac biurowych – 191,9 tys. osób (3,5%), magazynierzy-logistycy –183,3 tys.osób (3,4%) oraz technicy administracji –176,7 tys. osób (3,3%).
Z tego zestawienia widać, że automatyzacja pozbawi pracy osób zatrudnionych w najliczniej reprezentowanych zawodach, w szczególności sprzedawców (masowe przenoszenie działalności do internetu; już dzisiaj mamy cztery tysiące mniej sklepów niż przed dekadą), mechaników (ale nie kierowców, zapotrzebowanie na kurierów wraz z boomem na zakupy online rośnie), jak również pracowników biurowych. Zagrożeni utratą pracy są przede wszystkim mężczyźni. Jak przeczytamy w raporcie IARP i PFR:
„Największe długoterminowe ryzyko utraty pracy w związku z automatyzacją stoi przed mężczyznami o niskim poziomie wykształcenia (50%). W dłuższej perspektywie czasowej mężczyźni mogą być narażeni na większe ryzyko związane z automatyzacją (34%) niż kobiety (26%), ponieważ istnieje większe prawdopodobieństwo, że zostaną zatrudnieni sektorach związanych z ręcznym wykonywaniem zadań, takich jak produkcja oraz transport i magazynowanie”.
Które zawody znikną?
Jedno jest pewne – część miejsc pracy bezpowrotnie zniknie, a do podjęcia nowej pracy trzeba będzie się przekwalifikować, choć, jak widać z wypowiedzi eksperta IARP, nie będzie to zadanie niewykonalne, wykluczające pracowników z rynku pracy na długi czas. Kto w szczególności będzie musiał pomyśleć o przekwalifikowaniu się?
Operator maszyn, monter i spawacz
Jak wskazuje raport „Czwarta rewolucja przemysłowa i jej wpływ na rynek pracy wszelkie prace proste, powtarzalne, nie wymagające szybkiej ingerencji człowieka, będą automatyzowane, dłużej niezagrożone pozostaną te bardziej wymagające. Roboty grożą więc masowym odbieraniem pracy monterom i operatorom maszyn, ale z drugiej strony, jak kilka akapitów wyżej zaznaczał Marcin Budzewski, część z zatrudnionych, po przekwalifikowaniu, znajdzie pracę przy kontroli i dostrajaniu pracy maszyn.
Magazynier
Obok zakładów produkcyjnych to logistyka stoi na drugim miejscu pod względem tempa wdrażania robotyzacji. Roboty intralogistyczne są efektywniejsze niż ludzie (przenoszą więcej i w krótszym czasie) i mogą pracować 24h/dobę, a ostatnie osiągnięcia (w tym również polskich startupów), pokazują, że roboty są już również precyzyjne i potrafią omijać przeszkody – nie muszą poruszać się liniowo. Stąd też w niedługiej przyszłości we wnętrzach magazynów dużych firm ciężko będzie spotkać człowieka.
Pracownik administracji/ pracownik biurowy
Nie tylko pracownicy z niższym wykształceniem, w szczególności pracownicy fizyczni, ale również Ci po studiach mogą również stracić źródło utrzymania. Nie tylko zadania pracowników zakładów produkcyjnych, ale również tych wykonujący prace biurowe i obsługę klienta w praktycznie każdym dziale gospodarki zostaną w mniejszym lub większym stopniu zautomatyzowane. W rozmowie z PAP prof. Andrzej Sobczak z SGH mówi tak: – Część firm w działach obsługi klienta czy w call center wdraża już tzw. Voiceboty. Komputer wysłucha klienta, zinterpretuje to, co dana osoba mówi i udzieli odpowiedzi. Jeden z wrocławskich startupów – Infermedica – stworzył na przykład program, który na podstawie podawanych przez rozmówcę informacji stawia diagnozę medyczną – w tym określa prawdopodobieństwo zakażenia koronawirusem.
Zawody „offline” na celowniku
Transformacja technologiczna już teraz zabiera pracę zatrudnionym w fizycznych placówkach branży finansowej, w tradycyjnej poczcie i pracownikom sklepów stacjonarnych. W jaki sposób? Poprzez przenoszenie tych usług do internetu. W tych przypadkach nie widzimy wpływu automatyzacji i robotyzacji tak bezpośrednio jak w fabrykach, ale w wymienionych przypadkach ma ona przecież również miejsce.
Sprzedawca
W ostatniej dekadzie z polskiego krajobrazu zniknęły 4 tysiące sklepów stacjonarnych. Od razu więc nasuwa się pytanie: czy najliczniejsza grupa, sprzedawcy znajdą zatrudnienie w nowej, zautomatyzowanej rzeczywistości? Od kilku lat rynek e-commerce rośnie niezachwianie, a jego pozycję tylko wzmocniły lockdowny – pomimo rozmrażania gospodarki, poziom sprzedaży online nie wrócił do poziomu sprzed pandemii. To nie musi być wcale zły znak dla zatrudnionych w sektorze handlowym, mówi Marcin Budzewski: – W sklepie internetowym niektóre ogniwa nam uciekają, jednak nadal towar musi powstać i musi zostać dostarczony do klienta, a do tego z kolei potrzeba wciąż rosnącej liczby kurierów.
Pracownicy tradycyjnej poczty
Poczta Polska, największy pracodawca w kraju, w czerwcu również zapowiedział masowe zwolnienia, nawet siedem tysięcy etatów. Informacje z lipca portalu Money.pl pokazują zmianę planów i ograniczenie zwolnień do 960 pracowników, ale jednak duża część pracowników ma zostać przeniesiona do innych spółek firmy: Poczta Polska Usługi Cyfrowe i Poczta Polska Dystrybucja.
Stacjonarne usługi finansowe
Branża finansowa przenosi się do internetu. W związku z zamykaniem fizycznych placówek banki takie jak Bank Pekao, Santander, BNP Paribas czy Getin Noble Bank przeprowadzają masowe zwolnienia. Skala jest ogromna: Getin Noble zwolni 650 osób, a Bank Pekao 1100.
Pracownicy kin i teatrów
Na skutek pandemii branża rozrywkowa musiała przenieść swoją działalność do internetu. Nie oznacza to, że kina i teatry znikną na dobre z krajobrazu naszym miast, ale stopniowo ich liczba może się zmniejszać, w szczególności jeżeli nastąpią kolejne fale pandemii. Zmiana ta niekoniecznie oznacza masowe zwolnienia dla pracowników kin czy teatrów. Tak jak pracownicy sklepów stacjonarnych sprzedają swoje towary online, tak również będą to robić zatrudnieni w branży rozrywkowej.
Nauczyciel i szkoleniowiec (stacjonarny)
Nauka przeniosła się do internetu. Ze względu na pandemię, bardzo wiele uczelni i firm szkoleniowych rozpoczęło (i co ważne nadal utrzymuje) możliwość nauki zdalnej. Coś, co jeszcze półtora roku temu wydawało się niemożliwe, np. Realizacja pełnego programu dziennych studiów w trybie online jest już rzeczywistością i to nie w czasie rzeczywistym, ale w formie odsłuchu o dowolnie wybranej porze i zadawania pytań na czacie. Pandemia paradoksalnie zwiększyła dostępność nauki (szkolnictwa wyższego).
Jak przygotować się do nadchodzących zmian? Kluczem elastyczność
Kluczowa do utrzymania się na rynku pracy będzie więc elastyczność, umiejętność sprawnego przebranżowienia i szybkiego dostosowania się do nowego środowiska pracy. Wiele osób, w szczególności tych zatrudnionych w zakładach produkcyjnych, zmiany nie ominą, będą musiały przejść szkolenia i wdrożyć się do nowych warunków pracy lub rzeczywistości w nowej branży. Jak przeczytamy w raporcie GUS: „Zawody przyszłości wymagają zarówno technologicznych, jak i „ludzkich” umiejętności. Całkowicie zautomatyzowanych zostanie niewiele zawodów (ok. 5%), ale zmienią się zadania wykonywane przez pracowników, dlatego też istotnym elementem jest zapewnienie pracownikom możliwości edukacyjnych w tym stworzenie odpowiedniej oferty edukacyjnej, zapewnienie możliwości doszkalania czy przekwalifikowania się”.
Oprócz elastyczności, dla podniesienia swoich szans na rynku pracy przemysłu 4.0 istotne będzie również rozwijanie innych kompetencji miękkich, w szczególności komunikacji interpersonalnych. Marcin Budzewski mówiąc o znaczeniu miękkich kompetencji, podkreśla znaczenie kompetencji społecznych: – We wszystkich badaniach widać, że to, czego poszukują obecnie pracodawcy, to umiejętność pracy w grupie. Czy to jest produkcja, czy inne bardzo mechaniczne, proste czynności, to wszędzie tam istnieje konieczność komunikacji, ważna jest gotowość do współpracy. Kolejna poszukiwana miękka umiejętność to zdolność samodzielnego identyfikowania i rozwiązywania problemów. I tu nie chodzi koniecznie o to, żeby pracownik sam potrafił rozwiązać problem, ale bardziej o motywację do pracy i kompetencje społeczne: gotowość do tego aby zaobserwować i zareagować: zidentyfikować źródło problemu i zgłosić go odpowiedniej osobie. To wszystko sprawia, że nawet w procesie bardzo zautomatyzowanym, obsługujący zespół maszyn jest w stanie go kontrolować i poprawiać jego funkcjonowanie. W konsekwencji pracodawca może obniżyć koszty (poważne awarie, zatrudnianie personelu kontrolującego jakość pracy obsługujących maszyny), utrzymując część miejsc pracy. zmniejszyć liczbę osób odpowiedzialnych za kontrolę pracy.
Apokalipsy nie będzie: człowiek pozostanie ważniejszy od maszyny
Na koniec jeszcze ważna uwaga: automatyzacja będzie następowała powoli, a roboty nigdy nie zastąpią nas w pełni. Żeby nie rzucać słów na wiatr, weźmy wspomnianą wcześniej w tym tekście branżę motoryzacyjną, która prowadzi w peletonie najszybciej automatyzujących się branż. Otóż okazuje się, że nawet w produkcji samochodów o znaczącym ograniczaniu liczby pracowników raczej nie ma mowy. Świetnym przykładem jest tutaj koncern Toyoty.
W latach dziewięćdziesiątych robotyzowała swoje zakłady produkcyjne na potęgę. Co ciekawe okazało się jednak, że fabryki zautomatyzowane generowały większe koszty niż tradycyjne fabryki firmy. Toyota doszła wtedy do wniosku, że ludzie są kluczem do efektywnej pracy zakładu. O nauczce sprzed dwóch dekad japoński gigant pamięta do dzisiaj.
Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla MS Jakub Kocjan, trener lean management prowadzący szkolenia w największych firmach produkcyjnych w Polsce podkreślał niezastępowalność człowieka w fabrykach przyszłości: – Skomplikowane procesy i maszyny wymagają jeszcze większego zaangażowania człowieka. Z kolei informatyzacja i automatyzacja wymaga wypracowania doskonałych standardów i stabilnych procesów. Zwróćmy uwagę na to, że maszyny rzadko biorą udział w doskonaleniu, to ludzie rozwiązują problemy i zgłaszają pomysły, tak więc człowiek zawsze będzie najważniejszy. I dodał: – Niezależnie jak wiele maszyn postawimy, to pomysły i rozwiązania zawsze generuje człowiek, to on jest kreatywny. Fabryka przyszłości działająca bez kontroli i decydującego udziału człowieka jest moim zdaniem mrzonką.