„Katastrofa mogła się nie wydarzyć, ale zabrakło systemu monitoringu rzek (…). Po wprowadzeniu nowego prawa wodnego w 2018 r. praktycznie zniknęła ochrona wód, bo gospodarowanie nimi przeniesiono do pionu gospodarczego, a MKiŚ zaś tak naprawdę nie prowadzi monitoringu środowiska wodnego, bo nie ma do tego instrumentów prawnych”- tłumaczyła Gabriela Lenartowicz, była prezes WFOŚiGW w Katowicach. Czy to Pana zdaniem jeden z głównych powodów – brak instrumentów do egzekwowania prawa? A może problem leży nie w prawie, a w przestarzałych technologiach systemu monitorowania rzek?
Zgadzam się, że monitoring rzek jest niewystarczający. Na każdej większej oczyszczalni ścieków mierzone są w sposób ciągły dziesiątki, a czasem setki parametrów jakościowych. Tymczasem w głównych rzekach, które zbierają wody z całego kraju, wykonuje się tylko analizy próbek pobieranych w określonych odstępach czasu. Taki system monitoringu nie jest w stanie wychwycić incydentalnych zdarzeń, a nawet ogólne trendy można zazwyczaj oceniać tylko w skali wielolecia. Zarówno niewystarczający monitoring, jak i brak egzekwowania prawa – którego nie jestem w stanie potwierdzić, gdyż to nie moja branża – przyczyniają się do wzrostu ryzyka katastrofy ekologicznej.
Natomiast stwierdzenie, że katastrofa mogła się nie wydarzyć, gdyby monitoring był lepszy niż jest, moim zdaniem, nieuzasadnione na tym etapie. Dotychczasowe informacje i dane wskazują dość jednoznacznie, że przyczyną katastrofy był zakwit toksycznych glonów. Sprzyjające dla takiego zakwitu warunki powstały prawdopodobnie w wyniku wysokiego zasolenia wody, wysokiej temperatury i wysokich stężeń substancji biogennych (azotu i fosforu), bez których glony nie mogą się rozwijać. Wszystkie te czynniki są skutkiem współywstępujących wielkoskalowych trendów: rozwoju przemysłu, intensywnego rolnictwa i zmian klimatu. Wysokie zasolenie spowodowane jest przede wszystkim zrzutami ścieków przemysłowych, które, w sytuacji występowania niskich przepływów, powiązanych ze zmianami klimatycznymi, nie są dostatecznie rozcieńczane. Natomiast substancje biogenne trafiają do wód przede wszystkim z nawożonych pól uprawnych i częściowo z oczyszczalni ścieków komunalnych.
Dlatego – pomimo wysiłków polityków i dziennikarzy – tak trudno wskazać jednego „winnego” całego zdarzenia. W pewnym sensie winni jesteśmy wszyscy, a bardziej konkretnie wieloletni niezrównoważony rozwój gospodarczy. Należy tu jeszcze dodać, że to co uchodziło nam „na sucho” w ubiegłych dziesięcioleciach, może nie być akceptowalne dla środowiska naturalnego w obliczu zmian klimatycznych, których w średnioterminowej perspektywie najprawdopodobniej nie unikniemy. Dlatego egzekwowanie istniejącego prawa ochrony środowiska nabierać będzie coraz większego znaczenia, a decyzje o przedsięwzięciach gospodarczych, które mają wieloletni negatywny wpływ na środowisko należy podejmować z dużą rozwagą. Z zastosowaniem najlepszych praktyk w zakresie monitorowania, analizy i prognozowania skutków środowiskowych.
Co możemy zrobić, aby zapobiec powtórce z katastrofy ekologicznej na Odrze? Czy nowsze, bardziej precyzyjne instalacje pomiarowe jakości wód mogą pomóc nam zapobiec kolejnym tego typu katastrofom? Jakiego typu rozwiązania są najbardziej potrzebne, gdzie mogą pomóc startupy ze swoimi innowacyjnymi pomysłami?
Aby zapobiec powtórce należy podjąć ogromną pracę polegającą na systematycznym ograniczaniu możliwości występowania czynników ryzyka. Należy zapewnić, poprzez stosowne decyzje i systematyczne kontrolowanie, bezpieczne warunki odprowadzania ścieków komunalnych i przemysłowych. Natomiast decyzje o dopuszczalnych parametrach i ładunkach zanieczyszczeń w ściekach powinny być oparte o gruntowne analizy wyznaczające tolerancję ekosystemu odbiornika ścieków. Należy podjąć postulowane od wielu lat działania na rzecz zmniejszenia ładunków azotu i fosforu do rzek. Działania te opisane są w wielu dokumentach planistycznych (przede wszystkim Plany Gospodarowania Wodami, Program Ochrony Wód Morskich), ale ich realizacja odkładana jest w czasie. Należy zdecydowanie podnieść poziom monitorowania środowisk wodnych poprzez zastosowanie pomiarów ciągłych zasilających nowoczesne systemy prognozowania i wsparcia decyzji, zarówno w zakresie ilości jak i jakości wody. To pozwoli na szybkie wykrywanie niebezpiecznych zdarzeń.
DHI dysponuje szerokim portfolio narzędzi do budowy takich systemów, ale nawiązujemy również współpracę ze startupami, które wdrażają w tym zakresie innowacyjne rozwiązania m.in. związane z zastosowaniem algorytmów tzw. „sztucznej inteligencji”.
Poza tym warto się zastanowić, jak integrować pomiary prowadzone przez inne podmioty niż Inspekcje Ochrony Środowiska. Dostępnych jest wiele wartościowych danych, które nie są w ogóle gromadzone i wykorzystywane w branżowych analizach i podejmowaniu decyzji. Ponadto należy zwiększyć gotowość poszczególnych służb do natychmiastowego reagowania na sytuacje kryzysowe. Zbieranie dziesiątek ton martwych ryb po dwóch tygodniach od katastrofy jest niezbyt skuteczne w kontekście ochrony wód.
Wreszcie należy dążyć do zwiększania bioróżnorodności i wspierania procesów samooczyszczania ekosystemów wodnych poprzez ich renaturyzację w granicach realnych możliwości. Takie wzmocnione ekosystemy będą miały większe szanse przetrwania zjawisk i zdarzeń ekstremalnych.
Ochronią przed kolejną katastrofą?
W swojej wypowiedzi Jan Kwiatkowski wspomniał o co najmniej trzech aspektach, w których nowe technologie mogą pomóc nam uniknąć kolejnej katastrofy ekologicznej, takiej jak ta, z którą mamy do czynienia obecnie na Odrze. To lepsze, ciągłe monitorowanie, ułatwione gromadzenie i analiza danych środowiskowych oraz szybsze informowanie o zagrożeniu odpowiednich służb.
Do ostatniej grupy należą z pewnością coraz liczniejsze na rynku rozwiązania wykorzystujące dane satelitarne. Już teraz narzędzia startupów takich jak Orora Technologies czy OneConcern wykorzystywane są przez służby ratunkowe walczące z pożarami czy powodziami.
Inspektor 24/7
A gdyby tak nie być zależnym od pracy służb inspektoratów ochrony środowiska i móc wykrywać spusty zanieczyszczeń do rzek nie tylko od poniedziału do piątku, w godzinach 7-15, ale jednak również w weekendy? Gdyński Pelixar S.A. – grupa gdyńskich studentów, założyła kilka lat temu startup konstruujący bezzałogowe statki powietrzne. Drony te Pelixar S.A. wykorzystuje również stricte dla ochrony wód, a jego systemy używane są przez m.in. Port Gdańsk i Port Gdynia.
Do tego można by dołożyć urządenie umieszczone w wodzie, podążające np. za toksycznym wyciekiem, śledzące jego rozprzestrzenianie się w trybie ciągłym. Na tym odcinku sprawdziłoby się rozwiązanie startupu z polskim wykładem, Acua Ocean. Ich bezzałogowy, zasilany wodorem wodny pojazd nafaszerowany sprzętem badawczym, zaprojektowany został właśnie dla monitorowania oceanów jak i rzek. Współzałożycielem Acua Ocean jest Marta Krupińska, Head of Google for Startups w Wielkiej Brytanii, współtwórczyni FreeUp.io (dzisiaj Earnd). Podobny pomysł jak Acua Ocean ma kolejny polski startup, NOA Marine.
Dane. Zebrane i wykorzystane
Jak wspominał Jan Kwiatkowski, tym, co może pomóc w zapobieżeniu kolejnej katastrofy na polskich wodach, jest nie tylko monitoring, ale również rozwiązania pozwalające na szybkie zbieranie danych z różnych źródeł i upraszczające ich analizę. Spectator odpowiada na tę potrzebę, bo to uporządkowana baza danych pobranych z różnych źródeł i przy pomocy różnych technologii, dodatkowo przyspieszająca analizę danych satelitarnych. Sat4Envi to kolejna baza danych o środowisku, zbudowana w ramach unijnego ESA BIC. Jest ogólnodostępna i bezpłatna.
Na stole leży wiele, łatwo dostępnych rozwiązań. Oferowane przez polskie firmy, z międzynarodową renomą. Chyba warto spróbować?