W Salwadorze życie nie jest jak w Madrycie
Salwador – państwo położone w Ameryce Środkowej jako pierwszy kraj na świecie zaakceptował Bitcoina w formie środka płatniczego. Już kilka lat temu państwo to wyzbyło się swojej własnej waluty na rzecz dolara amerykańskiego. Wszystko po to, aby uchronić gospodarkę przed załamaniem i rosnącą inflacją.
Bo wiedzieć trzeba, że Salwador to naprawdę biedny kraj. 20% PKB tego państwa stanowi tzw. rynek remittance, czyli przelewy od imigrantów, którzy pracują najczęściej w Stanach Zjednoczonych. Owi imigranci po prostu wspierają finansowo swoje rodziny, które zostały w Salwadorze. Tylko ok. 51% mieszkańców tego kraju ma dostęp do internetu, a ok. 22% żyje za mniej niż 5,50 dolarów dziennie.
I choć wskaźnik ubóstwa poprawia się na przestrzeni lat, to dzieje się tak w dużej mierze za sprawą wspomnianego rynku remittance i wyjeżdżania „za chlebem” do Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie firmy z lokalnego rynku bardzo mocno wykorzystują tę sytuację i narzucają olbrzymie prowizje.
Aż 70% Salwadorczyków nie ma bowiem konta w banku. A pośrednicy operacji przelewów do tej pory pobierali od 10% do 50% prowizji. Salwadorczycy szybko znaleźli sobie alternatywę w postaci kryptowalut. Na popularności zaczęła zyskiwać aplikacja Strike, która pozwalała na wysyłanie pieniędzy w formie Bitcoina, a potem przewalutowanie ich do dolara. Prezydent Nayib Bukele widząc tę sytuację, postanowił wprowadzić Bitcoina jako oficjalny środek płatniczy.
W Salwadorze za kawę zapłacisz Bitcoinami
Rząd Salwadoru stworzył oficjalny portfel – Chivo. Ten fabrycznie wyposażony był w Bitcoiny o wartości 30 dolarów. Salwadorczycy używają go, aby szybko przewalutowywać swoje środki, monitorować saldo czy po prostu płacić za jego pośrednictwem. W zasadzie wszystkie wielkie sieci takie jak Starbucks czy McDonald’s akceptują w Salwadorze płatności Bitcoinem. A do tego grona dołącza też coraz więcej firm z sektora MŚP.
Z Chivo korzysta już prawie połowa mieszkańców Salwadoru. Jednak sam portfel nie służy im tylko do przechowywania kryptowaluty, lecz również do… spekulacji. Salwadorczycy zaczęli po prostu obracać cyfrową walutą – sprzedawać drożej, kupować taniej. Nie zawsze jest jednak kolorowo, gdyż wahania kursu Bitcoina sprawiają, że czasem tracą oni swoje oszczędności.
Tak stało się w przypadku Wilfredo Henandeza, 37-letniego kucharza, którego historię opisuje Bloomberg. Ten, stojąc w kolejce do bitomatu chciał wypłacić 60 dolarów, które miał na swoim portfelu. Jednak już, gdy stał w kolejce – ich wartość spadła do 57 dolarów. Trzy dolary to nieduża strata, ale należy pamiętać, że owo 60 dolarów, to aż 16% płacy minimalnej w Salwadorze.
Nie każdy Salwadorczyk podziela entuzjazm prezydenta. Niektórzy widzą w tym zagrożenie dla swojej prywatności, a nawet potencjalne ryzyko destabilizacji gospodarki i wywołania olbrzymiej inflacji. W stolicy kraju – San Salwador – we wrześniu wybuchły protesty przeciwko wprowadzeniu Bitcoina jako środka płatniczego.
Spalony został nawet jeden bitomat. Protestujący jednak oskarżali Nayiba przede wszystkim o zapędy dyktatorskie. Pomimo tych niepokoi, prezydent nadal cieszy się 85% poparciem w sondażach.
Bitcoin City w Salwadorze
20 listopada Nayib Bukele w trakcie imprezy Bitcoin „Feel The Bit 2021” zapowiedział, że planuje wybudowanie Bitcoin City. Miasto ma powstać pomiędzy miastami La Unión i Conchagua, w pobliżu wygasłego wulkanu. Prezydent Salwadoru chce, aby infrastruktura miejska była napędzana energią geotermalną z wulkanu. Tak, aby całe przedsięwzięcie było dodatkowo ekologiczne.
– Bitcoin City to nie tylko idea, to także rzeczywistość. Miasto będzie miało dzielnice mieszkalne, centra handlowe, restauracje, port, a wszystko to wokół Bitcoina – mówi Nayib Bukele.
Głowa państwa przekonywała, że na terenie Bitcoin City powstaną mieszkania, punkty usługowe, restauracje, lotnisko, port i kolej. A sam kształt miasta ma przypominać monetę Bitcoina.
– Bez podatku dochodowego, podatku od nieruchomości, podatku kontraktowego, podatku miejskiego i z zerową emisją CO2. Jedynymi podatkami, jakie będziemy mieli w „Bitcoin City” jest VAT. Połowa zysków zostanie przeznaczona na opłacenie obligacji gminy, a reszta na infrastrukturę publiczną i utrzymanie miasta – przekonuje prezydent Salwadoru.
Prezydent wskazywał, że pierwsze obligacje powinny powstać za ok. 60 dni, na początku 2022 r. Samo miasto Nayib porównywał do starożytnej Aleksandrii. Twierdził nawet, że aby wypromować Bitcoina musi powstać wiele takich „Aleksandrii”.
Salwador stanie się centrum kryptowalutowego świata?
Idea stojąca za Bitcoin City jest szczytna. CSO Blockstream – Samson Mow, uważa nawet, że Salwador może stać się finansowym centrum świata kryptowalut. Jak przekonuje – pierwsza 10-letnia emisja obligacji będzie warta miliard dolarów. Poparta Bitcoinami oferowałaby inwestorom kupon o wartości 6,5%.
Obligacje te miałyby być wyemitowane na blockchaine Bitcoina. Obecnie Salwador pracuje nad specjalną ustawą dot. papierów wartościowych, która w ogóle umożliwiłaby emisję takich obligacji.
Według Samsona Mow po emisji 10 takich obligacji wycofano by z rynku ok. 5 mld dolarów w Bitcoinach na kilka lat. A gdyby jeszcze co najmniej 10 krajów zdecydowało się na taki sam krok, uzyskanoby połowę kapitalizacji rynkowej Bitcoina.
Jednak pojawiają się tu pierwsze wątpliwości. Na razie Nayib nie przedstawia realnych planów dot. budowy miasta, kosztorysów. Nie padło nawet słowo o tym, kiedy prace mogłyby ruszyć. Choć prezydent cieszy się obecnie dużym poparciem, to również nie oznacza, że nie utraci swojej pozycji w ciągu kilku lat.
Nie wiadomo też jeszcze, jak zmieni się wartość rynkowa Bitcoina w najbliższych latach, a także jaki będzie stosunek społeczności międzynarodowej do kryptowaluty. Nayib może być wizjonerem, ale na chwilę obecną zdaje się bardziej showmanem, który chce wypłynąć na szersze wody za sprawą popularności Bitcoina i kryptowalut. W celu np. przyciągnięcia potencjalnych inwestorów czy zwiększenia swoich wyników sondażowych.