Miliony w błoto
Na początku czerwca opublikowaliśmy pierwszy artykuł z cyklu pt. Miliony w błoto. Chcieliśmy nim pokazać, jak zagraniczne startupy upadały. Opisanym przedsiębiorcom w rozwoju spółki pomagali mentorzy z najlepszych na świecie funduszy inwestycyjnych i miliony dolarów od inwestorów. Mimo to, choć wydawałoby się, że receptą na sukces są właśnie te czynniki, biznesy te nie odniosły sukcesu. Dlaczego tak się działo? Powodów było wiele, każdy dotyczył innej sytuacji, dlatego postanowiliśmy opisać historie porażki każdego z osobna.
Wiele mówi się o tym, że 9/10 (albo i więcej) polskich startupów upada. Statystyka ta nie została nigdzie potwierdzona (nikt też jej nie zaprzeczył), ale przyjęło się, że to prawda. Także w tym artykule nie podejmiemy się wyzwania sprawdzenia tego, czy rzeczywiście startupy najczęściej ponoszą porażkę. Pokażemy za to, że nie tylko polskie przedsięwzięcia nie znajdują klientów albo z innych powodów muszą zakończyć działalność. Poznajcie pięć zagranicznych startupów, które upadły.
Pieniądze, mentorzy i porażka
1. Dinner Lab
Na zdjęciu: twórca Dinner Lab
Ten startup zakończył działalnośc dlatego, że nie znalazł dobrego modelu biznesowego. Jego założyciel, Brian Bordainick, po czterech lat pracy nad startupem ogłosił zamknięcie firmy. Wraz z pracownikami oferował mieszkańcom 31 miast w Stanach Zjednoczonych przygotowywanie obiadów i kolacji w ich własnych domach. Wysyłał do nich wyspecjalizowanych kucharzy, którzy zajmowali się gastronomiczną stroną wydarzenia, często były to imprezy okolicznościowe takie jak urodziny.
Dinner Lab zatrudniał 70 pracowników, którzy zajmowali się przygotowywaniem obiadów i kolacji w domach klientów. Ten na początku płacił opłatę za dołączenie do klubu (od 125 dol. do 175 dol. – w zależności od miasta), a później za każdą osobę, dla której kucharze przygotowywali posiłki. Startup pozyskał 9,1 mln dolarów, miał dobrych inwestorów, którzy doradzali jak rozwijać biznes, ale musiał zaprzestać działalność. Głównym powodem zakończenia prac nad projektem był brak odpowiedniego modelu biznesowego.
2. Shuddle
Na zdjęciu: twórca Shuddle
Shuddle było aplikacją nazywaną „Uberem dla dzieci”. W październiku 2014 roku Nick Allen, amerykański seryjny przedsiębiorca, stworzył startup zrzeszający wyszkolonych kierowców, którzy zajmowali się przewożeniem dzieci. Rodzice mogły dzień wcześniej zamówić kierowców, by zawiozły i przywiozły dzieci ze szkoły. Opiekunowe mieli też stały dostęp do podglądu trasy i mogli obserwować, gdzie dokładnie znajdowały się ich pociechy, gdy podwoził je zamówiony kierowca.
Startup po pół roku od premiery obsłużył 2,6 tys. klientów w samym Bay Area. Po roku wykonał 65 tys. zleceń. Mimo tego, że znalazł zainteresowanie wśród grupy docelowej, nie przetrwał. Media donosiły, że nie poradził sobie z konkurencją na rynku. Głównymi spółkami, z którymi musiał konkurować o klientów szukających podwózki były Uber (wtedy z miliardem dolarów finansowania), Lyft (wyceniany na cztery miliardy dolarów) czy Hailo ze sto milionami finansowania. Shuddle pozyskał „tylko” 12,2 mln dolarów.
3. Homejoy
Na zdjęciu: założyciele Homejoy
Adora i Aaron Cheung jeszcze jako nastolatkowie dorabiali sprzątając domy. Wtedy wpadli na pomysł stworzenia serwisu, który zrzeszałby osoby sprzątające i te, które chciałyby zlecić tego typu usługi komuś zaufanemu. Stworzyli więc serwis Homejoy, który spełniał obie te funkcje. Adora i Aaron z pomysłem na biznes trafili do inkubatora przedsiębiorczości Y Combinator, który przyjął młodych przedsiębiorców pod swoje skrzydła i wsparł ich i finansowo, i merytorycznie.
Później do grona inwestorów dołączyły większe fundusze, które na rozwój działalności przeznaczyły 64,2 mln dolarów. Z usług Homejoy mogli korzystać mieszkańcy 31 miast w Stanach Zjednoczonych, m.in. z San Francisco, San Jose, San Diego, Seattle, Los Angeles i Nowego Jorku. W całym 2014 roku osiągnął przychód w wysokości 25 mln dolarów. W marcu kolejnego roku sprzątacze zrzeszeni w Homejoy pozwali firmę o to, że nie płaci im odpowiedniej stawki. Proces był jedną z przyczyn upadku tego startupu.
4. Kitchit
W 2010 roku Brendan Marshall, Ian Ferguson i George Tang zgłosili swój startup do StartX, akceleratora przedsiębiorczości skupionego na pomysłach studentów. Zachwycili jurorów projektem zrzeszającym kucharzy, którzy mieli przygotowywać potrawy w domach klientów. Ich zadaniem było zajęcie się wszystkim co związane z organizacją imprezy od strony gastronomicznej. Przygotowywali więc kuchnię, jedzenie, podawali dania gospodarzom i gościom, a później sprzątali po sobie.
Do pierwszego kwartału 2013 roku, startup trójki przyjaciół obsłużył 15 tys. imprez okolicznościowych. Kitchit szybko też wzbudził zainteresowanie inwestorów. W grudniu 2014 roku pozyskał 7,5 mln finansowania, co podniosło łączną kwotę inwestycji do 8,1 mln dolarów. Mimo wsparcia inwestorów i mentorów, nie przetrwał próby czasu. Stało się tak z dwóch powodów: jeden z założycieli projektów umarł po wypadku drogowym. Drugim powodem były problemy z pozyskaniem kolejnych inwestycji.
5. Secret
Na zdjęciu: zrzut z aplikacji Secret
35 milionów dolarów – tyle w ciągu 16 miesięcy działania aplikacji Secret jej twórca, David Byttow, zdołał pozyskać od inwestorów. Mimo tego, że kwota wydawała się wystarczająca na pokrycie kosztów pracy i dalsze inwestycje, nie pozwoliła utrzymać się na rynku. – To najcięższa decyzja w moim życiu (…). Niestety, Secret nie reprezentuje wizji, dla której zaczęłam tworzyć tę firmę, dlatego uważam, że taka decyzja będzie dobra dla mnie, inwestorów i zespołu – tłumaczył porażkę swojej aplikacji CEO Secret.
Jej twórcami byli David Byttow i Chrys Bader-Wechseler, których można uznać za doświadczonych przedsiębiorców. Wcześniej pracowali dla Square Wallet, Google+, Photovine i Youtube. Pracę nad wspólną aplikacją zaczęli jeszcze w 2013 roku, w grudniu pozyskali 1,4 mln dolarów finansowania, by wystartować na początku 2014 roku. Po trzech miesiącach działania pozyskała 8,6 mln dolarów finansowania. Niestety użytkownicy wykorzystywali ją do innych celów, niż spodziewali się twórcy.